• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wybrzeże Sztuki z pazurem i na poważnie

Łukasz Rudziński
30 czerwca 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 
"Wesele" Narodowego Starego Teatru w Krakowie w reż. Jana Klaty łączy elementy folkloru ze świetną interpretacją tekstu Wyspiańskiego i gorzką refleksją na temat Polaków. "Wesele" Narodowego Starego Teatru w Krakowie w reż. Jana Klaty łączy elementy folkloru ze świetną interpretacją tekstu Wyspiańskiego i gorzką refleksją na temat Polaków.

Po roku przerwy znów podziwiać mogliśmy szeroko komentowane polskie spektakle na Wybrzeżu Sztuki. Tegoroczna edycja skupiona była wokół tematów trudnych i kontrowersyjnych. Poza brawurowym "Do dna" zabrakło wytchnienia od przytłaczającego treścią i zaskakującego oryginalną formą teatru dramatów egzystencjalnych. Na szczęście najlepsze, czyli "Wesele" w reż. Jana Klaty, zachowano na koniec.



Teatralny kaprys Krzysztofa Garbaczewskiego

Jeden z mainstreamowych liderów teatru młodego pokolenia Krzysztof Garbaczewski przywiózł do Gdańska "Wyzwolenie" z teatrugalerii Studio w Warszawie - spektakl przedziwny i równie zaskakujący w formie, co miałki w treści, a przy okazji, niestety, niezrozumiały dla szerszej widowni.

Bardzo cenię odwagę w eksperymentowaniu tego twórcy z nowymi mediami i formułowaniu teatru bez szukania kompromisów czy pomostów dla widzów, którzy nie podążają torem skojarzeń reżysera. Jednak równie często za ciekawą formą kryje się efektowny i niezbyt zrozumiały owoc w postaci kilkugodzinnego teatralnego kaprysu. Paradoksalnie, najlepsze są te spektakle Garbaczewskiego, które mają szkielet oparty o wybitny tekst ("Hamlet", "Burza", czy "Chór sportowy" na początku jego artystycznej pracy). Nie jest to jednak reguła, o czym przekonują pokazywane na Wybrzeżu Sztuki spektakle tego reżysera - nieudolna "Balladyna" sprzed kilku lat czy właśnie "Wyzwolenie" według Wyspiańskiego i Witkiewicza, zagrane na tegorocznym Wybrzeżu Sztuki. Im więcej eksperymentu, tym bardziej rwie się nić dramatyczna, a spektakl zaczyna przypominać kolaż bardziej lub mniej ciekawych skojarzeń (zdarza się Garbaczewskiemu tworzyć kolaże dużo bardziej udane - jak "Robert Robur" - jednak "Wyzwolenie" do nich akurat nie należy).

Spektakl warszawskiego Studia teatrgalerii jest bardzo hermetyczny i chaotyczny. Obserwujemy aktorów przypominających towarzystwo z dawnego Stadionu Dziesięciolecia - dzieci i dorośli w ortalionach, dresach, "multi kulti". Mówią oni niekiedy językiem autorów tekstu, częściej jednak kwestiami dopisanymi, bo przecież ani "Wyzwolenie" Wyspiańskiego, ani "Nowe wyzwolenie" Witkacego nie są tu w centrum uwagi. Podziwiamy m.in. kilkudziesięciominutowy dialog Konrada (granego przez Annę Paruszyńską ze słuchawkami na uszach raczej do laptopa, na którym wyświetlany jest fragment "Wyzwolenia" w reż. Konrada Swinarskiego z Jerzym Trelą, którego treści aktorka powtarza, niż do publiczności) z maskami. To "Wyzwolenie" to świat syntezatora mowy, wszechobecnych kartonów, które stanowią scenografię, a później stają się kostiumami aktorów, dającymi się zapamiętać na przykład w małym roślinnym show gdzieś z boku sceny, dużo ciekawszym od żeńskiego Konrada "walczącego" z wyimaginowanymi maskami. Wiele tu ironii, wiele kontrastów, ale obraz Polski B i refleksja nad treścią patriotycznych odezw Konrada (które - jak zauważa reżyser - bardzo się zdezawuowały), zawarte w spektaklu, toną w chaosie i tanich grepsach.

Statyczny, pogrążony w marazmie świat "Idioty" Teatru Narodowego w Warszawie w reż. Pawła Miśkiewicza jest, jak się okazało, zaraźliwy. Blisko czterogodzinne przedstawienie pomimo dobrej gry aktorów i ciekawego pomysłu reżysera, jest trudne w odbiorze. Statyczny, pogrążony w marazmie świat "Idioty" Teatru Narodowego w Warszawie w reż. Pawła Miśkiewicza jest, jak się okazało, zaraźliwy. Blisko czterogodzinne przedstawienie pomimo dobrej gry aktorów i ciekawego pomysłu reżysera, jest trudne w odbiorze.
"Wesele" na miarę naszych czasów

Na drugim biegunie znajduje się spektakl zamykający Wybrzeże Sztuki. Sprowadzenie ostatniego spektaklu Jana Klaty za jego dyrekcji w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie to przysłowiowy "strzał w dziesiątkę". Gigantyczne zainteresowanie przedstawieniem pozwoliło uruchomić sprzedaż drugiego spektaklu, który również wyprzedał się błyskawicznie. Nic w tym dziwnego, bo pożegnalne "Wesele" Stanisława Wyspiańskiego zbierało bardzo dobre recenzje. Jak się okazało - w pełni zasłużenie. W odróżnieniu od Garbaczewskiego, Jan Klata dramat Wyspiańskiego pozostawia niemal w całości, zachowując śpiewność jego języka i dając każdemu z aktorów pole do popisu. Piękną góralszczyzną wypowiada się ciężarna Panna Młoda (świetna Monika Frajczyk), ze swadą od lekkoducha bawiącego się folklorem do intelektualisty prowadzi postać Pana Młodego Radosław Krzyżowski.

Zresztą, to prawdziwy aktorski koncert, gdzie i Juliusz Chrząstowski (Gospodarz), i Roman Gancarczyk (Dziennikarz), i Zbigniew W. Kaleta (Poeta) czy Krzysztof Zawadzki jaki katalizator ludowej energii Czepiec i niemal każdy aktor ma sposobność, by zwrócić na siebie uwagę. Jan Klata nie bawi się jednak po prostu tekstem "Wesela" - pomimo komizmu i dowcipu to bardzo przygnębiająca diagnoza polskiej inteligencji, której symbolem jest spotkanie czwórki "wczorajszych", nawiedzonych przez duchy inteligentów, gdzie zapał i chęć do działania tłumione są w zarodku, z gorzką kwestią "Najlepiej na ten temat śpię", wypowiedzianą przez Dziennikarza. Pozbawiona mocy, wykastrowana, szukająca podniet na przykład na wiejskim weselu zamiast wziąć sprawy w swoje ręce inteligencja nie pierwszy raz dostaje od Klaty solidnego kopniaka. Złoty Róg dawno już zgubiono, dlatego Wernyhora zamiast niego przekazuje Gospodarzowi foliową siatkę.

Widzowie otrzymują w "Weselu" bardzo gorzką, dojrzałą i przemyślaną w najdrobniejszych szczegółach (gest "namaszczenia" płodu Panny Młodej na "Polskę przyszłości") wizję świata, nad którą góruje Chochoł (tak nazwano lidera blackmetalowego zespołu Furia, który gra podczas spektaklu na monumentalnych kolumnach - na nich zasiadają niewzruszenie czterej muzycy z pobielonymi twarzami). W pamięć zapadają doskonałe kostiumy Justyny Łagowskiej i wykreowana przez nią przestrzeń ni to remizy, ni to szopy, z pozbawionym korzeni kikutem drzewa pośrodku. Finał spektaklu nabiera dramatyzmu dzięki nestorowi krakowskiej sceny - Andrzejowi Kozakowi, który wypowiadając kwestie Jaśka, co zgubił Złoty Róg, wyposaża go w lęki i poczucie zagubienia osoby starszej. Bo zagubienie i martwota narodu nie są przecież niczym nowym - sugeruje Jan Klata.

Świeżość, lekkość i młodzieńczą żywiołowość wniósł w przytłaczające tematyką większości produkcji Wybrzeże Sztuki spektakl "Do dna" - dyplom studentów PWST w Krakowie. Świeżość, lekkość i młodzieńczą żywiołowość wniósł w przytłaczające tematyką większości produkcji Wybrzeże Sztuki spektakl "Do dna" - dyplom studentów PWST w Krakowie.
Egzystencjalne rozterki zdominowały Wybrzeże Sztuki

Tegoroczna edycja Wybrzeża Sztuki od początku krążyła wokół tematów trudnych i przytłaczających. Publiczność miała okazję zmierzyć się z kwestią domniemanej winy i kary wobec oskarżonego o pedofilię Arnolda Friedmana i jego syna, który po traumatycznych doświadczeniach z dzieciństwa poszedł w ślady ojca ("Sekretne życie Friedmanów" w reż. Marcina Wierzchowskiego, Teatr Ludowy w Krakowie), posłuchać księdza Jakuba, przez trzy godziny odkrywającego swoje polsko-żydowskie pochodzenie i religijne uwikłania ("Historia Jakuba" w reż. Ondreja Spišáka, Teatr Dramatyczny w Warszawie) oraz - dla odmiany - przyjrzeć się Maxowi Aue, biseksualiście związanemu toksycznym, kazirodczym związkiem z siostrą, spełniającemu się jako gorliwy hitlerowiec strzegący porządku w niemieckim obozie koncentracyjnym ("Punkt Zero: Łaskawe" w reż. Janusza Opryńskiego, Teatr Provisorium w Lublinie). Co ciekawe - w rolach Jakuba i Maxa Aue cały ciężar tych dwóch spektakli dźwiga grający główne role Łukasz Lewandowski.

Z klasyką inaczej niż Klata i Garbaczewski postąpił z kolei Paweł Miśkiewicz, reżyser "Idioty" Teatru Narodowego w Warszawie. Tekst powieści Fiodora Dostojewskiego ułożył po swojemu, decydując się przedstawić rozterki bohaterów z perspektywy salonu Jepanczynów. To trochę teatralne szachy, z wyśmienitymi rolami Wiktorii Gorodeckiej jako Nastazji Filipownej i Dominiki Kluźniak w roli generałowej Lizawiety Jepaczyn. Blisko czterogodzinny spektakl gry pozorów i zakładania kolejnych masek przez niezwykle ślamazarne tempo akcji pogrąża się jednak w apatii i nudzie.

Rozczarował spektakl "Wszystko o mojej matce" w reż. Michała Borczucha z Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie. Historie zmarłych na raka matek twórców przedstawienia (reżysera Michała Borczucha i aktora Krzysztofa Zarzeckiego), splecione z ich losami za pomocą zaczerpniętych ze wspomnień lub improwizacji scen, stanowią trochę eksperymentalny, trochę terapeutyczny, intymny seans zagłaskiwania traum. To bardzo odważny spektakl, na swój sposób nowatorski (próba rekonstrukcji zdarzeń i zachowań matek) z luźną strukturą spektaklu-performance`u i dobrym aktorstwem (szczególnie Haliny Rasiakówny). Jednak uznanie go najlepszą realizacją polskiej sztuki współczesnej w minionym sezonie ("Wszystko o mojej matce" kilka dni temu nagrodzono Grand Prix Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej) to w moim odczuciu spore nadużycie.

Przedstawienie "Wszystko o mojej matce" w reż. Michała Borczucha przybliża rzeczywiste postaci matek reżysera i jednego z aktorów, które zmarły na raka. Odważny i ciekawy pomysł zderzono z luźnymi skojarzeniami czy wariacjami na ten temat. Przedstawienie "Wszystko o mojej matce" w reż. Michała Borczucha przybliża rzeczywiste postaci matek reżysera i jednego z aktorów, które zmarły na raka. Odważny i ciekawy pomysł zderzono z luźnymi skojarzeniami czy wariacjami na ten temat.
Góralski folklor z przytupem

Tę pełną przygnębiających, ciężkich tonów atmosferę nieoczekiwanie rozbroił studencki spektakl "Do dna" w reżyserii Ewy Kaim. Dyplom PWST w Krakowie to śpiewogra, która zaskakuje żywiołowym góralskim folklorem i bawi pikantnym dowcipem w stylu "rozbiegły mnie się nóżki i nie mogą spotkać". Trzy aktorki, dwóch aktorów i muzyk za pomocą kolejnych numerów śpiewanych przede wszystkim gwarą i granych na skrzypcach, flecie czy instrumentach perkusyjnych przez całą szóstkę, opowiadają o tym, co bliskie duszy i ciału - jest tu miejsce na zaloty, na wielkie miłości i przelotne miłostki, jest rozpad związku, lament porzuconej kobiety, a nawet groza przywołana wspomnieniem wojny. Wszystko to jednak, dzięki skocznym, żywym, nierzadko przejmującym interpretacjom (na tle wszystkich pozostałych spektakli Wybrzeża Sztuki) zadziwia świeżością i lekkością. Nic dziwnego, że "Do dna" porwało publiczność niemal tak samo jak "Wesele", czyli najlepszy spektakl przeglądu.

Wszystkie spektakle odbywały się przy nadkompletach, zaś podczas krakowskiego "Wesela" Teatr Wybrzeże przeszedł prawdziwe oblężenie. To pokazuje, jak ważne i potrzebne jest Wybrzeże Sztuki, bo pozwala choć przez chwilę poczuć puls polskiego teatru z innych ośrodków. Bardzo brakowało jednak spotkań z artystami (zorganizowano je tylko po drugim graniu "Wesela"). Choć poziom całego przeglądu nie był oszałamiający, dobieranie spektakli ważnych, głośnych i poświęconych trudnym, kontrowersyjnym kwestiom wydaje się dobrym tropem, który warto kontynuować.

Miejsca

Wydarzenia

Zobacz także

Opinie (13) 1 zablokowana

  • Energetycznie, poruszająco i niestety smutno.

    • 3 0

  • Najlepsze

    Dla mnie najlepsze " Do dna " ! Brawo dla całej ekipy! Dziękuję.

    • 4 0

  • "To pokazuje, jak ważne i potrzebne jest Wybrzeże Sztuki (...)" (1)

    To pokazuje jaką pustynią teatralną jest Gdańsk. Niewiele mniejszy Białystok ma kilka teatrów. U nas jest jeden, z regularnie zmniejszanym budżetem, stąd i takie tłumy gdy ktoś ze spektaklem przyjedzie.

    • 5 1

    • jeden?

      a miniatura, a opera, a na plaży , a w blokowisku, a muzyczny, a miejski....ciekawe czy coś w ogóle widziałeś w tych teatrach

      • 1 1

  • Genialne "Wesele"

    Jestem zachwycony inscenizacją "Wesela" St. Wyspiańskiego w reż. Jana Klaty z Narodowego Starego Teatru w Krakowie z udziałem m.in. Anny Dymnej, Anny Radwan czy Jana Peszka. Realizacja i reinterpretacja dramatu wspaniała i porywająca. Dziękuję! Nie sądziłem, że "Wesele" może mnie jeszcze zaskoczyć, gdyż widziałem już teatr tv z lat '60-ych i chyba z 1981 r., film Andrzeja Wajdy, inscenizację z Teatrze Wybrzeże, dwa teatry Polskiego Radia, inscenizację Radia Kraków w reż A. Seweryna, spektakl "Albośmy to jacy tacy" na podstawie "Wesela".... Byłem w błędzie! "Wesele" w reż Jana Klaty jest genialne. Jestem zachwycony! Jest tym bardziej miło, gdyż Włodzimierz Tetmajer (pierwowzór Gospodarza) jest moim prapradziadkiem i dramat ten wiele dla mnie znaczy, ale się nie tylko nie zawiodłem ale jestem wręcz zachwycony. Odważny (na weselu gra nawet metalowy zespół pod wymowną nazwą Furia) i mądry spektakl i bardzo aktualny! Dziękuję! Dziękuję i jeszcze raz dziękuję za niezapomniane wrażenia i chwilę refleksji nad Polską. Po spektaklu odbyło się spotkanie z twórcami "Wesela", chociaż na pewno byli wykończeni po dwóch ponad 3 godzinnych spektaklach w ciągu dnia... Tym większe brawa i wyrazy uznania. Zespół Starego Teatru jest fantastyczny i tworzą jedną wielką teatralną rodzinę. Oby nowi dyrektorzy tego nie popsuli... Kochani twórcy (włącznie z ekipą techniczną) życzę Wam wszelkiej pomyślności i jeszcze raz wielkie dzięki :)

    • 14 0

  • Pięknie napisane (2)

    Choć nie zawsze zgadzam się z opiniami Pana Łukasza, to za każdym razem z przyjemnością czytam jego artykuły. Dobra robota.

    • 5 0

    • Zgadzam się (1)

      Widać, że to prawdziwy znawca tematu. Nie to co Kossakowski czy Stafiej z działu muzycznego. Czekam na relację z premiery "Zakochanego Szekspira". Wybieram się w lipcu.

      • 1 0

      • ha ha ha

        ubawiłem się

        • 1 2

  • WESELE

    Super spektakl, super oby w Polsce bylo takich spektakli wiecej. Brawo aktorzy, brawo kolejny raz dla Pana Klaty. Brak slów by wyrazić zachwyt , podziw .....brawo

    • 8 0

  • Zachwyt i szok (1)

    Witam jestem zachwycona ,,Weselem" p.Klaty A zarazem zbulwersowana zachowaniem p.Piotra Wyszomirskiego prowadzącego po spektaklu spotkanie z twórcami ,,Wesela" totalny brak kultury i to w takim miejscu jak teatr dla mnie szok!!!

    • 4 2

    • Odnośnie Piotra Wyszomirskiego mam podobne odczucia. Na widowni znajdowalo się bardzo dużo osób, które były zniesmaczone jego zachowaniem. Nieprzyjemny w stosunku do widzów, którzy wzięli udział w spotkaniu (zwłaszcza w stosunku do jednej z pań, która na krótko zabrała głos podczas dyskusji). Pan Piotr chyba naprawdę nie lubi ludzi, więc pozostaje dla mnie zagadką to, dlaczego się zmusza do tego, aby z nimi przebywać.

      • 0 1

  • Gwoli ścisłości

    Gwoli ścisłości : W Do DNA to nie góralski folklor , wiele kurpiowskiej tradycji zostało wykorzystane.

    • 0 0

  • Annie i Marii do namysłu

    Może Was, ludzi, nie da się lubić? Czy ktoś, kto jako jedyny w Trójmieście stara się kompetentnie poprowadzić Was- widzów, przez meandry myśli (lub jej braku) artystów sceny, może nie lubić ludzi?

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Kiedy odbył się w Gdańsku premierowy pokaz filmu "Popiół i diament"?

 

Najczęściej czytane