• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Smaki PRL-u w książce "Ślepa kuchnia" Moniki Milewskiej

Magdalena Raczek
21 lutego 2022 (artykuł sprzed 2 lat) 
Przyjęcia organizowane w domach, szczególnie te z kategorii "u cioci na imieninach", były stałym elementem krajobrazu tamtych czasów. Co stawiano wtedy na stołach? Dowiecie się z książki. Przyjęcia organizowane w domach, szczególnie te z kategorii "u cioci na imieninach", były stałym elementem krajobrazu tamtych czasów. Co stawiano wtedy na stołach? Dowiecie się z książki.

Guma balonowa Donald, domowy blok czekoladowy, schabowy w chrupiącej panierce, móżdżki, płucka i flaczki, nóżki w galarecie, jajka w majonezie, a także inne przysmaki. O smakach PRL-u, ulubionym napoju premiera Cyrankiewicza, sklepach "za żółtymi firankami" i o tym, co się serwowało i jadało na imprezach w socjalistycznych czasach rozmawiamy z Moniką Milewską - autorką książki "Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w PRL", której premiera zaplanowana jest na 16 marca.



Recenzje książek z Trójmiasta



Magdalena Raczek: Zacznijmy od początku: pani książka nosi tytuł "Ślepa kuchnia". Czy odnosi się on do budownictwa PRL-u, kiedy kuchnie budowano bez okien, były ciasne i w zasadzie dziś nazwalibyśmy je raczej aneksami, choć często też pełniły wiele innych funkcji niż tylko te związane z gotowaniem i jedzeniem?

Monika Milewska: Wychodzę oczywiście od tego dosłownego znaczenia: ślepa albo ciemna kuchnia, charakterystyczna dla epoki gomułkowskiej małej stabilizacji była zmorą budownictwa socjalistycznego. Źle wentylowana i zaopatrzona w specjalne okienko podawcze przywodziła bardziej na myśl bar mleczny niż współczesny aneks kuchenny. To jednak tylko pierwsza warstwa znaczeniowa tytułu mojej książki. Ślepa kuchnia staje się w niej metaforą dogmatycznie zaślepionego systemu, w którym ideologia najczęściej brała górę nad racjonalnym zarządzaniem gospodarką, a władza miotała się na oślep, doprowadzając do kolejnych kryzysów żywnościowych.

Przeczytaj także: Jest pisane, będzie czytane. Plany trójmiejskich autorów na ten rok

"Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w PRL" Monika Milewska "Ślepa kuchnia. Jedzenie i ideologia w PRL" Monika Milewska
Mówiła mi pani ostatnio, że książka ma uchwycić "smak tamtej epoki". Jak zatem smakował PRL?

Myślę, że dla każdego z czytelników pamiętających te czasy, PRL może mieć inny smak: pysznej gumy balonowej Donald, domowego bloku czekoladowego czy schabowego w chrupiącej panierce. Źródła pokazują jednak, że kuchnia tego okresu była dość monotonna, mało urozmaicona, a nawet mdła, jak serwowane wówczas w barach móżdżki i płucka. Wynikało to nie tylko z tzw. przejściowych braków na rynku, ale też z przyzwyczajeń żywieniowych i bardzo ograniczonej oferty dostępnych na rynku produktów. Nie tylko owoce były wówczas egzotyczne. Do "mało znanych ziół" zaliczano w latach 60. tymianek, bazylię, estragon, miętę, szałwię, czarnuszkę i rozmaryn. Nieobecne na rynku były też m.in. brokuły, oliwki i kapary. Z owoców morza można było napotkać w sklepach tylko niedoceniane kalmary i znienawidzonego kryla. Znajomość kuchni światowej musiała być też w społeczeństwie niewielka skoro Zbigniew Herbert w wydanym w 1962 roku "Barbarzyńcy w ogrodzie" tłumaczył swoim czytelnikom, co to jest pizza. Nieco urozmaicenia w domowych posiłkach przyniosła w latach 70. moda na kuchnię węgierską i bułgarską. Przywożona znad Balatonu papryka wyostrzyła trochę nasz smak.

Wszystko wtedy było polityką, nawet jedzenie. Pisze pani: "Władza chętnie mieszała w garnkach swoich obywateli", a Gomułka analizował, ile cukru jest w burakach - proszę nam o tym opowiedzieć.

Władza miała prawie pełną kontrolę nad tym, co trafiało na talerz przeciętnego Kowalskiego. Kontrolowała przecież produkcję, import i dystrybucję oraz ceny żywności. Propagowała też pewne wzorce kulinarne, "racjonalne" sposoby odżywiania, które często miały więcej wspólnego z aktualną sytuacją gospodarczą niż z naukową dietetyką. Władza lubiła także podkreślać swoje zasługi dla wzrostu dobrobytu oraz spożycia tych czy innych artykułów. Szczególnie niebezpieczną kwestią polityczną stało się w PRL-u mięso. Każda podwyżka jego cen wywoływała silny opór społeczny i prowadziła w konsekwencji do tzw. polskich miesięcy: Grudnia'70, radomskiego Czerwca'76, lubelskiego Lipca'80.

Przeczytaj także: Cukier na kartki. Mija kolejna rocznica reglamentacji

  • Zakupy w megasamie w latach 70.
  • Sklep spożywczy w latach 70.
  • Kolejki przed pawilonami handlowymi w 1981 roku.
  • Banany i cytrusy były towarami luksusowymi. Na zdjęciu Warszawska Spółdzielnia Spożywców "Społem".
  • Kolejki do sklepów były stałym elementem krajobrazu, a te za mięsem szczególnie.
  • Kolejka do lodów w Sopocie w 1977 r.
Nie tylko mięso, ale wiele innych produktów żywnościowych w PRL-u były czymś pożądanym, a niektóre wręcz luksusowym towarem. Co poza szynką, słodyczami, cytrusami, bananami i napojami w puszkach, które po wypiciu się zbierało i ustawiało jako ozdoby na półkach, można zaliczyć do strefy jedzeniowego luksusu?

To oczywiście zależy od epoki. W czasach stalinowskich luksusem mogła być nawet kanapka z kiełbasą, bo na co dzień przodownicy pracy jadali zamiast obiadu pajdę chleba posmarowaną marmoladą albo smalcem. Znalazłam w piśmie "Przyjaciółka" z 1950 roku artykuł, w którym piętnuje się dyrektora wrocławskiego oddziału "Caritas" za to, że zajadał czekoladę, kakao, mleko skondensowane, rodzynki, konserwy rybne i owoce suszone. Skuteczne epatowanie tak podstawowymi produktami spożywczymi możliwe było tylko w warunkach zupełnie ogołoconego rynku początków lat 50. W późniejszych czasach synonimem luksusu był na przykład tonik schweppes, ulubiony napój premiera Cyrankiewicza. Najważniejszym jednak symbolem komunistycznego luksusu był radziecki kawior, bo owoce morza, w tym ośmiorniczki, nie pojawiały się raczej na stołach ówczesnej władzy.

Takie towary dostępne były tylko dla nielicznych np. w sieci specjalnych sklepów, potocznie nazywanych "za żółtymi firankami". Co to było?

Funkcjonujące w czasach stalinowskich sklepy takie obsługiwały uprzywilejowanych przedstawicieli aparatu bezpieczeństwa, wyższych funkcjonariuszy partyjnych i państwowych. Deficytowe dobra rozmieszczone na ich półkach mogły wzbudzać w społeczeństwie niezdrowe emocje. Przed zazdrosnym wzrokiem zwykłych obywateli chroniły je więc żółte zasłony w oknach, którym punkty te zawdzięczały swoją nazwę: "sklepy za żółtymi firankami". Zlikwidowano je na fali październikowej odwilży, ale samo zjawisko uprzywilejowanych punktów sprzedaży nie zniknęło. Mundurowi zaopatrywali się w deficytowe towary w tzw. konsumach, a partyjni - w komitetach PZPR różnego szczebla.

Przeczytaj także: Życie z Peweksu, czyli o luksusie w PRL-u

  • Przyjęcie okolicznościowe zorganizowane przez Koło Gospodyń Wiejskich w 1978 roku.
  • Przyjęcie okolicznościowe zorganizowane przez Koło Gospodyń Wiejskich w 1978 roku.
  • Przyjęcie okolicznościowe zorganizowane przez Koło Gospodyń Wiejskich w 1978 roku.
A co się jadało podczas przyjęć? Mnie imprezy w stylu "u cioci na imieninach" kojarzą się z jajkami w majonezie, sałatką jarzynową, zimnymi nóżkami w galarecie, ogóreczkiem i śledzikiem, a do nich - zawsze czysta wódka "z kłoskiem" (żytnia). Dzieci piły oranżadę w butelkach lub woreczkach ze słomką, kompot, wodę sodową z syfonu z sokiem. Na stołach zawsze były też obecne domowe ciasta...

W ciasnych mieszkankach najlepszym rozwiązaniem miał być samoobsługowy zimny bufet usytuowany np. na biurku lub na wysuwanej z meblościanki półce. Królowały na nich słone paluszki, koreczki serowe i krakersy z wędlinami i piklami, ale nie przynosiły gospodarzom ujmy kromeczki bułki paryskiej z twarożkiem i odrobiną szczypiorku. Znalazłam też przepis na kanapeczki z "sardynkami" - w roli niezwykle luksusowych wówczas sardynek występowały parzone śledzie z puszki wymieszane z olejem. W stanie wojennym w "Kobiecie i Życiu" na karnawałowe przyjęcie polecano głównie dania jarskie: pieczarki w bułce, torcik naleśnikowy, groszek w miseczkach, koktajl mleczno-owocowy i pomidorowy. "Jedzenia nie powinno być zbyt dużo. Wszystko powinno być niezbyt drogie, niezbyt wyszukane. Wszystkiego ot tyle, by mieć dobry nastrój i ochotę do tańca". Muszę jednak przyznać, że znalazłam także przepis na kanapki z kawiorem - ćwierć kilo na jedną bułkę barową, ale na takie menu imprezowe stać było chyba tylko partyjne elity.

Czy jest coś z tamtej epoki, co można uznać za cenne i warte kontynuacji? Ludzie byli chyba bardziej zaradni, pomagali sobie nawzajem. Przyjęcia urządzano o wiele częściej niż teraz i każdy wiedział, czyje imieniny są świętowane. Czy nie brakuje nam tego?

Tak, ma pani rację, tej międzyludzkiej bliskości i zaradności na pewno żal. Z drugiej jednak strony powrót do peerelowskiej rzeczywistości mógłby być dla nas trudny. Czytam czasami moim studentom wycinek z gazety z 1981 roku opisujący procedury zdobywania przez rodziców uprawnień do nabycia mleka w proszku dla ich nowonarodzonego dziecka. Brzmi to jak zasady skomplikowanej gry terenowej, a studenci gubią się zwykle w jej zasadach już po kilku zdaniach...

Opinie (330) ponad 10 zablokowanych

Wszystkie opinie

  • Ci ludzie ze zdjęcia kolejki po lody w Sopocie ! Jak pięknie byli ubrani w porównaniu z obecnymi czasami. Sieciówki zabiły całą naszą dawną elegancję. I to już nie wróci, tak jak dobre jedzenie.

    • 1 0

  • Przymorze...

    początek lat 70 -tych, jasna kuchnia z dużym oknem !!!

    • 0 0

  • Tytuł...

    iście bestsellerowy !!!

    • 0 0

  • To nie trza książki... (12)

    ... wiadomo jak się jadło! o wiele smaczniej o wiele zdrowiej i o wiele taniej jak dzisiaj i tyle w temacie!

    • 54 14

    • (2)

      Smaczniej, zdrowiej i lepiej pod warunkiem, ze mieszkalo sie na wsi i jadlo sie swoje. W miescie jadlo sie to co udalo sie wystac w kolejce.

      • 10 1

      • i tak i nie, bo kiedyś po prostu nie stosowało się tyle chemii (1)

        i masowej produkcji jak teraz. Nie było tyle plastiku, środowisko było mniej zatrute. To wszytko wtedy teraz mogło by robić za żywność BIO.

        • 4 2

        • Walili chemie az milo. Gospodarze w Wielkopolsce, skad pochodze do teraz maja ogrodki dla siebie gdzie nie ma chemii. Warta byla takim sciekiem, ze w latach 80tych ludzie przestali chodzic na plaze po wielu przypadkach zapalenia opon mozgowych u dzieci. Podobnie wygladala sprawa na wielu miejskich basenach. W powietrze lecial dym bez oczyyszczenia z tysiecy kominow a w domach palono wszystkim co sie palilo. Choc trzeba przyznac, ze zdrowej zywnosci bylo wiecej ale tylko z biedy. Ludzie zwyczajnie byli zmuszeni do uprawy na wlasna reke, robienia wlasnych przetworow itd.

          • 0 0

    • (7)

      Smaczniej ? Nie sądzę, biorąc pod uwagę dostępność wielu produktów, a raczej ich brak. Chyba że ktoś za domowe smakołyki z PRL-u uważa kalafior z bułką tartą, mielone na smalcu czy rozgotowany makaron z truskawkami. Zdrowiej ? Zależy jaka dieta i skąd brane składniki. Taniej - to najbardziej prawdopodobne. Dobrze pamiętam te czasy i chociaż nie brakowało w moim domu zbyt wielu rzeczy, nie czuję żadnej nostalgii do tamtej kuchni. Była przaśna, przyciężkawa i bez polotu. Jak cały PRL. Życie było za to wolniejsze i mniej absorbujące. Tyle.

      • 14 17

      • kalafior z bułką tartą itd. (1)

        Aleś się uczepił :) Ja wszystkie te potrawy po dziś dzień lubię, aczkolwiek makaron wolę w wersji al dente.

        • 4 2

        • Lubić można, ale to nie znaczy, że jest czym się chwalić przed światem

          • 0 4

      • (4)

        Taniej też nie - wbrew mitom o "wspaniałym PRL" żywność wcale taka tania była.
        Warto też pamiętać o łagodnie mówiąc mizernym stanie higieny w zakładach spożywczych, barach czy restauracjach. Masowe zatrucia były wtedy niczym niezwykłym.

        • 12 6

        • Były częste, ale się o nich nie pisało, bo nie było niezależnych mediów. (3)

          I część ludzi wciąż bierze propagandę PRL za rzeczywistość.
          Zadziwia mnie jak krótka jest ludzka pamięć.

          • 5 3

          • byly czeste, ale rowniez czesto o nich pisano

            Byly glownie spowodowane ogromna migracja ludzi i koniecznymi zmianami zachowan.
            Ludzi jakos trzeba bylo nauczyc.

            • 1 3

          • (1)

            Co więcej cenzura miała wytyczne, by informacji np. zatruciach nie puszczać. A co do propagandy PRL - można odnieść wrażenie, że większość komentarzy piszą tu potomkowie kacyków z PZPR i rodziny ówczesnych mundurowych.

            • 7 3

            • Niewiarygodny był poziom kontroli informacji

              Kilka autentycznych zapisów cenzorskich z niezliczonej liczby ujawnionych w 77 roku dzięki byłemu pracownikowi krakowskiej delegatury Tomaszowi Strzyżewskiemu:
              Należy bezwzględnie eliminować wszelkie dane zbiorcze dotyczące ilości wypadków drogowych, pożarów, utonięć, jak również tonować zbyt alarmistyczne publikacje na ten temat.
              Nie należy dopuszczać do publikacji w masowych środkach przekazu danych liczbowych obrazujących stan i wzrost alkoholizmu w skali całego kraju.
              Nie należy dopuszczać żadnych informacji o sprzedaży przez Polskę mięsa do ZSRR.
              "Nie należy publikować żadnej informacji o katastrofie w kopalni »Katowice«, w której poniosło śmierć 4 górników
              Itd.

              • 2 3

    • "w temacie"?

      Lechu, to Ty?

      • 5 1

  • (7)

    To były mimo biedy piękne czasy...polecam też film party przy świecach)Teraz niby wszystko jest ale klmatu tych spotkań nie ma...każdy zajęty swoim życiem i grzebaniem pół dnia w smartfonie.Raz w roku wysłanie do 100 pseudo znajomych zbiorczych życzeń...po kilku latach już kontaktu brak.

    • 84 19

    • (2)

      Czasy nie były piękne. To nie jest tęsknota za PRL tylko za młodością. Mózg nam robi takie sztuczki. Wszyscy tak mamy ;)

      • 18 2

      • Tez tak mysle. Dla mnie piekne czasy to byly lata 90te kiedy wchodzilem w doroslosc. Nie mialem zadnych problemow ze zdrowiem, kasa, mieszkaniem czy chorymi dziecmi, a ogromne bezrobocie i postepujaca bieda to nie byly moje problemy tylko rodzicow.

        • 0 0

      • Czasy były spokojniejsze

        • 1 0

    • piękne to były czasy. spotkania przy śledziku i wódce

      ach janusz, kiedyś to były czasy, wracajcie czasowie

      • 1 0

    • No biedny jesteś. (2)

      • 8 27

      • Ttt

        Raczej Ty

        • 1 6

      • mial jednak wiecej do powiedzenia, niz ty

        dlatego podejrzewam, ze dotknal jakiego bolacego punktu i to nie swojego

        • 21 3

  • wspomnienie PRL

    1981 rok ,to były trudne czasy. Dla mnie młodej mamy, kłopoty mieszkaniowe, brak pieluch tetrowych, śpioszki 4 szt na kartę ciąży. Pomarańcze kubańskie na święta, kartki na mięso... .

    Ale ludzie pomagali sobie. Nie donosili do urzędów!! Jedliśmy może tłuściej niż teraz, to fakt.
    Pozdrawiam wszystkich, którzy pamiętają tamte czasy.

    • 3 0

  • Opinia wyróżniona

    Tak uczylismy sie na kuchniach.. (4)

    Kuchni Polskiej ,Węgierskiej i Rosyjskiej .gdzie nie gdzie liznąć mozna było francuskiej czy niemieckiej . amerykańska to juz wysoka półka . pamiętam poledwica woł. krążek zawijany w bekon smażony na saute zwany amerykanem ... to juz rarytasio .:) Pozdrawiam ..

    • 20 13

    • wszystkie kuchnie, to przede wszystkimn kuchnie biedakow (1)

      Szczegolnie kuchnia francuska. Zbierano wszystko, czym tylko czlowiek sie nie zatrul i co dawalo szanse na przetrwanie... Podobnie z kuchnia chinska.
      Dopiero w miare podnoszenia sie ogolnego poziomu zycia, dolozono staranie aby dawalo sie to latwiej przelknac, a moze i dalo przyjemnosc. Jeszcze pozniej dorobiono do tego filozofie...
      To i tak lepiej niz bezkrytyczne przejmowanie wzorcow "przemyslowego tuczu ludzkiej trzody".

      • 1 2

      • Interesująca teoria, szkoda, że nie wytrzymuje starcia z faktami. Skoro zbierano i zjadano wszystko, czym człowiek się nie zatruł, to wyjaśnij proszę, czemu określone produkty, łatwo dostępne, w jednym miejscu były powszechnie jedzone, a w innych nie? Czemu żaby były i są we Francji, jak i w Polsce, a w kuchni pojawiły się tylko tam? Czemu psy są w Polsce i w Chinach, a do kuchni trafiły tylko chińskiej? Wreszcie czemu to, co daje przyjemność, jest tak różne w różnych miejscach?

        • 1 1

    • amerykańska kuchnia to syf jakich mało

      kawał mięsa z grilla ciężko nazywać kuchnią, takie coś to od stuleci było jeszcze przed komuną bo wtedy nic nie było

      • 4 0

    • Amerykańska kuchnia = wysoka półka. Mejd maj dej :P.

      • 12 4

  • Czas prlu to czas straconych (2)

    Szans i możliwości a mówienie że żywność była bardziej eko to totalna bzdura.

    • 10 18

    • Czas pis to tez stracone lata dla kraju i mlodych (1)

      • 3 7

      • Dla tumanow i fajtlap to prawda.

        Ale i za PO nie mieli lepiej.

        • 0 0

  • Z tymi kuchniami dzisiaj jest tak samo, tyko gorzej :) (2)

    Teraz jak między pokojem i ślepą kuchnią nie ma ścianki to nazywa się to pokojem z aneksem kuchennym.
    I jest o zgrozo modne i eleganckie.
    Zaiste wielka jest moc marketingu.

    • 7 0

    • (1)

      Wtedy moje mieszkanie to było dwa pokoje z kuchnią. Teraz by się nazywało trzy pokoje z aneksem kuchennym A może nawet cztery jakby wliczyć przedpokój 8 m2

      • 1 0

      • Wtedy na kawalerki mowilo sie dwa pokoje w kuchni.

        • 0 0

  • Niby było trudno o lepsze, ale jak już się dostało, to się szanowało (2)

    Jedzenie było szanowane przez pokolenie wojenne i wykorzystywane do ostatniego kawałka. Nie było tego żeby zostawić połowę obiadu. trzeba było jeść do końca.
    A na klatce schodowej przy wejściu do piwnicy stał pojemnik na suchy chleb. Niesamowite co?
    A pamięta ktoś jak często wynosiło się śmieci? Raz na kilka dni jak już było czuć i to z reguły niepełne wiadro. I to "mieszanych", bo podziału nie było.
    A butelki na wymianę lub do skupu, makulatura też do skupu, a opakowań i tym samym resztek plastikowych była znikoma ilość.
    W porównaniu do teraźniejszości socjalizm był ekologiczny :)

    • 15 0

    • Tak, jak juz sie dostalo to sie szanowalo.

      Udalo mi sie wtedy dostac od kucharza ze statku holenderska wedzona suszona salami. I tak dlugo ja szanowalem trzymajac w lodowce przez pol roku az sie zrobila zielona. Tak ze nie znam jej smaku. Od tamtego momentu niczego nie szanuje. Szkoda ze tak pozno doszedlem do takiego wniosku.

      • 0 0

    • Roznica

      Wlasnie w tym byla roznica -wtedy ludzie szanowali i kawalek chleba i kazda rzecz .A przedewszystkim czesciej mozna bylo spotkac takich co szanowali drugiego czlowieka.I rzeczywiscie bylismy bardziej eko niz cala Unia Europejska

      • 4 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

W jakim okresie obecna główna jednostka Muzeum Historycznego Miasta Gdańska, czyli Ratusz Głównego Miasta, spełniał funkcję siedziby władz Gdańska?

 

Najczęściej czytane