• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Katarzyna Groniec dla męża zamieszkała w Sopocie

Mateusz Groen
4 lipca 2023, godz. 13:00 
Opinie (16)
Katarzyna Groniec od kilku lat mieszka w Sopocie. Katarzyna Groniec od kilku lat mieszka w Sopocie.

Była w pierwszej obsadzie słynnego musicalu "Metro". Po wielkim sukcesie musicalu postanowiła opuścić estradę i skupić się na karierze solowej, pisaniu tekstów i książek. Kim tak naprawdę jest Katarzyna Groniec? Co robi w Sopocie i czy ma coś do przekazania młodemu pokoleniu?



SPEKTAKLE Na te spektakle warto się wybrać w najbliższym czasie

Lepper. Będziemy wisieć albo siedzieć
cze 30
Lepper. Będziemy wisieć albo siedzieć
Teatr Szekspirowski
Miłość i polityka
cze 21
Miłość i polityka
komedia
Teatr Muzyczny
Pchła Szachrajka
7.3
maj 12
Pchła Szachrajka
teatr dla dzieci
Teatr Atelier Sopot
The Strings
wrz 29
The Strings
komedia
Scena Teatralna NOT
Triathlon story, czyli chłopaki z żelaza
6.5
maj 11
Triathlon story, czyli chłopaki z żelaza
komedia
Scena Teatralna NOT


Musical "Metro", od którego wszystko się zaczęło



Czy znasz musical "Metro"?

Mateusz Groen: Jak to się zaczęło? Słynne "Metro", wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Jak pani to wspomina?

Katarzyna Groniec: Miałam osiemnaście lat i to był mój debiut sceniczny. Nie do końca debiut z piosenką, bo jednak śpiewałam wcześniej i jeździłam na warsztaty, konkursy, ale to był debiut profesjonalny z przytupem. Przygotowywaliśmy się do niego wiele miesięcy. Wielu z nas nie miało żadnego doświadczenia scenicznego, bo nie mieliśmy czasu, by je zdobyć. Byliśmy za młodzi. Ci trochę starsi pracowali w innych zawodach. Byli też tacy, którzy uciekali przed wojskiem. To były lata, kiedy chłopacy starali się wywinąć od dwuletniej wówczas obowiązkowej służby wojskowej.



Byliśmy, jak mówiono - "zbieraniną amatorów z ulicy". Pracowaliśmy ciężko kilka miesięcy, by dać premierę "Metra". To była pierwsza produkcja prywatna. Zrobiona z rozmachem, co było istotne w tamtym momencie. Był rok 1991 i Polska zaczęła przechodzić z szaroburej rzeczywistości PRL-owskiej do zupełnie innej, nowej... która wydawała się być kolorowym rajem. Dużo młodych ludzi przyjeżdżało na spektakl wielokrotnie. Oglądali "Metro" po kilkanaście czy kilkadziesiąt razy, spali pod teatrem w śpiworach, czekając na nas, by chwilę porozmawiać. To był znak czasów.

Katarzyna Groniec- Szyba - Metro:

To był pierwszy spektakl, który pojawił się w Stanach Zjednoczonych na Broadwayu. Jakie ma z tym pani wspomnienia? Był to sukces.

Zmiażdżyła nas jedna recenzja i wróciliśmy do Polski. Myśleliśmy, że pierwsza obsada będzie grać na Broadwayu, a druga - w Warszawie. To się nie powiodło, ale udało się coś innego. Cieszyliśmy się, że ludzie, którzy przychodzili na nasz spektakl, reagowali tak samo jak publiczność warszawska. A bardzo baliśmy się ich reakcji. Szybko okazało się, że język emocji jest klarowny dla wszystkich. Bo to młodzieńczy entuzjazm niósł ten spektakl i ukrywał braki warsztatowe ludzi znikąd. Nie byliśmy lepsi od artystów występujących na Broadwayu - absolutnie, ale ta energia, która rozsadzała Teatr Dramatyczny w Warszawie, później robiła to samo na deskach Minskoff Theatre.



Jakie jest pani podejście do twórczości w dobie cyfrowej? Uważa pani, że internet i media społecznościowe mają pozytywny czy negatywny wpływ na obecną muzykę?

Sesja do płyty "ZOO" z piosenkami Agnieszki Osieckiej Sesja do płyty "ZOO" z piosenkami Agnieszki Osieckiej
Nie wiem. Dla młodzieży jest to coś, w czym wzrasta. Dla mnie internet jest czymś, co trzeba sobie dawkować, bo bardzo łatwo go przedawkować. Jestem z pokolenia "analogów". Za czasów mojej młodości nie było nawet telefonów komórkowych, więc opowieść o internecie była opowieścią o "żelaznym wilku". Długo nie rozumiałam, czemu miałby służyć, skoro mamy książki.

Tempo, które narzucił internet, jest ogromne, a umiejętność przesiania niepotrzebnych czy nieprawdziwych informacji i wybranie z nich jedynie tego, co wartościowe - to spora umiejętność. Tracenie czasu i bezsensowne surfowanie zdarza mi się o wiele częściej.

A życie ma się jedno.

Dokładnie.

Czy ma pani jakieś rady albo przemyślenia, którymi chciałaby się podzielić z młodszymi osobami?

To młodzież powinna radzić starszakom, jak zostać zauważonym w internecie. Powinni organizować dla nas kursy. Z pozycji starszeństwa podpowiem, by nie iść na zbyt duże kompromisy artystyczne. Jeżeli ktoś chce grać coś, co prawdopodobnie nie uzyska wielkiej popularności, to radziłabym jednak, żeby w to poszedł. Czasami młodzi artyści wpadają na pomysł, by "dać ciała", zdobyć popularność, a później na fali tej popularności zrobić coś prawdziwego. Może się udać. Jednak bywa, że forsa i popularność wiążą ręce. Polecałabym uczciwość z samym sobą.


Dała się pani poznać z wielu artystycznych stron: jako aktorka, wokalistka, aktorka musicalowa. Gdzie tak naprawdę widzi się pani sama?

Nie jestem aktorką. Jestem piosenkarką. Choć może nawet bardziej takim "opowiadaczem historii", bo nie uprawiam "wyczynowej" wokalistyki. W piosence zawsze bardziej interesowała mnie treść, którą mam do przekazania. Lubię słowa - polubiłam je do tego stopnia, że wydałam książkę w tym roku. Książka nosi tytuł "Kundle". W wieku 51 lat zaliczyłam debiut literacki. Muzyka była dla mnie zawsze wspaniałym dodatkiem do słów, ale właściwy ciężar zawsze leżał po stronie literackiej.

Herbiarz: Nie poszedł na studia, by robić muzykę Herbiarz: Nie poszedł na studia, by robić muzykę

Musical to już zamknięta droga



W tym momencie rozwija się pani jako wokalistka, ale czy gdyby dostała pani propozycję powrotu na scenę musicalową, to czy by pani to rozważyła?

To dla mnie już zamknięta ścieżka. Ciągle umykam do świata słów. Bycie w zespole czy teatrze muzycznym nie jest już dla mnie. Męczyłoby mnie to.

Co by panią męczyło?

Trudno byłoby mi wejść w cudzy rytm pracy.

Czyli uważa się pani za wolnego ptaka, który nie lubi ograniczeń?

Od wielu lat pracuję sama ze sobą. Po debiucie fonograficznym, czyli po 2000 r., sporadycznie brałam udział w muzycznych przedstawieniach. Wtedy zadebiutowałam płytą "Mężczyźni", którą produkował Grzegorz Ciechowski. Od tego momentu złapałam rytm, byłam na tzw. swoim. Przyzwyczaiłam się do tego, że robię to, co chcę i jak chcę. Wyjątkowo trudno jest się później dostosować do czyjejś wizji. Byłoby to dla mnie dużym wyzwaniem. Tak bywa, jak się jest przez lata samemu sobie sterem, żeglarzem i okrętem.

Beksiński, cenne aparaty i młoda sztuka. Nie przegap tych wystaw w Trójmieście Beksiński, cenne aparaty i młoda sztuka. Nie przegap tych wystaw w Trójmieście

"Nie chcę czuć się spełniona"



Zarówno pani autorskie teksty piosenek, jak i wykonywane covery są bardzo refleksyjne i czuć w nich prawdę i emocje. Jak pani to robi? W jaki sposób pani pracuje z muzyką i nad tekstami?

Jeżeli chodzi o covery, to proste: wybieram tylko te piosenki, które chcę zaśpiewać. Które rozumiem i czuję po swojemu. W swoich tekstach zaś przekazuję to, w czym obecnie jestem, co mnie w danej chwili zajmuje. W przypadku "Konstelacji" rozmyślam nad stanem między życiem a śmiercią, nad przemijaniem. To temat, który mnie w tej chwili pochłania.

Katarzyna Groniec feat. Barbara Wrońska - Konstelacje:

Coś konkretnego się wydarzyło w pani życiu osobistym?

Przede wszystkim książka Georgea Saundersa pt. "Lincoln w Bardo", którą bardzo polecam. Wspaniale napisana, kapitalnie nakreślone charaktery. Przetłumaczona w sposób mistrzowski przez Michała Kłobukowskiego. To ona była inspiracją do napisania kilku piosenek. Z drugiej strony było to przemijanie. Moje pokolenie widzi je wyraźniej. Znikają ludzie, których kochamy. Trudno jest się z tym oswoić i dużo potrzeba pracy, by się z tym pogodzić.

Katarzyna Groniec oprócz tworzenia muzyki zajęła się również pisaniem książek. Katarzyna Groniec oprócz tworzenia muzyki zajęła się również pisaniem książek.
Czy czuje się pani spełnioną artystką?

Nie chcę czuć się spełniona. Poczucie spełnienia to koniec poszukiwania, a ja chciałabym znajdować w sobie jeszcze tę chęć szukania. Nawet kiedy czasami już myślę, że to już koniec, pojawiają się nowe pomysły i myśli, że może jeszcze raz. Lubię szukać. Spełnienie rozleniwia. Więc chciałabym jeszcze przez jakiś czas spełnienia nie osiągnąć.


Jakie ma plany pani na najbliższe lata, dni, miesiące?

"Konstelacje". W tej formie, w jakiej zostały napisane, zapewne będę je grać do końca roku. Potem chciałabym poszukać nowych brzmień dla tych piosenek. Chciałabym się pobawić, poeksperymentować. Może napisać drugą książkę. Znaleźć temat, który mnie tak pociągnie, jak zrobiły to "Kundle".  

Chciałaby pani zdradzić, o czym jest książka "Kundle"?

"Kundle" są opowieścią o Górnym Śląsku, o tajemnicy, w której jakaś wyższa instancja przeprowadza nas przez lata 80., wraca do II wojny światowej, umyka do lat 90. Czas biegnie nielinearnie. Opowiada o ludziach pogubionych, wykluczonych, mieszańcach. Przeprowadza przez całe ich życie. Jestem ze Śląska, a kraina dzieciństwa zostaje z nami. Podobno debiutanci przeważnie zaczynają od swoich miejsc, by móc odejść dalej.

Katarzyna Groniec, Gala Pomorskiej Nagrody Literackiej "Wiatr od Morza" za rok 2018 Katarzyna Groniec, Gala Pomorskiej Nagrody Literackiej "Wiatr od Morza" za rok 2018

Ze Śląska, przez Warszawę, aż do Sopotu



Pozostając przy Śląsku. Mieszkała tam pani, potem długo w Warszawie, aż w końcu zamieszkała w Trójmieście. Dlaczego akurat Trójmiasto?

Rzeczywiście przejechałam przez Polskę. Z Bałtykiem byłam związana od dziecka, wprawdzie z zachodnim wybrzeżem, gdzie spędzałam dużo czasu. Kocham Bałtyk, kocham też mojego męża, który urodził się w Sopocie i związany jest z morzem także zawodowo, więc to ja przyjechałam tutaj, a nie on do Warszawy, bo co by tam robił? Ja mogę pracować z każdego miejsca, a Sopot jest piękny, Bałtyk jest piękny. Czego więcej potrzeba do szczęścia? Mieszkam tu już ósmy rok. Początkowo tęskniłam za Warszawą... ale już nie. Tu mam swoje miejsce.


Widzi pani różnicę w atmosferze Warszawy i Trójmiasta?

Pierwsze 18 lat przeżyłam w Gliwicach, to tam najbardziej czuję się "lokalsem", te korzenie są gdzieś na moim "twardym dysku" zapisane. Górny Śląsk jest miejscem, które znam i rozumiem. Warszawa lat 90., kiedy zaczynałam, była innym miastem. Na przestrzeni lat zmieniłyśmy się obie. Pokochałam ją miłością nastoletnią i nawet nie wiem, kiedy Warszawa stała się moim miastem. Trójmiasto jest jeszcze innym miejscem. Ma zupełnie inny rytm. Gdynia i Gdańsk bardzo się różnią, to dwa zupełnie inne miasta. A Sopot, pomijając "Monciak", to raj na ziemi.

O autorze

autor

Mateusz Groen

Dziennikarz piszący głównie o rozrywce, kulturze, kulinariach, a czasami również o zdrowiu. Bliskie mu są wszystkie tematy społeczne, w szczególności kwestie okołopsychologiczne i związane z relacjami. Zawodowo również tancerz i instruktor, a prywatnie "koci ojciec".

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (16)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Scena Letnia Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Orłowie działa od...?

 

Najczęściej czytane