- 1 Remont "Słoneczka". Będzie nowy wystrój (87 opinii)
- 2 Noc Muzeów: 5 nietypowych atrakcji (37 opinii)
- 3 Jak zarabiać na giełdzie codziennie? (72 opinie)
- 4 Zaginione dzieła na wiadukcie i budynku (128 opinii)
- 5 Iwona, ofiara hejtu. O premierze T. Wybrzeże (24 opinie)
- 6 Ciotka i skandal w uzdrowisku (58 opinii)
Wałęsa dbał o zachodnią prasę. I miał rację. Wystawa zdjęć Chrisa Niedenthala z okresu PRL w CSW Łaźnia
23 czerwca 2013 (artykuł sprzed 10 lat)
- Wałęsa bardzo dbał o kontakty z zagranicznymi dziennikarzami. Wiedział, że dzięki ich relacjom partia nie będzie mogła zignorować strajku. Dlatego często dawał się fotografować. Jak się okazało, miał rację - mówi Chris (a na co dzień Krzysztof) Niedenthal, fotograf, którego zdjęcia można oglądać na wystawie w C.S.W. Łaźnia do 18 sierpnia. Bilety po 5 i 7 zł.
Borys Kossakowski: Mówił pan, że Trójmiasto ma dla pana szczególne znaczenie. Dlaczego?
- Tu przeszedłem chrzest bojowy. W Gdańsku rozpoczęła się moja kariera fotografa politycznego. Był drugi dzień strajków w Stoczni. Wiedziałem, że to co się dzieje, jest bardzo ważne. Co ciekawe, strajkami polska prasa interesowała się umiarkowanie. Natomiast prasa zagraniczna rzuciła się do pracy. Zameldowaliśmy się pod Stocznią wraz Michaelem Dobbsem jako pierwsi.
Nie chcieli pana wtedy wpuścić do stoczni?
- Nie chcieli. Stoczniowcy się wtedy jeszcze bali dziennikarzy. Musiałem uciec się do fortelu i w końcu nas wpuszczono, ale zakazano fotografowania. Ja wszedłem jako tłumacz Dobbsa. Nie wytrzymałem i kilka fotografii wtedy zrobiłem. Gdy przyjechaliśmy tam dwa tygodnie później, wpuszczano już wszystkich zachodnich dziennikarzy. Lech Wałęsa wiedział, że zagraniczna prasa jest gwarantem, że strajku nikt nie zignoruje. A partia chętnie by to zrobiła.
W późniejszym czasie zrobił pan Wałęsie piękne zdjęcie, jak całuje swoją żonę na pożegnanie. Był pan jego przyjacielem?
- Raczej nie. On bardzo dbał o kontakty z prasą. Często gościł dziennikarzy z całego świata i pozwalał się fotografować. Co ciekawe, jego mieszkanie było cały czas obserwowane. Za rogiem, pod blokiem stała nyska, w której potem nas zawsze spisywali.
To było ustawione zdjęcie?
- Nie. Pozowanie zawsze na zdjęciu wygląda sztucznie. Unikam tego jak ognia. Stałem w drzwiach i czekałem, aż Lech wyjdzie z mieszkania. Jak zaczęli się żegnać, chwyciłem za aparat. Chwyciłem Wałęsów w ostatniej chwili.
Pana zdjęcia są wyjątkowe, bo są... kolorowe.
- W PRL-u nie było barwnych klisz, dla polskich fotografów były one za drogie. Ja miałem dostęp do najlepszych filmów, zwłaszcza odkąd zacząłem pracować dla amerykańskich magazynów. Zgodnie z amerykańskim prawem wszystkie klisze odesłano mi z powrotem. Mam więc w domu kilkaset tysięcy zdjęć, które sukcesywnie przeglądam i archiwizuję. Wielu z nich nie pamiętam (tak było właśnie ze zdjęciem z Wałęsami), bo wysyłałem na Zachód niewywołane klisze. Teraz je odkrywam na nowo, po latach. To fascynujące.
Za komuny czerpał pan dochody z kontraktów z Time'm czy Newsweekiem. Musiał pan żyć jak pączek w maśle.
- Rzeczywiście, każdy kto zarabiał w dewizach miał bardzo dobrze. Stawka dzienna przekraczała miesięczną pensję przeciętnego Polaka. Nie żyliśmy w luksusach, ale mieliśmy za co żyć. A na Zachodzie byłoby pewnie odwrotnie, żyłoby się w luksusie, ale nie byłoby za co żyć (śmiech). I tak koledzy patrzyli na mnie jak na kosmitę, że chcę tu zostać.
Można zażartować, że to była praca marzeń. Raz na jakiś czas sfotografował pan jakiś strajk i tyle.
- Ale nigdy nie wiedzieliśmy, gdzie się czai Urząd Bezpieczeństwa. Zresztą czasem było bardzo dużo pracy. Zwłaszcza w 1989 roku, kiedy pracowałem dla Time'a i obsługiwałem całą Wschodnią Europę razem z ZSRR. Co tydzień byłem w innym kraju. To było istne szaleństwo. Najbardziej intensywny czas w moim życiu. To był rok koszmarny i fantastyczny zarazem.
Często był pan w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. To kwestia szczęścia?
- Pewnie tak. Ale zawsze starałem się mieć rękę na pulsie. Regularnie odwiedzałem redakcje zagranicznych agencji oraz kolegów dziennikarzy. Wszyscy nosiliśmy przy sobie miniaturowe radyjka i o każdej pełnej godzinie rzucało się wszystko i słuchało informacji BBC. Dzięki temu mogliśmy reagować bardzo szybko.
Czyli korzystaliście z nowoczesnej technologii. A jak pan się łapie w nowinkach elektronicznych?
- Pracuję na analogowych aparatach. Nie mieści mi się w głowie, że na tej małej karcie pamięci mieszczą się jakieś fotografie. Niestety to tak podraża koszty, że czasami niemal dopłacam za to, że mogę w ogóle pracować (śmiech).
Redakcje fotografów zwalniają i każą dziennikarzom robić zdjęcia smartfonami.
- To już się dawno zaczęło w USA czy w Anglii. A teraz to przyszło do Polski. Nie unikniemy tego. Zastanawiam się, co dalej.
Nie obrazi się pan, jak zrobię panu zdjęcie za pomocą Instagramu?
- Nie (śmiech). Ja też panu zrobię.
Komunizmu już nie ma, fotografii analogowej już nie ma. Wszystko, co najważniejsze w pana życiu zawodowym się skończyło. Musiał pan wymyślić się od nowa.
- W latach dziewięćdziesiątych przez sześć lat prowadziłem studio fotograficzne. Ale studio to nie dla mnie. Musiałem być w ruchu. Później poświęciłem się fotografowaniu ludzi niepełnosprawnych. Miałem takie poczucie, że muszę się odwdzięczyć za całe dobro jakie mnie spotkało w życiu.
Wydarzenia
Wywiady
Miejsca
Zobacz także
28 czerwca 2013
(21 opinii)
Opinie (91) 3 zablokowane
-
2013-06-23 20:38
Swietne zdjecia!
- 4 1
-
2013-06-23 20:40
redaktorzy,weźcie juz odpuśccie z tym bolesławem
facet o metnej przeszlosci, ktory nie potrafi udowodnic swojej niewiny. naprawde brakuje wam juz porzadnych tematow?
- 9 2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.