• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Sen czy jawa, czyli o życiu w potrzasku - recenzja "Życie jest snem" Teatru Wybrzeże

Łukasz Rudziński
3 marca 2013 (artykuł sprzed 11 lat) 
Segismundo (Michał Jaros, w środku) trzymany jest w więzieniu, gdzie pilnuje go Clotaldo (Michał Kowalski, po lewej). Gdy tylko przejmie władzę, spróbuje się za to "odwdzięczyć". Jego sługą stanie się androgyniczny Clarin (świetna rola Piotra Biedronia, po prawej). Segismundo (Michał Jaros, w środku) trzymany jest w więzieniu, gdzie pilnuje go Clotaldo (Michał Kowalski, po lewej). Gdy tylko przejmie władzę, spróbuje się za to "odwdzięczyć". Jego sługą stanie się androgyniczny Clarin (świetna rola Piotra Biedronia, po prawej).

Niezwykle efektowną, rozbuchaną inscenizacyjnie, bardzo mocno zmodyfikowaną w stosunku do oryginalnego tekstu Pedro Calderóna de la Barki premierę przygotowano w Teatrze Wybrzeże. Wyśmienita gra aktorów nie przysłania jednak braków spektaklu "Życie jest snem", który właściwie składa się z szeregu mini spektakli. Barokowy tekst służy za kontekst.



Ciekawą, umowną przestrzeń spektaklu przygotowała scenografka Katarzyna Stochalska. Ciekawą, umowną przestrzeń spektaklu przygotowała scenografka Katarzyna Stochalska.
Justyna Bartoszewicz w roli Rosaury dostała prawdziwe aktorskie wyzwanie, z którym radzi sobie bardzo dobrze. Justyna Bartoszewicz w roli Rosaury dostała prawdziwe aktorskie wyzwanie, z którym radzi sobie bardzo dobrze.
Świetnie współbrzmiącą z akcją sceniczną muzykę zapewniają grające na żywo Edyta Czerniewicz (wiolonczela) i Julia Ziętek (skrzypce). Świetnie współbrzmiącą z akcją sceniczną muzykę zapewniają grające na żywo Edyta Czerniewicz (wiolonczela) i Julia Ziętek (skrzypce).
"Życie jest snem" Teatru Wybrzeże na pewno nie jest adresowane do sympatyków klasycznych tekstów. Wprawdzie w spektaklu wykorzystano wiele fragmentów tłumaczenia dzieła Calderóna autorstwa Jarosława Rymkiewicza, jednak kwestie dopisane przez dramaturg Julię Holewińską i reżysera Kubę Kowalskiego radykalnie zmieniają wydźwięk XVII-wiecznego tekstu, nie tyle przenosząc, co wrzucając go brutalnie w naszą rzeczywistość. Najbardziej jaskrawym dowodem tego, że realizatorów nie interesuje dosłowna interpretacja tekstu Calderóna jest androgeniczna, transseksualna postać Clarina, mówiącego współczesnym językiem zmanierowanego geja, prosto z "Lubiewa" Michała Witkowskiego (u Calderóna de la Barki jest to po prostu błazen). Nie znajdziemy w barokowym dramacie choćby problemu posiadania kredytu czy realiów współczesnych korporacji.

Fabuła się nie zmienia. Rosaura i Clarin trafiają w góry, gdzie znajdują wieżę, w której więziony jest Segismundo. To następca Basilia, króla Polski, trzymany w wieży w obawie przed wypełnieniem okrutnej przepowiedni ojcobójstwa i pogrążenia kraju w chaosie. Król po latach decyduje się jednak dokonać eksperymentu i, podobnie jak w późniejszym "Ubu Królu" Alfreda Jarry'ego, chce uczynić na pewien czas z więźnia prawdziwego władcę, a w wypadku gdyby Segismundo okazał się niebezpiecznym tyranem, wmówić mu, że to był tylko sen. Sytuacja jednak szybko wymyka się spod kontroli. Wieść o księciu prowadzi do buntu i budzi chęć do rewolucyjnej zmiany dotychczasowego porządku.

Wszystko rozgrywa się w umownej, przestrzennej, niemal kubistycznej scenografii Katarzyny Stochalskiej, składającej się z pudełkowych segmentów, wykorzystywanych jako pałac Basilia i wieża-więzienie Segismunda oraz bardzo efektownych wizualizacji Michała Jankowskiego. W pierwszej scenie obserwujemy programowanie, czy wręcz tresurę Segismunda, który w ciekawej pantomimie (bardzo dobrze ułożony ruch sceniczny przez Katarzynę Chmielewską) odtwarza m.in. gesty charakterystyczne dla największych religii świata, a część wypowiadanych przez niego słów (oryginalny, choć skrócony monolog Segismunda z tekstu Calderóna) uzyskuje naukowy komentarz i encyklopedyczne wyjaśnienie nieustannie analizującego i skanującego go komputera.

Czy kiedykolwiek czułe(a)ś się zmanipulowany(a) przez swoich bliskich?

To połączenie tradycyjnej, baśniowej przestrzeni tekstu z nowymi technologiami, tradycyjnego literackiego języka (Rymkiewicz wyrzucił szereg staropolskich ozdobników znanych z wcześniejszych tłumaczeń) ze slangiem i wulgaryzmami, czy materii XVII-wiecznego dramatu ze współczesnymi realiami zaskakuje, czasami wręcz szokuje. Do dość odważnej, pachnącej literaturą i kinematografią z gatunku science fiction, wizji imperium Basilia jako gigantycznej fabryki snów (które można sobie wykupić za ciężko zarobione pieniądze jak popularne używki) trzeba się po prostu przekonać. Na pewno nie każdemu widzowi przypadnie to do gustu, bo też i nie w każdym momencie wizja ta jest przekonująca. Bronią jej jednak aktorzy.

Kuba Kowalski świetnie pracuje z aktorami Wybrzeża. Już w "Zwodnicy" było to widoczne, podobnie było w "Evie Peron" i zwłaszcza w "Ciałach obcych", realizowanych w Teatrze Wybrzeże wcześniej. Tym razem aktorzy grają koncertowo, choć spektakl składa się z szeregu często wyśmienitych epizodów-popisów aktorskich, które momentami dominują nad całością przedstawienia. Po mistrzowsku wręcz swoją rolę transseksualnego, zmanierowanego Clarina prowadzi Piotr Biedroń (to zdecydowanie najlepsza rola tego aktora w Wybrzeżu). W groteskowej, farsowej roli kompletnego odmieńca w stosunku do pozostałych postaci, świetnie tonuje emocje, jest wyrazisty, często "skrada" sceny pozostałym aktorom.

Nie sposób nie docenić ogromnie zaangażowanej, odważnej i wielowymiarowej roli Rosaury w wykonaniu Justyny Bartoszewicz, sięgającej chyba po cały wachlarz swoich aktorskich umiejętności, nieoczekiwanie prowadzącej też wątek swojej postaci w stronę średniowiecznego romansu. Z bardzo trudnej (także fizycznie) roli Segismunda bezbłędnie wywiązuje się Michał Jaros. Jedne z najlepszych scen całego spektaklu należą do Estrelli (Anna Kociarz) oraz Astolfo (Marek Tynda) - świetnie zgranego duetu z pogranicza świata wielkiej finansjery i porachunków mafijnych (brawurowa scena ubierania się na scenie). Doskonałym pomysłem jest wprowadzenie grających na żywo podczas spektaklu, skrzypaczki Julii Ziętek oraz wiolonczelistki Edyty Czerniewicz.

A jednak spektakl rozczarowuje. Dlaczego? Bo budując odważną, ciekawą inscenizację, twórcy bardzo płytko prezentują główną myśl spektaklu. Choć tekst polukrowano naprawdę dobrą grą aktorską, w moim odczuciu jego potencjał nie został wykorzystany. Poza garścią komunałów w stylu "jesteśmy uwikłani w szereg medialnych zależności", "jesteśmy manipulowani na każdym kroku" i "chętnie płacimy za iluzję, czyli silne, ale bezpieczne, bo nierzeczywiste wrażenia", nowa premiera Teatru Wybrzeże niewiele mówi nam o dzisiejszym świecie, a z tego opisanego przez Calderóna zachowuje jedynie nić fabularną. Szkoda, bo od tak dobrze przygotowanego przedstawienia oczekuję czegoś więcej niż prościutkiej diagnozy i szeregu efektownych scen.

Spektakl

8.1
41 ocen

Życie jest snem

spektakl dramatyczny

Miejsca

Spektakle

Opinie (18) 2 zablokowane

  • Trufel Nowaka nie ma w trójmieście (1)

    Trufel Nowaka nie ma w trójmieście (niestety) już z 10 lat,ale widze że kompleksy zostały.I słusznie.Tu pustota intelektualna i brak inwencji, żeby w praktyce spierać się kto ma racje delikatnie mówiąc dołują.Pozostaje pyskowanie na forach i szukanie "czanego luda".

    • 2 5

    • Instytut teatralny od 9 lat znajduje się w szpitalu ujazdowskim w Warszawie

      i jest to moim skromnym zdaniem właściwe miejsce dla Macieja Nowaka i jego trupy dotowanej przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Co do moich komentarzy na forum trojmiasto.pl to wyrażam tutaj swoje opinie i jestem przyzwyczajony do "obraźliwych określeń" zdając sobie sprawę ze złożoności naszego Społeczeństwa. Łączę pozdrowienia....

      • 1 1

  • hmm

    Trochę przefajnowany ten spektakl, aktorzy bardzo się starają (bardzo mi się podobał Clarin i Astolfo), ale to rzeczywiście kilka banałów na temat manipulacji i zniewolenia. Bardzo efektownie, chociaż też efekciarsko. Czasu nie straciłam, ale zachwycona nie jestem.

    • 7 0

  • Działa już od dawna tak zwany "instytut teatralny" , gdzie pan Maciej Nowak i inni mądrale

    tłumaczą ludziom na czym polega współczesny teatr .Oczywiście nie wszyscy podzielają głoszone tam poglądy a większość ich nie zna . Tak więc mamy sytuację prawie jak w muzyce współczesnej , gdzie kompozytorzy stawiają sobie zasadnicze pytanie "dla kogo właściwie piszemy naszą muzykę "? Ktoś kto pamięta pierwsze eksperymenty teatralne Jerzego Grotowskiego niewiele może zadziwić, w pewnych przedstawieniach mieszały się teksty Calderona ,Słowackiego ,Dostojewskiego .....itd a nadrzędną ideą spektaklu była nowatorska technika aktorska i wrażenie widza . Ale trzeba sobie powiedzieć prawdę , od tego czasu minęło już 40 lat i wygląda na to , że coraz większa odległość dzieli widza od sceny.

    • 6 5

  • zawsze dziwnie

    czy Teatr Wybrzeże musi zawsze mieć tak dziwny repertuar. Należy pamię4tać i takich widzach , którzy nie są "elitą" trójmiasta. Zawsze udziwnione, nie docierające do przeciętnego widza . Dlaczego? Boże kiedy zobaczę normalne przedstawienie bez udawania. Gdzie w tym wszystkim jest widz. Dlaczego miliony wydane na teatr kameralny nie zwracają się .W miesiącu tylko kilka przedstawień.

    • 12 5

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Ekranizacja popularnej książki dla dzieci autorstwa Agnieszki Śladkowskiej będzie miała tytuł:

 

Najczęściej czytane