• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Operetka skrojona na miarę. O "Księżniczce czardasza" na Scenie NOT

Łukasz Rudziński
2 stycznia 2020 (artykuł sprzed 4 lat) 
Jedną z ozdób operetki "Księżniczka czardasza" są kostiumy. W centrum Barbara Lewicka jako Sylva Varescu. Jedną z ozdób operetki "Księżniczka czardasza" są kostiumy. W centrum Barbara Lewicka jako Sylva Varescu.

Produkcja "Księżniczki czardasza" to wydarzenie precedensowe, bo operetek w Trójmieście praktycznie nie mamy. Jednak fundacji Kultura Teraz! udało się wystawić spektakl na Scenie Teatralnej NOT z ciekawymi głosami, bardzo dobrą choreografią, zredukowaną do minimum scenografią, budząc zachwyt publiczności, która spragniona tego typu rozrywki przymyka oko na niedociągnięcia.



Twórca operetki, Imre Kálmán, osiągnął dzięki "Księżniczce czardasza" międzynarodową sławę. Operetka okazała się sukcesem, którego Kálmán właściwie nigdy już nie powtórzył, do końca kariery kopiując lub modyfikując koncepcję muzyczną i schemat, wedle którego powstała "Księżniczka czardasza". Libretto Leo Steina i Béli Jenbacha w dowcipny sposób prezentuje historię zakochanych.

Terminy grania "Księżniczki czardasza"


Opowieść o perypetiach miłosnych szansonistki Sylvy Varescu i dziedzica majątku arystokratycznej rodziny Lippert-Weylersheim, Edwina, pełna jest zwrotów akcji, nieporozumień i intryg. Ona, jako znana artystka variété, cieszy się wielkim powodzeniem mężczyzn i nie najlepszą reputacją. Dla ojca Edwina, księcia Leopolda Marii Lippert-Weylersheima, największym problemem jest mezalians, jaki popełniłby zakochany w aktorce syn, pojmując ją za żonę. Skomplikowanej sytuacji Edwina nie pomaga fakt zaaranżowanego przed laty narzeczeństwa z hrabianką Stazi.

Również hrabia Boni - opiekun i przyjaciel Sylvy - z dużą rezerwą odnosi się do Edwina, widząc w nim zagrożenie dla kariery artystki i swojego wygodnego życia nieustatkowanego szlachcica u jej boku. Sylva ma wątpliwości, czy powinna przyjąć, czy odrzucić zaloty Edwina, publicznie deklarującego swoje uczucia. Boni pomoże podjąć jej decyzję, biorąc na siebie rolę rozgrywającego w spektaklu pełnym miłosnych uniesień, flirtów i żartobliwie przedstawionej niewierności. Oczywiście, jak to w operetce, nim dojdzie do ostatecznego rozwiązania, sytuacja kilkakrotnie zmieni się jak w kalejdoskopie.

Każde pojawienie się hrabiego Boni (Grzegorz Piotr Kołodziej, na zdjęciu z tancerkami zespołu "Jantar") wnosi na scenę dużo ożywienia. Każde pojawienie się hrabiego Boni (Grzegorz Piotr Kołodziej, na zdjęciu z tancerkami zespołu "Jantar") wnosi na scenę dużo ożywienia.
Na deski sceniczne operetkę przeniósł duet Anna Fedyniak-KołodziejGrzegorz Piotr Kołodziej z gdańskiej fundacji Kultura Teraz!. Udało im się pozyskać środki i zaangażować do projektu ciekawych artystów z Trójmiasta. Największą siłą spektaklu jest muzyka w aranżacji Kamila Cieślika, przeniesiona w lata 20. ubiegłego wieku. Umieszczoną na scenie kilkunastoosobową Orkiestrę Bałtyckiej Filharmonii Młodych bardzo dobrze prowadzi Sylwia Janiak-Kobylińska, dla której przewidziano kilka dowcipnych interakcji ze śpiewakami.

Imponują widowiskowe czardasze i walce w wykonaniu 12-osobowego Zespołu Pieśni i Tańca Uniwersytetu Gdańskiego "Jantar" z choreografią Natalii BartoszMałgorzaty Krzaczyńskiej. Układy taneczne dla sześciu par wykonywane są w niewielkiej, ograniczonej obecnością orkiestry przestrzeni, często z towarzyszeniem solistów, dlatego tym bardziej należy docenić wysiłek tancerzy wnoszących w przedstawienie mnóstwo kolorytu. Dla tancerek przeznaczono również rolę artystek variété, z których również wywiązują się bardzo dobrze.

Natomiast w obsadzie solistów znajdziemy przede wszystkim absolwentów Akademii Muzycznej w Gdańsku. W roli Sylvy występuje sopranistka Barbara Lewicka, jej ukochanego Edwina gra tenor Przemek Radziszewski. Tę samą co oni uczelnię kończyli również Grzegorz Piotr Kołodziej (hrabia Boni), Magdalena Chmielecka (hrabianka Stazi), Marin Miloch (hrabia Feri) czy Paweł Janota (porucznik von Rohnsdorf). Role mówione (księcia Leopolda Marii i jego małżonki Arnhildy) powierzono duetowi aktorów Teatru Wybrzeże - Maciejowi KonopińskiemuAnnie Kociarz.

Bardzo dobrym pomysłem było zaangażowanie do spektaklu Zespołu Pieśni i Tańca Uniwersytetu Gdańskiej "Jantar", który do spektaklu wnosi wiele kolorytu. Bardzo dobrym pomysłem było zaangażowanie do spektaklu Zespołu Pieśni i Tańca Uniwersytetu Gdańskiej "Jantar", który do spektaklu wnosi wiele kolorytu.
Inscenizacyjnie przedstawienie jest bardzo skromne. Orfeum, czyli teatr variété, w którym rozgrywa się pierwszy akt, na Scenie NOT zaznaczono dwoma wiszącymi żyrandolami i kilkoma stolikami i napisem, wyświetlanym z tyłu za muzykami orkiestry. Krzesła zostają przystrojone w drugim akcie, podczas balu u księcia Leopolda, co ulegnie kosmetycznej zmianie w akcie trzecim, granym w hotelu (o czym także poinformuje nas napis z tyłu sceny). Niezwykle efektownie na tym tle wypadają kostiumy stylizowane na lata 20. ubiegłego wieku (zasługa Magdaleny Ciesielskiej, Elżbiety FusiewiczKatarzyny Kamińskiej).

Wokalnie spektakl budzi uznanie - zarówno sopran Barbary Lewickiej, jak i głęboki tenor Przemka Radziszewskiego o przyjemnej barwie brzmią razem naprawdę dobrze. Bardzo udane muzycznie są również utwory wykonywane przez barytonów Grzegorza Piotra Kołodzieja i Marcina Milocha czy sopranistkę Magdalenę Chmielecką. Duet Boniego i Feri "Artystki, artystki, artystki z variété" czy duet Edwina i Stasi "Tak, jak gołąbeczki dwa..." albo wykonywane zbiorowo "Jaj, maman, życie krótkie, żal młodych lat" należą do ozdób przedstawienia. Kwestią dyskusyjną jest to, czy artyści występujący z powodzeniem na wielu scenach operowych potrzebują na Scenie Teatralnej NOT wzmocnienia głosu mikroportami, przez co niektóre frazy wykonane są bardzo głośno.

Grający Edwina Przemek Radziszewski (po lewej) bardzo dobrze wypada w partiach śpiewanych, nad grą aktorską musi jednak jeszcze popracować. Grający Edwina Przemek Radziszewski (po lewej) bardzo dobrze wypada w partiach śpiewanych, nad grą aktorską musi jednak jeszcze popracować.
Wartość muzyczna spektaklu do pewnego stopnia niweluje bardzo nierówną grę aktorską - najsłabszy punkt przedstawienia Anny Fedyniak-Kołodziej. W wielu scenach solistom brakuje aktorskiego luzu, który wprowadzają na szczęście Maciej Konopiński z Anną Kociarz oraz Grzegorz Piotr Kołodziej. Jego hrabia Boni zawsze wnosi na scenę dużo ożywienia i humoru. Udany również w tym zakresie epizod porucznika von Rohnsdorfa jest zasługą Pawła Janoty. Niestety aktorsko najgorzej wypadają kluczowi bohaterowie: Sylva Barbary Lewickiej i Edwin Przemka Radziszewskiego, między którymi nie ma żadnego napięcia.

Dlatego też największy hit operetki Kálmána - "W rytm walczyka serce śpiewa - kochaj mnie" wypada przeciętnie. Na szczęście Radziszewski wraz z czasem spektaklu gra rolę amanta coraz lepiej, a braki w tej materii można tłumaczyć jego wciąż niewielkim doświadczeniem teatralnym, więc z czasem powinno być tylko lepiej. Wielu scenom brakuje odpowiedniego tempa i dynamiki, a ograniczone możliwości Sceny NOT nie pomagają artystom podczas wejść i zejść ze sceny.

Gdzie iść na operę lub operetkę w Trójmieście


Nie przeszkadza to jednak widzom spragnionym operetkowej rozrywki, czego dowodem jest śpiewanie piosenek z artystami, energiczne oklaski podczas najbardziej znanych utworów i bardzo gorący aplauz na końcu. Takie reakcje dowodzą, że przedstawienie wyprodukowane przez fundację Kultura Teraz! trafia w społeczne oczekiwania i będzie sukcesem frekwencyjnym. Pozostaje żywić nadzieje, że twórcy spektaklu pójdą za ciosem i za jakiś czas przywrócą trójmiejskiej scenie kolejny operetkowy tytuł dla stęsknionej za tym gatunkiem publiki.

Spektakl

9.4
173 oceny

Księżniczka czardasza

opera / operetka

Miejsca

Opinie (26)

  • Dużo można byłoby napisać. Tylko po co? Inni już napisali!

    Idźcie i obejrzyjcie sami zamiast marnować czas na jakiegoś komputerowego gniota w kinie! Możecie przyjść w dżinsach. Tylko popcorn zjecie później. Zobaczycie, że warto!

    • 0 0

  • Piękny spektakl!

    Treści cudowne! Świetnie odegrany przez wyśmienitych aktorów. Polecam cieplutko pójść z całą rodzinką(:

    • 0 0

  • Byłam zachwycona

    Głosy artystów śpiewających wbijają w fotel. Na tej operetce można się przenieść w czasie i poddać rytmom tańca i niesamowitego śpiewu. Bicie brawa i śmiech to nieodzowne elementy przedstawienia. Jeszcze i jeszcze...

    • 1 1

  • Rewelacja

    Byłam wczoraj ... Kochani, więcej takich wspaniałych przedstawień. Ciągle mi mało i mało... Wszystko było wspaniałe. Scena nagle okazała się ogromna, dźwięk rozchodził się w przestrzeni magicznie. Artyści cudowni (i aktorsko, i muzycznie, i tanecznie). Dłonie same składały się do braw, a usta do śpiewu i skandowania: jeszcze, jeszcze, jeszcze...

    • 6 1

  • bardzo miły wieczór z operetką! polecam niezdecydowanym :)

    • 5 0

  • Moje 3 grosze (3)

    Nie pamiętam kiedy pan Rudziński popełnił tak przyjazną krytykę więc myślę, że można pogratulować sukcesu, choć miarą sukcesu nie jest przecież przychylność krytyków ale zachwyt publiczności A ta zachwycona była bardzo, o czym mogłam się przekonać będąc na noworocznej premierze.
    Szkoda, że panu Rudzińskiemu zabrakło czasu czy chęci by dostrzec i opisać, co działo się we foyer. Przy tak szczegółowym opisie samej sztuki, trochę to dziwi, wszak była to integralna część całego premierowego wydarzenia! Dzięki kilku prostym, ale jakże skutecznym zabiegom widz mógł zapomnieć, że znajduje się na siermiężnym korytarzu NOTu. Fortepian i grająca na nim cudowna pani Grażyna Troc, pucybut czy chłopiec - gazeciarz, jakby żywcem przeniesiony z ulic Wiednia, Budapesztu, Warszawy, rozdający gościom program... Program, przyprószony sepią, jak strona ze starej gazety ... No cymes. A diabeł tkwi w szczegółach :) To wszystko wprowadzało widzów w klimat Europy z początku XX wieku :) A potem było już tylko lepiej !!!
    Pani dyrygent Sylwia Janiak - Kobylińska nie tylko po mistrzowsku poprowadziła orkiestrę ale kapitalnie zintegrowała się z aktorami uczestnicząc w tym co działo się na scenie, wykazując się przy tym doskonałym poczuciem humoru.
    I to nie prawda, że gra aktorska odtwórców głównych ról rozczarowuje, czy pozostawia niedosyt. Ich role bronią się rewelacyjnym warsztatem wokalnym. Pani Barbara Lewicka ze swym obłędnym sopranem z taką lekkością wykonywała swoje partie, że w zasadzie mogłaby nic nie robić poza śpiewem i to już by wystarczyło! Tymczasem udało jej się stworzyć bardzo przekonującą postać. Delikatną i subtelną. Pan Przemek Radziszewski swym powalającym, pełnym ekspresji tenorem wbił mnie w fotel. I choć ja również zachwyciłam się hrabim Boni w wykonaniu pana Grzegorza Kołodzieja, choć oczarował mnie Feri zagrany przez pana Marcina Milocha, choć niesamowicie podobała mi się pani Małgorzata Chmielecka jako Stasi, a kreacje pani Anny Kociarz Konopińskiej i pana Macieja Konopińskiego to majstersztyk aktorski, to spokojni, lekko nieśmiali, stonowani Sylva i Edwin nie rozczarowali mnie ani trochę!
    Ale może pan Rudziński spodziewał się ujrzeć szansonistkę wampa? Albo rozhisteryzowanego synalka księcia Leopolda? Kto wie? :) Ja jakoś nie mogę (i nie chcę) wyobrażać sobie Sylvy miotającej się po scenie, ani przesadnie sfrustrowanego Edwina :)
    Mogłabym tak jeszcze długo, bo pomysł, bo reżyseria, bo choreografia, bo kostiumy, bo pomysłowa choć bardzo skromna scenografia... :) No nic nie poradzę na to, że całe przedstawienie zrobiło na mnie jak najlepsze wrażenie i z pewnością obejrzę je ponownie. Ale pora kończyć :) Tylko podniosę na koniec jedną kwestię.
    Zachwyciło mnie, zdziwiło ale i ucieszyło coś jeszcze. Otóż siedząc na widowni odnosiło się wrażenie, że cały zespół bardzo dobrze się rozumie, świetnie się czuje w swoim towarzystwie i doskonale się bawi! Ta przyjazna atmosfera, radość z gry, śpiewu czy tańca dodawała wartości całej sztuce i biła ze sceny z taką siłą, że publiczność nie mogła się jej oprzeć, podrygując, klaszcząc a nawet śpiewając wraz z artystami :)
    Cieszę się bardzo, że miałam możliwość obejrzenia Księżniczki Czardasza w takim wykonaniu. A, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to teraz bardzo chętnie przeniosłabym się jeszcze do Paryża i nieśmiało liczę na to, że cały zespół weźmie kiedyś na warsztat Lehara, ;)

    • 14 2

    • W punkt

      Sama prawda! Zdecydowanie polecam spektakl! Klimat i zaangażowanie i serducho ekipy daje nam widzom przyjemność

      • 3 0

    • Magdalena Chmielecka (1)

      nie Małgorzata

      • 3 0

      • Oczywiście Magdalena!!

        Nie Małgorzata ... Proszę mi wybaczyć przejęzyczenie! :)

        • 0 0

  • BRAWO

    Dziekujemy za wspaniałe doznania artystyczne. Doceniamy trud przygotowania spektaklu w niełatwym miejscu. Pomimo może niektórych niedociągnięć opisanych przez innych, warto skorzystać z tej propozycji. Warto spędzić czas z rodziną i z Księżniczką Czardasza:).

    • 4 1

  • Brakuje operetki

    Operetki brakuje w Trójmieście - gatunek dla każdego, nie tak trudny jak opera a do tego można się pośmiać. ;)
    Organizatorzy i artyści przenoszą w klimat lat 20, nawet foyer NOTu nie wygląda tak źle. Jak dla mnie poziom artystyczny na 5+! Zdjęcia nie oddają tego co na scenie.
    Polecam wszystkim, którzy jeszcze nie byli, ja pójdę jeszcze raz!

    • 8 1

  • rewelacjagorąco polecam

    Wspaniałe przedstawienie. Nawet budynek NOT-u udało się wyekwipować w stosowną do wydarzenia oprawę. Na scenie duet Lewicka/ Radziszewski emanuje silnymi , pięknej barwy wokalami. Jest też dobra gra aktorska i taniec. Role drugoplanowe np. pary książęcej odegrane także po mistrzowsku. Do tego wszystkiego jeszcze orkiestra, która bierze czynny udział w przedstawieniu.
    brawa, brawa, brawa dla zespołu występujących i pomysłodawców.

    • 7 1

  • Byłem, widziałem (1)

    Doceniam trud i zaangażowanie wszystkich biorących udział w tym spektaklu. Ale gra aktorska (poza wspomnianymi w artykule aktorami Wybrzeża i panem Kołodziejem) faktycznie była poniżej krytyki. Rozumiem, że czasu na próby mało, że spektakl dotrze się z czasem, ale tak drewniana, sztywna gra większości solistów nie powinna mieć miejsca. Szczególnie pani Lewicka grała jakby brała udział w apelu szkolnym, a nie w spektaklu, za który trzeba płacić 70-110 zł. Poza tym było całkiem nieźle. Tylko i aż gra aktorska prawie wszystkich do poprawki.

    • 24 16

    • Byłam , też widziałam ...

      I do dziś jestem pod niegasnącym wrażeniem nie tylko wokali ale gry aktorskiej, umiejętności tanecznych, scenariusza i pomysłu na całe przedstawienie . Sylwa w wykonaniu Barbary Lewickiej to głos niezrównany, zachwycająca gracja ale także występ aktorsko ogromnie udany. Partnerujący jej Przemek Radziszewski grający Edwina ,i solo, i w duecie wystąpił porywająco. Bez ról księżnej i księcia spektakl też byłby uboższy. Siedziałam w szesnastym- ostatnim rzędzie a donośne głosy , dobra dykcja i nagłośnienie sprawiły, że nic nie ubyło z urody wydarzenia. Żal tylko, że tak świetny spektakl, godny najwspanialszych scen operowych świata osadzony został w na scenie NOT-u. Niemniej i tak cudownie było zatracić się w operetce i oderwać od codzienności. Widownia była zachwycona. Kompletnie nie rozumiem krytyki i jeszcze jej odnoszenia do cen biletów. To jest po prostu niesmaczne.

      • 10 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Zgodnie z planami miejskimi, obecna siedziba CSW Łaźnia miała pełnić bardzo oryginalną funkcję. Jaką?

 

Najczęściej czytane