• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Kasia Kadłubowska: Wszyscy bębniarze byli kobietami

Ewa Palińska
20 października 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Kasia Kadłubowska jest perkusistką silnie związaną ze sceną klasyczną, współczesną i eksperymentalną. Występuje jako solistka oraz w zespołach muzyki klasycznej, współczesnej, elektronicznej oraz popularnej. Kasia Kadłubowska jest perkusistką silnie związaną ze sceną klasyczną, współczesną i eksperymentalną. Występuje jako solistka oraz w zespołach muzyki klasycznej, współczesnej, elektronicznej oraz popularnej.

- Wielu ludzi nie wie lub zapomina, że w czasach starożytnych tak naprawdę to tylko kobietom wolno było grać na rytualnych bębnach. Jeśli przyjrzymy się starożytnym malowidłom i wierzeniom, jest w nich pełno boginek i kapłanek grających na tamburynach i bębnach. Kiedyś wszyscy bębniarze byli kobietami - mówi Kasia Kadłubowska, która niedawno, wspólnie z Dominikiem Bukowskim, nagrała płytę "Transient". Z gdańską perkusistką rozmawiamy również o tym, jaka siła drzemie w minimal music i dlaczego warto dzielić się radością, jaką daje wspólne wykonywanie muzyki z co najmniej jedną osobą.



Ewa Palińska: W wielu wywiadach z perkusistkami pada pytanie o to, dlaczego zdecydowały się właśnie na ten, a nie inny zawód. Domyślam się, że w pani przypadku ludzie również reagują zdziwieniem, kiedy informuje ich pani o swojej profesji. Jak pani myśli, dlaczego perkusja jest uważana za tak mało kobiecy instrument?

Kasia Kadłubowska: Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia! Dla mnie perkusja to najbardziej kobiecy instrument na świecie. Sama studiowałam pod okiem kobiety i wbrew pozorom w świecie muzyki klasycznej i współczesnej procent kobiet grających na perkusji jest naprawdę duży. Poza tym wielu ludzi nie wie lub zapomina, że w czasach starożytnych tak naprawdę to tylko kobietom wolno było grać na rytualnych bębnach. Jeśli przyjrzymy się starożytnym malowidłom i wierzeniom, jest w nich pełno boginek i kapłanek grających na tamburynach i bębnach. "Kiedyś wszyscy bębniarze byli kobietami" - powiedziała słynna bębniarka Layne Redmond. A nawiązując do sytuacji, kiedy ludzie się mnie pytają, czym się zajmuję, a ja im odpowiadam, że jestem perkusistką, to miałam autentycznie dwie sytuacje, kiedy padło kolejne pytanie: "No tak. Ale czym się pani zajmuje zawodowo?" (śmiech)

Powinnam przeprosić za formę poprzedniego pytania, ponieważ powielam w nim największy ze stereotypów - perkusja to przecież nie instrument, a dość bogata rodzina instrumentów. Który jest pani ulubionym, a który przeciwnie - stara się pani omijać szerokim łukiem?

Rzeczywiście, perkusja to bardzo szeroki termin zawierający od klasycznych instrumentów orkiestrowych, przez melodyczne instrumenty solowe, zestaw jazzowy, po nieskończoną ilość etnicznych, folklorystycznych instrumentów. Szczerze mówiąc, jeśli chodzi o ulubiony instrument, to jest ich wiele. Moja pierwsza miłość to zdecydowanie marimba - melodyczny instrumenty perkusyjny. Marimba jest instrumentem o niezwykle ciepłej i ciemnej barwie. Wykonana z drewna, ma w sobie inną duszę niż wykonany z metalu wibrafon. Materia, z jakiej wykonane są instrumenty nadaje im w sposób oczywisty pewien charakter. Od kilku ostatnich lat zakochałam się bez pamięci w bębnach orientalnych, a przede wszystkim w bendirze - tzw. bębnie ramowym. Jego prosta budowa, bezpośredni kontakt ciała z instrumentem, a przy tym bogactwo brzmień i piękny głęboki bas oraz świadomość, że jest to jeden z najstarszych instrumentów na świecie, z ogromną tradycją i ogromną energią, działają na mnie jak magnes. Nie bez znaczenia jest również fakt, że mogę go wszędzie ze sobą zabrać. Jeśli chodzi o instrumenty, które omijam łukiem, to należą do nich werbel i orkiestrowe kotły. Nigdy nie miałam cierpliwości do ćwiczenia na tych instrumentach, a są one niezwykle trudne i podziwiam wszystkich muzyków orkiestrowych za surową dyscyplinę i miłość do tych niedocenionych instrumentów.

Mój nauczyciel klarnetu zawsze powtarzał, że instrumentu i bielizny osobistej się nie pożycza, a jednak nie jestem w stanie wyobrazić sobie pani podróżującej z tymi wszystkimi instrumentami, które wykorzystuje pani podczas swoich koncertów. Jakie instrumenty wypożycza pani na miejscu, a jakie wozi pani ze sobą?

Rzeczywiście, to twierdzenie zdecydowanie nie przekłada się na perkusistów w najmniejszym stopniu (śmiech). Na początku ambitnie woziłam ze sobą wszystko, co się dało. Oczywiście nie obyło się bez pomocy taty, który był technicznym, kierowcą i menadżerem w jednym. Z czasem stało się to dla mnie bardzo męczące, pochłaniające energię i koncentrację, którą potrzebuję na scenie. Teraz więc kiedy tylko mogę, staram się najpierw zorganizować instrument i pomocników w miejscu, w którym odbędzie się koncert. Czasami to jest oczywiście niemożliwe, więc nie zostaje nic innego, jak przywieźć własny instrument.

Jak zatem wygląda transport?

Jeśli chodzi o logistykę w zakresie przewożenia instrumentów perkusyjnych na koncerty, to powinien to być osobny fakultet. Tak samo jak pakowanie tych instrumentów do samochodu lub w ogóle kwestia rozstawiania i składania (śmiech). Zawsze mam ze sobą moje pałki - to jest chyba ta osobista część w perkusji. Czasami drobne, unikatowe instrumenty przywiezione z drugiego końca świata. Czasami zdarza się zapomnieć to i owo. Jak np. zapomniałam metalowych pałek do dzwoneczków, to zastępowałam je łyżeczkami do herbaty. Kiedyś zdarzyło mi się nawet zapomnieć sztabek od marimby. Tego, niestety, nie udało się już tak łatwo zastąpić, więc musiałam się po nie wrócić.

W wywiadzie, który znajduje się w dołączonej do płyty "Transient" książeczce powiedziała pani, że za najdoskonalszą ze sztuk uważa taniec współczesny. Tańczy pani?

Ach, niestety, nie tańczę, choć w każdy nowy rok obiecuję sobie, że tym razem zapiszę się na jakiś kurs. Niestety, wciąż brakuje mi na to czasu. Wydaje mi się, że zaraziłam się tańcem współczesnym, kiedy studiowałam w Lyonie. Akademia muzyczna była równocześnie akademią tańca, więc naturalna była współpraca muzyków z tancerzami. Bardzo lubię też teatr, ale określam siebie bardziej jako osobę, która nie lubi mówić i materia słowa jest dla mnie czasami bardzo skostniałą i niedoskonałą formą ekspresji. Mówię to wyłącznie w odniesieniu do siebie samej. Czasami mam naprawdę ogromny problem z zaprzęganiem moich myśli w słowa i nadanie im takiego kształtu i koloru, jakie mają w mojej głowie. Dlatego tak świetnie czuję się jako instrumentalistka. I dlatego tak mocno trafia do mnie język tańca. Fascynuje mnie w tej dziedzinie to, że tancerz nie chowa się za żadnym instrumentem. Autentyczność przekazu jest dużo mocniejsza, kiedy instrumentem staje się ludzkie ciało.

Czy możemy zatem spodziewać się performansu, podczas którego będzie pani tańczyła i grała na perkusji jednocześnie?

Mimo że nie tańczę sensu stricto, ruch jest dla mnie ogromnie ważnym elementem. Od dawna pracuję również z choreografami i tancerzami, udoskonalając utwory współczesne, które w jakiś sposób znajdują się w obszarze sztuki ruchu, jak np. Corporel - Vinko Globokara (jest to utwór, który grałam przez wiele lat, napisany na ciało perkusisty, który znajduje się na pograniczu teatru muzycznego i performansu). Niedawno zaczęłam pracę nad moim solowym performansem i na pewno będę współpracowała i konsultowała się z tancerzami oraz choreografami. Praca nad nim potrwa jednak na pewno jeszcze kilka lat, więc na razie nie będę jeszcze zdradzała żadnych szczegółów.

Kasia Kadłubowska i Dominik Bukowski tworzą zespół Duality. Niedawno ukazała się ich debiutancka płyta, zatytułowana "Transient". Kasia Kadłubowska i Dominik Bukowski tworzą zespół Duality. Niedawno ukazała się ich debiutancka płyta, zatytułowana "Transient".
Niedawno nagrała pani płytę z Dominikiem Bukowskim. Za klucz w doborze materiału obrali sobie państwo minimalizm - jeden z najpiękniejszych, ale i najtrudniejszych nurtów. Czy w czasach, kiedy rządzi hałas i dźwiękowy przepych, trudno jest urzec słuchacza dźwiękową prostotą?

To chyba kluczowe pytanie. Dziś w ogóle ciężko jest urzec słuchacza czymkolwiek. Muzyka na naszej płycie jest o tyle wymagająca, że zwalnia troszeczkę obroty rzeczywistości. Są na niej utwory, które troszeczkę wymykają się spod dyktatury pędzącego czasu. Tylko dwa instrumenty, żadnego tekstu, którego można by się uchwycić. Duże pole do popisu dla wyobraźni. Z wielką dbałością dobierałam utwory na tę płytę, starając się nadać jej pełną, zamkniętą formę. Muzyka jest dla mnie czymś niezwykłym, uwalniającym w nas różne emocje. Potrafi ukoić, uspokoić lub zainspirować do działania. Ta płyta ma charakter wielkiego spokoju i prostoty, którymi ogromnie chciałabym się podzielić z moimi słuchaczami.

Pewien wybitny solista powiedział mi kiedyś, że z muzyką jest jak z miłością - jest najwspanialsza, kiedy dzieli się ją z drugim człowiekiem. Podziela pani jego zdanie? W końcu pani również, po latach działalności solowej, zdecydowała się na nagranie płyty w duecie.

Uważam, że największą inspiracją, zarówno w muzyce, jak i w życiu, jest drugi człowiek. Tak jak już wcześniej mówiłam, znając materię muzyki klasycznej od podszewki, nagle potrafiłam się zadziwić i zachwycić, kiedy pokazał mi to Dominik ze swojego punktu widzenia. I to jest, niestety, wciągające. Napędzające. No i przy okazji rozwiązał się problem noszenia samemu instrumentów (śmiech). Wiele lat spędziłam, zajmując się muzyką solową i niesamowicie wiele mnie to nauczyło, ale od kiedy odkryłam, jak wiele radości sprawia mi granie z innymi muzykami, nie będę robiła kroku do tyłu.

Praca w duecie to sztuka kompromisów - trzeba przecież liczyć się ze zdaniem drugiej osoby. Zdarzały się państwu twórcze przepychanki wynikające z różnicy zdań?

Twórcze przepychanki niezupełnie. W tej konstelacji nadajemy wspólnie kształt pomysłom, które przynoszę. Jeśli chodzi o ten projekt, to miałam bardzo konkretną wizję, a Dominik wspierał mnie i dodawał swoje kolory do tej wizji. Nasze odmienne "pochodzenie" muzyczne - moje klasyczne, Dominika jazzowe - uzupełnia się i ubogaca, więc zamiast przepychanek jest czasami po prostu zwykłe "wow", bo ta druga osoba pokazuje muzykę, którą znasz od lat z zupełnie innej strony.

Obecnie mieszka pani w Stuttgarcie, koncertuje na całym świecie, ale często mamy okazję posłuchać pani również w Gdańsku. Jak na tle międzynarodowej publiczności wypada nasza, gdańska? Jaka atmosfera panuje podczas tutejszych koncertów?

Uwielbiam grać w Gdańsku i cieszę się na każdy koncert w rodzinnym mieście. To ma swoją własną magię. Gdańska publiczność jest cudowna i nieśmiała. Zawsze żałuję, że po koncertach tak mało ludzi ma odwagę podejść bliżej do instrumentów i do muzyków, żeby podzielić się wrażeniami.

Zobacz, jak bogata jest grupa instrumentów perkusyjnych (materiał archiwalny)

O tym, jak rozbudowana jest grupa instrumentów perkusyjnych opowiada Aleksandra Kurnyta, perkusistka Orkiestry Polskiej Filharmonii Bałtyckiej.

Opinie (22)

  • Kobiety były bebniarzami (1)

    Ale mężczyźni są perkusistami

    • 16 2

    • W Starożytności kobiety były bębniarzami ;-) zwłaszcza na galerach ;-P

      A dla poprawy motywacji pokazywały dodatkowo cycki.

      • 4 0

  • Ciekawa osoba

    • 8 3

  • Dzisiaj tak dużo jest mężczyzn wśród perkusistów z bardzo prostej przyczyny: ciężkie toto i kłopotliwe w transporcie. Bez pomocy ojca się pani Kasi nie udaje spakować i przetransportować tego wszystkiego. I dlatego skrzypaczkom, gitarzystkom itp jest po prostu łatwiej. Trochę jak w powiedzeniu, że przy zakupie kontrabasu fabryka dorzuca w gratisie kombiaka, przy zakupie gitary - malucha, a przy zakupie fletu - bilet na autobus.

    • 5 0

  • Nie za bardzo rozumiem tytuł i wstęp (4)

    I co z tego że bębniarze byli kobietami?
    Pani Kasiu, to nic nie zmienia. Jak ktoś am talent to będzie bębniarzem, perkusistą, wiolonczelistą, flecistą, skrzypkiem, basistą, kontrabasistą, saksofonistą...i płeć tutaj wiele nie ma do rzeczy.
    To taka pseudo feministyczna moda wypowiedzi, coś a la Kopernik była kobietą?

    • 13 3

    • mam wrażenie że to raczej pomysl redaktora na takie ujęcie tematu..

      a byłby całkiem fajny wywiad..

      • 5 0

    • Dla mnie to jest ciekawostka

      • 0 0

    • (1)

      Nie liczy się płeć, liczy się jak kto gra. A to że mężczyzn perkusistów jest więcej to czysta statystyka. Podobnie jak to, że kobiety perkusistki grają statystycznie lepiej :) Bo jest ich mniej i są to tylko najlepsze :)

      • 1 1

      • Nie do końca. Np najlepszą rakieta świata Williams przegrywa z 15 w rankingu mężczyzna.

        • 2 0

  • Sugerowanie tytułem innego sensu

    niż wynika z treści to jedna z ohyd mediów. Miało być zdaje się o muzyce a wyszła jakaś szkarada o zabarwieniu feministycznym.

    • 11 3

  • autorka wraz ze swoją rozmówczynią zapomniały na końcu napisać "facet to świnia"..

    • 11 6

  • Gratuluje pasji. I refleksji

    Z tego artykułu broni się przede wszystkim jego bohaterka. Postaram się posłuchać :)

    • 7 2

  • Kopernik była kobietą!!!

    • 3 5

  • (1)

    Prymitywna to muzyka

    • 4 3

    • chodziło Ci o plemienna muzyke czy

      zakłopotanie że tylko seriale w tv są ciekawe

      • 2 0

  • Mam za ścianą faceta "walącego" w bębny.Wali o różnych porach dnia. Czy ktoś mi powie jak go unieruchomić?. (2)

    • 3 3

    • Zawiąż mu na gałce supeł

      Tylko mocno, na pewno nie da rady skupić się na waleniu.... w bębny oczywiście :-)

      • 1 0

    • Niech wali co innego!

      • 2 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Co to jest antresola?

 

Najczęściej czytane