• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

W operze Madame Curie brakuje... opery

Łukasz Rudziński
24 listopada 2011 (artykuł sprzed 12 lat) 

Pomysł, by uteatralizować biografię Marii Skłodowskiej-Curie jest świetny - historia naszej noblistki po prostu zasługuje na scenę. Gdańska inscenizacja światowej prapremiery "Madame Curie" pozostawia jednak niedosyt. W tej operze wyraźnie brakuje... opery.



W spektaklu "Madame Curie" zadebiutowała na profesjonalnej scenie operowej córka Marka Weissa - Weronika Weiss, która m.in. wykonała solo na skrzypcach (obok niej po prawej Julia Robak, a w tle tancerka Iuliia Lavrenowa). W spektaklu "Madame Curie" zadebiutowała na profesjonalnej scenie operowej córka Marka Weissa - Weronika Weiss, która m.in. wykonała solo na skrzypcach (obok niej po prawej Julia Robak, a w tle tancerka Iuliia Lavrenowa).
Anna Mikołajczyk (Maria Skłodowska-Curie) tworzy pełnowymiarową kreację kobiety silnej, zdesperowanej, pełnej wiary w sens swojej pracy, ale niepozbawionej przy tym bogatego życia emocjonalnego. Anna Mikołajczyk (Maria Skłodowska-Curie) tworzy pełnowymiarową kreację kobiety silnej, zdesperowanej, pełnej wiary w sens swojej pracy, ale niepozbawionej przy tym bogatego życia emocjonalnego.
Ciekawą rolę Paula Langevina, wymagającą dobrego przygotowania wokalnego i aktorskiego zbudował Tomasz Rak (na zdjęciu). Ciekawą rolę Paula Langevina, wymagającą dobrego przygotowania wokalnego i aktorskiego zbudował Tomasz Rak (na zdjęciu).
W składającym się z 33 scen libretcie, poza tytułową bohaterką jest niewiele miejsca dla pozostałych solistów. Nieco większą partię ma Leszek Skrla, czyli Albert Einstein (na zdjęciu). W składającym się z 33 scen libretcie, poza tytułową bohaterką jest niewiele miejsca dla pozostałych solistów. Nieco większą partię ma Leszek Skrla, czyli Albert Einstein (na zdjęciu).
Zaskoczenie budzi już sam początek spektaklu, gdy rozlega się głos z offu. To list od członka Królewskiej Szwedzkiej Akademii Nauk, jaki otrzymała Maria Skłodowska-Curie po przyznaniu jej drugiej Nagrody Nobla, sugerujący jej, by nie przyjmowała tej nagrody. Kreująca niezwykle trudną rolę Marii sopranistka Anna Mikołajczyk od pierwszej, niemej sceny "Madame Curie" musi grać w sposób dramatyczny - gestem, wyrazem twarzy, emocją. Widzimy Marię na proscenium Opery Bałtyckiej, gdzie rozgrywa się cała akcja spektaklu. Dopiero po dłuższej chwili podnosi się żelazna kurtyna, odsłaniająca imponujący zespół orkiestrowy pod batutą Wojciecha Michniewskiego.

Muzyka Elżbiety Sikory ujmuje finezją, lekkością, barwną ornamentyką i zaskakującymi brzmieniami elektronicznymi. Warstwa brzmieniowa spektaklu jest jednak bardzo trudna w odbiorze przede wszystkim dlatego, że z tą lekkością i urozmaiconymi instrumentacjami idzie w parze ascetyzm pozostałych form muzycznych - niewiele tu partii chóru, nieco więcej wstawek baletowych (wszystkie dla tancerki Loïe Fuller - bardzo dobra kreacja Iulii Lavrenowej w choreografii Izadory Weiss). Wyjątkowo mało jest za to partii śpiewanych - ledwie dwie arie głównej bohaterki (jedna nad grobem męża - "Piotr nie żyje", druga w finale opery) oraz dwa udane duety Marii i Paula Langevina niemal w komplecie wyczerpują miejsca na popisy wokalne. Pozostali śpiewacy zmuszeni są odgrywać swoje kwestie niczym aktorzy dramatyczni.

Podobnie jak w udanej "Salome", Weiss ustawia orkiestrę na scenie, z kolei chór umieszcza w dwóch trybunach na proscenium (świetne aktorskie i wokalne wkomponowanie chóru w akcję opery to najlepszy zabieg inscenizacyjny "Madame Curie"). Na środku proscenium, w statycznej scenografii Hanny Szymczak, rozgrywa się historia jednej z najwybitniejszych przedstawicielek świata nauki. Albert Einstein przestrzega przed konsekwencjami dalszej pracy, w ramionach męża Maria znajduje ukojenie i wsparcie, co nie w smak jest zazdrosnemu asystentowi polskiej badaczki - Paulowi Langevinowi, późniejszemu kochankowi Skłodowskiej-Curie.

Wydarzenia biograficzne z życia głównej bohaterki i jej sny, w tym wizje apokaliptyczne prorokowane przez Einsteina, ukazywane są w sposób chaotyczny, z gigantycznymi skrótami i przyspieszeniami akcji co bardzo utrudnia śledzenie wydarzeń scenicznych. Niestety, właśnie ponad miarę pojemne, przegadane libretto Agaty Miklaszewskiej jest najsłabszym elementem spektaklu. Wielkim wyzwaniem dla śpiewaków są rozbudowane recytatywy pełne ciężkich, skomplikowanych i nieśpiewnych fraz, nagromadzonych zwłaszcza w pierwszej części spektaklu. Wydaje się, że spowodowane to jest dążeniem, by opowiedzieć historię możliwie wielowymiarowo, bez pomijania jakiegokolwiek z ważniejszych wątków biografii Skłodowskie-Curie: życia naukowego, rodzinnego, emocjonalnego, sytuacji społeczno-obyczajowej, wieloletniej walki o uznanie w męsko-centrycznym świecie, a wszystko to ubarwione wieloma epizodami (m.in. znajomość z tancerką Loïe Fuller czy pojedynek Paula Langevina z Gustavem Téry'm).

Klasą dla siebie jest Anna Mikołajczyk - perfekcyjna wokalnie, przekonująca dramatycznie, ciekawie odmalowująca w tych arcytrudnych warunkach sytuację i stany emocjonalne swojej bohaterki. Udanie partneruje jej Tomasz Rak jako kochanek Paul Langevin. Barwnym i trudnym technicznie epizodem jąkającego się sekundanta pojedynku Paula Langevina z Gustavem Téry'm zapisał się jeszcze Daniel Borowski. Pozostali soliści, w tym mąż Skłodowskiej-Curie, Pierre (Paweł Skałuba), nie dostali przestrzeni by móc się wykazać.

Z inscenizacją Marka Weissa jest trochę tak, jak ze sceną wspomnianego pojedynku - duże oczekiwania, dobrze zbudowana dramaturgia i tylko wystrzału brak. Decydując się na wystawienie "Madame Curie" dyrektor Weiss wiele ryzykuje. Zamiast kontynuowania repertuaru uznanych mistrzów wprowadził na deski Państwowej Opery Bałtyckiej zupełnie nowe polskie dzieło operowe. Chociaż efekt tym razem nie jest doskonały, nie mam wątpliwości, że autorski nurt operowy w Gdańsku warto kontynuować. Zresztą, wiele słynnych dzisiaj oper nie zostało początkowo przyjętych zbyt entuzjastycznie, czego przykładem jest choćby "Carmen" Bizeta. Takiego scenariusza życzę "Madame Curie" i przyszłym produkcjom cyklu "Opera Gedanensis".

Spektakl

5.5
30 ocen

Madame Curie

opera / operetka

Miejsca

Spektakle

Opinie (100) ponad 10 zablokowanych

  • A

    czy po tym sukcesie opera będzie grała w miesiącu więcej spektakli niż 6-7 baletów i 3-4 opery ?

    • 13 0

  • Wciśnięta w fotel! (1)

    Wspaniała inscenizacja i scenografia-pięknie oświetlona orkiestra-laboratorium p.M,całe jej życie- grające piękną muzykę.Zbyt teatralne libretto, ale może poprawią.Wyjątkowe wydarzenie muzyczne-brawo!!

    • 7 13

    • szczerze współczuję i jednocześnie apeluję aby w operze zainstalowano szersze fotele dlapuszystych widzów. NIestety dziś melomani z nadwagą zmuszeni są oglądać spektakle wciśnięci w fotel!

      • 4 2

  • rozczarowanie (4)

    Świetna recenzja. Zgadzam się z większością uwag. Libretto w istocie słabe, przegadane i pełne niekonsekwencji. Skoro rozpoczyna się odczytaniem listu z 1911 roku dot. drugiego Nobla, który prowokuje Marię do rekonstrukcji dotychczasowego życia, czemu nie kończy się w tym samym momencie, tylko doprowadza biografię uczonej do końca? Konwencja sennego koszmaru - że niby pewne epizody jej życia, w tym własna śmierć, to senne wizje przyszłości - absolutnie nie przekonuje. Ale podstawowy błąd to brak współbrzmienia między nowoczesną, atonalną muzyką (intrygującą!) a starą manierą inscenizacyjną wyrastającą z weryzmu. Ileż tu zbędnej dosłowności i ilustracyjności w działaniach aktorskich, które w zderzeniu ze sztuczną ekspresją śpiewaka operowego (silniejszą niż naturalizm) zawsze będą śmieszyć! Pan Weiss rozczarował mnie jako reżyser. Vide: zepsuty ciekawy początek - skoro Maria po podniesieniu kurtyny widzi orkiestrę, czyli monumentalne skupisko ludzi, to powinno to wzbudzić w niej lęk jako zapowiedź ostracyzmu społecznego. Jeśli już sadza się orkiestrę na scenie, ograniczając przestrzeń aktorom, to powinno się wykorzystać jej obecność w sposób dramaturgiczny. A tak w ogóle to w zderzeniu z taką muzyka aż prosi się o nowoczesną, niewerysytyczną inscenizację!
    Wczorajszy wieczór upewnił mnie w przekonaniu, że opera nie jest dobrym miejscem na wykład historyczny. Jako teatr śpiewany powinna przedstawiać przede wszystkim emocje. Oczekiwałam nowoczesnego dzieła o kobiecie namiętnej, do tego idolce feministek, a powstał bryk edukacyjny. Ale brawa dla głównej aktorki - robiła, co mogła.

    • 51 3

    • dopisek (3)

      Jeszcze jedna uwaga do reżysera: czemu trup Piotra Curie leży na stole przez dłuższy czas, gdy akcja wybiega już całe lata do przodu? A trup leży i leży, dopóki chór nie zejdzie na scenę z trybun i nie zakryje stołu, by aktor mógł "niepostrzeżenie" umknąć za plecami kolegów. Nie dało się tego rozwiązać inaczej? Może wcale ten trup jest niepotrzebny na scenie, by Maria wyśpiewała swój żal (tu właśnie dochodzi do głosu grzech dosłowności). Ale pan Weiss chyba lubi trupy, bo potem miejsce na stole zajmuje tancerka, niejaka Fuller, która pofatygowała się z Ameryki, żeby skonać w laboratorium Curie... Apeluję: usuńcie te trupy ze sceny, bo zamiast dramatu robi się farsa.
      A tak serio: skoro w teatrze na stałe zagościł już dramaturg (nie mylić z dramatopisarzem), może warto by byłoby, gdyby i dyrektor Weiss pracował z kimś takim? Wtedy tak nie będzie mnie boleć.

      • 11 4

      • Szanowna Pani... (2)

        ...mam wrażenie, że Pani i ja oglądaliśmy dwa różne przedstawienia. Pani oczekiwała czegoś, co sobie wyobrażała,a reżyser przedstawił swoją wizję i miał takie prawo, prawo reżysera. Dla mnie, trup(straszne słowo) Piotra na stole symbolizował pamięć o bliskiej osobie, miłości, wspólnie spędzonych latach, tych dobrych i złych, wzlotów i upadków, radości i zniechęcenia, jest tym wszystkim, co towarzyszyło Marii po jego odejściu. Aż do końca. Nijaka Fuller, uzmysławia natomiast tragiczny efekt pracy, źle, durnie wykorzystany, jest przestrogą, że to co może być dobre, może także zabić. Zgadzam się, że temat Radu, Polonu i chemii nie jest dobrym materiałem dla opery, szczególnie tak tragiczny. Orkiestra w tle, symbolizowała świat wokół rozbawiony, przepełniony zakłamaniem, zazdrością, zawiścią wręcz głupotą. Muzyka doskonale to odzwierciedla i wprowadza w odpowiedni nastrój. Tak to odebrałem i jestem pod wrażeniem, przeżyłem coś pięknego. Dumny jestem, że popełniono to w Gdańsku, poświęcając tak wybitnej Polce. Z poważaniem

        • 3 7

        • odpowiedź (1)

          Tak, rzeczywiście widzieliśmy zupełnie co innego. Ale - wbrew temu, co Pan sugeruje - niczego nie zakładałam przed pójściem na spektakl . Poza nadzieją, że będzie to wydarzenie artystyczne - i tu się zawiodłam. I wcale nie czerpię przyjemności z krytykowania. Postanowiłam nawet dać sobie jeszcze jedną szansę i obejrzałam spektakl ponownie. Niestety, nie zmieniłam zdania co do wartości libretta i inscenizacji (nadal nie mogę patrzeć na eksponowane z lubością trupy). Nie lubię w teatrze dosłowności, a już opera szczególnie źle ją znosi. Pozostaję jednak pod dużym wrażeniem muzyki. Pozdrawiam!

          • 7 3

          • Szanowna Pani...

            ... najwyrażniej jest Pani osobą bardziej wrażliwą na piękno (bez złośliwości). Ja, prosty człowiek, jeden z mas odwiedzających czasami takie przybytki kultury jak teatr, opera czy filharmonia, odebrałem tak, jak opisałem. Powiem, że nawet chłopiec z 3 klasy gimnazjalnej, zauważył, że było bardzo wiele różnych wątków w przedstawieniu. Dotarło do nas. Pewnie o to chodziło, by sztuka trafiła pod strzechy. Pozdrawiam serdecznie i życzę wielu wzniosłych przeżyć.

            • 4 3

  • mimo wszystko

    za odwagę,za nowe doświadczenie i możliwość uczestnictwa w narodzinach opery-mimo uwag ,a momentami niezrozumienia ,drażliwości,nerwów dziękuję.nie rozumiem tylko dlaczego tematem przewodnim jest kto ile przcy włożył w przygotowania.Panie dyrektorze mimi wszystko dziekuję,trzeba ten cykl kontynuować

    • 7 13

  • Byłam, widziałam , słyszałam!!!! (7)

    Dzisiaj byłam na spektaklu i też zadaję pytanie, kto pisze te wszystkie opinie, bo to było fantastyczne!!!! Trzeba podejść do tego ze świeżym umysłem, otwartym na coś nowego, innego. Atmosfera przedstawienia mroczna, niesamowita. Brawo artyści, że dźwignęli tak trudną muzę!!!! Solistka rewelacyjna!!! Poradziła sobie rewelacyjnie z tak trudną partią. Ekscytujące wejścia chóru. Solistka z BTT-piękna choreografia. Podobało mi się wszystko.Nie rozumiem tej skrajnej krytyki.

    • 15 16

    • Co człowiek to opinia. (6)

      Nie należy się dziwić, że ludzie mają różny gust. Niektórzy jeszcze się znają na pewnych sprawach, bo tkwią w nich czasami kilkadziesiąt lat a dla jeszcze innych jest to po prostu wykonywana praca. JA narysuję dwie kreski, KTOŚ będzie zachwycony a FACHOWIEC załamie ręce ...

      • 4 3

      • (5)

        Nasze ucho nie jest przyzwyczajone do takich współbrzmień, do takiej atonalności.
        Jeśli czegoś nie rozumiemy, to tego nie lubimy. Może stąd te negatywne opinie.
        Przypomnę, że Beethoven za swojego zycia też był nie doceniany.

        • 10 2

        • Spróbujmy "atonalnie" zbudować dom... (4)

          Czy będzie stał ? Wydaje mi się, że wszystko potrzebuje fundamentów (podstaw). U p. Sikory nie ma rytmu, harmonii i prawie wcale melodii. Żeby grać - trzeba liczyć. A taką "muzykę" najlepiej "wykonują" systemy MIDI. Człowiek ze swoją wrażliwością jest "zbyt ludzki" i nie jestem pewny, czy takie puk-pyk-pik dostarcza mu jakichkolwiek wzruszeń. (Najlepszym kompozytorem jest generator liczb losowych ???)

          • 5 7

          • (1)

            czytałam cierpliwie i obiecywałam sobie, że tym razem sobie daruję pisanie, ale to co tu wypisujesz świadczy tylko o tym, że kompletnie nic nie rozumiesz.

            • 1 4

            • czyli czego?

              • 4 1

          • (1)

            No nie wiadomo jakie w przyszłości będziemy budować domy. Może"atonalne" i bardzo funkcjonalne, ale obecne myślenie jeszcze stawia przed nami tonalne mury.
            Nie filozofując, co ma muzyka atonalna do fundamentu domu. Muzyka nie podlega prawom grawitacji. Może być różna, przedziwna i niezrozumiała. Przede wszystkim ma wzbudzać emocje. I to nie ważne czy tego słucha fachowiec czy laik.

            • 7 3

            • Ma wzbudzać emocje !

              Prawda ! Pracujący silnik autobusu też wzbudza emocje, ale jakie ? Dla mechanika równy rytm i czysty gang pracy silnika będzie przepiękny. Czy o takie emocje chodzi ? Ktoś w jakiejś opinii napisał, że p. Sikora napisała podkład dźwiękowy do filmu o zakładzie metalurgicznym i to chyba trafna opinia bo tego typu kakofonie nie są dla mnie nośnikiem żadnego piękna, czy pozytywnych wzruszeń. Wywody teoretyczne mnie też nie interesują ale w Madame Curie brakuje mi muzyki. Jak stanę tyłem do pianina i puknę kilka dźwięków mam tez atonalną (muzykę ?) ! Pozdrowienia !

              • 4 6

  • Co z Operą Baltycką (2)

    Jecza i narzekaja na brak pieniedzy, kryzys itp.
    Dlaczego taka ROMa czy BUFFO z warszawy gra codziennie przedstawienie przy pelnyej widowni, aplauzie, zadowoleniu publiczności no i znaczących wpływach do kasy. w naszej operze nudy na pudy - znane i lubiane opery i operetki, koncerty zginęly chyba bezpowrotnie bo jakiś dyrektorek realizuje swoje prywatne ambicje, które nikogo, NIKOGO nie przyciągają do opery. PO CO BUDOWAC NOWĄ OPERĘ SKORO MA BYĆ TAK NUDNO I NIECIEKAWIE. Chyba Gdańsk powinno być stać na dyrektora z jajami, który uczyni operę opera dla ludzi a nie dla swoich miernych ambicji.

    • 18 8

    • (1)

      No nie zgadzam się do końca.....opera ma pełną widownię i ciągle jest problem z biletami. Warszawa ma lepszą dotacje, a Gdańsk jest traktowany po macoszemu.
      Operetek owszem brakuje, koncertów też. Mógłby dyrektor faktycznie urozmaicić trochę repertuar i odejść chodź na chwilę od swojej wizji zmierzającej ku współczesności. Ale nie zgadzam się jako pracownik opery, że jest zły czy mierny.
      Mamy małą widownię i wpływy z biletów są znikome. Czekamy na operę z prawdziwego zdarzenia, gdzie przedstawienie będzie mogło na siebie zarobić. Niestety nie wiadomo czy do tego dojdzie.

      • 10 7

      • no jako pracownikowi opery to nie wypada się zgodzić z ta opinia. Ale właśnie jako dyrektor powinien dbać o wszystkich widzów a nie tylko tych zafascynowanych nazwiskiem Waiss

        • 12 2

  • KTO PISZE TE OPINIE? (5)

    Przeczytałam wszystkie opinie i jestem zaskoczona......same negatywy. A owacje były na stojąco i wielki zachwyt naszych rodzin i znajomych.....

    • 12 24

    • Piszą zawistni :/

      Piszą Ci których w oczy kole, że mąż, żona i nawet dziecko jest w tym spektaklu.
      Z jednej strony można to zrozumieć, ludzie zawsze mają z tym problem. Jednak jeśli efekt jest ok, to po co wylewać pomyje?

      • 3 9

    • Bo Polacy są dobrze wychowani (2)

      i potrafią się zachować (tzn. pohamować) . Wystarczy sobie przypomnieć wymuszone drugie wyjście twórców do ukłonu na wczorajszym spektaklu i wszystko jasne. A pamiętasz 18-krotne podnoszenie kurtyny kilka lat temu?

      • 12 7

      • jakie to było przedstawienie? (1)

        • 1 0

        • Baron cygański, Księżniczka czardasza, Abalecadło, Madama Butterfly. Tak na przykład...

          • 7 3

    • Kto pisze?

      ...piszą te opinie ludzie, którzy nie są z rodziny ani z kręgu znajomych, tylko byli na spektaklu i mają swoje zdanie. I nie boja się powiedzieć, że król jest nagi. A co do owacji - no cóż, szału nie było, przynajmniej nie w moim sektorze, gdzie niektórzy nie klaskali w ogóle.

      • 9 5

  • K r y z y s ! ! ! (1)

    Kazda dobra opere mozna "plozyc " w wyniku oszczednosci i pazernosci na "kase ". Zamiast tworczosci scenograficznej / ktora w Operze Baltyckiej nie istnieje / orkiestra na scene. To prymitywny zabieg cwaniacki.

    • 28 5

    • dla mnie od czasu kiedy wszystkie scenografie projektuje pani Szymczak wszystkie dzieła w POB zlewają się w jedno...
      zresztą to samo odczucie mam względem reżyserii i choreografii.

      • 7 1

  • Wspaniałe przedstawienie - REWELACJA (1)

    Nie jestem znawcą opery ale to co zobaczyłem zachwyciło mnie. Długo byłem pod wrażeniem spektaklu. Może takie pozytywne wrażenie robi, ze względu, że nie jest to typowa opera. Chór, przesłanie, mnogość wątków. Wielkie gratulacje dla wszystkich artystów. Tydzień wcześniej miałem przyjemność obejrzeć sztukę Sem/... i brak porównania. Dla mnie owacje na stojąco.
    Skąd tyle negatywnych opinii. Może dla znawców Opery przedstawienie było niewystarczające....

    • 13 16

    • Pełny szacunek za własne zdanie !

      Mnie się nie podobało tyle, że wolę nie wyliczać...

      • 8 6

  • ŻAŁOŚNIE, UBOGO, GUANIANIE

    czyli Opera Bałtycka prezentuje :)

    • 16 8

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Pierwszą sceną zawodową w Gdyni, wystawiającą spektakle jeszcze przed II wojną światową był:

 

Najczęściej czytane