- 1 Bardzo atrakcyjny festiwal Organy Plus (18 opinii)
- 2 Deszczowe otwarcie Kunsztu Wodnego (219 opinii)
- 3 Tych spektakli nie możesz przegapić (11 opinii)
- 4 Oto najlepsza książka dla dzieci 2022 roku (27 opinii)
- 5 Pełna sala na benefisie prof. Januszajtisa (25 opinii)
- 6 Filharmonia zaczyna sezon (22 opinie)
Proroctwo pojednania z Rosją. O "Kole sprawy bożej"
Marazm, poczucie beznadziei i braku wiary w lepsze jutro - wobec światowego kryzysu wywołanego najpierw pandemią, a później wojną w Ukrainie - odczuwa coraz więcej osób. Twórcy najnowszej premiery Teatru Wybrzeże "Koło sprawy bożej" znajdują paralelę do tego stanu z wydarzeniami sprzed prawie 200 lat, gdy kwiat polskiej inteligencji więdnął na emigracji w Paryżu. Zaskakująco dowcipny i bardzo dobrze zagrany spektakl to jednak coś więcej niż tylko fantazja na temat sekty Towiańczyków.
Co grają w teatrach
Są wczesne lata 40. XIX wieku. Andrzej Towiański, charyzmatyczny lider Koła Sprawy Bożej, wieszczy nadejście nowej epoki, która przybliży czas Królestwa Bożego (czyli powrotu Jezusa Chrystusa na ziemię). Kluczową rolę w boskim planie widzi dla narodu polskiego. Idee Towiańskiego trafiają na podatny grunt wśród polskiej emigracji.
Wyznawcami jego wizji staje się garstka znaczących polskich poetów, z Bratem-Wieszczem, czyli Adamem Mickiewiczem na czele. W Kole Sprawy Bożej działają też Juliusz Słowacki czy Seweryn Goszczyński, poeta zasłużony w walkach w Powstaniu Listopadowym, z ciążącym na nim wyrokiem (karą śmierci), wydanym przez rosyjski sąd. I właśnie ta trójka oraz Andrzej Towiański razem z żoną Karoliną, a także żona Mickiewicza Celina stali się bohaterami sztuki Konrada Hetela "Koło sprawy bożej", wystawionej przez Radka Stępnia w Teatrze Wybrzeże.
Spektakl grany w Starej Aptece jest wariacją na temat jednego dnia, a ściślej rzecz ujmując jednej nocy, podczas której wszyscy oni spotykają się na drewnianym strychu jakiegoś paryskiego domu (scenografia Konrada Hetela i Pawła Paciorka). To żałosne miejsce sekretnej narady, której wyznawcy de facto kryją się po kątach, wiele mówi o kondycji polskiej emigracji i organizacji towiańczyków. Poeci ubrani są w stylizowane na strój Andrzeja Towiańskiego kostiumy, z którymi kontrastuje niemal mnisia szata żony Mistrza i efektowna, pełna błyskotek kreacja Celiny (kostiumy Aleksandry Harasimowicz).
Na strychu, w trudnej do wytrzymania duchocie, spolegliwy Seweryn Goszczyński (w tej roli Robert Ciszewski) i cierpiący na kompleks Mickiewicza Juliusz Słowacki (Paweł Pogorzałek) snują rozważania na temat misji, którą Andrzej Towiański ma im powierzyć. Wkrótce poddasze zaludnia się wyznawcami Towiańskiego, bo jego żona (Joanna Kreft-Baka) ma w liście przekazać wytyczne od Mistrza Andrzeja (Towiański miał zakaz podróży do Francji po zarzucie szpiegostwa na rzecz Rosji).
Rzecz nieco komplikuje obecność Celiny (debiutująca tą rolą w zespole Wybrzeża Karolina Kowalska), poszukującej uganiającego się za innymi kobietami Mickiewicza (Michał Jaros). Ku jej rozpaczy Pierwszy Wieszcz wraz z koleżeństwem uważa Celinę za nieszkodliwą wariatkę. Gdy wreszcie osobiście dołączy do kolegów, wszyscy czekają na instrukcje, ale te, jak się okazuje, wszechmocny Andrzej Towiański (Maciej Konopiński) postanawia przekazać im osobiście.
Pierwsze pozytywne zaskoczenie to język sztuki Konrada Hetela, dowcipny, przewrotny, z ciekawymi dialogami podszytymi ironią i złośliwością. Wiele dowcipu generują ambicjonalne starcia Mickiewicza ze Słowackim. To one też popisowo ratują napuszoną, patetyczną scenę kulminacyjną, podczas której Andrzej Towiański wygłasza heretycką Improwizację, pastisz obu słynnych improwizacji Konrada z III części "Dziadów".
Maciej Konopiński kreuje Towiańskiego na charyzmatycznego szaleńca, a przy tym prostaka, który chętnie zapali haszysz, wyśle poetę po pączka i zdejmie buty, ukazując wszystkim okazałą dziurę w skarpetce. To szarlatan już na pierwszy rzut oka, gdy wchodzi na scenę ze lśniącą od żelu czupryną w okularach przeciwsłonecznych. Bardziej niż prorokiem wydaje się przy tym być po prostu przybocznym swojej żony Karoliny (konsekwentna, udana rola Joanny Kreft-Baki), zażenowanej "apostołami" jej męża, spędzającymi czas na wzajemnych poetyckich przechwałkach i prztyczkach.
Najciekawszą postać zbudował jednak Paweł Pogorzałek. Jego Słowacki jest introwertyczny, nieśmiały, przy tokujących kolegach niemal przezroczysty, a przy tym najbardziej wyrazisty w zachowaniu i działaniach. Twórcy spektaklu dosłownie i w przenośni czynią go kozłem ofiarnym kolegów, a Pogorzałek z dużą swobodą odgrywa rolę popychadła, zahukanego chłopca, którego trudno brać na poważnie, niezależnie od tego, czy sugeruje wspólne przepisywanie "Dziadów", czy przeciwstawia się całej grupie.
Dobrze wypada również Robert Ciszewski - jego Goszczyński jest z grona "braci poetów" najbardziej poczciwy i prostolinijny, przy tym w odróżnieniu od nich praktyczny i aktywny. Nieco rozczarowuje postać Mickiewicza, przez Michała Jarosa zbudowana głównie na dumie i pysze największego polskiego poety. Wprawdzie to rola dowcipna, ale dużo w niej buńczuczności i nonszalancji Płatonowa, którego Jaros grał w Wybrzeżu wcale nie tak dawno.
Hamulcem dla ego Mickiewicza jest Celina Mickiewiczowa. Karolina Kowalska wprawdzie przeszarżowuje w początkowych scenach (zwłaszcza podczas "klątwy"), z czasem coraz lepiej radzi sobie w roli fanatycznej wyznawczyni swojego męża, widzącej w Towiańskim Mistrza-uzdrowiciela. Z pewnością duża w tym zasługa reżysera Radka Stępnia, który wszystkie puzzle misternie składa w ciekawe i dowcipne przedstawienie, sporadycznie korzystając z pomocy muzyki autorstwa Bartosza Dziadosza dla podkreślenia nastroju pojedynczych scen.
Wskazanie ciągot polskiej inteligencji XIX wieku ma jednak na celu nie tylko rozrywkę, która dzięki dobrze prowadzonej dramaturgii nie dłuży się pomimo blisko dwóch godzin bez antraktu. Towiański przypomina inkarnacje dzisiejszych polityków, swoimi absurdalnymi wizjami i ideami mącących ludziom w głowach. Zachęta do pojednania z Rosją, ukorzenie się przed nią i przeprosiny za flirt z Zachodem brzmią w dzisiejszych czasach równie prowokacyjnie jak wtedy.
Tłumy na otwarciu wystawy "Fangor. Poza obraz" w Pałacu Opatów
Dzisiejsi Towiańczycy wydają się jednak działać dużo bardziej destrukcyjnie niż niegroźne w gruncie rzeczy, niszowe w swoich czasach Koło Sprawy Bożej, wyrosłe z tęsknoty polskiej emigracji za krajem. Podziały społeczeństwa zbudowane wokół tragedii smoleńskiej czy szczepionek na COVID-19 przynoszą dużo bardziej namacalne efekty. Dlatego "Koło sprawy bożej" Wybrzeża jest na wskroś aktualne.
Spektakl
Koło sprawy bożej
Miejsca
Spektakle
Opinie wybrane
-
2023-07-16 09:34
Rozczarowanie
Niestety, sztuka jest po prostu nudna. Te takie zabawne smaczki to zaledwie przebłyski. Ludzie wychodzili juz po 30 minutach (spektakl na Faktorii w Pruszczu), my z mężem daliśmy radę wytrzymać 1,5h. Bełkot pohaszyszowy nas pokonał. Szkoda, ciekawa historia pokazana w tak nieciekawy sposób.
- 2 0
-
2022-10-16 10:20
Rozwlekłe, treść naciągana . Szkoda czasu
- 8 13
-
2022-10-16 10:12
Pretensjonalne nudy (1)
Autor chyba mało uważnie oglądał - nudy, powtorzenia, bezsensowne krzyki, fatalna scenografia i rozlana akcja - czy faktycznie marazm można pokazać tylko przez ciągnące się sekwencje codziennych czynności?
- 11 17
-
2022-10-16 10:35
widocznie spektakl nie był adresowany do ciebie
ale myślę, że z tego powodu reżyser samobójstwa nie popełni
- 6 6
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.