Festiwal Szekspirowski rozkręcił się na dobre. Na
"Makbeta" w reżyserii Eimuntasa Nekrosiusa, nazywanego mistrzem wyobraźni zabrakło biletów. Litewskich aktorów nagrodzono owacją na stojąco.
Jak zapowiadał
Andrzej Żurowski, doradca artystyczny festiwalu siła tegorocznej imprezy tkwi w różnorodności. I rzeczywiście.
Na otwarcie zaproponowano trans-operę
"Sen nocy letniej" zrealizowaną przez Wojciecha Kościelniaka, Leszka Możdżera i Jarosława Stańka w gdyńskim
Teatrze Muzycznym, a już następnego dnia można było oglądać
"Sen nocy letniej" w konwencji teatru lalkowego. Obwodowy Teatr Lalek przywiózł z Grodna spektakl "lekki, łatwy i przyjemny". Można było uśmiechnąć się do igraszek Hermii, Lizandra, Heleny i Demetriusza w wiedeńskim lasku, zachwycić plastyczną urodą scen z Tytanią i Oberonem. Teatr z Grodna ma też "poważniejszą" propozycję, czyli
"Tragedię Makbeta"; ze względu na duże zainteresowanie widzów w Kościele św. Jana w Gdańsku odbędą się dodatkowe przedstawienia.
"Makbet" w reż. Eimuntasa Nekrosiusa i wykonaniu litewskiego teatru Meno Fortas to widowiska teatralne przygotowane z ogromnym rozmachem. Zbrodnicze czyny bohaterów dramatu odbijały się w lustrach, a spiralę zdarzeń nakręcały trzy wiedźmy - u Nekrosiusa to młode kobiety w obcisłych szatach, jednak bez erotyczno-uwodzicielskich podtekstów. To nadal wiedźmy, które tylko odkrywały różne możliwości. Makbet i jego żona - sami wybierali swój los. Na scenie płonął ogień, lała się woda, a na zbrodniarzy leciały z metalowych taczek kamienie. Historię Makbeta reżyser wpisał w los człowieka, który może być pewnien tylko jednego. Śmierci. W ostatniej scenie wiedźmy zaglądają do kotła, by odczytać przyszłość, ale widać niewiele. Kurtyna opadła przy dźwiękach psalmu "Miserere mei".
Na spektaklu E. Nekrosuisa w Teatrze "Wybrzeże" pojawił się i wojewoda pomorski Ryszard Kurylczyk, i arcybiskup
Tadeusz Gocłowski, i marszałek woj. pomorskiego
Jan Zarębski, i prezydent Gdańska
Paweł Adamowicz.
Po spektaklu wychodziło się wprost na roztańczony przy ogłuszających dźwiękach Bone'y M jarmarkowy tłum. Dodatkowo rozochocony piwem. To dopiero był "Szekspir żywy"! Słynny stratfordczyk pisał niegdyś swoje sztuki przede wszystkim ku uciesze tych, co w piśmie i czytaniu biegli nie byli. I pewnie nie śniło mu się nawet, że jego dramaty staną się przedmiotem uwielbienia teatralnych elit.