- 1 Noc Muzeów: 5 nietypowych atrakcji (6 opinii)
- 2 Jak zarabiać na giełdzie codziennie? (70 opinii)
- 3 Ciotka i skandal w uzdrowisku (58 opinii)
- 4 Te zdjęcia obejrzysz przez specjalne okulary (8 opinii)
- 5 Zaginione dzieła na wiadukcie i budynku (128 opinii)
- 6 Pierwszy taki koncert w historii! (31 opinii)
W "Spaleniu Matki" Pawła Sali, w reżyserii Michała Kotańskiego jest bowiem wszystko to, co mogło szokować miłośników mieszczańskiej sztuki i etyki w repertuarze Wybrzeża w ciągu ostatnich kilku sezonów. Jest więc związek homoseksualny, nagość, zanik więzi między ludźmi, amoralność. Nawet seks analny - choć krótki i nieudany, więc bez specjalnej afirmacji.
Autor dramatu złościł się przed premierą, że "Spaleniu" przypina się łatkę sztuki gejowskiej. Przekonywał, że jest to dramat o nieprzygotowaniu do straty najbliższej osoby, a fakt że główny bohater jest gejem, jest tylko jednym z elementów komplikujących jego sytuację.
Bo sytuacja Karola (odważny Piotr Jankowski, jego załamujący się głos jest tu jak najbardziej na miejscu) rzeczywiście nie jest prosta. Od kilku lat tkwi w mocno nieudanym związku z mężczyzną, z którym nic, albo niemal nic go nie łączy. Pomimo ambicji artystycznych pracuje jako tancerz erotyczny w nocnym klubie. Na ojca (Florian Staniewski) reaguje alergicznie; w jego obecności chowa się za ciemne szkła przeciwsłonecznych okularów. Matkę (Tomira Kowalik) może i kocha, ale na żadną czułość wobec niej zdobyć się nie umie.
Gdyby "Spalenie" było pokazywane na scenach Holandii, Danii czy innych liberalnych zachodnich demokracji, orientacja seksualna głównego bohatera być może rzeczywiście miałaby marginalne znaczenie.
Wyobraźmy sobie, że Karol nie jest związany z nudnym do szpiku kości, pozbawionym charakteru i sprzedajnym Piotrem (Michał Kowalski), lecz np. z biedną i niewykształconą Cyganką. W pracy nie zakłada kamizelki z białych piór i obroży na szyję, lecz uniform pracownika supermarketu. Czy w takiej sytuacji miałby lepszy kontakt z matką? Przecież ona wie o homoseksualizmie syna i nie potępia go, stawiając mu nawet jego przyjaciela za wzór. Także ojciec głównego bohatera, jeśli werbalizuje wobec niego jakieś pretensje, to raczej wobec jego nieustatkowania i niedojrzałości, a nie gejostwa. Szefowa w banku mogłaby mieć większe pretensje do swojego podwładnego o związek z Cyganką, niż o orientację.
Czyli można sobie wyobrazić postawienie Karola w innej, równie skomplikowanej społecznie sytuacji, bez starty dla dramatu. Jednak autor sztuki sam zrobił bardzo dużo, by sprawić, że wątek homoseksualizmu w "Spaleniu" ma znaczenie pierwszorzędne. I nie chodzi tylko o mnogość dosadnych scen, takich jak występ Karola w nocnym klubie, pocałunek między nim a Piotrem, czy cały wątek Laury (Marzena Nieczuja-Urbańska) - nieobecny w pierwszej wersji sztuki.
Bohaterowie "Spalenia Matki" są do bólu stereotypowi. Jeśli geje, to albo wymuskani w garniturze i z teczką - wiadomo przecież, że w szklanych biurowcach Warszawy jest ich najwięcej - albo w kuriozalnych fryzurach i na granicy zniewieścienia. Jeśli kobieta - wiceprezes banku, to zimna, amoralna i o perwersyjnych zamiłowaniach. Jeśli matka, to bezwarunkowo kochająca syna. Jeśli ojciec to programowo niechętny gejom.
O ile w zamyśle Pawła Sali "Spalenie" miało być sztuką o odczuwaniu straty, trudno stwierdzić, żeby śmierć matki w jakiś sposób wstrząsnęła Karolem. Nawet jeśli tak, to nie bardziej niż rozstanie z Piotrem. Obie te sytuacje dramaturg kazał zresztą przeżywać bohaterowi podobnie: po zerwaniu Karol rzucał po scenie aluminiowymi krzesłami, zaś po śmierci i skremowaniu matki rozrzucił nad sceną jej prochy.
To wszystko sprawia, że nie bardzo wiadomo, o czym właściwie dramat opowiada. Najbardziej chyba jednak o byciu gejem w Polsce, ale skoro autor tak się od tego odżegnuje... W takim razie być może o młodym człowieku, który ma kłopoty w kontaktach z innymi? Ale już Adrian Mole przeżywał to samo i to w bardziej wiarygodnym entourage'u.
Spektakle
Opinie (11) 1 zablokowana
-
2007-02-11 18:51
Jeśli to prawda...
to chyba zacznę się obawiac przyszłośc o Wybrzeża. Nie powiem, żebym był bezkrytycznym fanem Macieja Nowaka, ale obecny dyrektor póki co nie pokazał niczego ciekawego. Jego premiery to sztuki mocno przeciętne, a przecież ma do dyspozycji naprawdę zespół świetnych aktorów, którym należałoby się dac wykazac. Gdański Teatr nie rozwija się w dobrym kierunku, ergo - pan Orzechowski powinien się wziąc ostro do roboty!
- 0 0
2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.