• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Teatralne podsumowanie roku

Łukasz Rudziński
25 grudnia 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 

Koniec roku to czas podsumowań i rozliczeń, więc przyjrzyjmy się temu, co w trójmiejskim teatrze najciekawsze, najczęściej komentowane i najbardziej kontrowersyjne.



Dobre spektakle, ale...



Nie mogę z czystym sumieniem wskazać najlepszego spektaklu roku, bo powstało kilka bardzo dobrych przedstawień, jednak żadne z nich nie wybija się ponad pozostałe na tyle, by zyskać zdecydowaną palmę pierwszeństwa. Stąd krótki przegląd pięciu najlepszych produkcji mijającego roku.


Teatr Muzyczny - "Wiedźmin"

Musical "Wiedźmin" trafił zarówno do fanów prozy Andrzeja Sapkowskiego, jak i do miłośników musicali, choć pozostawia pewien niedosyt. Musical "Wiedźmin" trafił zarówno do fanów prozy Andrzeja Sapkowskiego, jak i do miłośników musicali, choć pozostawia pewien niedosyt.

O "Wiedźminie" mówiło i pisało się na długo przed tym, zanim powstał. Bilety na kilkadziesiąt pierwszych spektakli rozeszły się na kilka tygodni przed premierą. Nowy musical Wojciecha Kościelniaka spełnia pokładane w nim nadzieje, choć wielu liczyło na bardziej spektakularne sceny walki lub mocniej zarysowaną postać tytułową. Wygrał przemyślany, dobrze skonstruowany musical (z bardzo dobrymi rolami Yennefer i Jaskra) z wizją rozbuchanego technologicznie show. Spektakl poświęcony przygodom Geralta z Rivii trafił w gusta zarówno fanów prozy Andrzeja Sapkowskiego, jak i wielbicieli musicali. "Wiedźmin" jest więc bez wątpienia sukcesem, jednak lepsze wrażenie pozostawiły inne produkcje Kościelniaka w Muzycznym - "Lalka" i "Chłopi" czy megaprodukcja "Notre Dame de Paris".



Opera Bałtycka - "Pinokio""Dziadek do orzechów"

"Dziadek do orzechów" jest pierwszą produkcją baletową Opery Bałtyckiej od wielu lat. W spektaklu zagrała "na żywo" orkiestra, a z profesjonalnymi tancerzami na scenie wystąpili uczniowie gdańskiej Szkoły Baletowej. "Dziadek do orzechów" jest pierwszą produkcją baletową Opery Bałtyckiej od wielu lat. W spektaklu zagrała "na żywo" orkiestra, a z profesjonalnymi tancerzami na scenie wystąpili uczniowie gdańskiej Szkoły Baletowej.

Chociaż Opera Bałtycka jest dziś bardziej znana z działań nieartystycznych (o czym za chwilę), powstały w niej jedne z najbardziej wartościowych spektakli roku. Oba w wykonaniu zdecydowanie najlepszego obecnie zespołu Opery - Baletu. Zarówno "Pinokio" włoskiego twórcy Giorgio Madii, jak i "Dziadek do orzechów" wedle koncepcji francuskiego choreografa Françoisa Mauduit to propozycje autorskie. Pierwszy ze spektakli ma wymiar taneczno-gimnastyczny (wykorzystano trampoliny do najbardziej efektownych scen), drugi jest pierwszym otwartym zwrotem w stronę klasycznego baletu (cały drugi akt). Oba miewają drobne potknięcia, ale stanowią spójne opowieści adresowane do dorosłego i dziecięcego widza. Dodatkową wartością "Dziadka..." jest skorzystanie z zespołu Orkiestry (po raz pierwszy od wielu lat w spektaklu baletowym grającej "na żywo") oraz zaproszenie do udziału w spektaklu kilkudziesięciu uczniów Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Gdańsku. Oba mają wymiar familijny, prezentują ciekawe choreografie i kunszt taneczny artystów baletu.

Przeczytaj nasze recenzje:


Teatr Wybrzeże i Gdański Teatr Szekspirowski - "Zakochany Szekspir"

"Zakochany Szekspir" jest kolejną, udaną artystycznie współpracą między Teatrem Wybrzeże a Gdańskim Teatrem Szekspirowskim. "Zakochany Szekspir" jest kolejną, udaną artystycznie współpracą między Teatrem Wybrzeże a Gdańskim Teatrem Szekspirowskim.

Paweł Aigner wraz z zespołem aktorów Teatru Wybrzeże po raz drugi zmierzył się z komedią w Teatrze Szekspirowskim w układzie sceny elżbietańskiej (otoczonej widzami z trzech stron) i po raz drugi wyszedł z tej próby zwycięsko. Formalnie "Zakochany Szekspir" przypomina "Wesołe kumoszki z Windsoru" - ponownie bawi nas teatr w stylu rubasznej komedii dell'arte, połączonej z dowcipnym konceptem, komediową formą i farsowym tempem. Niektórym widzom skorzystanie z patentu "Kumoszek..." może wydać się powieleniem koncepcji i oczywiście będą mieli rację, co w moim odczuciu w żadnym stopniu nie przeszkadza w odbiorze przedstawienia. To spektakl lepiej dopracowany, nie mniej zgrabny i z pewnością równie zabawny jak "Wesołe kumoszki...". Śledzimy intrygę wymyśloną przez Toma Stopparda, który ukazuje młodego Szekspira w rozkwicie sił witalnych i w trakcie uwiądu sił twórczych. Z kryzysu wyrwać go może tylko wyjątkowy... aktor, który zagra rolę Romea w jego sztuce. Duet aktorów Michał Jaros (Szekspir) i Marta Herman (Viola de Lesseps) ma wsparcie zgranego zespołu.

"Zakochany Szekspir" - nasza recenzja


Teatr Miejski w Gdyni - "Kursk"

Dramat marynarzy "K-141 Kursk" bardzo dobrze oddał zespół Teatru Miejskiego w Gdyni w spektaklu granym na "Darze Pomorza" - "Kursk". Dramat marynarzy "K-141 Kursk" bardzo dobrze oddał zespół Teatru Miejskiego w Gdyni w spektaklu granym na "Darze Pomorza" - "Kursk".

Gdyńska scena dramatyczna kontynuuje dobrą passę. Część spektakli regularnie wyprzedawana jest wkrótce po rozpoczęciu dystrybucji biletów (z tegorocznych premier są to m.in. "Prawda. Komedia małżeńska" i "Następnego dnia rano"). Jednak to zrealizowany na fregacie Dar Pomorza "Kursk" jest produkcją najbardziej wartościową, nawiązującą do sukcesu "Idąc rakiem" - pierwszego spektaklu zrealizowanego przez Krzysztofa Babickiego na wspomnianym statku-muzeum. Los umierających marynarzy okrętu podwodnego "K-141 Kursk" na Morzu Barentsa w opartej na faktach sztuce Pawła Huellego zestawiono ze spostrzeżeniami na temat Rosji Markiza Astolfa de Custine`a, bohatera "Listów z Rosji". Wprowadzono w ten sposób wymiar uniwersalnej refleksji nad dramatem rosyjskich marynarzy i próbę interpretacji pełnych niedomówień zdarzeń. Reżyser konsekwentnie poprowadził od początku do końca w bardzo bliskim, rozgrywającym się tuż przed oczami widzów, planie jako dramat ludzki - nie tylko zakleszczonych w żelaznej pułapce marynarzy na dnie morza, ale też ich matek, żon czy kochanek.

"Kursk" - nasza recenzja


Sezon jubileuszy



W sezonie jubileuszy doczekaliśmy się okolicznościowych spektakli - "Urodzin, czyli ceremonii żałobnych w czas radosnego święta" w Wybrzeżu (na zdjęciu) oraz "Takiej duszy" w Miniaturze. W sezonie jubileuszy doczekaliśmy się okolicznościowych spektakli - "Urodzin, czyli ceremonii żałobnych w czas radosnego święta" w Wybrzeżu (na zdjęciu) oraz "Takiej duszy" w Miniaturze.

Teatr Wybrzeże i Miejski Teatr Miniatura świętowały jubileusze. W Wybrzeżu kontynuowano zainaugurowane w grudniu minionego roku obchody 70-lecia istnienia Teatru Wybrzeże i zarazem 50 lat w obecnej siedzibie na Targu Węglowym (wcześniej grywał na różnych trójmiejskich scenach, m.in. w obecnym Teatrze Miejskim w Gdyni czy w budynku Opery Bałtyckiej). W Teatrze Miniatura z kolei cieszono się z poczwórnej okazji: 70-lecia istnienia teatru lalkowego w Gdańsku (początkowo jako Teatr Łątek), 65. rocznicy objęcia ówczesnej sceny przez Alego Bunscha, 60-lecia obecnej nazwy "Miniatura" oraz 55. rocznicy legendarnego spektaklu "Bo w Mazurze taka dusza...", granego w Miniaturze przez 25 sezonów.

"Urodziny, czyli ceremonii żałobnych w czas radosnego święta" - nasza recenzja

Oba teatry zwieńczyły jubileuszowe okolicznościowymi przedstawieniami (odpowiednio "Urodziny, czyli ceremonie żałobne w czas radosnego święta" w Wybrzeżu i "Taka dusza" w Miniaturze). Oba tytuły są próbą zmierzenia się z własną historią... i na tym podobieństwa się kończą. "Urodziny..." łączą faktografię (szereg postaci, od dyrektorów, przez reżyserów, po aktorów związanych z Wybrzeżem przez lata) z metaforyczną wizją teatru, jako zbioru ludzi. "Taka dusza" została pomyślana jako próba spektaklu, więc z jednej strony pokazuje teatr "od kulis", z drugiej przybliża historię teatru lalkowego, jawnie nawiązując do "Bo w Mazurze taka dusza...".

"Taka dusza" - nasza recenzja

Na tym nie koniec. Teatr Dada von Bzdülöw zorganizował w Teatrze Wybrzeże Festiwal Dada Fest z okazji swojego 25-lecia. A już 31 grudnia premierą sylwestrowego koncertu "Rewia jubileuszowa" rozpoczną się obchody 60-lecia istnienia Teatru Muzycznego w Gdyni, które zwieńczy premiera "Krakowiaków i Górali" w reżyserii Michała Zadary.

Festiwal Dada Fest - nasza relacja


Rozczarowanie roku: konflikt w Operze Bałtyckiej



Konflikt w Operze Bałtyckiej trwa od wielu lat, ale od początku kadencji dyrektora Warcisława Kunca przybrał na sile. Sytuacja wydaje się patowa, a jakiekolwiek formy kompromisu działają tylko doraźnie. Konflikt w Operze Bałtyckiej trwa od wielu lat, ale od początku kadencji dyrektora Warcisława Kunca przybrał na sile. Sytuacja wydaje się patowa, a jakiekolwiek formy kompromisu działają tylko doraźnie.

Niestety w tej kategorii od miesięcy nic się nie zmienia. Rok temu w tej rubryce znalazł się spór między dyrekcją Opery a jej pracownikami, szczególnie tymi zrzeszonymi w związkach zawodowych (operową "Solidarnością" oraz PAMO - Związku Polskich Artystów Muzyków Orkiestrowych). Pomimo mediacji, udanych artystycznie spektakli, sytuacja w Operze Bałtyckiej jest, delikatnie rzecz ujmując, daleka od dobrej. Ponieważ nie pomógł mediator ze strony Urzędu Marszałkowskiego (organizator Opery Bałtyckiej), konflikt ponownie wkroczył w fazę listów otwartych, oświadczeń do mediów, pikiet i różnego rodzaju protestów, przyciągających uwagę bardziej niż działalność statutowa Opery Bałtyckiej, czyli wydarzenia artystyczne. Warto by zarówno dyrekcja, jak i pracownicy Opery, którzy ochoczo w swoich działaniach powołują się na dobro tej instytucji, pamiętali o jednym - na konflikcie tracą wszyscy.

Przeczytaj wszystkie artykuły poświęcone konfliktowi w Operze Bałtyckiej

Zwykły widz słyszy i czyta o ciągłych sporach, idąc do Opery otrzymuje do ręki ulotki protestacyjne, zmuszany bywa do siedzenia w półmroku przez kwadrans na widowni w oczekiwaniu na wydarzenie, za które kupił nie tani przecież bilet... Następnym razem wybierze inny teatr, by nie uczestniczyć w festiwalu żalów, nieporozumień i pretensji dotyczących związanych z tą instytucją osób, które patrzą na siebie wilkiem, wszędzie doszukując się potencjalnych wrogów lub sprzymierzeńców. Sytuacja, niestety, jest patowa. Mając w perspektywie listopadowe wybory samorządowe, nie wierzę, że konflikt uda się rozwiązać do czasu ich przeprowadzenia. Wszystko wskazuje więc na to, że czeka nas kolejny rok wzajemnych przepychanek, oskarżeń i następujących po nich wyjaśnień czy sprostowań. Niestety, w jakie słowa by tego nie ubierać, działa to przede wszystkim na szkodę samej Opery Bałtyckiej. Trudno bowiem oczekiwać olśnień artystycznych wprost z pola bitwy, jakim stał się zabytkowy i coraz mniej funkcjonalny gmach Opery.

Spektakle

Opinie (36) 7 zablokowanych

  • Dzwonnik słaby - solistki słabo śpiewają (10)

    • 8 11

    • musisz przestać brać

      widać nie masz pojęcia o tym co robisz w swoim marnym życiu

      • 5 10

    • (7)

      "Notre Dame" jest po prostu beznadziejnym spektaklem. Jeżeli Muzyczny będzie nadal zmierzał w tę stronę (a nie w stronę wyznaczaną przez poprzednie dobre spektakle Kościelniaka - "Lalkę", "Chłopów", "Bal w operze" - czy inne, poszukujące, jak "Kumernis" Dudy-Gracz) to nie ma sensu tam chodzić.

      • 12 4

      • to nie chodź

        • 2 4

      • Zgadzam się 1. Chłopi, 2. Wiedźmin, 3. Lalka; super przedstawienia, Notre Dame bardzo słabe...

        • 5 1

      • (4)

        dlaczego wg Pani/Pana Notre Dame jest beznadziejny? Spektakl ten grany jest od 20 lat w bardzo wielu krajach i wszedzie ma doskonale recenzje.

        • 1 3

        • (3)

          Nie tylko według mnie ten spektakl jest beznadziejny. Proszę poszukać polskiej recenzji z prasy ogólnopolskiej/fachowej, a okaże się, co na ten temat myśli krytyka teatralna. To, że lokalnie pojawiają się przychylne teksty nie jest żadnym wyznacznikiem poziomu, tym bardziej, że Pomorze jest teatralną pustynią, a recenzenci (np. pan Rudziński) piszą przychylnie o wszystkich wydarzeniach. Nagrody? Dostrzeżenie tego spektaklu w podsumowaniach roku/sezonu? Brak. Jest totalnym kiczem i szmirą, efektownym show, a nie spektaklem teatralnym. Pod względem aktorskim jest po prostu dnem, jednak pewnym usprawiedliwieniem (dla odtwórców ról) może być to, że brakuje tam materiału, na podstawie którego mogliby zbudować swoje postaci (jakimś cudem udaje się to Arturowi Guzie jako Frollo). Zaprezentowano nieporadne, płaskie aktorstwo, reprezentatywne dla dawnych musicali - mimo że postać śpiewa do osoby znajdującej się obok, tępym wzorkiem wpatruje się w okolice amfiteatru (sceny Fleur de Lys i Phoebusa). Te wystudiowane pozy i gesty (na czele z wielokrotnie powtarzanym unoszeniem ręki, przyjmującym kulminację w piosence otwierającej II akt, w której każdy z trzech bohaterów podnosi dłoń w tym samym momencie) potęgują sztampę i uniemożliwiają uwiarygodnienie postaci. Takie prowadzenie bohaterów, ograniczające indywidualną, naturalną ekspresje w połączeniu z marnym materiałem dramatycznym, sprawia, że nie stworzono przekonujących postaci. Trudno uwierzyć, że wciąż można oglądać tak złe rozwiązania jak śmierć Clopina: postać dusi się, jest w stanie agonalnym, ale ma jeszcze siłę, aby pożegnać się z Esmeraldą - perfekcyjnie śpiewając pieśń i dopiero po niej dokonuje żywota. Fatalna adaptacja jest galopem przez ckliwą historię, a zamiast tego można było wybrać interesujące wątki i skupić się właśnie na nich. Ponadto pojawiają się wpadki różnego typu - począwszy od scenografii (ze ścianą, która miała przypominać paryską Katedrę Notre-Dame, lecz wierność oryginałowi jest dość umowna - sceniczna wersja składa się z monumentalnych bloków, które raczej przypominają starożytną architekturę Bliskiego Wschodu), przez warstwę taneczną (imponują umiejętności tancerzy, toteż oglądamy efektowny show, a nie spójną, konsekwentną choreografię korespondującą z warstwą słowno-muzyczną; ogląda się to jak efekciarski popis umiejętności czy konieczność ukazania w niespełna trzygodzinnym spektaklu wszystkiego, co potrafią utalentowani, świetnie przygotowani tancerze) czy tłumaczenia (mnóstwo rymów częstochowskich czy niewłaściwie postawione przerzutnie rozbijające sensy piosenek, a to sprawia, że zalążki rodzącej się dramaturgii są ciągle rozbijane przez niedoskonałości warstwy tekstowej). Moje "ulubione" sceny to te, gdy dosłownie potraktowano wszelkie informacje znajdujące się w warstwie libretta, toteż utworom o miłości towarzyszy wprowadzenie na scenę łóżka oraz materaców, a piosenki śpiewane późną porą muszą być wsparte poprzez tandetny, jaskrawy księżyc oraz migające gwiazdy. Oprócz tego, w utworze Clopina o "Dziedzińcu cudów" na scenie pojawia się plastikowy, pomarańczowy hak od dźwigu - rodem z dziecięcych (współczesnych!) zabawek. Na podobną dowolność w wierności wobec czasu i miejsca akcji postawiono w warstwie kostiumowej (bluzka Phoebusa będąca marną imitacją kolczugi, wygląda jak obsypana brokatem). Tandetnie wyglądają też peruki, które nosi Gringoire czy Fleur de Lys w wykonaniu Kai Mianowanej. Tajemnicą pozostaje fakt, dlaczego wszystkie postaci męskie mają jaskrawy makijaż (na czele z archidiakonem Frollo, którego powieki są pomalowane zielonym cieniem!), szczególnie, że nawet w wersji francuskiej zdecydowano się jedynie na wyostrzenie rysów twarzy. Najciekawszym elementem i jedynym, który koreluje z czasem i miejscem akcji, jest światło (choć też nie jest doskonałe...).
          Ponadto spektakl ten, o czym wspomniałaś/eś, w takiej samej formie można oglądać od prawie dwudziestu lat. Oznacza to, że korzystanie z musicali opartych na licencji ogranicza się do próby doskonałego powielania schematu. Od kiedy miarą sztuki jest tworzenie kopii? Nie tworzy się nowej jakości, nie dyskutuje się z pierwowzorem, tylko szczyci się tym, że oglądamy to samo, co można było oglądać dwadzieścia lat temu (tylko z inną obsadą). Rozumiem, że są widzowie, którzy chcą oglądać takie spektakle, ale niech one nie stanowią podstawy repertuaru, a w Muzycznym ostatnio dominują właśnie same takie szmiry ("Wiedźmin" jest też niestety efektownym popisem, któremu daleko choćby do "Lalki"....).

          • 9 3

          • Jestem pod wrażeniem tej recenzji!

            • 7 0

          • (1)

            No coz widze ze spojrzal Pan fachowym okiem na ten spektakl, przyznam ze polskie'tlumaczenie'nie jest zbyt dobre, ale spektakl ten ma byc widowiskiem oraz rozrywka bardziej niz typowym musicalem, spektaklem teatralnym. Uwazam ze aktorzy tacy jak Maja Gadzinska czy Piotr Płuska sa w swoich rolach doskonali, a na Notre Dame z pewnoscia pojde jeszcze wiele razy

            • 0 0

            • Uważam, że nieuczciwe jest przykładanie pobłażliwej miary, o której wspomniałeś/aś w swoim komentarzu. Można zrobić spektakl widowiskowy, rozrywkowy, który jednak nie będzie tak słaby jak "Notre Dame". Dlaczego kosztem widowiskowości trzeba tracić rys psychologiczny postaci, prawdopodobieństwo, zgodność czasu i miejsca, wyczucie smaku? Przypominam, że miejsce, w którym jest pokazywany ten spektakl to teatr; w dodatku teatr, któremu udało się w przeszłości pokazać, że musical nie musi być tandetnym, pustym koszmarkiem, więc nie rozumiem, dlaczego mam traktować "Notre Dame" wyjątkowo i nie oceniać go tym samym kluczem, który przysługuje każdemu spektaklowi. Z Twojego komentarza wynika, że jedyną dopuszczalną interpretacją jest ta, że "Notre Dame" jest dobre, ponieważ jest widowiskowe. Naprawdę nie masz większych oczekiwań?

              • 1 0

    • Kielicha im polac to rozspiewaja

      • 0 1

  • Mayday! Run for Your Wife - na tym bawiłam się najbardziej, choć to nie przebój roku 2017 tylko dużo wcześniejszy.
    Pozdrawiam

    • 2 7

  • Kursk na plus, operę zamknąć! (1)

    • 8 13

    • Zamknij to ty sobie buziuchnę

      • 4 1

  • Pozdrowienia

    Dla ekipy Bog Mordu. Rechotalem latem do bolu w Orlowie! Szacun!

    • 4 2

  • Opera Bałtycka (10)

    popełnia samobójstwo, na własne życzenie.
    Obudzili się tzw. działacze związkowi, gdy zagrożony został ich interes osobisty,
    wcześniej gdy ludzi zwalniano z pracy, nawet się nie zająknęli .

    • 15 8

    • (4)

      Z operą bardziej skomplikowana sytuacja wydaje mi się; artystycznie nie będe ich oceniał niech to robią inni, ale dotacja (bardzo duża w porownaniu do innych teatrów) starcza na słabe pensje w porównaniu do dzisiejszych realiów a mała scena generuje koszt zamiast zysku; więc albo nowa opera na 1000-1400 widzów bilety wtedy od 60-w górę (kasy z UE nie będzie już na operę - inne priorytety unijne) albo będzie powolne zwijanie opery bo jak ludzie chcą wiecej zarabiać to częsci trzeba zabrać lub zwolnić a jak zwolnienia możliwości artystyczne się zmiejszają;orkiestry nie będzie tylko zespół który ad hock będzie można uzupełniać studentami?? co pewnie i tak nawet przy podwyżce 200PLN nie zmieni to małych pensji...no ale....

      • 4 2

      • Ad hoc, nie ad hock.

        • 1 0

      • (2)

        Ludzie w tej chwili już nawey nie chcą więcej zarabiać, tylko chcą aby były przestrzegana prawa pracownicze i chcą być traktowani z szacunkiem. Tak się porobiło.

        • 7 4

        • Szacunku niech najpierw nauczą się muzycy do pracowników administracji. Wtedy może będzie lepiej. Jedna z drugim może i grać umie, ale słoma z butów wychodzi tonami.

          • 6 5

        • Jeszcze można zmienić pracę, jak tam się nie podoba. Przecież to nie jedyny zakład pracy w Trójmieście. I błagam, bez tekstów o zawodzie wyuczonym od szóstego roku życia, kosztem kolegów, podwórka, itd. O to pretensje wyłącznie do rodziców! Niech płacą rentę, jeśli muzyk uważa, że nie czuje się przystosowany do życia w społeczeństwie. Żenada!

          • 9 7

    • za wszelką cenę ratujmy (4)

      Zaangażowani pracownicy dadzą zapewne kilka dodatkowych koncertów aby poprawić kondycję finansową opery...
      A i zbiórka do puszki też wskazane. Sami "związkowcy "nic nie wymyślą oprócz roszczeń i strajków,
      trzeba jakies pomysły podrzucić.

      • 1 7

      • (3)

        pomysly to mam miec dyrektor! za to ma pensje! i jego zastepcy i pelnomocnicy! tez wszyscy z odpowiednimi pensjami!

        a zwiazkowcy walcza o siebie i swoje przywileje a nie o instytucje!
        jakos nikt nie walczyl o zwalnianych od wrzesnia 2016, nie ważne czy zwiazkowcow czy nie. burza rozpetala sie dopiero teraz imiennie po zwolenieniu konkretnych osob z jednego zwiazku. prywata!

        • 10 5

        • Wstrętne insynuacje i kłamstwa. O każdego związki walczyły. Niestety, Marszałek okazał się wrogiem związków zawodowych i sędzią (2)

          Szkoda, że ludzie tchórza i nie dają spraw do sądu. Jak np. jeden z chronionych działaczy związkowych w 2016 r.i nieładnie teraz wypominać. Tancerze nie chcieli zapisywać się do związków, ich krótkowzroczność. Sytuacja w operze jest bez precedensu, Marszałek postanowił uwolnić Pomorze od Związków Zawodowych. To EU czy jakiś cień pomysłów totalitarnych wydawało się dawno minionych i potępionych? Przy wyborach przypomni się. Specjalnie wycinek z historii ruchu związkowego dla wrogów związków zawodowych w szeregach pomorskich Samorządowców : "Podczas II wojny światowej władze okupacyjne skonfiskowały majątek polskich związków zawodowych; na obszarach wcielonych do III Rzeszy zdelegalizowano związki zawodowe, robotnicy na Śląsku zostali wcieleni do Niemieckiego Frontu Pracy (Deutscher Arbeiter Front, DAF), w Wielkopolsce Polacy, nie należąc do DAF obowiązkowo płacili składki; w GG niektóre związki zawodowe działały pod nadzorem niemieckim (oddział krakowskiego Związku Zawodowego Drukarzy i Zawodów Pokrewnych). Na obszarze okupacji sowieckiej 1939–41 działalność prowadziły komunistyczne związki zawodowe podporządkowane WKP(b). Część związków zawodowych kontynuowała pracę w konspiracji, Związek Zawodowy Kolejarzy organizował samopomoc, łączność i sabotaż, część członków ZNP prowadziła tajne nauczanie (Tajna Organizacja Nauczycielska); w niektórych przedsiębiorstwach tworzono tajne grupy związkowe i komitety fabryczne (Warszawa, Zagłębie Dąbrowskie); powołano komórkę koordynacyjną związków zawodowych przy Delegaturze Rządu RP na Kraj; w końcowym okresie działań wojennych przeciwstawiono się niszczeniu obiektów przemysłowych przez wycofujące się wojska niemieckie. Na uchodźstwie, m.in. w Wielkiej Brytanii, działał Związek Zawodowy Transportowców skupiający marynarzy, 1941 powołano Reprezentację Zagraniczną Klasowych Związków Zawodowych Polski."

          • 3 5

          • dlaczego zaraz tchorza? moze widza zycie poza opera? moze sa gotowi sie przekwalifikowac? moze nie chca
            firmowac sukcesow dyrekcji? moze maja dosc i wiedza ze i tak nic sie tam nie zmieni i lepiej szukac szczescia gdzie indziej....

            • 3 1

          • O każdego związki walczyły

            nie wiadomo w którym momencie, przestać się śmiać.
            Jak Weiss wyrzucał balet na bruk nie kiwnęli palcem,
            jak przyszły redukcje to samo .
            Dopiero jak sami zostali zagrożeni, to podnieśli larum.
            Nie jestem mściwy, ale trzeba przyznać że jest to sprawiedliwość dziejowa,
            może teraz dotrze do tzw. działaczy, ile krzywdy wyrządzili ludziom których
            pozwalniano.

            • 1 1

  • W Operze jest łamane prawo (2)

    Wystarczyło dotrzymać danego słowa, Marszałku.

    • 17 4

    • Wygrane w październiku referendum strajkowe to też red. Rudziński tylko konflikt dwóch związków czy wiekoszosci pracowników, (1)

      • 12 7

      • Trójmiasto kłamie na zlecenie, tylko czyje????

        • 11 5

  • Zapomniano o Cafe Luna

    A szkoda bo tchoc o kameralny to niezwykle ciekawy spektakl wykorzystujący dialog z kinem. I wspaniala gre aktorów . Megaprodujcje to nie wszystko drodzy Państwo....

    • 3 2

  • Niestety nic nowego w Gdańsku się nie gra, a wielka szkoda

    • 5 0

  • I znowu balet najlepszy.... (2)

    Ciekawe to jest, że nagle balet stal sie najlepszym zespolem opery. No jakbym Kunca słyszała... Szok i niedowierzanie jaka zaskakująca zgodność redaktora Rudzińskiego z dyrekcją OB, oczywiscie przypadkowa.

    • 13 7

    • Balet zawsze był lepszy od opery.

      • 6 8

    • Tak was boli? Zazdrosc?

      • 2 5

  • matko bosko i córko (1)

    Pan Recenzent przyzwyczaił nas do "wysokiego" poziomu swoich tekstów, ale to powyżej, to już chyba lekka przesada, nawet jak na niezbyt wysokie standardy trojmiasto.pl. Pozwolę sobie zacytować jeden fragment, w którym roi się od błędów (także ortograficznych!!!):

    "Formalnie "Zakochany Szekspir" przypomina "Wesołe kumoszki z Windsoru" - ponownie bawi nas teatr w stylu rubasznej komedii del arte, połączonej z dowcipnym konceptem, komediową formą i farsowym tempem. Niektórym widzom skorzystanie z patentu "Kumoszek..." może wydać się powieleniem koncepcji i oczywiście będą mieli rację, co w moim odczuciu w żadnym stopniu nie przeszkadza w odbiorze przedstawienia. To spektakl lepiej dopracowany, nie mniej zgrabny i z pewnością równie zabawne jak "Wesołe kumoszki...".

    Czy nie ma tam w trojmiasto.pl ani jednej piśmiennej osoby, która potrafiłaby poprawić to coś, co pisuje Pan Rudziński?

    ps. komedia del arte?? ehh, żal czytać naprawdę...

    Odpowiedź redakcji:

    Dziękujemy za sugestię. Treść została poprawiona.

    • 5 5

    • to teatrologowi trzeba takie rzeczy sugerowac????

      • 0 4

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku "Sołdek" jeden z oddziałów Narodowego Muzeum Morskiego został pierwszy raz zwodowany?

 

Najczęściej czytane