• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Smaki PRL-u w książce "Ślepa kuchnia" Moniki Milewskiej

Magdalena Raczek
21 lutego 2022 (artykuł sprzed 2 lat) 
Przyjęcia organizowane w domach, szczególnie te z kategorii "u cioci na imieninach", były stałym elementem krajobrazu tamtych czasów. Co stawiano wtedy na stołach? Dowiecie się z książki. Przyjęcia organizowane w domach, szczególnie te z kategorii "u cioci na imieninach", były stałym elementem krajobrazu tamtych czasów. Co stawiano wtedy na stołach? Dowiecie się z książki.

Guma balonowa Donald, domowy blok czekoladowy, schabowy w chrupiącej panierce, móżdżki, płucka i flaczki, nóżki w galarecie, jajka w majonezie, a także inne przysmaki. O smakach PRL-u, ulubionym napoju premiera Cyrankiewicza, sklepach "za żółtymi firankami" i o tym, co się serwowało i jadało na imprezach w socjalistycznych czasach rozmawiamy z Moniką Milewską - autorką książki "Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w PRL", której premiera zaplanowana jest na 16 marca.



Recenzje książek z Trójmiasta



Magdalena Raczek: Zacznijmy od początku: pani książka nosi tytuł "Ślepa kuchnia". Czy odnosi się on do budownictwa PRL-u, kiedy kuchnie budowano bez okien, były ciasne i w zasadzie dziś nazwalibyśmy je raczej aneksami, choć często też pełniły wiele innych funkcji niż tylko te związane z gotowaniem i jedzeniem?

Monika Milewska: Wychodzę oczywiście od tego dosłownego znaczenia: ślepa albo ciemna kuchnia, charakterystyczna dla epoki gomułkowskiej małej stabilizacji była zmorą budownictwa socjalistycznego. Źle wentylowana i zaopatrzona w specjalne okienko podawcze przywodziła bardziej na myśl bar mleczny niż współczesny aneks kuchenny. To jednak tylko pierwsza warstwa znaczeniowa tytułu mojej książki. Ślepa kuchnia staje się w niej metaforą dogmatycznie zaślepionego systemu, w którym ideologia najczęściej brała górę nad racjonalnym zarządzaniem gospodarką, a władza miotała się na oślep, doprowadzając do kolejnych kryzysów żywnościowych.

Przeczytaj także: Jest pisane, będzie czytane. Plany trójmiejskich autorów na ten rok

"Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w PRL" Monika Milewska "Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w PRL" Monika Milewska
Mówiła mi pani ostatnio, że książka ma uchwycić "smak tamtej epoki". Jak zatem smakował PRL?

Myślę, że dla każdego z czytelników pamiętających te czasy, PRL może mieć inny smak: pysznej gumy balonowej Donald, domowego bloku czekoladowego czy schabowego w chrupiącej panierce. Źródła pokazują jednak, że kuchnia tego okresu była dość monotonna, mało urozmaicona, a nawet mdła, jak serwowane wówczas w barach móżdżki i płucka. Wynikało to nie tylko z tzw. przejściowych braków na rynku, ale też z przyzwyczajeń żywieniowych i bardzo ograniczonej oferty dostępnych na rynku produktów. Nie tylko owoce były wówczas egzotyczne. Do "mało znanych ziół" zaliczano w latach 60. tymianek, bazylię, estragon, miętę, szałwię, czarnuszkę i rozmaryn. Nieobecne na rynku były też m.in. brokuły, oliwki i kapary. Z owoców morza można było napotkać w sklepach tylko niedoceniane kalmary i znienawidzonego kryla. Znajomość kuchni światowej musiała być też w społeczeństwie niewielka skoro Zbigniew Herbert w wydanym w 1962 roku "Barbarzyńcy w ogrodzie" tłumaczył swoim czytelnikom, co to jest pizza. Nieco urozmaicenia w domowych posiłkach przyniosła w latach 70. moda na kuchnię węgierską i bułgarską. Przywożona znad Balatonu papryka wyostrzyła trochę nasz smak.

Wszystko wtedy było polityką, nawet jedzenie. Pisze pani: "Władza chętnie mieszała w garnkach swoich obywateli", a Gomułka analizował, ile cukru jest w burakach - proszę nam o tym opowiedzieć.

Władza miała prawie pełną kontrolę nad tym, co trafiało na talerz przeciętnego Kowalskiego. Kontrolowała przecież produkcję, import i dystrybucję oraz ceny żywności. Propagowała też pewne wzorce kulinarne, "racjonalne" sposoby odżywiania, które często miały więcej wspólnego z aktualną sytuacją gospodarczą niż z naukową dietetyką. Władza lubiła także podkreślać swoje zasługi dla wzrostu dobrobytu oraz spożycia tych czy innych artykułów. Szczególnie niebezpieczną kwestią polityczną stało się w PRL-u mięso. Każda podwyżka jego cen wywoływała silny opór społeczny i prowadziła w konsekwencji do tzw. polskich miesięcy: Grudnia'70, radomskiego Czerwca'76, lubelskiego Lipca'80.

Przeczytaj także: Cukier na kartki. Mija kolejna rocznica reglamentacji

  • Zakupy w megasamie w latach 70.
  • Sklep spożywczy w latach 70.
  • Kolejki przed pawilonami handlowymi w 1981 roku.
  • Banany i cytrusy były towarami luksusowymi. Na zdjęciu Warszawska Spółdzielnia Spożywców "Społem".
  • Kolejki do sklepów były stałym elementem krajobrazu, a te za mięsem szczególnie.
  • Kolejka do lodów w Sopocie w 1977 r.
Nie tylko mięso, ale wiele innych produktów żywnościowych w PRL-u były czymś pożądanym, a niektóre wręcz luksusowym towarem. Co poza szynką, słodyczami, cytrusami, bananami i napojami w puszkach, które po wypiciu się zbierało i ustawiało jako ozdoby na półkach, można zaliczyć do strefy jedzeniowego luksusu?

To oczywiście zależy od epoki. W czasach stalinowskich luksusem mogła być nawet kanapka z kiełbasą, bo na co dzień przodownicy pracy jadali zamiast obiadu pajdę chleba posmarowaną marmoladą albo smalcem. Znalazłam w piśmie "Przyjaciółka" z 1950 roku artykuł, w którym piętnuje się dyrektora wrocławskiego oddziału "Caritas" za to, że zajadał czekoladę, kakao, mleko skondensowane, rodzynki, konserwy rybne i owoce suszone. Skuteczne epatowanie tak podstawowymi produktami spożywczymi możliwe było tylko w warunkach zupełnie ogołoconego rynku początków lat 50. W późniejszych czasach synonimem luksusu był na przykład tonik schweppes, ulubiony napój premiera Cyrankiewicza. Najważniejszym jednak symbolem komunistycznego luksusu był radziecki kawior, bo owoce morza, w tym ośmiorniczki, nie pojawiały się raczej na stołach ówczesnej władzy.

Takie towary dostępne były tylko dla nielicznych np. w sieci specjalnych sklepów, potocznie nazywanych "za żółtymi firankami". Co to było?

Funkcjonujące w czasach stalinowskich sklepy takie obsługiwały uprzywilejowanych przedstawicieli aparatu bezpieczeństwa, wyższych funkcjonariuszy partyjnych i państwowych. Deficytowe dobra rozmieszczone na ich półkach mogły wzbudzać w społeczeństwie niezdrowe emocje. Przed zazdrosnym wzrokiem zwykłych obywateli chroniły je więc żółte zasłony w oknach, którym punkty te zawdzięczały swoją nazwę: "sklepy za żółtymi firankami". Zlikwidowano je na fali październikowej odwilży, ale samo zjawisko uprzywilejowanych punktów sprzedaży nie zniknęło. Mundurowi zaopatrywali się w deficytowe towary w tzw. konsumach, a partyjni - w komitetach PZPR różnego szczebla.

Przeczytaj także: Życie z Peweksu, czyli o luksusie w PRL-u

  • Przyjęcie okolicznościowe zorganizowane przez Koło Gospodyń Wiejskich w 1978 roku.
  • Przyjęcie okolicznościowe zorganizowane przez Koło Gospodyń Wiejskich w 1978 roku.
  • Przyjęcie okolicznościowe zorganizowane przez Koło Gospodyń Wiejskich w 1978 roku.
A co się jadało podczas przyjęć? Mnie imprezy w stylu "u cioci na imieninach" kojarzą się z jajkami w majonezie, sałatką jarzynową, zimnymi nóżkami w galarecie, ogóreczkiem i śledzikiem, a do nich - zawsze czysta wódka "z kłoskiem" (żytnia). Dzieci piły oranżadę w butelkach lub woreczkach ze słomką, kompot, wodę sodową z syfonu z sokiem. Na stołach zawsze były też obecne domowe ciasta...

W ciasnych mieszkankach najlepszym rozwiązaniem miał być samoobsługowy zimny bufet usytuowany np. na biurku lub na wysuwanej z meblościanki półce. Królowały na nich słone paluszki, koreczki serowe i krakersy z wędlinami i piklami, ale nie przynosiły gospodarzom ujmy kromeczki bułki paryskiej z twarożkiem i odrobiną szczypiorku. Znalazłam też przepis na kanapeczki z "sardynkami" - w roli niezwykle luksusowych wówczas sardynek występowały parzone śledzie z puszki wymieszane z olejem. W stanie wojennym w "Kobiecie i Życiu" na karnawałowe przyjęcie polecano głównie dania jarskie: pieczarki w bułce, torcik naleśnikowy, groszek w miseczkach, koktajl mleczno-owocowy i pomidorowy. "Jedzenia nie powinno być zbyt dużo. Wszystko powinno być niezbyt drogie, niezbyt wyszukane. Wszystkiego ot tyle, by mieć dobry nastrój i ochotę do tańca". Muszę jednak przyznać, że znalazłam także przepis na kanapki z kawiorem - ćwierć kilo na jedną bułkę barową, ale na takie menu imprezowe stać było chyba tylko partyjne elity.

Czy jest coś z tamtej epoki, co można uznać za cenne i warte kontynuacji? Ludzie byli chyba bardziej zaradni, pomagali sobie nawzajem. Przyjęcia urządzano o wiele częściej niż teraz i każdy wiedział, czyje imieniny są świętowane. Czy nie brakuje nam tego?

Tak, ma pani rację, tej międzyludzkiej bliskości i zaradności na pewno żal. Z drugiej jednak strony powrót do peerelowskiej rzeczywistości mógłby być dla nas trudny. Czytam czasami moim studentom wycinek z gazety z 1981 roku opisujący procedury zdobywania przez rodziców uprawnień do nabycia mleka w proszku dla ich nowonarodzonego dziecka. Brzmi to jak zasady skomplikowanej gry terenowej, a studenci gubią się zwykle w jej zasadach już po kilku zdaniach...

Opinie (330) ponad 10 zablokowanych

  • Coś nie tak (6)

    Na podstawie tego wywiadu na pewno nie przeczytam książki. Ciekawe, czy autorka zna te czasy z autopsji, czy opiera się na... No właśnie, na czym? Ciemne kuchnie i jeszcze z okienkiem do pokoju to jaki procent wszystkich kuchni? Były, ale przecież nie były tak powszechne, aby zdominowały kulinarne zwyczaje. Szwedzki stół też nie zdominował rodzinnych spotkań, chociaż dla niektórych był szczytem eleganckiego przyjęcia, ale czy to jeszcze był PRL, może taki już schyłkowy? Jeszcze pieczarki, papryka? A gdzie ryby, morskie ryby? I to nie śledź, a halibut i dorsz, który był bardzo tani i powszechnie dostępny w sklepach rybnych. Nie było lodówek, wszystko więc musiało był przygotowane po zakupie. Jadało się świeżo i zdrowo. Zakup mięsa to osobna historia (chyba nie temat książki?), ale to dzięki naszym mamom, dzięki ich operatywności, jakoś było co zjeść. Ale może to teraz dowiem się, jak było...

    • 43 5

    • (2)

      Mam podobne odczucia, zwłaszcza z tym "szwedzkim stołem". Jakoś wszelkie imprezy rodzinne i u znajomych pamiętam jako odbywające się przy stole. To później przyszła moda na sterczenie z talerzykiem w dłoni.
      A co pieczarek itd. - ot to wiedza z ówczesnych "porad dla pań domu", a nie z praktyki.
      Tylko z tym "świeżo i zdrowo" to mam inne zdanie. W domach może tak - ale w lokalach to bywało różnie. Zatrucia nie były czymś niezwykłym, jakoś fatalna, a i same potrawy z braku właściwych surowców bywały przedziwne. Do dziś u mnie w rodzinie wspomina się podane w warszawskiej restauracji "flaczki" ze... skórek od kurczaka ;).

      • 9 0

      • Książka jest "niby" o kuchni domowej.

        • 6 0

      • Pieczarki dodawano w knajpach, jeśli wierzyć Starszym Panom, do każdego dania. Ale zawsze te same, bo klienci zostawiali :)

        • 4 0

    • Książka, o ile wierzyć zapowiedziom wydawniczym, opisuje cały okres PRL, a ten jednostajny nie był. Ciemne kuchnie to domena lat 50., kiedy władza planowała sobie punkty zbiorowego żywienia dla całych osiedli, a w domu miano tylko odgrzewać przyniesione porcje. Pomysł iście szatański ;) Spartański Gomółka nie specjalnie dokarmiał Polaków. W dekadzie Gierka było już inaczej, puszczono wodze fantazji i pojawiły się w restauracjach takie cuda jak płetwa rekina, o sztandarowej coca-coli nie wspominając. PRL żywieniowo to nie był monolit a bardzo złożona i zmienna konstrukcja. Z jednej strony kostka masła miała 250g i 83% tłuszczu (a nie 200g i niewiadomo co w środku jak dzisiaj). Z drugiej mieliśmy rekordowe spożycie ziemniaków na głowę mieszkańca, bo czymś trzeba było zapychać żołądki.

      • 15 0

    • zgadzam się (1)

      ta pani nie powinna pisać książek o tym co tam znalazła, powinna pisać to osoba co to przeżyła

      • 2 0

      • O Grunwaldzie podobnie! ;)

        • 1 2

  • Kiedyś kuchnia może i była ślepa, ale była kuchnią, czyli osobnym pomieszczeniem. (12)

    Dzisiaj kuchnie nie tylko są ślepe, ale też ludzie w nich śpią, oglądają telewizje itp.
    Pomieszczenie w którym stoi kuchenka i przyrządza się posiłki jest kuchnią i żadne zaklinanie rzeczywistości tego nie zmieni.

    • 54 3

    • (9)

      Bzdura. Dzis prawie kazdy woli kuchnie w formie sciany w pokoju niz mikroklitke, w ktorej miescila sie jedna osoba, jak to bylo w PRL. Widze, ze jakies kompleksiki u niektorych :) Zreszta, dzis jemy czesto na miescie, zamaiwiamy diety pudelkowe - slowem, nudna czynnosc gotowania delegujemy i wieku z nas tradycyjne kuchnie nie sa do niczego potrzebne. Ja mam kuchnie w osobnym pomieszczeniu i jest to jedyna rzecz, ktorej szczerze nie znosze w swoim domu.

      • 1 27

      • (6)

        Nieprawda. Każdy lub niemal każdy wolałby osobną, dużą kuchnię, ale deweloperzy sprytnie łączą ją z pokojem dziennym, żeby całość miała jakąś rozsądną wielkość. Gdyby nie ten prosty zabieg, to "salon" byłby wielkości sypialni, a kuchnia wielkości toalety.

        • 17 3

        • (3)

          "Gdyby nie ten prosty zabieg, to "salon" byłby wielkości sypialni, a kuchnia wielkości toalety."

          Czyli jak w PRL, naród powinien lubić.

          • 5 3

          • (2)

            No nie, "duży pokój", bo tak mówiono często na "salon" w M-4, miewał dobre kilkanaście metrów kwadratowych, według normy z 1974 roku było to bodajże 18 m2. Kuchnia miała mieć minimalnie chyba 5 lub 6 m2.

            W dzisiejszych czasach norma po ostatniej nowelizacji określa tylko powierzchnię minimalną mieszkania i to minimum wynosi 25 m2, czyli o metr lub dwa więcej niż pokój i kuchnia w M-4 zgodne z normą z 1974 roku.

            • 8 0

            • (1)

              Ciekawe co by powiedziała norma z 1974 na mieszkanie na Chłopskiej 34b (wielka płyta), złożona z pokoju, przedpokoju i łazienki z WC (znaczy się chyba połączony pokój z kuchnią), o łącznej powierzchni 19,00 m2, jak informuje księga wieczysta. Taka mi dziś oferta w ręce wpadła. A mamy takich mieszkań w trójmieście tysiące.

              • 2 0

              • Chłopska 34 to "kawalerkowiec" zbudowany w 1966 roku, długo przed normą z 74 :)
                Są w nim 450 mieszkania, same kawalerki nie większe niż 30 metrów kwadratowych, często mniejsze.

                Dzisiejsze ich odpowiedniki, tzw. "mieszkania inwestycyjne" miewają jeszcze mniejsze metraże i to mimo normy mówiącej o minimalnych 25 m2: w Krakowie sprzedawano 13 m2, w Warszawie było to rekordowe chyba 6,7 m2 - jest to możliwe, ponieważ oficjalnie są to lokale użytkowe, a nie mieszkania.

                • 2 0

        • (1)

          Sory miał być like, dokładnie dzisiejsze projekty mieszkań to kpina jeszcze niech WC wstawia do salonu.. Bo wannę w sypialni już widziałam :)

          • 8 0

          • Ja widziałem już wannę w salonie. W małym mieszkaniu "glamour" na nowym osiedlu w Wilanowie, czyli po prostu "na Wilanowie" ;)

            • 6 0

      • U Ciebie wychodzą nie tyle kompleksy, co jakaś forma egotyzmu - "każdy woli", czyli Ty uważasz, że wszyscy myślą podobnie do Ciebie? Poza tym, skoro tak nie lubisz swojej osobnej kuchni, to czemu się nie wyprowadzisz/przebudujesz mieszkania? A "kuchnia w formie ściany" to nic innego, jak redukowanie roli kuchni w domu, o czym zresztą sam piszesz. Za komuny funkcjonował ten sam mechanizm: człowiek pracy miał jeść z kolektywem w stołówce. Krótko mówiąc jesteś homo sovieticus!

        • 14 2

      • Nie "każdy woli" tylko Ty masz takie preferencje, bo jak sam przyznajesz gotowanie nie jest dla Ciebie ważne oraz jest nielubiane. Nie wszyscy są Tobą.

        • 8 0

    • (1)

      Jak im nie przeszkadza że salon zasłony i sofy przesmiardnięte są cebula i rybą to spoko. Ja też mam osobna kuchnie i tak wolę bo lubię zdrowo ugotować . Mogłabym burzyć ścianę robić aneks ale nie mam tej potrzeby.

      • 11 0

      • Zasłony się pierze, narzutę z sofy czyści, wtedy nie śmierdzą. I ta zasada obowiązuje obojętnie czy kuchnia jest osobno, czy w pokoju. Ci, co się do niej nie stosują mają i tak śmierdzące sofy i zasłony.

        • 3 8

  • Czasy PRL-u to nie tylko czasy lat 80-tych, gdy Polska strajkowała i były braki w zaopatrzeniu. (3)

    - "Guma balonowa Donald, domowy blok czekoladowy, schabowy w chrupiącej panierce, móżdżki, płucka i flaczki, nóżki w galarecie, jajka w majonezie, a także inne przysmaki." -
    A w mediach wciska się ludziom do głowy ,że tylko ocet był w sklepach . Dziwne ,że na tym occie cała Polska przeżyła i nikt z głodu nie zmarł.
    Pamiętam dobrze lata PRL-u do roku 1980 , kiedy żyło się znacznie lepiej niż obecnie !!! Ludzie na ulicach uśmiechnięci , zadowoleni z życia , życzliwi wobec siebie . Sklepy dobrze zaopatrzone . Nikt nie martwił się o pracę i o to,że go zwolnią. Wszyscy pracowali aż do emerytury !!!
    A dzisiaj w większości Polacy na siebie warczą i wilkiem patrzą . Jeden drugiemu zazdrości nowego auta itp.

    • 32 9

    • Ja zaś pamiętam lata 80. Kolejki po chleb, wędlinę, komitety kolejkowe. Pamiętam tzw chleb nocny, który miał chyba z tydzień. Pamiętam jak raz czy dwa razy w tygodniu rzucali na dzielnie kawę Selekt i kolejka ustawiała się na długo przed otwarciem sklepu. A kawa była na kartki. Podobnie jak mięso, ser, masło, cukier, czekolada. Pamiętam też wyroby czekoladobodobne, po które także stało się w kolejkach.

      • 13 0

    • To chyba z tą pamięcią jest coś nie tak.

      • 4 1

    • Wspominasz młodość, OK. Nie wspominasz PRL-u, który wbrew ówczesnej propagandzie, był szarym i źle funkcjonującym krajem, m.in. pod względem zaopatrzenia i dostępu do żywności. Gierek w pierwszych swoich wystąpieniach w 1970 r. przyznawał otwarcie, że rok wcześniej towarzysze z PZPR musieli pożyczać margarynę z NRD i smalec z Czechosłowacji bo inaczej braki w zaopatrzeniu byłyby druzgocące. Duży rolniczy kraj 25 lat po wojnie nie był w stanie wyprodukować tak podstawowych towarów jak margaryna i smalec! Z innymi było jeszcze gorzej. W połowie lat 70. rozważano w KC całkowity zakaz handlu wędlinami i sprzedawanie tylko szynki konserwowej w puszkach z odpowiednio wyższą ceną.

      • 7 0

  • Fajne wspominki. Kupię tę książkę :-))

    • 5 10

  • komunizm to zeszmacenie człowieka (2)

    • 22 12

    • i dzieki Pisowi niestety powraca ,tylko księża będą mieli raj na ziemi (1)

      • 8 5

      • Glupi jestes. Moze zapisal bys sie do jakiejs partii.

        • 2 0

  • Bio PRL (1)

    Pod względem żarcia to było fajnie - niemal wszystko było tzw. ekologiczne, gorzej czasami z dostępnością była masakra.

    • 17 7

    • nie było żadnego bio kurczaki napompowane antybiotykami , a i pracowałam w warzywniaku to jak muchy siadały na warzywa , trochę

      • 3 0

  • teraz żadnej kuchni nie ma (1)

    jeden po pracy chce odpocząc drugi gotuje dzieci jak są goście krępują sie wejsc i przygotowac sobie posiłek bo wszytko w jednym pomieszczeniu teraz ani smaku ani klimatu

    • 22 1

    • A kto kazał kupować mieszkanie w patodeweolperce ?

      • 1 1

  • Opinia wyróżniona

    Za PRL-u , w latach 50-80 kotlety schabowe po usmażeniu rozpływały się w ustach . Karkówka po upieczeniu ... (18)

    ... pół godziny duszenia i miękka aż palce lizać . Dzisiaj półtora godziny gotowania i twarda . Tak samo łopatka i szynka jest twarda i ciągnąca . Dawniej polskie mięso było super . Dzisiaj to twardy nie do jedzenia szmelc ! Dawniej za PRL-u ser tylżycki to był ser . Masło tak samo . Dzisiaj jemy masło mieszane z olejem. Można by tak wymieniać w nieskończoność dobre, dawne polskie produkty żywnościowe . Natomiast propaganda o pustych półkach w sklepach to wymysł tych co pchali się na wysokie stołki do rządu . Owszem, w latach 80-tych ,gdy strajkowano to były braki ale nie wcześniej . Wcześniej sklepy były pełne od towaru tylko nie każdego było stać na wszystko.

    • 159 37

    • Masło z ... (5)

      Całkiem niedawno furorę robiło masło z ... (nie podam miejscowości). Było super, wszyscy chwalili, że prawdziwy smak polskiego masła itp. Było hitem do czasu, gdy okazało się, że spółdzielnia mleczarska, produkująca to masło, w ogóle nie korzysta z mleka!!! To wszystko był olej palmowy + dodatki smakowe. Produkcję wstrzymano, ale jeszcze niedawno słyszałem o poszukiwaczach tego "masła".

      • 16 4

      • (2)

        Litości. Nie wiem jakie trzeba mieć kubki smakowe żeby nie odróżnić masła od mazidła na olejach roślinnych. Rozumiem udział tłuszczy roślinnych w maśle "dla niepoznaki" na poziomie 10-20 %, ale nie że w ogóle. To albo bujda na resorach albo totalne spaczenie smaku u kupujących to g.

        • 15 4

        • Wiec dlaczego to ,,masło" zniknęlo ze sklepów? (1)

          • 2 1

          • z powodu klamstwa i oszustwa

            "maslo" to nazwa zastrzezona...

            • 1 0

      • kłamiesz jak z nut

        • 4 5

      • Na każdym opakowaniu jest podany skład

        małymi literkami ale trzeba czytać. A nie pisać bzdety. Masło z oliwą nazywa się masmiks

        • 0 0

    • To pewnie w 1956 robotnicy w Poznaniu z tego szczęścia na ulice wyszli z hasłami "chcemy chleba".

      • 26 9

    • (3)

      To w Poznaniu w 1956 robotnicy na ulicę pewnie z nudów wyszli z hasłami "Chcemy chleba"? Chyba że rok 1956 to nie był PRL.
      Ogólnie cały PRL to okres mniejszych i większych problemów z zaopatrzeniem, a wspaniała jakość ówczesnej żywności to mit.

      • 17 14

      • Zapewne dziś wyszli by z hasłem "Żądamy chleba ze smalcem". Tyle, że nikt nie wyjdzie, nie po to rozwalono wielkie zakłady od których zawsze rozpoczynały się strajki gdy rosły ceny. Teraz wszyscy łykają podwyżki z uśmiechem na twarzy. Bo co im zostało?

        • 21 2

      • Do 1956 roku to byl jeszcze w spadku stalinowski PRL.

        Po poznanskich rozruchach i rewolucji w Budapeszcie Moskwa troche popuscila i Wladyskaw Gomolka przyszedl z propozycja odnowy. Wtedy zaczal sie inny PRL.

        • 2 0

      • to bylo pierwsze, dobitne przypomnienie, ze wojna i jej prawa sie skonczyly

        Nie wszyscy chcieli uznac ten fakt, ale ludzie nie chcieli tak zyc...
        O to chodzilo, a nie tylko o chleb.

        • 1 0

    • Jakość produktów 30-40 lat temu była inna bo zmieniły się przez ten czas technologie i normy produkcyjne. Jach chce się produkować masowo i zaspokajać potrzeby dużych populacji to tak się dzieje niestety. Kondycja gospodarcza PRL była raczej mizerna i nie miała nic wspólnego z jakością żywności, a jeśli to in minus.

      • 9 4

    • (1)

      Półki były pełne od towaru, a okresowe braki w zaopatrzeniu spowodowane były nieuzasadnionymi przerwami w pracy xD

      • 18 2

      • A krowy w czynie partyjnym podnosiły wydajność produkcji mleka od samego patrzenia na rewolucyjne hasła!

        • 14 5

    • "Wcześniej sklepy były pełne od towaru"

      Propononuje wizyte u psychologa.

      • 22 9

    • Na starość zmysły się przytępiają. Masz oznaki demencji dziadku.

      • 5 9

    • Stary grzybie byłeś młody i stąd te sentymenty.

      Schabowy nawet z PRLu mięknie przy obecnym T-bonie albo steku z argentyńskiej polędwicy wołowej. Wrociłem z Egiptu - bez świni można żyć. Jadłem kalmary, kraby z grila, jagnięcinę, falafele, no i warzywa z tamtego słońca....

      • 10 4

    • nie zmyślaj masło to masło i nie miesza się z olejem bo to wtedy nazywa się mix

      za takie zmiany, łatwe do wykrycia to by groziły wielomilionowe kary dla producenta.

      • 3 1

  • za PRLu super mieli ci co zapisywali się do partii lub byli konfidentami SB , mój ojciec nie chciał się poddać ani jednemu ,ani (2)

    więc był niszczony w przerażający sposób , dzisiaj kler to druga władza w Polsce ,a w PRL nie mieli takiego luksusu , a więc co 3 z nich by mieć luksus donosił na ludzi do UB , za to bez problemów mogli wyjeżdzać do krajów ościennych i bez cła przywozić luksusowe towary ,a w tym auta . Dzisiaj macie w fiskusie księży ,, a ich koledzy po fachu będą w waszych domach po kolędzie ,a więc chłopaki się zgrają by ludzi niszczyć więc myslcie bo myślenie nie boli. Dzięki Pisowi pomalutku powracamy do czasów komuny , a ja już nie chciałabym tego dożyć .

    • 12 14

    • Co trzeci donosił? Policz w rodzinie!

      • 5 0

    • Byli ci co mieli willę na żoliborzu.

      Ale to pewnie przypadek

      • 2 5

  • "W ciasnych mieszkankach najlepszym rozwiązaniem miał być samoobsługowy zimny bufet"

    wróciliśmy do punktu wyjścia

    • 10 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Z jakiego języka pochodzi drugi człon nazwy teatru tańca - Teatr Amareya?

 

Najczęściej czytane