• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Perły z lamusa w Operze Bałtyckiej. Chłodne przyjęcie "Latającego Holendra"

Magdalena Raczek
22 lutego 2024, godz. 11:30 
Opinie (36)
Partię Holendra wykonuje operowa gwiazda - Tomasz Konieczny. "Latający Holender" w Operze Bałtyckiej. Partię Holendra wykonuje operowa gwiazda - Tomasz Konieczny. "Latający Holender" w Operze Bałtyckiej.

W środę na scenie Opery Bałtyckiej w Gdańsku miała miejsce premiera "Latającego Holendra" Ryszarda Wagnera w reżyserii Barbary Wiśniewskiej, według koncepcji Tomasza Koniecznego. Spektakl jest przeniesieniem inscenizacji, która była prezentowana w Operze Leśnej w Sopocie, podczas pierwszej edycji Baltic Opera Festival w lipcu 2023 r. Tytułową partię zaśpiewał jeden z najwybitniejszych współcześnie bas-barytonów - Tomasz Konieczny. Orkiestrę poprowadził Yaroslav Shemet.



Najbardziej przystępne dzieło Wagnera



Czy lubisz opery Wagnera?

Choć "Latający Holender" to jedna z pierwszych oper niemieckiego kompozytora romantycznego Ryszarda Wagnera (autora muzyki i libretta), jest jednocześnie jednym z najczęściej wystawianych jego utworów zarówno na świecie, jak i w Polsce. Powstała w 1843 r. jeszcze przed najsłynniejszymi dziełami, tj. czteroczęściowy "Pierścień Nibelunga": "Złoto Renu", "Walkiria", "Zygfryd" czy Zmierzch bogów".

IMPREZY I WYDARZENIA Sprawdź repertuar Opery Bałtyckiej

maj 12
Opera na start
Kup bilet
cze 16
Opera na start
Kup bilet


Ta opera romantyczna w trzech aktach to najkrótsza i uznawana za najbardziej przystępną wśród dzieł tego twórcy, zaliczana do tzw. kanonu Wagnerowskiego. Libretto powstało według "Pamiętników pana von Schnabelewopskiego" Heinricha Heinego, który wykorzystał legendę o przeklętym żeglarzu, skazanym na tułaczkę, póki nie znajdzie się kobieta, która będzie mu wierna aż do śmierci. Podobno sam Wagner podczas podróży morskiej z Rygi do Londynu przeżył potężny sztorm na Morzu Północnym i to wtedy narodziła się koncepcja opery.

Jej prapremiera odbyła się w styczniu w Operze Drezdeńskiej w Dreźnie. W Polsce miała miejsce w Teatrze Miejskim we Lwowie w 1902 r. W Gdańsku na deskach opery twórczość Wagnera jest w zasadzie nieobecna, gościła zaledwie raz - była to premiera "Tannhäusera" z 2000 r.

W środę mogliśmy obejrzeć widowisko przeniesione z Opery Leśnej w Sopocie, gdzie było prezentowane w lipcu ubiegłego roku w ramach pierwszej odsłony Baltic Opera Festival. Na scenę Opery Bałtyckiej spektakl przeniosła Barbara Wiśniewska (współodpowiedzialna za reżyserię również podczas festiwalu). Scenografię, według pomysłu Borisa Kudlički, przygotowała, a teraz dostosowała do wymogów technicznych gdańskiej sceny Natalia Kitamikado. Orkiestrę poprowadził Yaroslav Shemet. Za kostiumy odpowiada Dorothée Roqueplo, a choreografię i ruch sceniczny opracował Jacek Przybyłowicz.

  • "Latający Holender" w Operze Bałtyckiej trzyma dobry poziom muzycznie, jednak inscenizacyjnie nie oferuje niczego nowego ani odkrywczego.
  • "Latający Holender" w Operze Bałtyckiej trzyma dobry poziom muzycznie, jednak inscenizacyjnie nie oferuje niczego nowego ani odkrywczego.
  • "Latający Holender" w Operze Bałtyckiej trzyma dobry poziom muzycznie, jednak inscenizacyjnie nie oferuje niczego nowego ani odkrywczego.
  • "Latający Holender" w Operze Bałtyckiej trzyma dobry poziom muzycznie, jednak inscenizacyjnie nie oferuje niczego nowego ani odkrywczego.
  • "Latający Holender" w Operze Bałtyckiej trzyma dobry poziom muzycznie, jednak inscenizacyjnie nie oferuje niczego nowego ani odkrywczego.
  • "Latający Holender" w Operze Bałtyckiej trzyma dobry poziom muzycznie, jednak inscenizacyjnie nie oferuje niczego nowego ani odkrywczego.
  • "Latający Holender" w Operze Bałtyckiej trzyma dobry poziom muzycznie, jednak inscenizacyjnie nie oferuje niczego nowego ani odkrywczego.
W tytułowej partii wystąpił jeden z najwybitniejszych współcześnie bas-barytonów, artysta śpiewający na najważniejszych scenach operowych całego świata - Tomasz Konieczny, który jest również pomysłodawcą festiwalu, a także odpowiada za koncepcję inscenizacyjną i opiekę artystyczną nad spektaklem. W pozostałych partiach mogliśmy oglądać Kingę Krajnik (Senta), Magdalenę Plutę (Mary), Szymona Kobylińskiego (Daland), Dominika Sutowicza (Erik) i Rafała Bartmińskiego (Sternik).

Były owacje na stojąco, ale...



Na początek chciałabym podkreślić kilka ważnych kwestii. Po pierwsze chcę powiedzieć, że bardzo kibicuję festiwalowi - Baltic Opera Festival powstał w Trójmieście z inicjatywy Tomasza Koniecznego, który inicjując to przedsięwzięcie, nawiązał do przedwojennej tradycji wystawiania dzieł operowych, dzięki którym Sopot, w latach 30. XX wieku, nazywany był Bayreuth Północy. Taka impreza jest potrzebna i ważna, i mam nadzieję, że będzie kontynuowana. Plany na tegoroczną edycję są już realizowane, co bardzo mnie cieszy.

Druga rzecz - niestety nie oglądałam widowiska, które prezentowane było w lipcu. Podejrzewam jednak, że oglądamy teraz w Gdańsku zupełnie inny spektakl - nie tylko dlatego, że zmieniła się obsada (w Sopocie rolę Holendra śpiewał Andrzej Dobber), ale głównie ze względu na miejsce wystawiania. Jestem przekonana, że czar Opery Leśnej, widowisko niemal plenerowe, cały anturaż związany z przestrzenią świetnie się sprawdził i zrobił swoje. Nie zamierzam porównywać tych dwóch inscenizacji, lecz skupić się na tej gdańskiej.

I ostatnia sprawa, która również miała wpływ na odbiór przeze mnie wczorajszego dzieła - choć wiem, że niemiecki kompozytor nie należy do najbardziej lubianych w naszym kraju ani też najczęściej wystawianych, o czym wspomniałam już wyżej, to ja osobiście darzę sympatią twórczość Ryszarda Wagnera. Od razu też przyznam, że nie zawiodła mnie strona muzyczna wczorajszego widowiska - zagrane było i zaśpiewane na bardzo dobrym poziomie. Myślę, że widzowie, którzy na koniec nagrodzili spektakl brawami na stojąco, docenili głównie stronę muzyczną.

Aczkolwiek trzeba tu wspomnieć, że w trakcie trwania tego ponad trzygodzinnego widowiska widzowie nie zareagowali oklaskami ani razu. Nie spotkałam się wcześniej z tak chłodnym i zdystansowanym przyjęciem opery przez widzów. Tym bardziej zdziwić mogła owacja na koniec. Ale to niejedyne, co zadziwiało i zaskakiwało tego wieczoru...



Perły z lamusa w Operze Bałtyckiej



Przyznam, że widziałam już "Latającego Holendra" na deskach scenicznych - oglądałam go w Operze Narodowej w Warszawie w reżyserii Mariusza Trelińskiego. Premiera miała miejsce w 2012 r. Dzieli zatem te dwa wystawienia ponad dekada. Odnoszę jednak wrażenie, że dzieli je stulecie albo i lata świetlne, jeśli chodzi o myślenie sceniczne, zamysł inscenizacyjny i koncepcję dramaturgiczno-reżyserską. Niestety na korzyść opery warszawskiej.

To, co wczoraj mieliśmy okazję oglądać, w moim odczuciu można zaliczyć do kategorii "perły z lamusa", to opera w starym stylu. Choć nie jestem fanką nowoczesności na siłę stosowanej w teatrze i operze, drażnią mnie projekcje, które są już używane chyba w każdym spektaklu, mikroporty, nadmiar efektów, światła jak w dyskotece i inne "gadżety", to jednak doceniam, gdy artyści pamiętają, że żyjemy w XXI wieku. Kiedy zostajemy przeniesieni w XIX wiek, to trochę czuję się oszukana i potraktowana nie fair. I nie mam tu wcale na myśli miejsca akcji, lecz język sceniczny.

W koncepcji reżyserki Barbary Wiśniewskiej i scenografki Natalii Kitamikado bardzo trudno znaleźć coś, co można by uznać za trafiony i udany pomysł inscenizacyjny na tę operę. Jest raczej dokładnie odwrotnie: cały wieczór byliśmy świadkami nietrafionych i nieudanych pomysłów, którymi strzelano do nas raz po raz jak z karabinu. Pomijając kwestie tego, że kompletnie nie wiem, o czym chciały twórczynie opowiedzieć, bo nie wydobyły z libretta nic, co mogłoby stanowić główny motyw przewodni ich spektaklu. A przecież było o czym opowiadać!

  • "Latający Holender" w Operze Bałtyckiej trzyma dobry poziom muzycznie, jednak inscenizacyjnie nie oferuje niczego nowego ani odkrywczego.
  • "Latający Holender" w Operze Bałtyckiej trzyma dobry poziom muzycznie, jednak inscenizacyjnie nie oferuje niczego nowego ani odkrywczego.
  • "Latający Holender" w Operze Bałtyckiej trzyma dobry poziom muzycznie, jednak inscenizacyjnie nie oferuje niczego nowego ani odkrywczego.
  • "Latający Holender" w Operze Bałtyckiej trzyma dobry poziom muzycznie, jednak inscenizacyjnie nie oferuje niczego nowego ani odkrywczego.
  • "Latający Holender" w Operze Bałtyckiej trzyma dobry poziom muzycznie, jednak inscenizacyjnie nie oferuje niczego nowego ani odkrywczego.
  • "Latający Holender" w Operze Bałtyckiej trzyma dobry poziom muzycznie, jednak inscenizacyjnie nie oferuje niczego nowego ani odkrywczego.
  • "Latający Holender" w Operze Bałtyckiej trzyma dobry poziom muzycznie, jednak inscenizacyjnie nie oferuje niczego nowego ani odkrywczego.

Wieczór nietrafionych pomysłów


Naprawdę rzadko zdarza mi się, że nie odnajduję nic, co mogłoby uzasadnić wybory twórców. Tym razem zrobiły na mnie wrażenie jedynie piękne, monumentalne i surrealistyczne ściany w stylu Gaudiego jako główny element scenograficzny. Te niesymetrycznie podziurawione, bardzo wysokie, jeżdżące elementy, które miały nam sugerować norweskie fiordy, skaliste brzegi i symbolizować niebezpieczne i nieprzyjazne lądy, bardzo ciekawie wykorzystano również do drugiego aktu - w scenie z kobietami - prządkami, kiedy na tyłach ścian zawieszone zostają elementy przędzy. Widzę w tym koncepcję Borisa Kudlički.

Jeśli zaś chodzi o pozostałe rozwiązania, to niektóre z nich były naprawdę kuriozalne. Począwszy od aktu pierwszego, w którym zamiast statku na scenie pojawia się "pływająca" balia pełna marynarzy (co znalazło funkcję w akcie 3 podczas zbiorowej kąpieli) czy Daland jeżdżący na wózku inwalidzkim i wstający z niego, gdy trzeba wyjść przez ogromną kotwicę zjeżdżającą na scenę niczym deus ex machina (nie wiem, w jakim celu? Bo mowa jest w libretcie o kotwicy?), a skończywszy na "motankach", czyli laleczkach wykonanych (?) przez prządki wraz z kukłą tułacza, która może miała wprowadzić element humorystyczny (?), ale jedynie wywoływała zażenowanie u wielu widzów... Podobnie nietrafiona była scena z nakładaniem na twarz białego mazidła przez Eryka w celu upodobnienia się do tułacza - okazała się po prostu absurdalna i śmieszna.

Drażniły moje oko również zastosowane białe elementy tekstylne, które imitowały ni to żagle, ni to morze, ale takiego rozwiązania spodziewałabym się w teatrze amatorskim lub teatrze dla dzieci, a nie w operze. Nie kupuję i nie rozumiem pomysłu "świty" Holendra - aktorzy baletu są niczym cień bohatera, podążający za nim. Zapanowała ostatnio moda w teatrze i operze na stosowanie takiego rozwiązania, by emocje i myśli bohatera ucieleśniać właśnie w postaci tancerzy. O ile się to sprawdziło w akcie 1, gdy pojawia się Holender i jego świta, o tyle w scenie z Sentą tancerze po prostu przeszkadzają. Całe napięcie i dramaturgia między tą dwójką ulatnia się niczym kamfora. Finał, gdy tancerze układają się w postument i z martwą Sentą tworzą coś na kształt antycznej rzeźby, jest może ciekawym, ale tanim chwytem.

Autorką kostiumów jest wybitna twórczyni Dorothée Roqueplo. Powiedziałabym, że jej koncepcja jest zachowawcza - kostiumy są utrzymane w beżach, bielach, szarościach i brązach, a ich charakter jest uniwersalny.

Chciałabym napisać, że udane były duety (Daland-Holender i Holender-Senta), jednak śpiewacy również zapomnieli, że mamy za sobą reformę teatru i zamiast grać oraz śpiewać do siebie i ze sobą, to zwróceni byli cały czas do widowni...

Plusy: wysoki poziom muzyczny i udany debiut



Jak wspomniałam, muzycznie dzieło trzyma wysoki poziom. Zarówno orkiestra, jak i wykonawcy (również sceny zbiorowe i chóry, zwłaszcza scena z prządkami) wykonali kawał dobrej roboty. Oczywiście na szczególne wyróżnienie zasługuje gwiazda spektaklu, czyli Tomasz Konieczny, który już kreował tytułową partię na wielu międzynarodowych scenach, między innymi w Metropolitan Opera w Nowym Jorku, a także jego sceniczna partnerka - debiutująca na scenie 29-letnia sopranistka Kinga Krajnik. Trzeba przyznać, że jej debiut jest niezwykle udany. Mocny, zdecydowany i wibrujący sopran mogliśmy podziwiać m.in w wykonaniu "Ballady Senty".

Dla mnie opera zawsze była "Gesamtkunstwerk", czyli syntezą sztuk, którą notabene propagował właśnie Wagner. Dla Wagnera oprócz tekstu libretta i muzyki ogromne znaczenie miała dla scenografia, taniec oraz gra aktorska. W Operze Bałtyckiej niestety tego zabrakło. Mimo wielu starań realizatorów miałam wrażenie, że to nie Gesamtkunstwerk, tylko filharmonia, bo realizacja stanowiła jedynie nieudane tło dla muzyki.

Kolejne spektakle 23 i 24 lutego 2024.

Spektakl

7.8
10 ocen

Latający Holender

opera / operetka

Miejsca

Miejsca

Spektakle

Wydarzenia

Zobacz także

Opinie (36) 5 zablokowanych

Wszystkie opinie

  • Wspólna kąpiel to akt 3 (1)

    Tak więc drobna pomyłka

    Odpowiedź redakcji:

    Dziękujemy za sugestię. Treść została poprawiona.

    • 3 0

    • Dzięki :-)

      • 1 0

  • Szanowna Pani Redaktor (1)

    "Mocny, zdecydowany i wibrujący sopran mogliśmy podziwiać m.in w wykonaniu Ballady Senty" - jeżeli śpiewaczka ma wibrację w głosie, to nie jest to powód do zachwytu, tylko defekt. To znaczy, że jest albo już po głosie (trochę wcześnie), albo nigdy ta pani go nie miała. Bo i tak w polskich teatrach niestety bywa.
    Poza tym, inscenizacja to wierna kopia tej sopockiej - tylko na mniejszą skalę

    • 12 13

    • Śpiewak

      Raczy Pan/Pani żartować? Wibracja to naturalne zjawisko występujące przy drganiu strun. Jak nie ma wibracji to znaczy że nie ma poprawnej techniki bel canto. Co innego gdy amplituda tej wibracji jest nieprawidłowa i śpiewaczka ma wibracje w obrębie tercji

      • 17 1

  • Opinia wyróżniona

    Orkiestra zagrała fatalnie! (5)

    Nie do wiary, że to ta sama orkiestra, która grała to latem. Przecież to brzmiało jak podczas pierwszej próby. Blacha nierówno, ale za to nieczysto. Nawet ostatnie dźwięki były tak niechlujnie zagrane, że siedzący obok mnie widzowie wybuchnęli śmiechem. W tej inscenizacji jedynym plusem jest występ Tomasza Koniecznego. Reszta to totalna klapa. I nie - latem nie było lepiej. Była taka sama klapa, tylko orkiestra lepiej brzmiała.

    • 23 18

    • A kiedy ta orkiestra grała poprawnie? (2)

      Siedzą w kanale a podczas oklasków już pakują manatki. Muzykanty z przymusu.

      • 6 13

      • Może nie wszyscy z nart wrócili...

        • 0 3

      • Biegli napchać swoje żołądki ... szkoda, że nie pomyśleli o pozostałych

        którzy musieli się przebrać i zmyć makijaż. Ogólnie się przygotować. Tak jest za każdym razem.

        • 1 0

    • Co za bzdury

      Blacha nie czysto i nierówno ?Jakoś tego nie zauważyłem a pare miejsc jak na 3 godziny grania to owszem zawsze coś wtrafic się może ale żeby tak krytykować to trzeba być naprawdę miernotą i to pod każdym względem .

      • 4 1

    • U Florencja to by nie przeszło ...

      • 1 1

  • (3)

    Nie wchodząc w polemikę (nie mam czasu i ochoty), nie jest prawdą, że oklaski były dopiero na finał. Zarówno po I jak i II akcie klaskano (podobnie jak na powitanie orkiestry).

    • 22 1

    • Kurtuazyjne oklaski to w trójmieście zwyczaj, nie nie dowód uznania

      Ta produkcja jest słaba i nic jej nie broni. Z monumentalnego dzieła zrobili nudną farsę, pełną absurdalnych rozwiązań.

      • 5 10

    • xyz

      Powiem krótko - przerywanie oklaskami to brak ogłady i kultury w operze. Po drugie - choreografia i kostiumy - bajkowe. Orkiestra? Czy Pani Redaktor jest muzykiem? Dźwiekowcem? Jeśli nie - to zapraszam na koncert... Jednym słowem - byłem ,widziałem, słyszałem i jako niezguła muzyczny i artystczny powiem krótko - przedstawienie rewelacja. zwłaszcza kostiumy i aranżacja sceny! Brawo, brawo, brawo!

      • 19 5

    • W trakcie widowiska - jest napisane. Nie po aktach, czyli przed przerwami, co również jest kurtuazyjnym standardem.

      • 2 3

  • Dyrekcja do wymiany!

    Państwu już podziękujemy! Z takim budżetem robić taki groch z kapustą! Wstyd! Budżet obciąć, niech się rozbestwiona opera powygina aby się utrzymać, może to pomoże w lepszym dobrze realizatorów.

    • 16 21

  • Każdy ma prawo do swojej oceny, nie ważne czy pozytywnej czy negatywnej, ale dawanie tytułu "Chłodne przyjęcie..." do recenzji spektaklu po którym publiczność na stojąco klaskała przez 10 minut to zwyczajne świństwo.

    • 29 3

  • Też jestem ogromnie zaskoczona recenzją. Fakt, jeszcze nie widziałam opery, ale podobno jest bardzo dobra. Skąd taki rozdźwięk w odbiorze??

    • 15 3

  • Recenzent do wymiany (1)

    W operach Wagnera nie na miejsc na oklaski w trakcie aktu. To już od razu zdyskredytowało panią Raczek - deklarującą wprawdzie uwielbienie dla Wagnera, ale, jak widać, mającą braki w minimum obycia w teatrze operowym. Owacja na stojąco. Głosy na światowym poziomie, ciekawa reżyseria, scenografia i również wspaniała publiczność. Na oklaski po kolejnych numerkach to może na "Księżniczkę Czardasza" wybierze się pani recenzentka. Szkoda, że Trójmiasto nie reprezentuje minimum profesjonalizmu w dziale Kultura.

    • 42 3

    • Oklaski po ariach

      Absolutnie sie zgadzam, po każdym świetnym wykonaniu arii samodzielnej czy zbiorowej, miałam ochotę zerwać się z miejsca i klaskać, ale Wagner tak to napisał, że nie było miejsca ani czasu, żeby oddech wziąć, a co dopiero oklaskiwać wykonanie. To nie wina nas, publiczności, tylko kompozytora

      • 18 0

  • Recenzenci działu kultury to marna amatorszczyzna.

    Łukasz Rudziński nie jest recenzentem ale administratorem teatralnym, Patryk - nie moja bajka ale przynajmniej ma styl i odrobinę szaleństwa. Jedynym artystą w tym dziale jest Mateusz Groen. Szkoda, że Pani Julia wypowiada się tak ostrożnie bo ma to ,,cos"...

    • 5 4

  • (1)

    Byłam latem w Operze Leśnej i nie jestem wielbicielką Wagnera , ale byłam naprawdę pod wrażeniem , jeśli teraz muzycznie dobrze i owacja na stojąco po zakończeniu to czemu taka negatywna recenzja ?
    A wymaganie oklasków w trakcie to żenada

    • 20 1

    • Jak każda premiera

      to połowa VIPów za darmo a więc oklaski są a i poczęstunek i trunek ,też bym klaskał

      • 3 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Pierwszą siedzibą Teatru Muzycznego był...?

 

Najczęściej czytane