• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Teatr bez teatru - nieudany "Stalker" Teatru Wybrzeże

Łukasz Rudziński
19 maja 2012 (artykuł sprzed 12 lat) 

Nietypowo zaaranżowana scena i widownia Malarni Teatru Wybrzeże zaprasza nas w umowny, oszczędny, na pierwszy rzut oka atrakcyjny świat bohaterów "Stalkera". Niestety, dobre pierwsze wrażenie szybko zacierają zaniedbania inscenizacyjne najnowszej premiery Teatru Wybrzeże.



"Stalker" Teatru Wybrzeże całkowicie zmienia układ przestrzenny Malarni. Zresztą scenografia, obok muzyki, to największy atut spektaklu. "Stalker" Teatru Wybrzeże całkowicie zmienia układ przestrzenny Malarni. Zresztą scenografia, obok muzyki, to największy atut spektaklu.
W tle na wielkich ekranach diodowych prezentowany jest wywiad z naukowcem na temat tajemniczej Zony i twarze aktorów biorących udział w spektaklu. Na zdjęciu Ewa Jendrzejewska. W tle na wielkich ekranach diodowych prezentowany jest wywiad z naukowcem na temat tajemniczej Zony i twarze aktorów biorących udział w spektaklu. Na zdjęciu Ewa Jendrzejewska.
Obok nielegalnej eksploracji tajemniczej Zony, głównym wątkiem spektaklu jest relacja Reda Shoeharta (Marek Tynda) i Guty (Wanda Skorny). On chmurny autsajder, ona potulna żona, która wolałaby mieć męża w domu, a nie w więzieniu. Obok nielegalnej eksploracji tajemniczej Zony, głównym wątkiem spektaklu jest relacja Reda Shoeharta (Marek Tynda) i Guty (Wanda Skorny). On chmurny autsajder, ona potulna żona, która wolałaby mieć męża w domu, a nie w więzieniu.
"Stalker" oparty jest o klasykę literatury science fiction - "Piknik na skraju drogi" braci Arkadija i Borysa Strugackich. Red Shoehart, główny bohater powieści Strugackich, to tytułowy stalker, czyli "mrówka", szabrownik terenów tajemniczej Zony w pobliżu angielskiej miejscowości Harmont. W poszukiwaniu nieznanych ludziom artefaktów (np. Czarnego Budyniu), stalkerzy zapuszczają się do Zony, narażając przy tym życie (często ginąc w niewyjaśnionych okolicznościach). Czym tak naprawdę jest i po co powstała śmiercionośna Zona - ślad po obcej cywilizacji, która porzuciła naszą planetę, pozostawiając po sobie takie niezrozumiałe dla ludzi Strefy Lądowania, zwane Zonami - nie wiadomo.

Nietypowa przestrzeń wzmaga "efekt obcości" świata "Stalkera". Jest on umowny, niedookreślony, postmodernistyczny. Bohaterowie spektaklu żyją w mrowisku - żelaznych slamsach przypominających więzienie. Red zachłysnął się wolnością, jaką daje obecność "tam". Dlatego ciągle "tam" wraca. Bez względu na konsekwencje dla siebie i swojej rodziny - Guty i Mariszki.

Fascynująca powieść Strugackich i bardzo udana jej ekranizacji w reżyserii Andrieja Tarkowskiego pod tytułem "Stalker" (1979) to dla teatru spore wyzwanie. Autorzy "Pikniku na skraju drogi", podobnie jak choćby Stanisław Lem w swojej twórczości, prowadzą narrację nieśpiesznie, z perspektywy bohatera, wypełniając ją wewnętrznymi monologami, uzupełnionymi o błyskotliwe spostrzeżenia i diagnozy społeczne. Podobnie jak bywało u Lema, epilog do powieści Strugackich dopisało życie, a porzuconą "zoną" stał się choćby teren Czarnobyla po katastrofie elektrowni atomowej w 1986 roku, gdzie także pojawiali się "stalkerzy", którzy, zresztą, płacili za to podobną cenę jak towarzysze eskapad Reda.

Debiutujący w roli reżysera Kuba Roszkowski, na co dzień dramaturg Teatru Wybrzeże, dla swoich pomysłów bardzo długo nie znajduje adekwatnej formy. Przedstawienie jest zlepkiem różnych, często wręcz niechlujnie połączonych ze sobą scen, podzielonych na cztery części inaugurowane osobliwym, zbiorowym, "kwadratowym" tańcem aktorów (ruch sceniczny Maćko Prusaka). Choć Roszkowski jest autorem kilku udanych, trudnych adaptacji ("Blaszany bębenek", "Kamień", "Nie-Boska komedia"), to tym razem w kwestie aktorów wkłada banalne słowa-waty, pozbawione głębszej treści.

Na fatalną adaptację można by przymknąć oko, bo wyraźnie ważniejsza jest sugestywna mowa ciała i gra gestem, ale i tu brakuje konsekwencji. Każdy z aktorów gra "po swojemu". Najbardziej wyrazista Justyna Bartoszewicz (Dina) stawia na agresywną, momentami wulgarną grę ciałem. O swojego bohatera walczy jeszcze Marek Tynda (Red), ale tej roli bardzo daleko do jego Hrabiego Henryka z "Nie-Boskiej komedii", czy Ewy/Adama w "Ciałach obcych". Ledwie poprawne warsztatowo role budują Ewa Jendrzejewska (kapitan Quarterblood), Michał Kowalski (Dick) i Łukasz Konopka (Kirył). Zupełnie niewidoczni zaś pozostają Cezary Rybiński (Barbidge) i Piotr Biedroń (Artur). Bardzo dużo swobody od reżysera dostała Wanda Skorny. Jej bohaterka, Guta, jest irytująco, nienaturalnie przerysowana i niepokojąco zbliża wątek rodzinny Roda, Guty i ich córki (w tej roli Zuzia Tynda) do taniej telenoweli.

Udaje się jednak Roszkowskiemu wywołać aurę tajemniczości. Pomaga w tym całkowita metamorfoza układu sceny i widowni Malarni Teatru Wybrzeże, ustawionych do siebie równolegle na całej długości sceny. Dzięki temu w Malarni mieści się oszczędna, zbudowana na żelaznej konstrukcji i utrzymana w industrialnym stylu scenografia Magdaleny Gajewskiej, a sama scena przypomina raczej Scenę na Strychu Wrocławskiego Teatru Współczesnego czy przestrzeń Dworca Świebodzkiego we Wrocławiu (scenę tamtejszego Teatru Polskiego), niż przestrzeń przedstawień prezentowanych na co dzień w Malarni.

"Stalker" jest spektaklem-hybrydą, w którym jest miejsce na groteskowe songi inspirowane teatrem Bertolta Brechta w wykonaniu Justyny Bartoszewicz (m.in. "Przytuli-lulaj"), paradokument (filmowy zapis wywiadu dziennikarki - Małgorzata Brajner - z naukowym autorytetem - Mirosław Baka), fragmenty "Władcy Pierścieni" Tolkiena, psychologizm 'a la Bergman czy serialowe dialogi i elementy gry komputerowej "S.T.A.L.K.E.R.: Cień Czarnobyla". Obok udanej scenografii, zdecydowanie warta zapamiętania jest też instrumentalna, świetnie dopasowana do spektaklu muzyka Adama Pierończyka.

Chaos inscenizacyjny i milowe skróty, jakimi "opowiadana" jest ta fragmentaryczna historia, bardzo utrudniają śledzenie działań aktorów. Na szczęście z kakofonii środków udaje się wyodrębnić udaną, zgrabną dramaturgicznie i wreszcie ciekawą teatralnie finałową wyprawę do Sfery Szczęścia, która spełnia życzenia tych, którzy przejdą przez Wirówkę. Pozostaje żal, że kapitalny pomysł na przeniesienie literatury science fiction na scenę nie idzie w parze z konsekwencją realizatorską.

Spektakl

7.4
39 ocen

Stalker

spektakl dramatyczny

Miejsca

Spektakle

Opinie (30) 3 zablokowane

  • (1)

    P. Rudziński pisze: "O swojego bohatera walczy jeszcze Marek Tynda (Red), ale tej roli bardzo daleko do jego Pankracego z "Nie-Boskiej komedii". Pankracego grał Michał Kowalski, a Tynda wcielił się w postać Henryka :-)
    Co do Stalkera - udało mi się go obejrzeć podczas otwartej próby generalnej i muszę stwierdzić, że nie zachwyca. Momentami nie wiadomo o co chodzi. Zgadzam się, że najlepiej wypada Justyna Bartoszewicz. Reszta aktorów... można na siłę doszukiwać się jasnych punktów w ich grze, czego niestety nie można powiedzieć o p. Wandzie Skorny, która swoją rolę położyła kompletnie.
    Zresztą jak dla mnie, w Teatrze Wybrzeże nigdy nie udało jej się stworzyć ciekawej postaci.
    W sumie, to nawet szkoda za bardzo się rozpisywać na temat tego spektaklu. Po prostu nie warto. Mogło wyjść fajnie, wyszło jak zwykle.

    • 14 7

    • a ja bylam i mi sie podobalo. UWazam, ze Tynda od czasu Pana Tadeusza sie rozkrecil. Kiedys bylo kiepsko, teraz co rola to swietna kreacja. Skorny rzeczywiscie zawsze lezala w TW, nigdy nie lubilam tej aktorki. Jedrzejewska dykcja, ton glosu, gra jak zwykle, zaczyna irytowac. Nie sadze, zeby Dina postawila na wulgarna gre cialem. Bartoszewicz po prostu miala taka role i wywiazala sie z tego na 5+. Reszta aktorow nie miala glownych rol, wiec nie rozumiem czym mieli ukrasc spektakl. Mieli byc dobrym tlem. Sztuke uwazam za ciekawa i udana.

      • 1 0

  • Czy autor artykułu widział Stalkera Tarkowskiego? Przecież to nie jest żadna ekranizacja.

    • 19 2

  • (7)

    Panie redaktorze - cytat"a porzuconą "zoną" stał się choćby teren Czarnobyla po katastrofie elektrowni atomowej w 1986 roku, gdzie także pojawiali się "stalkerzy", którzy, zresztą, płacili za to podobną cenę jak towarzysze eskapad Reda.
    " ma jakieś pokrycie w oficjalnych dokumentach, czy jest luźną interpretacją faktu wydania gry komputerowej osadzonej w terenach Czarnobyla, a czerpiącej inspirację z wyżej wymienionej książki Strugackich ?
    Bo z tego co wiem, to jedynymi 'stalkerami' na terenie Czarnobyla są złomiarze, którzy rozkradają co się da, a wcześniej byli to zwykli szabrownicy, kradnący z porzuconych przez ludzi pozostawione przez nich kosztowności.
    Niemniej jednak nieznany jest mi ani jeden przypadek śmierci przez tych ludzi na tych terenach.

    • 17 0

    • ale co zwiazku z tym ?!

      • 0 3

    • Sa tez naukowcy (na niektorych bardziej dziala slowo ekspert), ktorzy twierdza ze na tereny otaczajace Czarnobyl (4)

      mozna wrocic i tam zyc, a promieniowanie przekraczajace normy to wymysl ekologow, ktorzy to lobbuja na rzecz innego rodzaju elektrowni. Bo ekologami z przekonania to w tych ugrupowaniach sa tylko mlode dziewczyny, ktore przez starszych wyjadaczy sa grzmocone, w imie idealow oczywiscie.

      • 5 0

      • ale co to ma sie to dematu o teatrze do q nedzy ?!

        • 0 3

      • z teatrem nic. z artykułem sporo.

        • 3 0

      • (1)

        to nie do końca tak jak piszesz. Są miejsca, gdzie promieniowanie wciąż jest zabójcze. Np w podziemiach kliniki stomatologicznej (o ile dobrze pamiętam), która została przerobiona na tymczasowe centrum dowodzenia strażaków wciąż leżą porzucone przez nich ubrania, w których brali udział w akcji ratowniczej. Poziom promieniowania w tym pomieszczeniu jest tak wysoki, że wejście tam bez specjalnego stroju grozi otrzymaniem śmiertelnej dawki promieniowania w ciągu kilku sekund.
        Generalnie zainteresowanym aktualnym stanem Czarnobylskiej "zony" polecam film "Alone in the zone' autorstwa Polaka, Arkadiusza Podniesińskiego.
        Film powstał na podstawie jego osobistych wycieczek do Zony, jako jednemu z niewielu osób pozwolono na wjechanie do zony samochodem, czy na wizytę w pomieszczeniu kontrolnym reaktora nr 4. Przez większość czasu trwania filmu w prawym górnym rogu jest odczyt z licznika Geigera, wskazujący aktualny poziom radiacji.

        • 1 1

        • sa jeszcze produkcje roznych przyrodniczo/naukowych programow , i potwierdzenia ze wielu ludzi na "graniczne" strefy zony powrocili dosc szybko(rok -2) bo tam została ich ojcowizna, bo w zamian nie dostali nic a tam mieli swoja małą ojczyzne, czesc zyje(choc co to za zycie) duzo juz poumieralo na zespol popromienny, bo moze jednorazowa dawka ich nie zabija ale dlugotrwale napromieniowanie juz tak. oppowiadaja jakie dziwactwa sie rodza u zwierzat tam hodowanych, ludzie tez skancerowani sie rodzili , ale teraz glównie tam juz tylko starszyzna wiec dzieci nie ma.a zyja jak u nas chlopi 200-300 lat temu co sobie zrobia sami to maja bo praktycznie sie z nikim nie kontaktuja

          • 0 0

    • Robert

      to nie tak ....

      • 0 0

  • Ogólna uwaga (1)

    Nie byłem na przedstawieniu,ale co mi się podobało,to pogoda.Pytanie:co dalej z tymi okrągłymi żółtymi wlepkami?.Ozdoba miasta przed Ojro?

    • 10 5

    • Nareszcie sie dowiedziałem co to za akcja z tymi wlepkami.

      Poobklejany stare budynki, mosty, sciany, murki jak leci. Myślałem że to jakaś głupia akcja młodzieży. Do głowy mi nie przyszło że te porozklejane zółte znaczki z napisem stalkera maja cokolwiek wspólnego ze sztuką i kulturą ...

      • 3 2

  • Kulturalna pustynia

    Wszelkie komentarze i recenzje na temat gdanskich scen , tej operowej i tej teatralnej sa pozbawione jakiegokolwiek sensu. To mozna skwitowac jednym tylko slowem - DNO .

    • 10 19

  • O s t r z e z e n i e

    Nalezy ostrzec gosci ktorzy do Gdanska przyjada na EURO-2012 aby przypadkiem nie zechcieli udac sie do Opery lub Teatru w Gdansku. To by byla dopiero kleska dla pana Tuska.

    • 11 26

  • "teatr bez teatru" (2)

    To chyba nie nowość w Wybrzeżu! Na kilkanaście premier w roku 2 lub 3 są udane i warto je zobaczyć. Reszta to zazwyczaj same "gnioty"
    Jaki jest sens "rzeźbić" kolejne arcydzieła wydając pieniądze podatników, na podejrzewam często bardzo drogie dekoracje, kostiumy, że o pozostałych kosztach nie wspomnę, skoro i tak za kilka miesięcy zapomnimy, że taka premiera miała miejsce. W normalnych TEATRACH sztuki są grane przez wiele lat nawet po kilkaset razy. W Wybrzeżu tytuły bardzo szybko giną. Tak też pewnie będzie ze Stalkerem. Czy nie można zrobić 5 premier w roku, ale wartych obejrzenia?

    • 18 15

    • hmmm...

      czasem chodzę do teatru naszego i raczej niewiele można powiedzieć o scenografii, czy kostiumach. Jakie to kostiumy kiedy takiego "Pana Tadeusza" czy sztuki Szekspira grane są w garniturach? Wszystko uwspółcześnione, na pewno nie wydaje się pieniędzy na kostiumy z epoki, bo ich zwyczajnie na scenie nie ma. A za scenografię robi ekran świetlny, na którym wszystko można pokazać, nie liczę rzeczy typu stół, krzesło, kanapa, bo to każdy ma w domu, to nic teatralnego :) ten ekran drogi ponoć, ale zabija klimat. Bilety drogie, a na scenie straszny minimalizm. Niestety, nawet teatr obecnie podupada. Przynajmniej ten w Gdańsku :(

      • 1 8

    • poważnie? gdzie?

      Proszę podać nazwę takiego teatru. Bo to chyba trzeba paluszkiem pokazać Panu pytajnikowi że nie wie o czym pisze.

      • 0 0

  • a mnie sie podobalo

    przeciez nie chodzilo o to, by oddac caloksztalt dziela a tylko pewne jego aspekty i udalo sie to Roszkowskiemu. Nie da sie konkurowac z filmem na deskach teatru tym bardziej w literaturze science fiction.
    Ciekawe dialogi oraz udana choreografia.

    • 41 2

  • Zdjęcia (2)

    Jakiś dziwny dobór zdjęć do recenzji. Zbesztana Wanda Skorny jest na większości, a pozostali - w tym chwalona Justyna Bartoszewicz - w ogóle się nie pojawiają.

    • 9 0

    • Pani Skorny? (1)

      a czy przypadkiem, nie jest Ona żoną Pana Roszkowskiego??? chyba tak :)
      Tak więc dobór zdjęć nie jest dziwny :)

      • 4 1

      • żeby jeszcze było co pokazywać

        • 2 0

  • Nie znam się na teatrze (1)

    Nie bardzo się orientuję o co w tej całej dyskusji chodzi. Do teatru idę dla dobrej fabuły, wartkiej akcji, poprawnej gry aktorskiej, dla przesłania, które powinna nieść każda sztuka i w końcu sposobu interpretacji przez reżysera dzieła, które przenieść chce tenże przenieść na scenę. Nie obchodzi mnie plakat (rzecz gustu), nie obchodzą mnie jakieś oklejanie miasta czymkolwiek (bo zwariowałbym z powodu sposobów promocji czegokolwiek), nie obchodzą mnie układy rodzinne, (bo co mi do grzebania w czyichś życiorysach. Nie lubię wulgaryzmów - pełno ich w sztuce, ale je rozumiem. Zastanawiam się jak oddać klimat środowiska, w którym są one na porządku dziennym. Chyba się nie da.
    W tej sztuce miałem wszystko po co poszedłem do teatru. CHWAŁA TWÓRCOM,

    • 24 6

    • Z tymi plakatami, to też nie wiem o co chodzi. Plakat jak plakat. Wprowadzono ostanio jakiś zakaz plakatowania, że się tak wszyscy złoszczą???

      • 7 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Który z wybitnych zespołów i artystów nie wystąpił podczas Heineken Open'er Festival w 2011 roku?

 

Najczęściej czytane