- 1 Kontrowersje wokół "zakleszczonej waginy" Mai Staśko (218 opinii)
- 2 Te książki dobrze znać (33 opinie)
- 3 Zmarł twórca Teatru Ekspresji (18 opinii)
- 4 Ryciny powróciły do Muzeum Narodowego (18 opinii)
- 5 Znamy laureatów nagród teatralnych (6 opinii)
Na ulicach czołgi, a Rajski zakłada orkiestrę. Koncert na 40 urodziny PFK Sopot
6 czerwca 1982 roku w Gdyni Polska Filharmonia Kameralna Sopot dała swój pierwszy koncert, rozpoczynając podbój estrad koncertowych nie tylko większości krajów europejskich, ale też Stanów Zjednoczonych, Chin czy Japonii. W najbliższy poniedziałek, 6 czerwca o godz. 18 w hotelu Radisson Blu, odbędzie się koncert jubileuszowy z okazji 40 - lecia istnienia orkiestry. To dla nas znakomita okazja, aby prześledzić historię tego zespołu. Tym bardziej, że obfitowała w zaskakujące wydarzenia z nieoczywistym finałem.
Muzyka poważna w Trójmieście - kalendarz imprez
- I najśmieszniejsze jest to, jak widać na przykładzie Polskiej Filharmonii Kameralnej Sopot, że jak obejmuję jakąś instytucję, to staram się ją możliwie jak najdłużej prowadzić - komentuje swoje relacje z partią Wojciech Rajski, założyciel i dyrektor Polskiej Filharmonii Kameralnej Sopot. - Gdybym się z partią w pewnym momencie nie pokłócił, to pewnie byłbym w Poznaniu do dzisiaj, gdyby Poznań miał na to ochotę. Nie byłoby orkiestry kameralnej, występów w Wiedniu, zagranicznych tournée czy festiwali. Tak więc śmiało mogę przyznać, że sporo Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej zawdzięczam - śmieje się.
Na ulicach czołgi, a dyr. Rajski zakłada orkiestrę
Zima 1982 roku. Jest coraz gorzej. Mijają kolejne miesiące stanu wojennego. A Wojciech Rajski zakłada orkiestrę.
- Skompletowanie składu nie było trudne, bo tego nie robiłem - przyznaje Wojciech Rajski. - Zrobiła to, na moją prośbę, znajoma skrzypaczka, która grała w orkiestrze Państwowej Opery i Filharmonii w Gdańsku. Żadnego z muzyków, których przyprowadziła, wcześniej nie przesłuchałem, co było może największym błędem mojego życia. Na szczęście dobrze skończyło. Poziom tego pierwszego składu był różny, ale współpraca zapowiadała się obiecująco. Okazało się bowiem, że byli to muzycy grający wcześniej w studenckiej orkiestrze prof. Henryka Keszkowskiego. Podobno przez wiele lat miał do mnie pretensje o to, że podebrałem mu zespół. Zapewniam jednak, że zrobiłem to nieświadomie.
Pierwszy koncert nowa orkiestra Wojciecha Rajskiego zagrała się 6 czerwca w Teatrze Muzycznym w Gdyni, następnie powtórzono go w Gdańsku i Sopocie, po czym muzycy zabrali się za pakowanie walizek, bo 30 czerwca orkiestra inaugurowała festiwal Schleissheimer Sommer w Monachium. Zanim jednak dotarli do celu podróży, przeżyli mnóstwo mrożących krew w żyłach przygód - kierowcom odmówiono wydania paszportów, więc orkiestra zabrała się pociągiem, choć nie miała pieniędzy na zakup biletów.
- Na szczęście były to czasy, kiedy z konduktorami można było się dogadać, więc dałem jednemu z nich porządny "argument" do ręki i pozwolił nam spokojnie dojechać aż do Berlina - wspomina z uśmiechem Wojciech Rajski.
Po dotarciu do Berlina pojawiły się kolejne problemy, z którymi jednak zarówno orkiestra, jak i jej szef, poradzili sobie koncertowo. Jedyny minus to dwie noce bez snu, ale cóż to za problem dla muzyków tej klasy?
Czerwiec melomana - zobacz, jakie koncerty polecamy w tym miesiącu
Chiny, Stany Zjednoczone, Wyspy Kanaryjskie i reszta świata
W ciągu 40 lat działalności Polska Filharmonia Kameralna zwiedziła sporą część Europy i świata. Przygód na koncertowych szlakach nie brakowało. Podczas tournée po Chinach, kiedy orkiestra leciała z Pekinu do oddalonego o 2 tys. kilometrów miasta na kolejny występ, samolot miał awarię i musiał zawrócić. Wystraszeni muzycy zarzekali się, że nigdy więcej nie wsiądą do chińskiego samolotu. Zrobili to jednak już godzinę później, bo innej możliwości dotarcia na miejsce kolejnego koncertu nie było.
Podczas tournée po Stanach Zjednoczonych było spokojniej, ale i tu ciekawostek nie brakowało.
- Graliśmy tam część koncertów w wielkich miastach, część na prowincji, gdzie atmosfera była taka, jak w domu kultury na prerii - wspomina Wojciech Rajski. - Wchodzimy na scenę, a tam na schodach siedzi najprawdziwszy kowboj. Pamiętam też, że solista, z którym występowaliśmy, uprzedzał, jak kiepskiej jakości są w tym kraju fortepiany. Wierzyć mi się w to nie chciało, ale szybko przekonałem się, ile w jego słowach było prawdy - na trzydzieści trzy koncerty, jakie graliśmy, trzy fortepiany były w miarę dobre, a trzy w takim stanie, że w Polsce nikt by do nich nie usiadł. Taki był poziom zabezpieczenia instrumentalnego sal koncertowych w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, dwie dekady temu.
Wyspy Kanaryjskie zachwyciły artystów niesamowitymi widokami i klimatem. I choć zdecydowana większość koncertów odbyła się zgodnie z planem (a podczas tournée orkiestra miała okazję zagrać na każdej z wysp archipelagu), również i w tej części świata nie obyło się bez przygód. Kiedy orkiestra dojechała do jednego z miejsc, w których miała wystąpić, okazało się, że ćwiczy tam już inny zespół kameralny. I że ma wystąpić w tym samym miejscu o tym samym czasie, co ona. Skąd to nieporozumienie, nie udało się ustalić, bo na miejscu nie pojawili się organizatorzy. Publiczność zresztą też się nie pojawiła. Muzykom nie pozostało zatem nic innego, jak zabrać się z powrotem do hotelu.
Sukces mierzony nie tylko wartością artystyczną, ale i brakiem ucieczek
Wróćmy do początków sopockiej orkiestry. Na pierwsze zagraniczne koncerty wyruszała w czasach, w których reszta społeczeństwa o jakimkolwiek wyjeździe, nawet do krajów demoludu, mogła zapomnieć. A Wojciech Rajski zabierał swoich muzyków na Zachód.
Kiedy w połowie lipca 1982 roku prasa relacjonowała występ sopockiej orkiestry podczas inauguracji festiwalu Schleissheimer Sommer w Monachium, w poczet sukcesów zaliczono nie tylko wysoki poziom artystyczny, ale też to, że zespół "wrócił w pełnym składzie". Z uwagi na sytuację polityczną w Polsce, muzycy, korzystając ze służbowych wyjazdów, niejednokrotnie decydowali się bowiem zostać za granicą, oczywiście - zachodnią. Kiedy tak się działo, zgodę na opuszczenie granic Polski cofano też pozostałym. Gdyby ktoś uciekł, konsekwencje poniosłaby cała orkiestra. Tak się jednak nie stało i Polska Filharmonia Kameralna Sopot intensywnie koncertowała nie tylko w czasie stanu wojennego, ale przez całe 40 lat swojej działalności. Czy to oznacza, że podczas zagranicznych wojaży nikt nigdy nie uciekł?
- Uciekł, ale nie w tym najtrudniejszym czasie, jakim był stan wojenny, tylko dużo później, pod koniec lat 80, więc nam się za niego nie oberwało - opowiada Wojciech Rajski. - Zrobił to jednak elegancko i kulturalnie, pożegnawszy się wcześniej. Do dziś pozostajemy w serdecznych relacjach.
Po wielu latach wreszcie z własną sala koncertową
Nie tylko możliwe ucieczki muzyków spędzały orkiestrze i jej dyrektorowi sen z powiek. Przez wiele lat działalności muzycy mieli też problem ze znalezieniem optymalnego miejsca do ćwiczeń. Było to o tyle dotkliwe, że do programów włączano kompozycje tworzone na coraz większy skład. Czasem tak duży, że nie mieścił się do lokali wynajmowanych na potrzeby prób.
- Z chęcią sięgałem i sięgam do dużej literatury. Niekiedy są to wymogi rynku czy impresariów, którzy chcą, żebyśmy zagrali symfonię Beethovena czy Schuberta, czasem jest to odpowiedź na oczekiwania publiczności - opowiada Wojciech Rajski. - Tym większą ulgę odczuliśmy, kiedy po blisko dwóch dekadach działalności miasto Sopot podarowało nam piękną i komfortową salę koncertową, która stała się naszym domem. Wcześniej tułaliśmy się po całym Trójmieście, często po salach, do których tak duży skład by nam się nie zmieścił. Dzięki naszym włodarzom te problemy się skończyły, za co jestem miastu bardzo wdzięczny.
Sala Koncertowa Polskiej Filharmonii Kameralnej Sopot mieści się na terenie Opery Leśnej
Po 40 latach działalności PFK Sopot ma za sobą ponad 14 i pół tysiąca dni wypełnionych próbami, nagraniami i około czterema tysiącami koncertów. W tym występy na najbardziej prestiżowych scenach świata.
Wiedeński sukces Polskiej Filharmonii Kameralnej Sopot
Materiał archiwalny - 2018 rok
Zobacz relację z występu Piotra Beczały na Sopot Classic
Międzynarodowy Festiwal Sopot Classic
Oprócz koncertów na całym świecie Polska Filharmonia Kameralna Sopot jest niezwykle aktywna w swoim "rodzinnym" mieście. To właśnie tam Wojciech Rajski zdecydował się przed 11 laty zorganizować pionierską edycję dziś bijącego rekordy popularności festiwalu Sopot Classic, który na przestrzeni lat odwiedziły największe światowe gwiazdy, jak Aleksandra Kurzak i Roberto Alagna, Rolando Villazon , Piotr Beczała , Jakub Józef Orliński czy Ildar Abdrazakow. Podczas nadchodzącej edycji organizatorzy nie zwalniają tempa - usłyszymy ponownie Orlińskiego oraz fenomenalną sopranistkę Sondrę Radvanovsky. Festiwal wkradł się w serca publiczności nie tylko za sprawą gwiazdorskiej obsady, ale też niesamowicie atrakcyjnego dla szerokiego odbiorcy programu oraz luźnej atmosfery.
- Popatrzmy na to, co dzieje się na plenerowych koncertach na Zachodzie - mówi Wojciech Rajski. - Ludzie kładą się na kocach, wyciągają kosze piknikowe, co wcale nie znaczy, że nie szanują artystów, którzy dla nich występują czy wykonywanej przez nich muzyki. Spontaniczne reakcje publiczności w Operze Leśnej cieszą nie tylko mnie, ale też wybitnych artystów, którzy na tej scenie mieli okazję wystąpić. Żadna inna impreza w Trójmieście, podczas której wykonuje się muzykę poważną, nie cieszy się taką popularnością. Podkreślę, że jednorazowo na widowni zasiada kilka tysięcy osób, a bilety rozchodzą się jeszcze zanim podamy dokładny program. To oznacza, że obraliśmy słuszny kierunek.
12. NDI Sopot Classic - zobacz szczegółowy program
Koncert jubileuszowy dokładnie w 40. rocznicę pierwszego występu
Swój jubileusz Polska Filharmonia Kameralna Sopot będzie świętowała 6 czerwca o godz. 18 w hotelu Radisson Blu. Dokładnie w 40. rocznicę pierwszego koncertu. Sopockim kameralistom, których poprowadzi ich szef - Wojciech Rajski - będą towarzyszyli znakomici soliści: Simon Höfele - trąbka, Jarosław Bręk - bas-baryton i Joanna Krawczenko - erhu. W programie Hummel, Penderecki i Moniuszko.
Wydarzenia
Miejsca
Zobacz także
Opinie wybrane
-
2022-06-04 11:57
Cogito (1)
Może orkiestra ma swoje lata, ale trzyma świetny poziom i ciągle widać potencjał i wigor. I bardzo dobrze, że raz po raz pojawiają się nowe twarze, które ciągną ją jeszcze bardziej do góry.
- 6 4
-
2022-06-04 22:40
Nowe twarze
ciągną ją do góry
- 0 0
-
2022-06-03 16:47
Świetnie napisane
Fantastyczna historia, aż łezka w oku się zakręciła. Uwielbiam orkiestrę maestro Rajskiego.
- 10 6
-
2022-10-26 12:38
Sprostowanie
Chcę sprostować informacje o tym, że pierwszy koncert odbył się w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Jako pierwszy manager ( niestety bardzo krótko ) Orkiestry chce przypomnieć i podkreślić, że koncert ten, który również miałem honor poprowadzić odbył się na Małej Scenie Teatru Wybrzeże w Sopocie.
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.