- 1 Co robić w długi weekend w mieście? (26 opinii)
- 2 Orzechowski: Szukam dziur w rzeczywistości (6 opinii)
- 3 Tysiące osób odwiedziło Twierdzę Wisłoujście (69 opinii)
- 4 Komiksy, polityka i SF. Lektury na wiosnę (17 opinii)
- 5 Wystawa trójmiejskiej malarki w Wenecji (69 opinii)
- 6 Wręczono Pomorskie Nagrody Artystyczne (19 opinii)
Oko-uchem. Kultura z pełną gębą
Nie wiem co sprawiło, że świat stał się taki nienażarty. Wszyscy mówią tylko o jedzeniu, piszą o nim, myślą, otwierają przybytki gastronomiczne, a nawet, w skrajnych przypadkach - gotują. Jedzenie stało się tematem numer dwa, tuż po aktualnych, acz prędko zapominanych aferach.
Nie wiem jak tam z misyjnością Telewizji Polskiej, dla której winna być ona pierwszym i ostatnim przykazaniem, bo nadal nie mam telewizora i oglądam tylko kątem oka u znajomych (często siedząc przy zastawionym stole). Ale TVN-owski program Gesslerowej, który czasem podejrzę w necie, jest misyjny całą napchaną frykasami gębą, bo uczy Polaków, że gary i ręce trzeba myć.
Sam zresztą uległem tej przedziwnej presji. Przez ostatni rok nagadałem się i rozpisałem sporo na temat jedzenia i picia w kontekście opery. Co oni tam jedzą (prawie nic), czym się raczą (głównie alkoholem), jaki ma to wpływ na zbawienie ludzkości (żaden). Opera pogardza jedzeniem. Uznaje biologię i fizjologię ludzką za coś niegodnego, by podpiąć je pod jej konwencję i metaforę, którą opera się karmi.
Wyjątki policzyć można na palcach jednej ręki. W operze Szostakowicza "Lady Makbet mceńskiego powiatu" bohaterka serwuje znienawidzonemu teściowi na kolację grzybki. Ale tylko po to, by przemycić w nich trutkę na szczury, która ma zwalić z nóg lubieżnego basa.
Co rusz jestem proszony o prelekcje, odczyty i wykłady dotyczące diety śpiewaków: czy diva musi być gruba, czy Callas połknęła tasiemca, by stracić zbędne kilogramy, dlaczego tenor musi być pulchny, a bas nie. W uleganiu presji posunąłem się do tego, że w show "Opera? Si!" mówiłem o obchodzących niebawem dwusetnych urodzinach Verdim i Wagnerze, przygotowując na oczach widzów tort (zważywszy na niehigieniczne warunki panujące na scenie mające za nic oczekiwania sanepidu, tort był niejadalny). Zrobiło to świetne wrażenie, bo wpisało się w nurt.
I wydawać by się mogło, że ów jedzeniowy trend dotarł do każdego zakamarka świata i nikt nigdzie nie powinien być głodny, a nieumiejętność gotowania winna uchodzić za rodzaj kalectwa. A jednak! Wpadam do Teatru Wybrzeże, głodny jak wilk, by delektować się sztuką, ale przed tym chcę, ba!, muszę zjeść batona - a tu bufet zamknięty na cztery spusty.
Wiem, wiem! Pisałem już o tym kilka miesięcy temu. Większości problem wydał się błahy, ale dla mnie, piesko głodnego, nie było wtedy rzeczy ważniejszej. Ale jak mówią: "syty głodnego nie zrozumie" (z góry dziękuję za dobre rady w komentarzach w stylu - "było trzeba Snakowski: zjeść na mieście / zrobić kanapki przed wyjściem z domu / weź się goń"; gdybym mógł to bym zjadł/zrobił, gonić się nie zamierzam).
W trakcie spektaklu, owszem, podawano małą przekąskę (był to element gry z publicznością), ale się nie załapałem. Głód na szczęście nie przeszkodził mi rozkoszować się spektaklem "Tak powiedział Michael J." - smakowitym przykładem tego, jak dobry reżyser (Rubin), może wywindować kilka pięter wyżej bełkotliwy tekst.
Zmęczony nieco kulinariami w kontekście sztuki miałem już dać spokój tematowi. Ale jak tu spocząć, gdy w mieście Gdynia lada chwila ma ruszyć przegląd filmów poświęconych jedzeniu i gotowaniu "Kuchnia+ Food Film Fest"? Za wyjątkiem przedziwnej językowej hybrydy w tytule, reszta, czyli program powoduje, że już ostrzę sobie apetyt na imprezę.
By zamknąć wątek gastronomiczny - doniesienia z USA, kraju, gdzie obecnie wszystko ma swój początek - włącznie z kryzysem. Otóż w czasach, gdy artyści przymierają głodem, bo nie zarabiają na sprzedaży płyt, pewna maleńka firma wpadła na prosty, acz wysmakowany pomysł. Otóż postanowiła wykorzystać ogólnoświatowy zachwyt nad sztuką gastronomiczną i potraktować ją jako ratunek dla zdychającej fonografii.
W ekologicznym pudełku dostarcza klientom malutką płytę winylową (białą!) z precyzyjnie wyselekcjonowaną muzyką. A wraz z nią przepisy kulinarne, które według pomysłodawców konweniują z muzyką. Do tego kilka składników lub przypraw i oto mamy przepis na udany wieczór z przyjaciółmi, z którymi można gotować i jeść w rytm muzyki. To się nazywa kultura z pełną gębą!
O autorze
Jerzy Snakowski
- Oko-uchem to rubryka, w której autor, wykładowca Akademii Muzycznej w Gdańsku, autor show popularyzującego teatr operowy pt. "Opera? Si!", dzieli się z naszymi czytelnikami swoimi spostrzeżeniami na temat trójmiejskiej kultury i nie tylko. Więcej o autorze: www.snakowski.pl
Wydarzenia
Opinie (22) 1 zablokowana
-
2012-10-22 20:31
świetny tytuł felietonu
brawo!
- 3 3
-
2012-10-23 13:02
Bo nasz Naród kuchnią stoi! :)
Bo nasz Naród kuchnią stoi! :)
- 1 1
-
2012-10-23 21:24
Pan Snakowski i problemy pierwszego świata.
- 0 2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.