• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Oko-uchem. Mój pierwszy raz w operze

Jerzy Snakowski
8 kwietnia 2013 (artykuł sprzed 11 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Oko-ucho. Pożegnanie z tytułem i czytelnikami
Nawet jeśli za pierwszym razem opera nas nie zachwyci, to warto dać jej jeszcze jedną szansę. Bo przecież miliony, które się jej zaprzedały nie mogą się mylić. Nawet jeśli za pierwszym razem opera nas nie zachwyci, to warto dać jej jeszcze jedną szansę. Bo przecież miliony, które się jej zaprzedały nie mogą się mylić.

Pogadanka zakończona. Przez kilkadziesiąt minut niczym wzorowy sprzedawca miesiąca zachwalałem grupie kilkudziesięciu osób teatr operowy, kusząc i wabiąc na dziesiątki sposobów. Czas na sakramentalne "czy mają państwo pytania", podszyte zawsze lękiem, że padnie TO pytanie. I oczywiście jest. "Którą operę poleciłby pan na początek?".



Jak często chodzisz do opery?

Odpowiedź jest prosta - "nie wiem". Bo nie wiem, kto miałby być delikwentem wystawionym na próbę obcowania z operą. Jaką ma osobowość. Czy kiedykolwiek wcześniej zmierzył się z abstrakcją albo konwencją. Czy woli "Piłę 7" czy "Rozważną i romantyczną". Czy dręczy go ADHD i nawet w smsach używa skrótów, czy rozkoszuje się lekturą siedmiu tomów "W poszukiwaniu straconego czasu" na przemian z "Ulissesem".

Usiłuję przypomnieć sobie mój pierwszy operowy raz. Co takiego się stało, że "zatrybiło"? Musiał to być jakiś szczęśliwy zbieg okoliczności. W moim przypadku nie dość, że był szczęśliwy (a może właśnie nieszczęśliwy? Może było by lepiej, gdym zaprzedał duszę prawu lub biznesowi, a nie operze?) to jeszcze niezwykły. Wydarzyło się to, gdy byłem bardzo pryszczatym nastolatkiem.

Bilet na mój pierwszy spektakl operowy dostałem od sąsiada. Razem z mamusią, z przylizanymi włoskami, w granatowych spodniach z kantem, w białej koszuli z aksamitką poszliśmy razem na coś, o czym żadne z nas nie miało bladego pojęcia. Włącznie z sąsiadem. A był to bilet na gościnne występy... Opery Taszkienckiej w Pałacu Zjazdów na moskiewskim Kremlu.

Ale to nie koniec przedziwnych permutacji. Bo operą nie była żadna tam plebejska "Carmen", zgrana "Traviata" czy oczywisty w tamtym miejscu "Borys Godunow". Było to coś, czego od tamtego czasu już nigdy nie widziałem na żadnej scenie - "Ognisty anioł" Prokofiewa. Mroczna historia o tym, jak pewien okrutny hrabia (w operach hrabiowie przeważnie są straszliwymi okrutnikami) wykorzystuje seksualnie Renatę-nimfomankę, która bierze go za Archanioła Gabriela.

W lubieżną intrygę wplątany jest szlachetny rycerz, który usiłuje bronić cnoty dziewczyny, a także Faust, Mefisto, jakiś alchemik, chór kościotrupów (podobały mi się bardzo, bardzo), grupa obłąkanych mniszek i ponury, śpiewający basem ciemnym jak średniowieczna noc inkwizytor, który w finale posyła wszystkie siostrzyczki i Renatę na stos. Ich zawiła historia obdarzona jest muzyką mroczną, pełną niebywałych harmonii i melodii, z których żadnej, ale to żadnej nie da się zanucić nawet po wielokrotnym wysłuchaniu. Zdecydowanie nie była to rzecz, jakby się mogło wydawać, dla nastolatka, który dopiero co porzucił książki o misiach, zajączkach i Wojtku-strażaku. A jednak!

Już następnego dnia, zachwycony teatralną machiną, z pudełka po butach skonstruowałem własny teatrzyk (później dowiedziałem się, że scena, którą zbudowałem, nazywa się nomen omen "pudełkowa"). Oczywiście repertuar w moim teatrze mógł być tylko jeden - operowy. Słowo "opera" stało się moim fetyszem. W domu zaczęły rozbrzmiewać szlagiery: marsz z "Aidy", aria Torreadora, "La donna e mobile". I pojawiała się ciekawość: o czym to jest? Kto to śpiewa? Po co śpiewa? Skąd się wzięła ta historia? Kto ją wymyślił? No i się zaczęło. I trwa do dziś.

By zrozumieć moje katusze związane z pytaniem o "operę pierwszego kontaktu" proszę sobie wyobrazić pytanie "jaki film polecisz osobie, która nigdy nie widziała filmu?". Zapewne spontanicznie przychodzi na myśl nasz ulubiony obraz. Ale czy to, co my lubimy, spodoba się innym? A jeśli nasza rekomendacja nie będzie trafna? I spowoduje, ze zrazimy kogoś na wieku wieków amen do naszej ukochanej dziedziny sztuki? Grzech to straszliwy, niczym operowy hrabia i inkwizytor razem wzięci, i potwornie obciąży nasze sumienie.

Polecam więc zawsze akurat to, co w danym momencie mnie zachwyca. I jak przestało na fanatycznego sprzedawcę miesiąca sygnuję moją rekomendację sloganem "Spróbuj raz - będziesz nasz". Może chwyci, a może nie. Sztuka zawsze wiąże się z ryzykiem. Nie jest bezpieczna. I to na każdym etapie wtajemniczenia. Także tym pierwszym. Czasem musi boleć. Uwierać. Czasem wytrąci z równowagi. Obudzi z uśpienia. Uciśnie nerw. Ale najważniejsze, by się na nią nie obrażać. I nawet jeśli za pierwszym razem wyda się nam niesympatyczna, to warto dać jej jeszcze jedną szansę. Bo przecież miliony, które się jej zaprzedały nie mogą się mylić.

A nie każdy pierwszy raz musi być doskonały. Ponoć najtrwalsze związki, to te po przejściach.

O autorze

autor

Jerzy Snakowski

- Oko-uchem to rubryka, w której autor, wykładowca Akademii Muzycznej w Gdańsku, autor show popularyzującego teatr operowy pt. "Opera? Si!", dzieli się z naszymi czytelnikami swoimi spostrzeżeniami na temat trójmiejskiej kultury i nie tylko. Więcej o autorze: www.snakowski.pl

Opinie (30) 3 zablokowane

  • Generalnie wszystkie opery wloskie sa godne polecenia. (2)

    Ale dla tych ktorzy nigdy oper nie sluchali zaczac trzeba od melodycznie latwiejszych dziel. Latwiejszych wcale nie znaczy mniej znaczacych. A wiec z Verdiego to Bal Maskowy, Traviata (Maria Callas niezrownana), Il Trovatore czy Rigoletto (Leonard Warren fantastyczny w tym). Po osluchaniu sie mozna przejsc do trudniejszych dziel jak Ernani, Falstaff i dwa najwspanialsze dziela Otello (Mario del Monaco najswietniejszy odtworca) i Aida. Z oper Pucciniego proponuje zaczac od Cyganerii, Toski, Madama Butterfly i Manon Lescaut. Dziewczyna ze Zlotego Zachodu i jego ostatnia Turandot sa powazniejszymi dzielami i zaczynanie zainteresowanie operami od nich moze nie byc latwe. Polecilbym takze opery kompozytorow ktorzy nie napisali wiecej niz jedno lub dwa znane dziela. Umberto Giordana Andrea Chenier (Wspaniali Mario del Monaco i Franco Corelli w tej roli). Dalej to niesmiertelna Gioconda Amilcare Ponchiellego, Pajace Leoncavalla i Cavaleria Rusticana Macagniego. To tylko najbardziej znane przyklady z wloskich dziel. Z francuskich to bardzo znane i lubiane Carmen i Polawiacze Perel Bizeta. Zydowka Halevy'ego jest trudniejszym dzielem. Z niemieckich oper wysuwa sie Ryszard Wagner oczywiscie ale to dla osluchanych i juz duzo wiedzacych na temat niemieckich legend na bazie ktorej Wagner pisal swoje wspaniale dramaty muzyczne. No i pozostaje okres wczesnej melodyjnej epoki w operach. To jest Mozart, Rossini i Donizetti. Mozna od nich takze zaczac swoja wlasna edukacje operowa chociac ja juz wyroslem z tego i sam nie wiele slucham tych bardzo wczesnych. Na youtube sa nagrane fragmenty a i nawet cale opery w wykonaniu najwiekszych mistrzow wokalistyki i dyrygentury. Radze posluchac i osluchac sie za nim zainwestujecie pieniadze w bilety. Moja ulubiona wloska opera to zawsze byla AIDA a po niej Rigoletto i Gioconda. Takie ja mam sugestie.

    • 20 1

    • nie_wiele?

      Ale się wykazałeś znajomością.Szkoda,że własnego języka nie szanujesz. Czasami mniej znaczy lepiej.

      • 0 0

    • ooo rany! ale literek!

      • 1 1

  • albo się pokocha (2)

    albo znienawidzi :( Moją pierwszą było Rigoletto:) pokochałam. Męża też. Znienawidził i z kim mam iść do opery, żeby mi nie chrapał przy uchu?

    • 8 0

    • samotna?

      ZE MNĄ

      • 0 0

    • Zeby pokochac opere to trzeba isc tam samemu.

      Wszelkiego rodzaju zabrane ze soba towarzystwo ktore nie wykazuje zadnego zainteresowania czym kolwiek (nie tylko operami) bedzie tylko przeszkadzac i zepsuje tobie wieczor w teatrze.

      • 5 0

  • uwspółcześnianie na siłę

    Bardzo mnie męczy maniera osadzania na siłę opery czy sztuk teatralnych we współczesności i tworzenie, wzorem PRL-u, ze wszystkiego "sztuki zaangażowanej". I ta smętna scenografia. Mam wrażenie, ze twórcy są znudzeni i na siłę chcą stworzyć coś nowego, a może - i słusznie - przewidują, że ich wystawianie klasyki skończy się żałośnie, tak naprawdę, to nie potrafią, więc udają, że zupełnie co innego mieli na celu.

    Uwspółcześnienie samo w sobie wcale nie musi być złe - np. podobało mi się francuskie wystawienie "Cosi fan tutte" - lekkie, wdzięczne, bezpretensjonalne i szczęśliwie bez żadnych smrodków dydaktycznych. Obejrzane nie na żywo, a dzięki współczesnej technice.

    • 4 0

  • Panie Jerzy ale mnie Pan rozweselił!! nawet to "zatrybić' Panu wybaczam! mam dość tych nudnych komentarzy!

    • 0 0

  • Opera ...??? (1)

    No może i dac szanse i pokochac...??? ale co z ludźmi którzy nie mają pieniędzy lub czasu ,żeby pojechac gdzieś na jakąś operę lub operetkę ? bo w Gdańsku już dawno nie ma OPERY ! ( już ostatnie 3 czy 4 lata ) nie ma sensownej normalnej oferty ! dotyczy to się - Opery Bałtyckiej ...więc pytam jak pokochac? jak polubic ? jak zachecic ? jak w Bałtyckiej tylko zniechęcają dziwnymi realizacjami ...smutne

    • 13 3

    • obejrzeć w domu (dobre wykonanie)

      • 3 0

  • w czasach nośników elektronicznych, komputera, you tube itp.

    to żaden problem zorientować się w temacie i poszukać tego, co się podoba.

    • 3 0

  • pierwsza opera

    Pierwszy raz byłam w wieku bardzo wczesnoszkolnym na "Halce" i do dziś pamiętam lekką konsternację, czemu "ta pani", o bardzo dużej wadze i niemłoda, "udaje Halkę".
    (Do tej pory wciąż mnie lekko dziwi, że śpiewaczki operowe są szczupłe.)

    Lubię wybraną muzykę operową, ale przedstawienia niekoniecznie, to tak, jak z pójściem na film, jeśli czytało się już książkę. Nie chodzi tu oczywiście o wagę, która zrobiła wielkie wrażenie kiedyś na dziecku, ale o całokształt.

    • 2 0

  • Niezależnie od repertuaru na pierwszy raz na pewno nie należy polecać wizyty w Operze Bałtyckiej. Jak wiadomo, aby pokochać muzykę, trzeba słuchać jej na bardzo dobrym sprzęcie odtwarzającym, tak aby usłyszeć wszystkie tony i się zachwycić. Tak samo jest z operą. Należy wybrać się na występ świetnych artystów operowych (mamy takich, ale w Operze Bałtyckiej nie występują), zachwycić się siłą i głębią ich głosu, w razie potrzeby warto wybrać się nawet do innego miasta, jeżeli wiemy o ciekawym występie. Ktoś kto już kocha operę po wizycie w Operze Bałtyckiej będzie najwyżej zniesmaczony, ale opery kochać nie przestanie .. ale na pierwszy raz to musi być coś ekstra !

    • 10 1

  • Nie każdy pierwszy raz musi być doskonały

    mówi seksuolog operowy Jerzy Snakowski .
    A co ma powiedzieć publiczność Opery Bałtyckiej po trzech nieudanych "razach" do muzyki Mozarta ? Zabawić się w Don Giovannie'go i wziąźć ją na stole ,czy może udać się do operowego prosektorium.

    • 7 1

  • Mój pierwszy raz nie był w Operze.

    ALe jak ktoś miał to zazdroszcze.

    • 5 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Czy w obecnej siedzibie Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia w Gdańsku, w czasach powojennych, prowadzona była działalność sportowa?

 

Najczęściej czytane