- 1 Jak zarabiać na giełdzie codziennie? (70 opinii)
- 2 Te zdjęcia obejrzysz przez specjalne okulary (2 opinie)
- 3 Ciotka i skandal w uzdrowisku (48 opinii)
- 4 Pierwszy taki koncert w historii! (31 opinii)
- 5 5 wystaw, na które warto wybrać się w maju (7 opinii)
- 6 Iwona, ofiara hejtu. O premierze T. Wybrzeże (24 opinie)
Wyobraź sobie, ze pracujesz po 48 godzin z rzędu, zarabiasz 4,50 za godzinę, a dodatkowo masz szefa, którego jedynym hobby jest nieustanne gnębienie podwładnych. Tak właśnie wygląda życie stojaka - ochroniarza znajdującego się na samym dole korporacyjnego systemu. Artur Wieczyński w swojej drugiej powieści zatytułowanej "Stojak" bezlitośnie obnaża realia pracy, będącej współczesną formą niewolnictwa.
Po przeczytaniu pierwszej książki Artura Wieczyńskiego nie miałam wątpliwości: to nie jest typ pisarza, który lubi szczęśliwe zakończenia. Alkohol, powolne staczanie się, kolejne finansowe problemy i zwyczajny pech - to wszystko w powieści "I w ogóle" kumulowało się w sposób dość radykalny i zmierzający tylko do jednego: autodestrukcji głównego bohatera.
W "Stojaku", drugiej książce Wieczyńskiego, początkowo wydaje się, że może być trochę lepiej. Bohater co prawda nadal nie opływa w luksusy, ba, żyje w zasadzie na granicy nędzy, jednak ma konkretne, stałe zajęcie, które pozwala mu żywić nadzieję na ciekawszą przyszłość. Cóż z tego, skoro wkrótce okaże się, że zawód, jaki sobie tymczasowo wybrał, okaże się jedną z największych porażek jego dotychczasowego życia.
Patryk Boszczuk, bo tak się nazywa bohater Wieczyńskiego, pracuje jako ochroniarz. Najpierw "na batonach", czyli w fabryce słodyczy, a potem, skuszony lepszymi warunkami, przechodzi do korporacji ochroniarskiej w ekskluzywnym biurowcu w Warszawie. Łudzi się, że będzie mu tutaj dobrze, jednak już pierwsze 48 godzin spędzonych w nowej pracy solidnie daje mu w kość. Każde wyjście do toalety czy zjedzenie posiłku okupione jest długim i nerwowym wyczekiwaniem, aż przełożony łaskawie wyrazi zgodę na zejście z "posterunku". Nie ma szans na cywilizowaną rozmowę - okazuje się, że większość osób pracujących w ochronie to frustraci, chorzy z nienawiści do siebie i innych.
W takiej atmosferze Patryk Boszczuk spędza kawał czasu, próbując sobie wyobrażać, jak to będzie cudownie, gdy pożegna się ze swoją koszmarną pracą i otworzy własny sklepik spożywczy. Tymczasem jednak musi znosić idiotyczne rozkazy szefa i kłaść uszy po sobie, co zresztą robi za każdym razem, gdy czuje, ze zbliża się niebezpieczna w skutkach konfrontacja. Wieczyński świetnie kreuje swojego bohatera: wypełnia go narastającą nienawiścią, gniewem godnym romantycznych buntowników, po to tylko, by za chwile pozwolić mu przybrać maskę uładzonego stoika.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że mamy do czynienia z klasycznym frajerem. Co ciekawe, nie wzbudza on jednak pogardy, raczej zdziwienie, że można tak długo znosić poniżenia w imię stałego zatrudnienia za absurdalnie niską stawkę. Czy w przypadku legalnego niewolnictwa, które opisuje Wieczyński, wciąż można zatem twierdzić, że praca jest sensem życia człowieka?
Opinie (50)
-
2011-07-12 08:15
a ja mam fajną pracę
... i w zyciu nie chciałbym pracować w ochronie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
- 0 1
-
2011-07-12 11:17
Praca nie powinna zastepowac zycia osobistego. Poza praca nalezy miec pasje i hobby, jesli sie nie ma, to jest to naprawde smutne.
- 0 0
-
2011-07-12 14:06
hmm
pytanie rzeczywiście zadane kiepsko bo przecież są ludzi, których praca jest hobby a ono z kolei w jakimś stopniu sensem ich życia, jeśłi chodzi dokładnie o pracę w artykule, domyślam się, że łatwo nie jest, widać to chociażby patrząc na ludzi, którzy tak pracują, smutek na twarzach, a może to zaduma, wystarczy zapyatć o coś pana ochroniarza w sklepie żeby zauważyć że chwile mu zajmie powrót do rzeczywistości:) ale jak to z każdą pracą , ma swoje dobre i złe strony, co mają powiedzieć osoby pracujące przy kasach?
-------
Trzeba umieć iść słoneczną stroną życia.- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.