- 1 Co robić w długi weekend w mieście? (39 opinii)
- 2 Maj miesiącem festiwali (7 opinii)
- 3 Tysiące osób odwiedziło Twierdzę Wisłoujście (70 opinii)
Kopciuszek w fabryce. Po premierze w Operze Bałtyckiej
5 grudnia 2011 (artykuł sprzed 12 lat)
Historię Kopciuszka znają chyba wszyscy. Włoski zespół realizatorski postanowił przedstawić ją w Operze Bałtyckiej w sposób naprawdę oryginalny. W efekcie wspaniała choreografia spektaklu konkuruje z nieczytelną dla młodszych widzów inscenizacją. Na szczęście triumfuje taniec i piękna muzyka Sergieja Prokofiewa.
Ta, trzeba przyznać, nieco dziwaczna wersja baśni o Kopciuszku w drugim akcie staje się dużo bardziej klarowna, bo choreograf Eugenio Scigliani przestaje komplikować losy bohaterów. Dziewczyna pojawia się na balu, tańczy z księciem, a gdy wybije północ, zostawia jeden ze swoich "czarodziejskich" trzewików. Trudno doszukać się tu konsekwencji (co robi Książę na balu z pracownikami fabryki?), ale przecież to tylko bajka.
Choreograf zadbał o urozmaicony, ciekawy ruch sceniczny Niezwykle efektownie już od pierwszych taktów prezentuje się praktycznie cały zespół Bałtyckiego Teatru Tańca, który udowadnia, że może i potrafi tańczyć synchronicznie duże układy zbiorowe. Najbardziej eksponowane role otrzymały odtwórczynie ról Macochy (niezwykle plastyczna Marzena Socha), sióstr Kopciuszka (wykonujące efektowną kanciastą, "łamaną" choreografię Agnieszka Wojciechowska i Natalia Madejczyk) oraz oczywiście samego Kopciuszka (Franciszka Kierc) i wszystkie świetnie sobie z nimi radzą.
Pomysły na taniec nie kończą się na głównych rolach (chociaż akurat nieco ich zabrakło dla Księcia) - także liczne partie zbiorowe cechują intrygujące, udane układy łączone z plastycznymi, teatralnymi gestami (np. Książę szukający właścicielki trzewika). To najlepsza choreografia w spektaklu Opery Bałtyckiej przynajmniej ostatnich kilkunastu miesięcy. Rozczarowuje jedynie stłumiony, pozbawiony pasji pierwszy duet Kopciuszka i Księcia (Michał Łabuś). Jednak dwa kolejne układy pary romantycznych kochanków, przedzielone świetnym solo Franciszki Kierc, są bardzo udane (chociaż w tytułowych rolach w "Romeo i Julii" Izadory Weiss oboje wypadali we wspólnym duecie lepiej).
Spektakl nie ma jednak sprecyzowanego adresata. Małe dzieci nie zrozumieją intrygi, opowiadanej (zwłaszcza w pierwszym akcie) językiem tańca skierowanym do dorosłych. Macocha i złośliwe siostry odznaczają się wprawdzie czarnymi, jak ich intencje, strojami na tle jasnych kostiumów innych robotnic fabryki. Dlaczego jednak dobra Wróżka - czy jak tłumaczy choreograf w programie do spektaklu: jedna z pracownic, koleżanka Kopciuszka - też ubrana jest na czarno? Przez to mało które dziecko odróżni tę postać od Macochy. Dla dzieci do lat 8-10 spektakl wydaje się być zbyt ambitny, z kolei dorosłym melomanom taneczna baśń Eugenio Scigliano może się wydać przesadnie naiwna. Bez odpowiedzi pozostaje też pytanie dlaczego nowoczesny taniec zespołu BTT osadzony został w realiach pierwszej połowy XX wieku.
Zdecydowanie warto jednak zobaczyć gdańskiego "Kopciuszka", bo to spektakl teatru tańca w bardzo dobrym gatunku (nie doczekamy się tu jednak choćby jednej figury na puentach, dlatego miłośnicy baletu powinni wybrać się do Warszawy na kostiumowego "Kopciuszka" Teatru Wielkiego - Opery Narodowej wzorowanego na choreografii Fredericka Ashtona). Niekonsekwencje inscenizacyjne gdańskiej produkcji wynagradza błyskotliwa choreografia i wspaniała muzyka Sergieja Prokofiewa w bardzo dobrym wykonaniu Orkiestry Opery Bałtyckiej, kierowanej tym razem przez Jakuba Kontza. A zespół BTT potwierdził, że tkwią w nim naprawdę duże możliwości.
Spektakl
6.7
38 ocen