• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Powieść ciężka jak delirium. Recenzja "Okiem młodego alkoholika"

Aleksandra Lamek
9 lutego 2014 (artykuł sprzed 10 lat) 
Adam Wajlord Wojtowicz, "Okiem młodego alkoholika" Wydawnictwo Novae Res 2013. Adam Wajlord Wojtowicz, "Okiem młodego alkoholika" Wydawnictwo Novae Res 2013.

Wódka, piwo czy droższa "łycha" - w debiutanckiej książce Adama Wajlorda Wojtowicza wysokoprocentowe napoje leją się strumieniami. Autor miał zamiar oprowadzić czytelnika po dziewięciu kręgach piekła zwanego alkoholizmem, ale nie bardzo mu się udało - już po pierwszym ma się ochotę uciec od takiego przewodnika choćby do najbliższej knajpy i zrobić wszystko, by zapomnieć o tej literackiej traumie.



Alkoholizm jako narodowa przypadłość Polaków - to jeden z tych tematów, które media i popkultura przeżuwają ostatnio wyjątkowo namiętnie. Dziennikarze raczą nas reportażami o uzależnionych i ich rodzinach, artyści inspirują się powszechnym zjawiskiem nadużywania alkoholu (wystarczy wspomnieć choćby ostatni film Smarzowskiego na podstawie słynnej książki Pilcha), a politycy stają na głowie, prześcigając się w wymyślaniu coraz ostrzejszych kar dla kierowców, którzy postanowili wsiąść za kółko po kilku głębszych. Obserwując to szaleństwo z boku, można stwierdzić, że w Polsce każdy jest domorosłym specjalistą od alkoholu: pijącym, na odwyku albo tuż po nim.

W ten nurt dyskursu o miłośnikach wysokoprocentowych napojów wpisuje się książka Adama Wajlorda Wojtowicza zatytułowana "Okiem młodego alkoholika". Oto mieszkający w Trójmieście 21-latek postanawia ujawnić czytelnikom mroczne aspekty zmagań z alkoholizmem - zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Problemy ze snem, dolegliwości gastryczne, wszystkie objawy delirium, a do tego konflikt z rodziną, która nie potrafi pomóc uzależnionemu nastolatkowi - na ponad 160 stronach tej książki znajdziemy opis wszystkich etapów walki z nałogiem, od uświadomienia sobie własnej słabości aż do jej pokonania.

Trudno potraktować wyznanie Wojtowicza jako prawdziwą literaturę - to raczej rodzaj młodzieżowego sztambucha czy też długiego listu skierowanego do rówieśników autora. Z pewnością obraz młodego człowieka walczącego o powrót do życia w trzeźwości przemówi do tych, którzy sami borykają się na co dzień z podobnym problemem albo mają w swoim otoczeniu kogoś, kto nadużywa alkoholu. Reszta jednak przejdzie koło tej książki obojętnie lub po paru stronach ciśnie ją w kąt - przyznaję, ja byłam bliska tej drugiej opcji.

Dlaczego? Bo "Okiem młodego alkoholika" czyta się koszmarnie. Język, jakim posługuje się autor, wzbudził we mnie uczucie przejmującego zażenowania. To specyficzna mieszanka górnolotnych stwierdzeń w stylu :" ból umysłu jest gorszy od bólu ciała" i grafomańskich metafor typu "mroczy ogród zwiędniętych kwiatów, którym przechadzałem się w samotności dzień w dzień" z powiedzonkami zaczerpniętymi od ziomali z blokowiska: "lata mi to poniżej pędzla" czy "nie ma dla mnie znaczenia zdanie człowieka, którego słowa są warte tyle, co zużyty kondom". Jeśli dodać do tego sporą ilość pseudofilozoficznych wynurzeń o nieuczciwych politykach i braku moralnych zasad we współczesnym świecie (co brzmi dość zabawnie, zważywszy fakt, że sam autor przyznaje się do robienia nielegalnych interesów z trójmiejskim półświatkiem), otrzymamy twór o skandalicznie niskiej wartości językowej i intelektualnej. Aż chciałoby się zakrzyknąć: "Gdzie był redaktor, korektor, wydawca?". No cóż, być może nie wytrzymali i zamiast doczytać do końca, udali się na kilka głębszych.

Opinie (25) 2 zablokowane

  • Pani Alexandro, jedyna powieścia ciężka jak delirium

    jaka ja czytalem byla "Pamiatka z celulozy" Neverlego. Nie moglem jej strawic absolutnie. Tak ze ta tutaj "Okiem młodego alkoholika" jest mozliwa do skonsumowania przy kieliszku czegos.

    • 2 1

  • Nie do końca zrozumieliście...

    Nie powiedziałbym, że powieść ciężka jak delirium. Rzekłbym raczej: "Powieść ciężka jak alkoholizm"

    • 1 0

  • (1)

    Przeczytałem recenzję Pani Aleksandry Lamek, a później książkę.
    Od 2 lat czytam literaturę "aowską" oraz terapeutyczną, a także poradniki motywacyjne związane z uzaleznieniami.
    Zacząłem od Wiktora Osiatyńskiego, B. Woronowicza, Meszuge, Dunin, Terenca T. Górskiego i Stephanie Brown "leczenie alkoholików..." tłumaczenia Ewy Wojdyło. John Bradshaw "Toksyczny wstyd, " Siła nawyku Duhhiga, "Pokochaj siebie" Wayna Dayera. "wysoko wrażliwi" Elaine Aron N. i generalnie około 30 pozycji od czerwca 2017.

    Ta książka ("Okiem młodego alkoholika")spełnia swoje zadanie. Pani Ala tego po prostu nie rozumie i podeszła do recenzji nie rozumiejąc kompletnie tematu i idei. To tak jakby u szachisty oceniać grację ruchu ręką albo u wędkarza mięśnie nóg. Szachy to nie taniec towarzyski.
    Po naukowej rozprawie Stephanie Brown książka Wojtowicza wykonała w mojej głowie kolosalną robotę terapeutyczną cofając mnie do początków moich uzależnień abym jeszcze bardziej zrozumiał pewne procesy.
    Pisał to młody człowiek, tak. Wywiązał się znakomicie. Czyta się całkiem ok. Myślałem, że będzie gorzej(po tej recenzji). O mały włos zrezygnowałbym z zakupu książki, ale na szczęście nie zaufałem Pani Ali. Oby jak najwięcej takich książek, one pomagają uzależnionym. Ci którzy bezrefleksyjnie piszą "recenzje" oceniające warsztat pisarski wykazują dużą naiwność i narażają się na śmieszność. Autor napisał ją dla siebie(terapia poprzez pisanie) i dla innych alkoholików jako pomoc oraz dla współuzależnionych lub/i uczciwie zainteresowanych tematem. Pani Ala tymczasem użyła tej książki jako trampoliny dla wyeksponowania własnej próżności siląc się na "oryginalność" i pozując w złudzeniu profesjonalizmu na recenzenta.
    To co napisałem to absolutnie nie jest hejt. Chcę mocno zasugerować refleksję i unaocznić że po takiej recenzji ktoś, zrezygnuje z przeczytania ksiązki, która może jeśli nie uratowac życie to przynajmniej przyspieszyć trzeźwienie i leczenie uświadamiając młodemu alkoholikowi jego stan

    • 1 0

    • Przeczytałem recenzję Pani Aleksandry Lamek, a później książkę.

      Poprzednie mój wpis muszę uzupełnić. Wtedy przeczytałem prawie całą książkę. Dziś doczytałem do końca. O ile jest ona pomocna terapeutycznie, bo pomaga zrozumiec objawy choroby o tyle końcowe wnioski nie są już takie dydaktyczne. Rozumiem, że autor opisuje swoje indywidualne doświadczenia. Jednak z własnymi wnioskami czytelnik powinien byc ostrożny i absolutnie nie nasladować autora. Do czego zmierzam. Autor nie rzucił całkowicie alkoholu. Prawdopodobnie zrobi to za kilka lat. Ja 20 lat temu tez miałem takie przemyślenia, czego rezultatem było kolejne 20 lat picia"kontrolowanego". "Kontrolowane" a i tak trafiałem incydentalnie na dołki(areszty), izby wytrzeźwień, traciłem pracę i pakowałem się w klopoty i przygody. Na szczeście mi się udało. Dziś nie pije już 2 lata i 11 dni (ani cukierka z likrem, nic co zawiera alkohol). Czemu liczę? ... bo to uwielbiam :-)
      Kolega mnie zapytał na początku trzeźwienia "Nigdy juz nie napijesz się zimnego piwka?", "Całe zycie bez alkoholu?" Wtedy zbiło mnie to troche z tropu. Aowcy mówią żeby nie myśleć w kategorii całego życia bo można się zestresować. I nie pic po prostu 24 godziny kazdorazowo. Dziś , po 2 latach odpowiadam koledze." Moim marzeniem jest nigdy w życiu się nie napić. A marzenia mają szansę się spełnić. Mysl o tym, że miałbym nie napić sie całe życie podkręca mi zajawkę i endorfiny tak, że aż zacieram ręce, a brzuch swędzi mnie z tej zajawki :-) Trzęźwość po dłuższym czasie jest aż przyjemna fizjologicznie, daje jednocześnie i spokój i kopa i radość. A czemu tak to u mnie działa? Nie wiem. Pozdrawiam

      • 0 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Kim był Klabaternik?

 

Najczęściej czytane