• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Opowieść niewiarygodna jak zielony księżyc

Aleksandra Lamek
8 lutego 2010 (artykuł sprzed 14 lat) 
Przemek Opłocki "Zielony Księżyc", Wydawnictwo Area, Gdańsk 2010 Przemek Opłocki "Zielony Księżyc", Wydawnictwo Area, Gdańsk 2010

Dobry pisarz potrafi najzwyczajniejszą pod słońcem historię przemienić w literacki majstersztyk, mierny - spartaczy nawet najciekawszą. Losy bohatera powieści "Zielony Księżyc" mogły stanowić materiał na całkiem niezły kawałek prozy. Niestety, zabrakło podstawowego warsztatu literackiego.



Literatura kocha outsiderów. Nieudacznicy, socjopaci, życiowi wykolejeńcy ze skłonnością do mizantropii fascynują pisarzy od niepamiętnych czasów. Chcesz sklecić opowieść o zgubnym wpływie konsumpcyjnego stylu życia na ludzkie morale? Proszę bardzo, weź bohatera - włóczęgę, egzystującego na marginesie "zdrowego" społeczeństwa. Współczesny moralitet o zagubieniu w świecie bez prawdziwych wartości? Uczyń narratorem bezdomnego, który stoczył się z elitarnych wyżyn społecznych na samo dno.

Ten prosty (i często dający całkiem pozytywne efekty) przepis postanowił wykorzystać Przemek Opłocki przy pisaniu swojej powieści "Zielony Księżyc". Mamy więc długowłosego, mieszkającego na parkingu przed hipermarketem "Oszczędź Grosza" mężczyznę o przydomku Słodki Śmieć, dokarmiającego bezdomne koty i gawędzącego wieczorami ze sklepowym ochroniarzem. Ze swojego namiotu wychodzi w zasadzie tylko po to, by wyżebrać od klientów hipermarketu artykuły spożywcze, z których następnie komponuje posiłki dla siebie i kota. Ot, zwykły człowiek, który w pewnym momencie życia wylądował na bruku. Taka sytuacja mogła mieć miejsce kiedykolwiek i pod każdą szerokością geograficzną. Dlaczego więc zupełnie nie potrafię w nią uwierzyć?

To nie kwestia mojego braku wyobraźni i dobrych chęci. Problem leży gdzie indziej - dotyczy wiarygodności językowej, a raczej jej braku. Przez jakieś czterdzieści pierwszych stron byłam przekonana, że bohaterem "Zielonego Księżyca" jest chłopak maksymalnie 20-kilkuletni. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że młodość Słodkiego Śmiecia przypadła na czasy, kiedy prężnie funkcjonowało podziemie opozycyjne, a sam bohater padł ofiarą bezwzględnych funkcjonariuszy SB. Biorąc pod uwagę, że akcja powieści toczy się około 2000 roku, nietrudno obliczyć wiek głównego bohatera.

Zdarza mi się spotykać mężczyzn w tzw. wieku średnim, z lubością używających słownictwa charakterystycznego dla uczniów gimnazjum w celu podkreślenia swojego młodzieżowego stylu bycia. Jednak postać jeżdżącego na deskorolce, długowłosego mężczyzny grubo po czterdziestce, który artykuły spożywcze określa mianem "papu", a na niewygodne pytania odpowiada olewczo: "Wywalone", jest na tyle niewiarygodna, że w zasadzie rozkłada całą książkę.

Brak wiarygodności językowej, o której wspomniałam, przejawia się jednak nie tylko w sposobie kreowania głównego bohatera. Tak samo papierowe są pozostałe postaci, opowiadające swoje stereotypowe do bólu historie: poświęcająca się "dla dobra dzieci" Matka Polka, maltretowana przez męża czy nauczyciel, który po śmierci żony stacza się na dno nałogu alkoholowego, by w końcu powrócić do żywych i zacząć pomagać innym. Najbardziej przewidywalnym i banalnym bohaterem okazuje się właściciel hipermarketu Bukadzyński, powieściowy czarny charakter. Obleśny, irytujący i niemiłosiernie bluzgający typ to uosobienie konsumpcyjnych bóstw, rządzących spragnionym dóbr materialnych społeczeństwem. Wszyscy znamy te bezwzględne mechanizmy marketingowe, które każą tłumom tratować się wzajemnie w pościgu po absurdalnie tani telewizor czy zestaw grillowy. Nie ma w tym nic odkrywczego - konsumpcjonizm be, ciemny lud wszystko kupi, olać system i żyć niezależnie. Pretensjonalne i wtórne.

Coraz częściej wydaje mi się, że młodzi literaci nie potrafią pracować cierpliwie nad książką, po prostu przesyłają pierwszą jej wersję do wydawnictwa, w którym pracuje zaprzyjaźniony redaktor i voilà! Mogą sobie odhaczyć kolejną pozycję w CV pod hasłem: publikacje. Znak czasów? Być może. W każdym razie z dobrą literaturą ma to niewiele wspólnego.

Opinie (20) 2 zablokowane

  • Kupiłem i przeczytałem

    A ja drodzy Państwo książkę kupiłem i przeczytałem. Mi się podoba i nie zauważam kiepskiego warsztatu, ale raczej miłą i przyjemną lekturę. Jak widać bicie piany zbędne, jednym sie podoba innym nie. Pozdrawiam

    • 5 1

  • :)

    Znaków czasu dajcie chłeptanych razem z rosołkami babcinymi na obiadkach pomszowych, gdy w nieprzebranych kartotek agenturalnych treści periodyków bzdur powszechnych naczytacie się do obrzygania.

    • 0 0

  • Dzień dobry!

    skoro już jest tu z nami autor, mogę wiedzieć, ile egzemplarzy książki się sprzedało? Czy wszyscy tu obecni dzielą się jednym?

    • 2 1

  • Dzień dobry!

    skoro już jest tu z nami autor, mogę wiedzieć, ile egzemplarzy książki się sprzedało? Czy wszyscy tu obecni, którzy twierdzą, że ją czytali, dzielą się jednym?

    • 2 1

  • grafomania

    Myślę, że nie ma się co bulwersować kolejnym bublem na rynku (JEŻELI dyskutowana książka w istocie bublem jest, czego nie wiem). W takich czasach nam żyć przyszło - Autor chce wydać, ma możliwość - więc wydaje. Dlatego przy doborze lektur winniśmy je dobierać czerpakiem z malusieńkimi okami...

    • 0 1

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Pomysłodawcą Międzynarodowego Festiwalu Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA jest...?

 

Najczęściej czytane