Dawno temu, w mieście położonym nad zimnym, północnym morzem, żyła sobie dziewczynka... Tak mogłaby się rozpoczynać powieść Barbary Piórkowskiej "Szklanka na pająki". Pomimo magicznej aury opowieść ta bajką jednak nie jest, a jeśli już, to dość przewrotną, choć zakończoną swoistym happy endem.
Choć debiut powieściowy gdańszczanki
Barbary Piórkowskiej jest książką skromnych rozmiarów, nie warto dać się zwieść pozorom. Znajdziemy w niej bowiem niespotykane bogactwo tematów, które autorka wplata w
opowieść o dzieciństwie i dorastaniu głównej bohaterki, Aleksandry. Jest miejsce na refleksje o samotności, ale i niemożności odseparowania od rodzinnych korzeni; pojawiają się niebanalnie opowiedziane wątki damsko - męskie, a w tle przewijają się wydarzenia z najnowszej historii Polski.
Zanim jednak spojrzymy na świat oczami małej Aleksandry, warto zapoznać się z historią jej rodziny. Podlega ona bowiem
specyficznej formie reinkarnacji: jej członkowie mają moc odradzania się po trzech pokoleniach, a ci z nich, którzy w poprzednim wcieleniu byli mężczyznami nie traktującymi kobiet w sposób zbyt przychylny, we właściwym czasie przybiorą postać przedstawicielek płci żeńskiej. Tak też dzieje się z Aleksandrą, a raczej Wołodymirem Switłyczko, którego ducha, wraz z potężnych rozmiarów kończynami, otrzymuje "w spadku" nowo narodzona bohaterka "Szklanki na pająki".
Spędzając dzieciństwo w jednym z bloków na
gdańskiej Zaspie, Aleksandra od początku uczy się radzenia sobie z samotnością. Matka niespecjalnie angażuje się w wychowanie córki, zamiast tego przesiadując w swoim pokoju, patrząc przez okno i wypowiadając zdania w niezrozumiałym dla reszty członków rodziny języku. Jedynym prawdziwym sprzymierzeńcem i opiekunem dziewczynki okazuje się dziadek, który już do końca swoich dni będzie dbał o to, by wnuczka nigdy nie była głodna.
Lata spędzone przez bohaterkę w szkole podstawowej przypadają na czas zdominowany przez
wydarzenia związane ze stanem wojennym i pojawieniem się Solidarności. Jednak nie znajdziemy w "Szklance na pająki" krwawych opisów tłumionych strajków i dramatycznych konfrontacji z milicją. Autorka ledwie zarysowuje tło historyczne swojej opowieści, używając do tego sugestywnych detali, widzianych oczami dziecka. Dla Aleksandry
ruch solidarnościowy znaczy tyle, co szkolna zabawa w wymawianie wymyślonego słowa "solparpur", która bezbłędnie pozwala wskazać, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem.
Aleksandra dorasta, przechodząc wszystkie fazy znane nastoletnim dziewczynkom: zmaganie się z kompleksami, próba wyróżniania się z tłumu przez dobieranie niebanalnych strojów, pierwsze fascynacje płcią przeciwną. W końcu wybiera studia na ASP i wplątuje się w
romans z żonatym mężczyzną. Zakończenie tego etapu w życiu bohaterki nie będzie łatwe, ale ze starcia z własnymi emocjami i niespełnionym pragnieniem bycia kochaną Aleksandra wyjdzie silniejsza niż kiedykolwiek.
Historia życia głównej bohaterki "Szklanki na pająki" nie jest specjalnie oryginalna; to typowy życiorys dziewczyny dorastającej w czasie politycznej zawieruchy. Co więc czyni tę książkę tak wyjątkową? Zdecydowanie język. Poetycki, nasycony zadziwiającymi metaforami, a jednocześnie pozbawiony patosu przez ironiczne poczucie humoru autorki, nadające powieści wspaniałą lekkość. Świat rzeczywisty przenika się tutaj ze światem fantastycznym, w efekcie tworząc odmianę realizmu magicznego, jaki pojawia się chociażby w genialnym
"Prawieku i innych czasach" Tokarczuk.
"Szklanka na pająki" okazała się dla mnie wielkim, bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czytałam powieść tak pełną kobiecej wrażliwości, napisaną w sposób zarazem precyzyjny i poruszający. Następną Piórkowską kupuję w ciemno.