- 1 Remont "Słoneczka". Będzie nowy wystrój (88 opinii)
- 2 Noc Muzeów: 5 nietypowych atrakcji (37 opinii)
- 3 Jak zarabiać na giełdzie codziennie? (72 opinie)
- 4 Zaginione dzieła na wiadukcie i budynku (128 opinii)
- 5 Iwona, ofiara hejtu. O premierze T. Wybrzeże (24 opinie)
- 6 Ciotka i skandal w uzdrowisku (58 opinii)
Czy warto znać muzykę, której się słucha?
"Nie znam się na tej muzyce, więc nie ma sensu, żebym szedł na koncert" - takich odpowiedzi otrzymuję najwięcej, kiedy proponuję znajomym wspólne posłuchanie na żywo muzyki klasycznej. Czy naprawdę trzeba się na niej znać, żeby ją docenić? Czy koncert symfoniczny nie ma szans oczarować laika? A może to właśnie świeżość umysłu pozwala delektować się nią w pełni?
Słuchanie tego, co już znamy, ma jeszcze jeden zasadniczy plus - kiedy zostaniemy zapytani o wrażenia (a przecież rozmowy kuluarowe głównie tego dotyczą), zawsze będziemy wiedzieli, jak w towarzystwie zabłysnąć. Możemy porównać zasłyszaną interpretację z innym dobrze nam znanym wykonaniem, wskazać podobieństwa i różnice, przywołać ciekawostki związane z tą kompozycją bądź artystą, który ją wykonuje. Jeśli nasi adwersarze są równie dobrze osłuchani, wywiąże się dyskusja, podczas której obie strony będą mogły zabłysnąć wiedzą. Tylko jak to się ma do recepcji muzyki?
Koncerty: muzyka poważna
Jednak czy wiedza, w którą się uzbrajamy, faktycznie przybliża nas do lepszego zrozumienia i odbioru muzyki? Weźmy za przykład ruchy wykonawstwa historycznego, które za wszelką cenę próbują odtworzyć muzykę w taki sposób, w jaki była wykonywana w czasach, kiedy powstawała. Postęp, jaki dokonał się na tym polu na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat robi wrażenie.
Pamiętam, jak w dziecięcym zespole muzyki dawnej grywaliśmy na prowizorycznie wykonanych instrumentach, bo lepszych nikt nie produkował. Dziś rekonstrukcja, rewitalizacja, a nawet produkcja instrumentów historycznych bądź ich kopii odbywa się na szeroką skalę. W konserwatoriach i akademiach muzycznych otwiera się klasy kształcące młodych wirtuozów w tym kierunku, a muzykolodzy w pocie czoła pracują nad transkrypcjami muzykaliów sprzed kilkuset lat, zalegających w bibliotecznych archiwach.
I wszystko fajnie, tylko gdzie w tym wszystkim jest słuchacz? Jaka w tym wszystkim jest jego rola? Skoro przywracamy muzyce pierwotne brzmienie i pierwotną funkcję, to może i słuchaczom warto przypomnieć, w jakich okolicznościach i w jaki sposób słuchano tej muzyki? Bo ja tu widzę skrajną rozbieżność - z jednej strony stawia się na prezentowanie muzyki w jej historycznej odsłonie, z drugiej - wymaga od słuchaczy współczesnych norm zachowania podczas koncertów i tworzy programy, jakich równolatkowie Mozarta czy Beethovena nie byliby w stanie wysłuchać ciągiem. Zwłaszcza kontemplując tę muzykę w ciszy i bezruchu. Niejednokrotnie traktujemy muzykę wykonywaną na żywo jako obiekt muzealny, który bezrefleksyjnie należy podziwiać. Gdzie w tym wszystkim miejsce na emocje?
Pamiętajmy, że są takie okresy w historii, kiedy muzyki słuchało się dla przyjemności, a głównym zadaniem kompozytorów było zadowolenie słuchaczy. Wiele kompozycji, uważanych dziś za arcydzieła, powstawało z bardzo przyziemnych pobudek - twórcy musieli z czegoś żyć, a ci, którzy byli w stanie za muzykę im zapłacić, oczekiwali czegoś, co ich zachwyci. Jeśli nie zachwyciło, kompozytor popadał w niełaskę.
Publiczność nie gustowała - tak jak obecnie - w "odgrzewanych kotletach". Podczas koncertów wykonywano gównie muzykę nową, świeżą, a słuchacze spontanicznie wyrażali swoją opinię na jej temat. Sprzętu umożliwiającego rejestrowanie i odtwarzanie muzyki nie było, więc liczyło się "tu i teraz". Muzyka była ulotna, dlatego słuchacze delektowali się każdą chwilą, kiedy dane im było jej posłuchać. Nie omieszkali oczywiście wyrazić swojego niezadowolenia, jeśli ktoś ten moment zepsuł, prezentując muzykę złą.
Dziś mamy ten "komfort", że zanim usłyszymy coś na żywo, możemy posłuchać tego samego w domu. W różnych wykonaniach. Tylko co nam to daje? Podczas niedawnej choroby spędziłam w łóżku dwa tygodnie, które postanowiłam sobie umilić oglądaniem najwybitniejszych realizacji operowych. Po dziesiątej "Tosce" miałam swojego lidera - inscenizacja cudowna, wybitna, aktorzy fenomenalni, muzyka zapierała dech w piersiach. Co to oznacza dla mnie? Tyle tylko, że choćbym zobaczyła na żywo jakąkolwiek inną "Toscę" w nieco mniej wybitnym wykonaniu, nie będę usatysfakcjonowana. Sama sobie zepsułam całą frajdę z oglądania tej opery na żywo.
Nie przesadzajmy zatem z tym uzbrajaniem się w wiedzę, tylko delektujmy się muzyką ot tak, po prostu. Pozwólmy jej czasem nas zaskoczyć, zachwycić, ale także rozczarować. Nie rezygnujmy z koncertów, bo nawet najlepsze nagrania płytowe nie przebiją działania muzyki wykonywanej na żywo. I dajmy sobie prawo do oceniania, bo to muzyka jest tworzona dla słuchacza, a nie słuchacz dla muzyki.
Opinie (33)
-
2019-01-09 20:40
Muzyka jest zbędna.
- 0 11
-
2019-01-09 20:57
potrzebna jest tylko wrażliwość
Jeśli harmonia dźwięków wywołuje u kogoś ciarki na plecach, a czasem nawet łzy, to się nadaje na słuchacza. Jeśli nie, to albo słucha złej muzyki, albo jest emocjonalnie zamknięty, lub się po prostu nie nadaje. Nie wiem czy słuch muzyczny (wysokościowy) jest do tego niezbędny, ale na pewno pomaga.
- 8 0
-
2019-01-09 21:11
Trzeba znac
"Eroike" slyszalem kilkaset razy, za kazdym razem cos nowego w niej odkrywam...
- 4 0
-
2019-01-09 23:45
Ołowianka, nowy rok, repertuar okołobrazylijski a wszyscy siedzą jakby kij od miotły połknęli, to się rozumienie muzyki.
- 2 0
-
2019-01-10 01:15
lista schindlera
zaden utwor tak nie gra na emocjach... polecam
- 0 1
-
2019-01-10 12:25
W czasach obecnych - nic pewnego
Coż nam z tego ,że znamy operę "Halka" naszego twórcy opery narodowej Stanisława Moniuszki, jeśli w roku jubileuszu 200 lecia jego urodzin w Teatrze Wielkim Operze Narodowej w Warszawie dają "Halkę po włosku" , która różni się od "Halki" tym ,że tego nie da się słuchać. "Kiedy rannym słonkiem...." nie może przypominać spaghetti al pomodoro .
Rozumiem taki eksperyment uzasadniony jest w studiu koncertowym PR ale w operze warszawskiej to jakieś całkowite nieporozumienie.
Trzy piękne tańce z "Halki" polonez , mazur i góralski to iście polska tradycja . Tak więc na pytanie - czy warto jest znać muzykę , której się słucha ?- odpowiadam tak. Dodam jeszcze ,że warto słuchać muzyki .........z pewnego źródła .- 4 0
-
2019-01-13 13:47
muzyka jest jak lekarstwo dla duszy i ciała a koncerty mogą być wspaniałe
Zawsze w młodości unikałem hal koncertowych, chociaż wiele razy oglądałem sztuki w teatrach, małych i dużych. Uwielbiam pierwsze rzędy ze względu na wzrok (-3D), ale słuch mam jeszcze całkiem dobry mimo wieku. Godzinami słucham wybranej muzyki na YT. Odkryłem tyle nowości i historii oraz różnych gatunków muzyki instrumentalnej z całego świata. Poznamłem piękną klasyczną, popularną, odkryłem muzykę Zen, Feng Shui, reikiki, Karunesh, na muzykę na ocarinie, flecie, gitarze, wiele innych. Wiem co może zrobić z młodymi ludźmi muzyka Techno. Wejście narkotyków do spożycia przez popularnych nawet wykonawców muzyki i ogromnej widowni słuchaczy jest już nie tylko straszne, ale niebezpieczne. Powinniśmy jak kierowców w trasie badać niektórych wykonawców i pilnować bezpieczeństwa widowni. Kiedyś spłonęła mi hala sportowa Stoczni Gdańskiej? Na kratach rót ewakuacyjnych na teren stoczni były kłódki... Teraz obawiam się już tłoku, naporu masowej widowni, itd. Patrzę gdzie są wyjścia, skąd płynie świeże powietrze. Zawsze przestrzegam znajomych ludzi przed masowymi imprezami. Nie wejdę na widownię pge, ergo areny, innej z epoki EURO 2012. Ten czas mija. Hale wielkie jak nowe autostrady a do domu jeździmy ciągle po dziurach, brak równych chodników, stoimy godzinami w korkach, samochody palą się na obwodnicy. Koszmar epoki. Dobrze mi z yt, tv, cd. good by widownio koncertowa !!!!
- 0 0
-
2019-01-15 11:28
Trafny artykuł, tylko czy zostanie to zrozumiane przez znawców muzyki klasycznej;)
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.