- 1 Wręczono Pomorskie Nagrody Artystyczne (16 opinii)
- 2 Wystawa trójmiejskiej malarki w Wenecji (68 opinii)
- 3 Spektakle z Trójmiasta w Teatrze Telewizji (10 opinii)
- 4 Pogadaj o książkach... przy piwie (56 opinii)
- 5 Prawdziwy hit na scenie Teatru Muzycznego (10 opinii)
- 6 Jak zarobiłem 2 mln USD na giełdzie (70 opinii)
Koszmar, który trwa - o "Idąc rakiem" Teatru Miejskiego
Zobacz fragmenty spektaklu "Idąc rakiem" Grassa w reżyserii Krzysztofa Babickiego, prezentowanego na "Darze Pomorza".
O tym, że premiera "Idąc rakiem" będzie przedsięwzięciem wyjątkowym, było wiadomo od momentu, gdy okazało się, że spektakl grany będzie na żaglowcu "Dar Pomorza". Jednak gdyńska premiera wcale nie dlatego jest jednym z najważniejszych spektakli Teatru Miejskiego ostatnich lat.
Po wielu latach milczenie przerwał Günter Grass z pochodzenia gdańszczanin, wcielony do Waffen-SS, przez lata demaskujący w swojej twórczości faszyzm, jego początki i przerażające konsekwencje. W "Idąc rakiem", zgodnie z tytułem, akcja jest fragmentaryczna i właściwie "cofając się" do lat 30. i 40. XX wieku, stopniowo odsłaniane są fakty z tragedii "Wilhelma Gustloffa", której echo dociera do współczesności. Dlatego internetowy pojedynek na fakty i racje między neonazistą Konradem, zwanym Kenny'm - wnukiem przekonanej o słuszności działań Adolfa Hitlera Tulli Pokriefke - a Dawidem, sympatyzującym z Dawidem Frankfurterem (żydowskim zabójcą nazisty Wilhelma Gustloffa, po którym imię otrzymał zatopiony statek pasażerski - fabularny punkt odniesienia powieści Grassa) musiał zakończyć się tragicznie.
Obu poznajemy blisko finału tej historii, dzięki rozmowom ojca Kenny'ego, Paula, z matką Tullą i żoną Gabi oraz dzięki reminiscencjom z czasów drugiej wojny światowej lub sprzed kilku miesięcy, kiedy Kenny i Dawid spierali się na czacie o tragedię "Wilhelma Gustloffa". Powoli zanurzamy się w świat "Idąc rakiem", poznając historię Tulli (głównej bohaterki spektaklu Teatru Miejskiego) oraz jej rodziny. Przysłuchujemy beznamiętnym opisom katastrofy - opowieściom Tulli o "dzieciaczkach pływających główkami w dół, nóżkami do góry", dramatycznej walce o miejsca w szalupach, jakie kojarzymy raczej ze spektakularnie nagłośnionej (i poprawnej politycznie) tragedii Titanica. Ale ani Grass, ani Paweł Huelle, autor scenicznej adaptacji gdyńskiej prapremiery powieści Grassa, nie stworzył martyrologicznej laurki ku czci zatopionych. To wielowymiarowa tragedia, której ciężar przytłacza na wielu poziomach.
Reżyser Krzysztof Babicki postanowił opowiedzieć historię możliwie najprościej. Skraca powieść do najistotniejszych wątków, odmalowując jednak wszystkie najważniejsze motywy powieści Grassa - oprócz planu historycznego (tragedii Gustloffa) to defensywna postawa pokolenia powojennego wobec traumy II wojny światowej w Niemczech, radykalizujące się poglądy kolejnego pokolenia, rosnący w siłę ruch neonazistowski i powszechny dostęp do specjalistycznej wiedzy dzięki zasobom Internetu, stającej się w skrajnych przypadkach powodem wzbierającego fanatyzmu. Skutek? Wstrząsająca puenta, która w spektaklu Babickiego brzmi niezwykle gorzko "to się nie kończy. To się nigdy nie skończy".
Dawno nie widziałem w Teatrze Miejskim koncertu na tak dobrze nastrojone (aktorskie) instrumenty. Bardzo równe, dobre aktorstwo charakteryzuje tu praktycznie wszystkich, dzięki czemu łatwo uwierzyć w filmowy montaż scen, nakreślonych aktorskim talentem i kilkoma drugorzędnymi rekwizytami. Świetny epizod Dawida Frankfurtera stworzył Grzegorz Wolf, do bólu wymowny w swojej mimice podczas wyśmienitej sceny przesłuchania Konny'ego jest Sędzia (Bogdan Smagacki), słowiańską żywiołowość może nieco powierzchownie, ale ożywczo odmalowuje Rafał Kowal jako kapitan Marinesco, dowódcy okrętu podwodnego, który zatopił "Gustloffa". Pełną erotyzmu i witalności młodą Tullę prezentuje Agata Moszumańska i wreszcie z arcytrudną rolą Konrada (prawie przez cały spektakl "siedzoną" za stołem) bardzo dobrze radzi sobie Maciej Wizner. Jedynie postać Pisarza Paula (Dariusz Szymaniak) na tle pozostałych bohaterów wypada blado.
"Idąc rakiem" Teatru Miejskiego jest opowieścią kompletną, spójną i w swojej wymowie bardzo aktualną. Może reżyser nieco zbyt kurczowo trzyma się rzeczywistości powieści i nie dowierza teatralnej metaforze, ale w umownej przestrzeni spektaklu, którą bywa radziecki okręt podwodny S-13, miasto Schwerin, podpokładzie "Wilhelma Gustloffa", sala sądowa czy więzienie, aktorzy poruszają się bardzo pewnie. Klarownie, czytelnie przeprowadzona adaptacja Huellego pozwoli przez "wieloczasowość" powieści bez trudu przedrzeć się każdemu widzowi. Przesadnie rozbudowana rola Tulli, rozbitej na dwie aktorki, dodaje spektaklowi dynamiki, ale niewiele wnosi do interpretacji powieści. Warto podkreślić za to dyskretnie obecną, "filmową" muzykę Marka Kuczyńskiego i przemyślaną scenografię Marka Brauna. I nawet jeśli z gdyńskiej inscenizacji "Idąc rakiem" wyraźnie przebija się dydaktyzm i jawna przestroga przed fanatyzmem, to przecież trudno czynić z tego realizatorom zarzut.
"Idąc rakiem", obok niedocenionego przez gdyńską publiczność "Fantazego", jest najważniejszym spektaklem Miejskiego od czasu "Piaf". Warto wsłuchać się w głos Grassa, bo brzmi on dzisiaj bardzo, ale to bardzo współcześnie.
Spektakl
Idąc rakiem
Miejsca
Spektakle
Opinie (15) 1 zablokowana
-
2012-07-01 22:37
bogdan smagacki dobrze zagrał role hehehe. dobre sobie. zawsze taki sam niezmienny grający tą samą role - wniosek? bardzo słaby aktor
- 2 1
-
2014-05-16 08:12
Rewelacja (1)
Przez 1,5 godziny nie ma chwili nudy. Strasznie wciągająca historia. Szczególnie polecam osobą interesującym się okresem drugiej wojny światowej.
- 0 0
-
2014-06-05 23:33
"osobom" nie "osobą"
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.