• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Warcisław Kunc: spróbowałem przebić mur

Łukasz Rudziński
3 lipca 2018 (artykuł sprzed 5 lat) 
Nie poczytuję sobie odejścia z Opery Bałtyckiej za porażkę. Zrobiłem wszystko, by wprowadzić tę instytucję w XXI wiek. Podejmowałem decyzje artystyczne i menedżerskie zgodnie z sumieniem oraz w interesie instytucji - mówi w pożegnalnym wywiadzie dla Trojmiasto.pl Warcisław Kunc. Nie poczytuję sobie odejścia z Opery Bałtyckiej za porażkę. Zrobiłem wszystko, by wprowadzić tę instytucję w XXI wiek. Podejmowałem decyzje artystyczne i menedżerskie zgodnie z sumieniem oraz w interesie instytucji - mówi w pożegnalnym wywiadzie dla Trojmiasto.pl Warcisław Kunc.

Bez konkretnych zmian w relacjach dyrektor - związki zawodowe - organizator, sukces tej instytucji jest wykluczony. Dopóki pracownicy i związkowcy nie zrozumieją, że brudów nie należy wynosić na zewnątrz, dopóty Opera Bałtycka będzie instytucją skazaną na niepowodzenie - mówi w rozmowie podsumowującej swoją pracę w Operze Bałtyckiej Warcisław Kunc, były już dyrektor Opery Bałtyckiej.



Łukasz Rudziński: Jak pan postrzega te dwa lata pracy w Operze Bałtyckiej?

Jak oceniasz dyrekcję Warcisława Kunca w Operze Bałtyckiej?

Warcisław Kunc: Jako czas bardzo intensywny. Po pierwsze - musiałem zbudować repertuar teatru, stworzyć atrakcyjną ofertę spektakli operowych i baletowych, temu wszystkiemu towarzyszyły dodatkowe wydarzenia, które pomagały nam w ponownym zdobyciu widza. Do tego powołaliśmy do życia dział edukacji z licznymi projektami skierowanymi do wszystkich grup wiekowych odbiorców. Po drugie - atmosfera konfliktu, negatywnych emocji, strajków i protestów. Jednak, mimo to, opera funkcjonowała i nabierała rozpędu, co realnie przekładało się na wzrost frekwencji i wpływów własnych instytucji. Po trzecie - sytuacja finansowa opery, która nie była prosta ze względu na jej zadłużenie. Na szczęście udało się nam osiągnąć balans finansowy, czego dowodem jest wzorcowe zakończenie bilansu finansowego 2017 roku.

Pana praca w Operze Bałtyckiej naznaczona była wieloma konfliktami. Bardzo dużo emocji wywołały już same pańskie zapowiedzi zwolnień pracowników.

Zasada, która jest od wielu lat uskuteczniana przez Urząd Marszałkowski, który za plecami dyrektora prowadzi rozmowy ze związkami zawodowymi, w moim odczuciu jest zgubna dla tej instytucji.
Sytuacja wcale nie wyglądała tak, jak niektóre osoby próbowały przedstawiać ją w mediach. Mieliśmy zatrudnienie na poziomie 243 pracowników, a naszym celem było doprowadzenie do 222 etatów. Jednak zwolnionych osób jest nie więcej niż 8-9, wiele zrezygnowało z pracy, pozostałe przebywają na zwolnieniach lekarskich. Obecnie mamy zatrudnienie na poziomie 230 osób. Ten cały krzyk był tylko medialną atrakcją. Nie dane mi było dokończyć zmiany, którą rozpocząłem. Moi następcy mają taką szansę.

Zasada, która jest od wielu lat uskuteczniana przez Urząd Marszałkowski, który za plecami dyrektora prowadzi rozmowy ze związkami zawodowymi, w moim odczuciu jest zgubna dla tej instytucji. Jeśli związki zawodowe mają świadomość, że mogą wymóc pewne rzeczy na organizatorze bez obecności i wysłuchania dyrektora, to z tej drogi korzystają. Wtedy dyrektor staje się zakładnikiem Urzędu Marszałkowskiego i pracowników. To oczywiście problem nie tylko Opery Bałtyckiej, to problem ogólnopolski, jednak może jej przykład pozwoli na wyciągnięcie odpowiednich wniosków. Dialog trójstronny jest w takiej sytuacji konieczny i niezbędny, jednak żeby był on w ogóle możliwy, należy wyjść z własnej strefy komfortu i nastawić się na osiągnięcie kompromisu i sukcesu instytucji.

Bez zmiany siedziby i bez odważnej decyzji o budowie teatru operowego, każdy, kto podejmie tu pracę dyrektora jest bez szans. Przebudowa musi obejmować nie jedną, a wiele przestrzeni opery - uważa Warcisław Kunc, dyrektor Opery Bałtyckiej od 1 września 2016 do 30 czerwca 2018 roku. Bez zmiany siedziby i bez odważnej decyzji o budowie teatru operowego, każdy, kto podejmie tu pracę dyrektora jest bez szans. Przebudowa musi obejmować nie jedną, a wiele przestrzeni opery - uważa Warcisław Kunc, dyrektor Opery Bałtyckiej od 1 września 2016 do 30 czerwca 2018 roku.
Większość sporu odbywała się za pomocą mediów. Dialog, jak się okazało, jest niemożliwy.

Podstawową sprawą jest wspólny cel. W tym wypadku cele były rozbieżne. Jeżeli dyrektor podpisuje umowę, zobowiązując się do tego, że będzie osiągał konkretne efekty, to działania instytucji powinny być podporządkowane temu celowi, skoro jest on wpisany do umowy między organizatorem, czyli Urzędem Marszałkowskim, a dyrektorem. Nie można nieustannie konserwować sytuacji, która dawno jest określona jako nienormalna. Spróbowałem przebić ten mur, a skutki tego można było zaobserwować. Nie zrobiłem tego dlatego, że kogoś lubię lub nie lubię, tylko dlatego, że taka była potrzeba i konieczność. Osiągane efekty potwierdzają słuszność tych działań.

Między panem a pracownikami wyrósł mur nieporozumień, konfliktów...

To nieprawda. Te problemy pojawiły się między mną a zaledwie niektórymi pracownikami, a konkretnie tymi, którzy z reguły generowali konflikt w tej instytucji. Dyktat niektórych działaczy związkowych jest tutaj powszechny i wszyscy moi poprzednicy się temu poddawali. Na początku miałem duże wsparcie od marszałka i Urzędu Marszałkowskiego. Sądzę, że mogło trwać ono dalej, choć z pewnością czas przedwyborczy i sytuacja polityczna nie sprzyjają podejmowaniu odważnych decyzji.

Co stanowiło największe wyzwanie?

Problemy pojawiły się między mną a zaledwie niektórymi pracownikami, a konkretnie tymi, którzy z reguły generowali konflikt w tej instytucji. Dyktat niektórych działaczy związkowych jest tutaj powszechny i wszyscy moi poprzednicy się temu poddawali.
Jednym z podstawowych problemów finansowania w tej instytucji jest brak środków na produkcję spektakli i ich późniejszą eksploatację. Uchwałą samorządu przyznano właśnie pracownikom instytucji kultury podwyżki. Bardzo dobrze, że te podwyżki trafią do ludzi, ale to przecież podnosi koszty stałe instytucji. Gdzie są pieniądze na prowadzenie działalności? Gdzie środki na przygotowanie premier? Prosiłem o te środki, bo nie miałem pieniędzy na produkcję. Mówiłem, że będę musiał zwalniać ludzi, by móc produkować spektakle i je grać, chyba że otrzymam pieniądze, by nie być zmuszonym do zwolnień.

Minął rok, zbliżają się wybory i znalazły się pieniądze na podwyżki, tak jak znalazły się na oddłużenie opery w roku 2016 roku. Tylko jaki jest sens zatrudniać pracowników, skoro nie mamy za co robić spektakli? Jeśli nie będziemy oceniać sytuacji w kategoriach racjonalizacji i selekcji kosztów, to nie wróży to dobrze kulturze. Sytuację w Operze ratowały środki od miasta Gdańsk, które dołożyło pieniądze na produkcję, ale to nie jest systemowe rozwiązanie. Nie można tak funkcjonować na dłuższą metę.

Ostatnią kością niezgody między panem a związkami zawodowymi są bramki wejściowe dla pracowników od strony ul. Towarowej, gdzie pojawiły się tzw. kręciołki.

Są ludzie, u których mentalność z minionej epoki i widmo jakiejkolwiek zmiany powoduje opór. Istnieją przeciwnicy internetu czy Facebooka i wszystkiego, co niesie XXI wiek. Jednak to właśnie oni pozostają w tyle, podczas gdy inni razem z całym światem idą do przodu. Kręciołki w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej pojawiły się jakieś 15-20 lat temu, ileś lat z powodzeniem funkcjonuje ten system w Operze Wrocławskiej. To normalny, nowoczesny system rejestracji czasu pracy. Dziwię się, że dopiero ja musiałem je tu wprowadzić. Ponadto system skorelowany z bramkami wejściowymi daje możliwość natychmiastowej reakcji w sytuacji zagrożenia życia, a także jest zgodny z nowymi regulacjami prawnymi.

To bardzo istotne, by wiedzieć kto jest, a kogo nie ma na terenie teatru. W przypadku alarmu przeciwpożarowego uzyskanie wiedzy na temat liczby osób przebywających wewnątrz opery jest natychmiastowe i pozwala na podjęcie stosownych kroków w celu ochrony ich życia czy mienia. To rozwiązanie jest w zgodzie także z RODO, bowiem gdy w określonym momencie wchodzi na teren opery 150 osób, to listy obecności ze względu na dane osobowe nie mogą znajdować się na widoku przy portierni. Pomijam fakt, że każdy z kierowników powinien prowadzić indywidualną ewidencję czasu pracy swoich pracowników. Ten system to ułatwia. Nie rozumiem szumu wokół tej decyzji.

Jak pan postrzega realizację swoich celów artystycznych w czasie pracy w Operze Bałtyckiej?

Jednym z podstawowych problemów finansowania w tej instytucji jest brak środków na produkcję spektakli i ich późniejszą eksploatację. Mówiłem, że będę musiał zwalniać ludzi, by móc produkować spektakle i je grać, chyba że otrzymam pieniądze, by nie być zmuszonym do zwolnień.
W pierwszym sezonie, włącznie ze mną, dyrygowało Orkiestrą Opery Bałtyckiej 12 dyrygentów. Nie przypominam sobie, kiedy w ciągu jednego sezonu było ich tutaj tak wielu. Razem z Wojtkiem WarszawskimIzą Sokołowską-Boulton stworzyliśmy nowy zespół baletu. To wszystko wymagało mnóstwo pracy, a wszystko to odbywało się w atmosferze ciągłego napięcia, krytyki często zupełnie nieuzasadnionej. W ciągu tych dwóch sezonów udało nam się zrealizować 11 premier (cztery operowe, dwie baletowe, cztery w wersji semi-stage), zagrać 62 spektakle operowe i 57 spektakli baletowych, ponad 30 koncertów, stworzyć dział edukacji z kilkunastoma programami przeznaczonymi dla naszych widzów w różnym wieku, odwiedzić wiele miejscowości w województwie, zaprosić publiczność do teatru w wakacje dzięki ofercie letniej w lipcu 2017 roku, czy na wydarzenia towarzyszące kulturze włoskiej i francuskiej.

Każda z premier otrzymała dobre recenzje i cieszyła się ogromnym zainteresowaniem naszych widzów. Bilety na "Dziadka do orzechów" zostały niemal od razu wyprzedane, podobnie jak na koncerty noworoczne czy "Poławiaczy pereł". Udało mi się także wprowadzić na scenę młodych solistów, dla których debiuty na scenie Opery Bałtyckiej okazały się niezwykle cenne. Młodzi śpiewacy nie mają zbyt wielu okazji do zaprezentowania się. Przywrócenie gdańskiej publiczności dawno niewidzianej tutaj operetki również było sukcesem. Wielu wydaje się, że ten gatunek jest prosty, łatwy, lekki, ale żeby taki właśnie był, wszyscy wykonawcy muszą prezentować określony poziom umiejętności wokalnych i aktorskich oraz wznieść się na ich wyżyny. Zarówno koncerty operetkowe, jak i premiera "Orfeusza w piekle" wzbogaciły, zróżnicowały propozycję artystyczną teatru, a także po raz kolejny przyciągnęły do opery publiczność, bez której przecież nasza działalność nie miałaby sensu. Myślę, że to bardzo dużo wydarzeń, jak na instytucję w wewnętrznym kryzysie.

Zarówno koncerty operetkowe, jak i premiera "Orfeusza w piekle" wzbogaciły, zróżnicowały propozycję artystyczną teatru, a także przyciągnęły do opery publiczność, bez której przecież nasza działalność nie miałaby sensu - przyznaje Warcisław Kunc. Zarówno koncerty operetkowe, jak i premiera "Orfeusza w piekle" wzbogaciły, zróżnicowały propozycję artystyczną teatru, a także przyciągnęły do opery publiczność, bez której przecież nasza działalność nie miałaby sensu - przyznaje Warcisław Kunc.
Coś, poza ustąpieniem ze stanowiska, odbiera pan jako porażkę?

Nie poczytuję sobie odejścia z Opery Bałtyckiej za porażkę. Zrobiłem wszystko, by wprowadzić tę instytucję w XXI wiek. Podejmowałem decyzje artystyczne i menedżerskie zgodnie z sumieniem oraz w interesie instytucji. Jestem spokojny, patrząc na siebie w lustrze. Szanuję stanowiska polityków, nie muszę się z nimi zgadzać. Nigdy nie interesowały mnie gierki, próby utrzymania się na stanowisku za wszelką cenę. Jestem zwolennikiem przejrzystych, klarownych sytuacji oraz dialogu z użyciem racjonalnych argumentów. Jeśli kogoś na to nie stać z różnych powodów, to trzeba się pożegnać. Szkoda cennego czasu.

W jakiej kondycji zostawia pan zespoły artystyczne?

Od samego początku zderzyłem się tutaj z kwestią finansowania i systemu działania. Jest tu wiele archaizmów, a ruszenie któregokolwiek z nich spotyka się z wielkim oporem. Idą nowe czasy i wydaje mi się, że moi następcy będą musieli zmienić pewne rzeczy.
W moim odczuciu w bardzo dobrej. Balet osiągnął pewien pułap, teraz powinna nastąpić kontynuacja pracy. Ten zespół jest jasnym punktem naszej działalności. W przypadku zespołu Chóru praca, którą od roku prowadzi kierownik Waldemar Górski, jest naprawdę ciężka. Mamy dużą grupę pracowników w wieku blisko emerytalnym, a jak doskonale wiemy, wymagania i możliwości artystyczne każdego, w określonym wieku, zmieniają się. To naturalne, ale dla opery i tych osób to poważny problem. Droga przemian jest rozpoczęta, ale jeszcze nie zakończona. Jeśli chodzi o Orkiestrę to wystarczy posłuchać nagrań, na przykład "Poławiaczy pereł" z lutego, czerwca 2018 roku i tego z początku naszej pracy w "Rycerskości wieśniaczej" z listopada 2016. Podobny kontrast słychać, jeśli zestawi się pierwsze trzy spektakle "Cyganerii" z grudnia 2016 roku z trzema ostatnimi w tym sezonie. Sądzę, że poziom orkiestry jest dobry, zdecydowanie lepszy niż ten, który prezentowała, gdy tu przyszedłem. Zmianę słychać wyraźnie, ale to nadal początek drogi.

Trzeba mieć świadomość, że przez dwa lata przyjęliśmy około 30 pracowników artystycznych na umowę o pracę. Zatrudniłem nowego koncertmistrza skrzypiec i wiolonczel, nowych - świetnych: fagocistę, flecistkę, oboistkę, waltornistę, wiolonczelistkę i dwa prowadzące kontrabasy, kilka osób w chórze i kilkanaście w balecie. Skład osobowy orkiestry się zmniejszył, to prawda. Orkiestra może być potężna, jeśli ma co robić. W tej chwili jest zatrudnionych 56 osób. Moje przecież niełatwe decyzje zawsze były poparte silnymi argumentami artystycznymi, finansowymi, wynikającymi także z analizy wykorzystania danego instrumentu w poszczególnych produkcjach.

Dyrektor, który jest dyrygentem, to w takiej instytucji sytuacja mało komfortowa?

Dyrektor-dyrygent to niewdzięczna pozycja, jeśli jest się w konflikcie z niektórymi pracownikami danego zespołu. Dlatego chciałem, by kierownikiem orkiestry był "cywil", osoba spoza orkiestry, która dzięki swojej obiektywności wynikającej z braku przynależności do zespołu, nie generowałaby konfliktów. Liczba problemów, jakie z tego powodu brałem na siebie, była niemała. Musiałem mieć wyniki, a jednocześnie spełnić określone wymogi budżetowe i finansów publicznych. Dobrze się stało, że Celina Zboromirska-Bieńczak przejęła administrację, promocję i edukację, zaś dyrektor Mariusz Napierała, a następnie Jolanta Nowokrzewska odpowiadali za technikę i inwestycje.

Chciałem, by kierownikiem orkiestry był "cywil", osoba spoza orkiestry, która dzięki swojej obiektywności wynikającej z braku przynależności do zespołu, nie generowałaby konfliktów.
Od samego początku zderzyłem się tutaj z kwestią finansowania i systemu działania. Jest tu wiele archaizmów, a ruszenie któregokolwiek z nich spotyka się z wielkim oporem. Idą nowe czasy i wydaje mi się, że moi następcy będą musieli zmienić pewne rzeczy. Cieszy mnie osiągnięcie porozumienia płacowego z marca 2017 roku - to niewątpliwie duży sukces. Zadziwia walka niektórych o nazwę stanowiska, czy mamy muzyka tutti, czy może drugi głos tutti - to dziecinada. Nasze porozumienie pozwoliło podnieść stałe dochody pracowników. Oczywiście te dochody powinny być jeszcze większe, ale dzięki temu każdy pracownik wiedział, że w każdym miesiącu na pewno zarobi konkretną kwotę, a w zamian teatr otrzymał normę spektakli, którą może zagrać w miesiącu. To kapitalny kompromis i kierunek, w którym należy zmieniać instytucje kultury w całej Polsce. Trzeba dyskutować na temat czasu pracy, normy rocznej czasu pracy w kontekście stałych zarobków i wyeliminować normy liczby spektakli. To jednak wymaga zmiany myślenia nas wszystkich zatrudnionych w instytucjach kultury w Polsce.

Lista problemów, jakie pan zastał w Operze Bałtyckiej jest większa.

Ciągle borykaliśmy się z problemami kadrowymi, ale to dlatego, że specyfika i podaż specjalistów w tej wąskiej branży jest bardzo wątła. Znalezienie szefa koordynacji pracy artystycznej czy akompaniatora, specjalistów od edukacji kulturalnej, to były trudne zadania. Pomimo wszystkich problemów, jakie napotykaliśmy w ciągu tych dwóch lat, udało się nam zrealizować to, co sobie zamierzyliśmy. Gdyby nasze spektakle nie były dobre, frekwencja i wpływy z biletów byłyby raczej na marnym poziomie. Życzę swoim następcom podobnego wyniku jak ten, osiągnięty przez nas w sezonie 2017/2018 - wpływy z biletów to prawie dwa miliony, a dokładnie 1 mln 970 tys. zł, czyli o 400 tys. więcej niż w udanym poprzednim sezonie.

Frekwencja także wzrosła, osiągając poziom 50 tys. osób rocznie, co też nie było łatwym zadaniem. W umowie miałem wpisane osiągnięcie frekwencji 100 tys. widzów w Operze w trzecim i czwartym sezonie swojej dyrekcji. Wszyscy mówili, że to niemożliwe. Jeśli nawet to było niemożliwe, to podkreślam, że to był cel, do którego należało dążyć. I nam się to udawało, bo z sezonu na sezon widzów było coraz więcej. W pewnym momencie zderzyliśmy się jednak z możliwościami obiektu i specyfiką regionu. Województwo pomorskie w tej chwili jest pustynią jeśli chodzi o kulturę wysoką, propagowanie kultury operowej, baletowej. Czuliśmy się trochę jak misjonarze. Zapoczątkowaliśmy ten proces szeregiem działań edukacyjnych, ale trzeba go rozwijać. Inaczej wygląda odbiór propozycji komercyjnych, jakie proponuje Teatr Muzyczny w Gdyni. Jest czego frekwencyjnie zazdrościć.

Trzeba mieć świadomość, że przez dwa lata przyjęliśmy około 30 pracowników artystycznych na umowę o pracę. Skład osobowy orkiestry się zmniejszył, to prawda. Orkiestra może być potężna, jeśli ma co robić. W tej chwili jest zatrudnionych 56 osób - dodaje Kunc. (na zdjęciu Orkiestra Opery Bałtyckiej) Trzeba mieć świadomość, że przez dwa lata przyjęliśmy około 30 pracowników artystycznych na umowę o pracę. Skład osobowy orkiestry się zmniejszył, to prawda. Orkiestra może być potężna, jeśli ma co robić. W tej chwili jest zatrudnionych 56 osób - dodaje Kunc. (na zdjęciu Orkiestra Opery Bałtyckiej)
W komentarzach na Trojmiasto.pl wielokrotnie zarzucano panu, że sięgał pan po mało ambitny program.

Realizowałem program, który wygrał konkurs. Teatr finansowany ze środków publicznych musi brać pod uwagę gusta i oczekiwania swojej publiczności. Prowadzenie opery za 16 mln jest bardzo ambitnym programem. Przy obecnych kosztach stałych można "odlatywać", gdy budżet wynosi 30 milionów i więcej. Choć warto zadać sobie inne pytanie: czy "Cyganeria" Pucciniego, "Nabucco" lub "Traviata" Verdiego to mało ambitny repertuar? Przecież to właśnie te tytuły, będące kanonem literatury operowej, wystawiają największe domy operowe tego świata: Metropolitan Opera w Nowym Jorku, Royal Opera House w Londynie, Staatsoper w Berlinie. Czy to oznacza, że wybierając takie tytuły te teatry są mało ambitne? Pewnie, że można wystawić wszystkie dzieła Richarda Straussa, Wagnera, ale jesteśmy w Polsce. Najpierw trzeba zdobyć widzów, którzy muszą uwierzyć w linię programową teatru i zacząć go kochać. Byliśmy w drugim sezonie takiej drogi. Jeśli porówna się sytuację sprzed mojego przyjścia pod kątem frekwencji i zainteresowania ofertą Opery do obecnej, to mamy potwierdzenie moich słów. Liczy się dobry teatr, czyli taki, do którego przychodzą ludzie. Realia finansowe Opery Bałtyckiej wymagają od zarządzającego dostosowania oferty artystycznej do możliwości.

Nie zapominajmy też, że Opera Bałtycka ma także żenujący potencjał techniczny: trzy czwarte komina sceny, sztankiety ręczne, kaloryfer na środku widowni, system ogrzewania i wentylacji itd. Każdy tutaj musi się z tym mierzyć. Wrota boczne są dwumetrowe, więc "Cyganeria" w tych warunkach to prawdziwy kolos. Jej scenografia już wróciła do Magdeburga, ale zostawiam nowemu dyrektorowi wiele tytułów i część gotowych planów artystycznych na najbliższy sezon.

Te plany są poparte umowami?

Opera Bałtycka ma żenujący potencjał techniczny: trzy czwarte komina sceny, sztankiety ręczne, kaloryfer na środku widowni, system ogrzewania i wentylacji itd. Każdy tutaj musi się z tym mierzyć.
Jak najbardziej. Zrobiłem to po to, aby nie było sytuacji, w jakiej ja znalazłem się na początku. Przypominam, że miałem robić włoski sezon, a w repertuarze była jedna włoska opera - "Traviata", do tego całkowicie zgrana, podobnie jak "Eugeniusz Oniegin" oraz "Straszny dwór", którego artystycznie nie akceptuję. Mogłem też zagrać nieoczekiwaną "Olimpię z Gdańska" albo "Czarną maskę", której jedno podniesienie kurtyny kosztowało ponad 100 tys. zł, jednak nie byłoby to uzasadnione w trudnej sytuacji finansowej teatru, pozostającego ówcześnie w zadłużeniu. Nie miałem też zespołu baletowego. Objąłem teatr bez zaplanowanej działalności, poza premierą "Sądu Ostatecznego", która przypadała na zły termin. Stąd decyzja o wypożyczeniu dekoracji z Magdeburga i koprodukcji z Theater Magdeburg, by szybko tę sytuację zmienić.

Ponieważ najbliższy sezon miał być hiszpański, planowaliśmy premierę baletową Rolanda Petit "Arlezjankę" i "Carmen", ale zderzyliśmy się z prawami autorskimi i honorariami, które z mojego punktu widzenia były nieprzyzwoite. W zamian zdecydowaliśmy się na "Giselle". Kolejną sprawą jest listopadowa premiera "Cyrulika sewilskiego" Rossiniego, na którą już wcześniej byłem umówiony z Pawłem Szkotakiem. No i przesunięta premiera "Hrabiny" Krystyny Jandy, zaplanowana jest na 5 maja - w 200. rocznicę urodzin Stanisława Moniuszki. Wierzę, że moi następcy będą respektować te ustalenia.

Jak wygląda sytuacja finansowa Opery Bałtyckiej?

Nie ma żadnych długów, żadnej nieczystej finansowo sytuacji. Wszystko jest wzorcowo rozliczone, ale pieniędzy na eksploatację i produkcję (działalność artystyczną) wciąż brakuje. Dotacje z Miasta Gdańsk, restrukturyzacja zatrudnienia oraz wysokie wpływy własne to główne zaplanowane źródła finansowania działalności artystycznej Opery w tym roku. Kończymy pierwszą połowę roku bardzo dobrym wynikiem finansowym.

Jednak w sprawie "nadnormówek" jednej z pracownic, sąd przyznał rację jej, a nie panu...
Są tu też mitomani, opowiadający o jakimś zespole, tradycji. Szukaliśmy tych tradycji. Żartowaliśmy, że tradycją jest to, że po próbie lub spektaklu w ciągu 5 minut teatr pustoszeje.

Zawsze powtarzałem, że jeżeli sąd zdecyduje, że nasza interpretacja prawa jest błędna to się temu poddamy. Nadal uważamy, że sąd zdecydował niewłaściwie, ale zawsze komuś przyznać rację musi, po to jest. Dlatego byliśmy przygotowani finansowo na taki werdykt. Podjąłem więc od razu decyzję, że wszyscy pracownicy artystyczni dostaną te pieniądze wraz z odsetkami za "nadnormówki", wyliczając je według zasady uznanej przez sąd za słuszną. Ten koszt zaległości był kosztem podniesienia kurtyny jednego spektaklu operowego.


Nie ma pan sobie nic do zarzucenia w relacjach z przeciwnikami i związkami zawodowymi?

Dzięki nim, mam około pół metra przeczytanych książek o kształtowaniu stosunków międzyludzkich i kryzysie w zarządzaniu w firmie. Ktoś może powiedzieć, że nie jestem łatwy w relacjach przełożony-podwładny, jednak trudno takim być, skoro druga strona często nie wykazuje nawet cienia chęci dialogu. Do tanga trzeba dwojga, podobnie jest z dialogiem. Narracja moich przeciwników przedstawiała mnie jako osobę, z którą nie da się rozmawiać. To nieprawda. Oni nie chcieli dialogu, bo czy można nazwać dialogiem forsowanie własnych poglądów bez analizy argumentów drugiej strony? Uznałem więc, że nie jestem w stanie poświęcać swojego życia dla tej pracy. Trzeba pamiętać, że każdą premierę poprzedzało leżące na moim biurku pismo o pogotowiu strajkowym lub z informacją, że za kilka dni odbędzie się strajk lub spór zbiorowy. Pracowałem pod taką presją codziennie. Rachunek, w którym po jednej stronie jest mój stan zdrowia i życie prywatne, a po drugiej to, co niesie ze sobą prowadzenie tej instytucji, przestał mi się zgadzać.

Narracja moich przeciwników przedstawiała mnie jako osobę, z którą nie da się rozmawiać. To nieprawda. Oni nie chcieli dialogu, bo czy można nazwać dialogiem forsowanie własnych poglądów bez analizy argumentów drugiej strony?
Spotkałem tu wielu zarówno okropnych ludzi, jak i wiele cudownych osób, które kochają to, co robią. Są tu też mitomani, opowiadający o jakimś zespole, tradycji. Szukaliśmy tych tradycji. Żartowaliśmy, że tradycją jest to, że po próbie lub spektaklu w ciągu 5 minut teatr pustoszeje. Trudno było zbudować korzystną atmosferę wewnątrz instytucji. Ale przyszły pierwsze sukcesy integracyjne: wigilie dla pracowników, spektakle mikołajkowe, udział w działaniach edukacyjnych. W końcu, z rocznym opóźnieniem spowodowanym przez protesty, referenda czy strajki, udało się zaprosić do teatru naszych emerytów. Żałowałem, że tak późno, ale poznałem tych ludzi, którzy opowiadali, jak było przed laty i co się tu działo. Wszyscy później serdecznie dziękowali mi za możliwość spotkania w Operze Bałtyckiej. Dla mnie również był to szczególny wieczór.

Marszałek zapowiedział przekazanie 3,5 mln zł na przygotowanie kompletnej dokumentacji koncepcyjnej i technicznej, umożliwiającej modernizację gmachu Opery Bałtyckiej. Co pan o tym sądzi?

To bardzo trudne. Prawda jest taka, że bez zmiany siedziby i bez odważnej decyzji o budowie teatru operowego, każdy, kto podejmie tu pracę dyrektora jest bez szans. Przebudowanie tylko widowni to zły pomysł. Przebudowa musi obejmować nie jedną, a wiele przestrzeni opery. Zmiany widowni, nie zmieniając sceny, która nie ma komina, nie ma dostępnych kieszeni teatralnych ani zapadni, są mocno wątpliwe. Zmiana modelu akustycznego widowni musi brać pod uwagę scenę i orkiestron - a ten obecnie nie spełnia przepisów przeciwpożarowych. Mitem jest twierdzenie, że powiększenie widowni cokolwiek tu zmieni. A gdzie ma pracować balet, gdzie będą garderoby orkiestry i solistów? Gdzie biura? Jak wygląda sala prób orkiestry, chóru? Ten obiekt przypomina zabytkowe auto, które nie stoi w muzeum, tylko wysiłkiem właściciela wciąż jeszcze jest na chodzie, choć jest całkowicie wyeksploatowane. Oczywiście można zrobić mu generalny remont i zdecydować się na powiększenie bagażnika, wymianę foteli, szyberdach...

Nowy obiekt byłby bardzo kosztowny.

Na ten rok zaplanowano inwentaryzację obiektu, która powinna odpowiedzieć na pytanie, czy jest sens leczyć pacjenta. Jeśli tak, to tylko uwzględniając remont sceny.
Uważam, że sens ma jedynie budowa nowego obiektu. Będzie to tańsze, szybsze i sensowniejsze, choć znalezienie źródeł finansowania to wielki problem. Gdy flota samochodowa rządu jest zużyta, to ogłaszany jest przetarg na zakup nowych samochodów. Czemu nie ogłosić przetargu na remont tych starych? Przecież można jeździć Lancią z 1986 roku. Tylko po co? Podobnie jest z tym budynkiem Opery. Nie jest prawdą, że nowy kosztowałby 500 milionów. Na pewno nie będzie to mniej niż 300 milionów, ale za 350 milionów można wybudować interesujący obiekt. Opery nie buduje się dla siebie, tylko dla przyszłych pokoleń. To jak z budową katedry.

Dobrze, że na ten rok zaplanowano inwentaryzację obiektu, która powinna odpowiedzieć na pytanie, czy jest sens leczyć pacjenta. Jeśli tak, to tylko uwzględniając remont sceny. Gmach Opery Bałtyckiej to żywy przykład nieustannej konserwacji - trwania, braku zmian i akceptowania tego, co widzimy. Żaden dyrektor bez wsparcia organizatora nie jest w stanie nic zrobić z tym budynkiem. Tak samo nie jest w stanie nic zrobić z wnętrzem budynku, czyli pracownikami i systemem działania instytucji. Bez konkretnych zmian w relacjach: dyrektor - związki zawodowe - organizator, sukces tej instytucji jest wykluczony. Dopóki pracownicy i związkowcy nie zrozumieją, że brudów nie należy wynosić na zewnątrz, dopóty Opera Bałtycka będzie instytucją skazaną na niepowodzenie.

To bardzo gorzkie słowa...

Być może, choć jestem innego zdania. Może dzięki tej sytuacji przyjdzie dobra refleksja. Poza tym chciałbym podziękować wielu osobom, w tym moim przeciwnikom, bo ich postawa bardzo nas mobilizowała, choć oni nie grali i nie grają fair. Forrest Gump mówił, żeby dziękować, nawet jeśli nie ma za co. Ja mam za co. Wiem, z jakiego punktu stratowaliśmy i gdzie jesteśmy dzisiaj. Na koniec chciałbym dodać, że cieszy mnie, że przychodzą na moje miejsce ludzie od lat związani z teatrem. Sądzę, że mają bardzo wysoko podniesioną poprzeczkę. Życzę im, żeby podnieśli ją jeszcze wyżej.

Miejsca

Opinie (184) ponad 20 zablokowanych

  • Wrzuciłem zdjęcie do artykułu i gdzież ono?

    • 7 3

  • wszem postronnym: widzę i opisuję

    Kazdy ma za uszami, i pracownicy i dyrektor (nawet bardziej) ale takiego głana jak niektórzy związkowcy w tej instytucji to nikt nie robi. I kto nie pracował w operze ten tego nie pojmie. I to pod kuratelą i za przyzwoleniem urzedu marszalkowskiego. I dzięki temu możecie kilka razy do roku poczytać na trojmiasto jak kwitnie pomorska kultura. Ale dzieje sie ? Dzieje. Brawo.

    • 18 8

  • Jak można debatować o losach opery bez jej dyrektora?

    Tylko urząd i związkowcy. To dopiero było chore!!!

    • 12 13

  • Opera...

    Nowa Opera w Gdańsku jest bardzo,ale to bardzo potrzebna !!! TA to taka salka , gminna świetlica.
    Wstyd ,od lat mówiło się ,że bedzie budowana na Placu Zebrań Ludowych i co ?

    • 28 1

  • (3)

    Jeżeli ktoś posiada umiejętność czytania ze zrozumieniem to wie że ten artykuł to stek bzdur!
    Począwszy przez ochy i achy jaki to Kunc jest fantastyczny wręcz idealny! A liczyć nie umie!!! 243 pracowników zastał 8-9 zwolnił a 30 przyjął. Celem ma być 222. Zdaje się że to równanie banalne ale nijak nierozwiązywalne. Panie Kunc proponuję powrót do podstawówki.

    • 32 9

    • ... (2)

      8-9 zwolnił, ale ludzie też sami się zwalniali pewnie debilu, więc... Jak taka matematyka prosta, to może jeszcze trochę logiki? ;)

      • 3 2

      • Znawców tematu - ilu pracowników jest obecnie?

        • 1 1

      • teraz wrócą Ci ze strachu co uciekli i ci na zwolnieniach lekarskich na gotowe i

        ... będzie sielanka.
        Wszyscy znów będą się kochali i szczęsliwi.

        • 4 2

  • dlaczego innych dyrektorow instytucji kultury w gole nie znam...?

    • 4 2

  • Zatrudnienie

    "Orkiestra może być potężna, jeśli ma co robić." - piękne. Ale za organizację pracy odpowiadał Kunc. Tak "organizował" pracę, że trzeba było z kogoś zrezygnować? Marne zarządzanie! Program dostosowany do marnego zarządzania, takim programem można wygrać konkurs? Co to za dyrektor, który takie bzdury wystawia do konkursu? Za co ma tytuł profesora? Wstyd i żenada!!!! Całe szczęście wyleciał!!!

    • 21 7

  • Wywiad PRowy przed szukaniem nowej pracy? (1)

    "Warto byc nieprzecietnym" jak to pan o sobie mowi, ja dodam wiecej, zuchwalym! Bo zloto dla zuchwalych a dokladnie pieniadze - podatnikow! Kierowac taka instutucja moze kazdy(de fakto wymagany mgr) cokolwiek sie nie wystawi i tak oglada to grono kulturalnych znajomych, emeryci i randkowicze - kazdy bedzie zadowolony. Starzy artysci sie burza ze slaby poziom spektakli itp cala forma sceniczna to niezla zenada wiec nie udawajcie wielkich gwiazd. Mlodzi artysci ciesza sie ze wystepuja w tej zenadzie bo to okazja slawa kasa fotki na funpage wielkie emocje i owacje na stojaco co z tego ze to c*otka i sasiad klaszcza. Ale teraz przyjdzie nowy dyrektor, ten ktory chcial Gdansk zrobic europejska stolica kultury a teraz jak twierdzi europejska opere tak na prawde robi z kolegami urzedasami z kultury spoleczenstwo w konia wciskajac kit ze taka kultura nam jest potrzebna. A na pewno nie za publiczne pieniadze.

    • 20 6

    • Co brałeś

      że tak odleciałeś ?

      • 2 4

  • Ale walił pan głową w ten mur (7)

    i z założenia był pan skazany na porażkę, więc pytam po co? czy może masz pan zachwiany instynkt samozachowawczy niczym dwuletnie dziecko? szkoda pana i tak mocno już sfatygowanej głowy z którą będzie już tylko gorzej.
    Odszedł pan z Opery panie kunc w niesławie uwsteczniając jeszcze bardziej tą instytucję. Jak to pan robił przypomnę liczne i bezmyślne zwolnienia ludzi kompetentnych, których zastąpił pan ludźmi przypadkowymi bez pojęcia o specyfice pracy w tym teatrze, niegospodarność - koszt np. wynajętego z Niemiec spektaklu Cyganeria niedostosowanego parametrami do sceny Opery Bałtyckiej niemal równy własnej produkcji, ale na siłę pan upchnął blokując drogi ewakuacyjne ze sceny nie wspomnę o kosztach Pinokia, bo to przyprawia o zawrót głowy, wreszcie ostatni pański pomysł bramki na wejściu do budynku jak w metrze w Bukareszcie ,a na żarówki na wymianę na scenie panu zabrakło, przykładów można by mnożyć, kolesiostwo dobrze, że zabrakło pieniędzy na projekt z równie kiepską pana koleżanką Jandą, poziom artystyczny spektakli za pana dyrekcji sięgną dna i będzie pan zapamiętany jako propagator semi - stage opera, skonfliktowany zespół jak nigdy dotąd , ach można by pisać cały artykuł o pańskiej głupocie, ale wspomnę jeszcze tylko o licznych wystąpieniach PIP z trzech kontroli, które za pańskiej działalności miały miejsce w Operze, tam to dopiero prawdziwy obraz pańskich talentów z zatrudnianiem pracowników bez umów o pracę, niewypłacanie za nadgodziny czy nadnormówki itp. i naprawdę dużo nie trzeba by sobie wyrobić o panu opinię wystarczy tylko to przeczytać. Przez podejmowane irracjonalne niezgodne z prawem decyzje wpędził pan Operę w niepotrzebne koszty, a są to koszty przegranych spraw sądowych, które przegra pan wszystkie i odprawy dla wyrzuconych pracowników. No jeszcze trzeba będzie się wytłumaczyć w prokuraturze. To tak w mocnym streszczeniu.

    • 31 9

    • Dziękuję

      Za ten glos, zgadzam się w pełni.

      • 13 4

    • Osoba która przez dwa lata nie miała kontaktu z Operą Bałtycką . . . (3)

      . . . mogła sobie wyrobić zdanie o kuncu na podstawie jego "pożegnania" które wysmarował w programie do "Francuskiej Nocy". Zacytuję parę opinii które przekazali mi znajomi i rodzina po przeczytaniu prigramu: "co za burak", "cham", "prostak", "słoma z butów wystaje", 'bezczelny" i moje ulubione "co za k...s"

      • 18 5

      • (1)

        Znam opinie tych osób. Konfliktowe osoby. Dyrektor dostanie informacje kurka niektórzy nie mają nic wspólnego z kulturą oprócz przelewów z opery

        • 2 10

        • na 99% nie znasz mojej rodziny czy znajomych więc się nie wypowiadaj że są osobami konfliktowymi!!!

          • 5 0

      • ale czy są to opinie miarodajne?

        • 2 0

    • Z ciebie ekspert (1)

      jak nie przymierzając, z koziej d,,y trąba.
      Czy ty nie jesteś ten były? : coś mi leci dawnym stylem.

      • 5 2

      • jak na muzyka wyjątkowo wyrafinowane porównania stosujesz

        • 1 2

  • Wdzięczność

    Dwa lata Urząd Marszałkowski (Zawistowski Kossakowski )ratował Kuncowi tyłek a on na końcu wypiął się na marszałka i mówi że to sprawa polityczna. Co Pan na to Panie Marszałku Struk

    • 19 4

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Pierwszym gospodarzem Dworu Artusa było:

 

Najczęściej czytane