• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Nieudany eksperyment na "Czarodziejskiej górze". Po premierze w Teatrze Miejskim

Łukasz Rudziński
19 lutego 2023 (artykuł sprzed 1 roku) 
Opinie (65)
Hans Castorp trafia do sanatoryjnej mikrospołeczności, ale grający go Maciej Wizner (na pierwszym planie) wydaje się raczej turystą w świecie, który oglądamy w trzygodzinnym spektaklu Miejskiego. Hans Castorp trafia do sanatoryjnej mikrospołeczności, ale grający go Maciej Wizner (na pierwszym planie) wydaje się raczej turystą w świecie, który oglądamy w trzygodzinnym spektaklu Miejskiego.

"Czarodziejska góra" Tomasza Manna należy do arcydzieł światowej literatury i jest punktem odniesienia dla wielu twórców. Sięgnął po niego również Jacek Bała, reżyser od kilku lat regularnie pracujący w Teatrze Miejskim w Gdyni. Jednak jego dziwaczna, pełna dysonansów i niekonsekwencji inscenizacja rozczarowuje na niemal każdym poziomie.



Powieść Tomasza Manna to jedno z największych dzieł swojej epoki. Odnaleźć tu można zarówno wątki "W poszukiwaniu straconego czasu" Marcela Prousta, jak i charakterystyczne motywy prozy Franza Kafki, z osobliwym zniewoleniem jednostki i uwikłaniem w niezrozumiałą, zrytualizowaną strukturę społeczną włączenie.

Co jest na afiszu w Teatrze Miejskim w Gdyni


Z pewnością intuicja autora, który 100 lat temu przeczuwał, że z marazmu, w jaki wpadają przedstawiciele sytego społeczeństwa, może nas wydostać tylko prawdziwa katastrofa (na przykład kolejna wojna światowa), przyczyniło się do tego, że dzieło Manna jest ponadczasowe. Zainspirowało też zarówno Pawła Huelle (powieść "Castorp"), jak i naszą noblistkę Olgę Tokarczuk ("Empuzjon").

Chociaż Castorp początkowo jest tutaj gościem, szybko asymiluje się, zapadając na chorobę upodabniającą go do pozostałych. Chociaż Castorp początkowo jest tutaj gościem, szybko asymiluje się, zapadając na chorobę upodabniającą go do pozostałych.
Hans Castorp odwiedza kuzyna Joachima w górskim sanatorium w Davos. Wertykalny podział na "górę" (czyli to, co dzieje się w sanatorium) i "dół" czy też niziny (czyli świat poza sanatoryjną mikrospołecznością) okazuje się bardzo istotny. Niepostrzeżenie granicę między odwiedzinami a życiem codziennym ulegają zatarciu. Chociaż do ośrodka Castorp trafił jako gość odwiedzający kuzyna, szybko sam staje się kuracjuszem.

Trzytygodniowy pobyt okazuje się siedmioletnią podróżą w głąb siebie, pełną osobliwych bohaterów - sanatoryjnych współlokatorów żyjących przez wiele lat w dziwacznej symbiozie z personelem ośrodka. Prym wiedzie tutaj ekscentryczny doktor Krokowski, prowadzący eksperymenty na podopiecznych, dokonujący ich "analizy duszy" poprzez monitorowanie snów i hipnozę.

Kuracjusze znoszą cierpliwie te zabiegi, bo całkowicie podporządkowani są rytmowi dnia, uwzględniającemu posiłki, zajęcia, badania czy rozrywki proponowane przez personel. Wnikamy w tę zrytualizowaną społeczność wraz z Castorpem (Maciej Wizner), serdecznie przyjętym przez mieszkańców sanatorium. W towarzystwie Joachima (Krzysztof Berendt) szybko dołącza on do tej dziwacznej społeczności, coraz mocniej się z nią asymilując.

Ciekawszą od głównego bohatera Castorpa postać Joachima gra Krzysztof Berendt (na pierwszym planie). Ciekawszą od głównego bohatera Castorpa postać Joachima gra Krzysztof Berendt (na pierwszym planie).
Castorp podziela powszechną fascynację tajemniczą Kławdią Chauchat (Beata Buczek-Żarnecka), ulega perswazjom doktora Krokowskiego (Mariusz Żarnecki), zaprzyjaźnia się z ekstrawertycznym włoskim racjonalistą Settembrinim (Grzegorz Wolf) i powściągliwym, mrocznym, skłonnym do mistycyzmu jezuitą Naphtą (Piotr Michalski). Nieustannie zaskakują go również inni mieszkańcy sanatorium, jak muzyk Kovacs (Rafał Kowal) czy profetyczna Hanna (Agnieszka Bała). Z konieczności poznaje też maestro Peeperkorna (Bogdan Smagacki), który z rywala staje się jego przyjacielem.


Wydaje się, że pokusie podobnych eksperymentów jak te doktora Krokowskiego uległ reżyser przedstawienia Jacek Bała. Reżyser sanatoryjną przestrzeń łączy z basenem (scenografia Hanny Szymczak), którego głównym zadaniem jest rola gigantycznego ekranu projekcyjnego dla wizualizacji Artura Lisa. Podziwiamy efektowny wideo mapping i maskowanie, wielokrotnie wykorzystujące graficzne aluzje do motywu korytarzy i labiryntów, ukazanych w atrakcyjnej wizualnie formie, ale kompletnie nieprzystającej do sytuacji scenicznych i relacji między bohaterami.

Basen być może ma być aluzją do podróży bohatera w głębiny własnych myśli, jednak w konfrontacji z mappingiem wygląda jakby aktorzy zagrali w opuszczonej scenografii innego spektaklu.

Obiektem westchnień Castorpa jest pani Chauchat (Beata Buczek-Żarnecka), jednak relacja pomiędzy młodym chłopakiem a tajemniczą, majestatyczną kobietą pozbawiona jest napięcia. Obiektem westchnień Castorpa jest pani Chauchat (Beata Buczek-Żarnecka), jednak relacja pomiędzy młodym chłopakiem a tajemniczą, majestatyczną kobietą pozbawiona jest napięcia.
Równie niespójne z materią tekstu "Czarodziejskiej góry" są musicalowe układy choreograficzne Michała Pietrzaka do śpiewanych a cappella przez zespół Miejskiego przebojów. Reżyser chętnie sięga po światowe hity lat 70.("Money, Money, Money" Abby), 80. ("Sweet Dreams" Eurythmics) i 90. ("Smells Like Teen Spirit" Nirvany) i z początku naszego wieku ("Hung Up" Madonny), wykorzystując je jako luźne skojarzenia z sytuacją bohaterów, czasem dokonując w nich karykaturalnych zmian. Refren "Smells Like Teen Spirit" (którego echo słyszymy w znakomitej muzyce całego spektaklu autorstwa Sambora Dudzińskiego) w wykonaniu aktorów Miejskiego brzmi "Wyzdrowieję"...

Jacek Bała sam w efektownej damskiej sukni gra Śmierć, zabierając wraz z asystentką (Monika Babicka) umierających pensjonariuszy. Jako reżyser zaskakuje, na przykład wtedy, gdy postanawia rozebrać głównego bohatera zupełnie do naga. Rażąca dosłowność tego gestu kontrastuje z galopującą umownością wielu innych scen.

Aktorzy Miejskiego kiedy nie wypowiadają tekstu powieści Tomasza Manna, śpiewają  a cappella popkulturowe szlagiery i tańczą musicalowe układy. Aktorzy Miejskiego kiedy nie wypowiadają tekstu powieści Tomasza Manna, śpiewają  a cappella popkulturowe szlagiery i tańczą musicalowe układy.
Całkowitym kuriozum jest scena karnawału, w którym pensjonariusze dostają kartki z przypisaną "rolą". Znajdziemy tu m.in. Jezusa, Buddę, Hitlera, Putina, Bidena, Zełenskiego, a nawet Ukrainę (pięknie śpiewająca "Kalinę" Elżbieta Mrozińska) oraz podzieloną Europę i dobitny komentarz reżysera do obecnej sytuacji politycznej na świecie. Jakby tego było mało, widzów czeka później również seans spirytystyczny z... Tomaszem Mannem.

W tym przebodźcowanym spektaklu oryginalny tekst "Czarodziejskiej góry", a za nią jej przekaz, ulegają rozmyciu. Nie pomaga nijaka rola Hansa Castorpa, który w wykonaniu Macieja Wiznera jest raczej mimowolnym obserwatorem zdarzeń, turystą w sanatoryjnej społeczności. Castorp nie ciekawi, ani nie intryguje, bliżej mu do widza niż kreatora zdarzeń.

Scenicznej wyrazistości brakuje większości bohaterów, nawet w wykonaniu tak doświadczonych aktorów jak Grzegorz Wolf (Settembrini) czy Beata Buczek-Żarnecka, której Chauchat w scenach z Castorpem wydaje się nieobecna, przez co między bohaterami nie ma chemii.

Za scenografię służy monumentalne dno basenu, w którym aktorzy jednak nie czują się jak ryby w wodzie. Za scenografię służy monumentalne dno basenu, w którym aktorzy jednak nie czują się jak ryby w wodzie.
Cześć zespołu ma zadania niemal wyłącznie dekoracyjne, jak chodzące w intrygujących obcisłych kostiumach Hanny Szymczak pielęgniarki (Weronika NawieśniakMartyna Matoliniec), przypominające o sobie głównie podczas piosenek. Na tym tle wyróżnia się Krzysztof Berendt, którego Joachim od pierwszej chwili wydaje się ciekawszy od Castorpa oraz mający znakomity epizod Peeperkorna Bogdan Smagacki.

Spektakl jednak grzęźnie w natłoku odważnych, często chybionych pomysłów reżysera. Jego oniryczny charakter ciekawi tylko przez pierwsze pół godziny z trzech, jakie spędzimy w Teatrze Miejskim.

Gdańska Akademia Muzyczna wśród najlepszych



Chociaż rzetelna adaptacja tekstu "Czarodziejskiej góry" jest wierna wymowie oryginału, a spektakl wieńczy efektowna, bardzo sugestywna scena zbiorowa do "Bohemian Rhapsody" zespołu Queen, niestety trudno wskazać adresata tej unowocześnionej, podrasowanej wizualnie i muzycznie wersji literackiej klasyki. Nie przekona ani starszej publiczności, która "Czarodziejską górę" zna z lektury, ani młodszej, która po obejrzeniu przedstawienia z pewnością po nią nie sięgnie.

Spektakl

6.8
25 ocen

Czarodziejska góra

spektakl dramatyczny

Miejsca

Spektakle

Opinie (65) 6 zablokowanych

  • Tylko do przerwy..... (1)

    wytrwałam. To był pierwszy raz, gdy spektakl mnie usypiał i nudził. Z chęcią chodzę do teatru , a ta sztuka na jakiś czas zniechęciła mnie do pójścia do teatru...

    • 10 9

    • Raczej zmuszał do myślenia!

      • 1 0

  • Czy teraz w każdym spektaklu, będzie nawiązanie do potomków Stepana B.?

    • 4 4

  • Opinia została zablokowana przez moderatora

  • śpiewają Kalinę w teatrze? (1)

    niezależnie od przekazu spektaklu, ta piosenka powinna być wszechobecnie zakazana w Polsce.

    • 4 3

    • Nie ma takiej potrzeby.

      Zupełnie inna piosenka uchodziła za nieoficjalny "hymn" OUN/UPA.

      • 1 0

  • Spektakl brawurowy

    Pan Wizner - grający głównego bohatera jest dlatego nijaki, bo nie ma dykcji. Wszyscy inni aktorzy mówią wyraźnie, czysto, a ten sepleni też chyba, za to pokazał gołego kutasika :) Coś za coś.

    • 4 6

  • Udany eksperyment a nieudana recenzja

    Lekką przesadą jest przekreślenie spektaklu już w pierwszym zdaniu recenzji. Jeśli oczekuje się tradycyjnej formuły teatralnej, to trzeba sięgnąć do archiwalnych nagrań teatru TVP.
    Obecnie nie zainteresuje się widza , nie korzystając z nowoczesnych środków przekazu. Odrzucając prawo do eksperymentu , łatwo oskarżać o chaos i niespójność. Bez tych tzw udziwnień wyszłaby martwa ramota.
    Jedno zastrzeżenie można mieć do dykcji pana Wiznera w roli Castropa .

    • 16 1

  • Pozytywne wrażenia

    Dzisiaj widziałem spektakl i podobał mi się bardzo. Nie jest na pewno nudny. Raczej groteskowy co mi osobiście bardzo odpowiada. Książkę czytałem pewnie z 10 lat temu i dzięki spektaklowi , można powiedzieć, że odświeżyła się w mojej pamięci w miarę jak na scenie pojawiali się kolejni bohaterowie. Choć inaczej ich sobie wyobrażałem, a szczególnie Settembriniego no ale to akurat żaden zarzut :) Całość oceniam in plus.

    • 14 0

  • Nieudana wizja jasnowidza trójmiejskiego

    Na moje szczęście byłem na tym spektaklu pomimo zapoznania się wcześniej z wypracowaniem pana Łukasza Rudzińskiego, które oceniam na wyższym poziomie gimnazjalnym z błędną tezą w tytule, z wierszówką w treści i nietrafionym podsumowaniem - wizją w ostatnim akapicie. Chyba byliśmy na dwóch różnych przedstawieniach. Czarodziejską górę" w Teatrze Miejskim w Gdynia oceniam na pięć gwiazdek i polecam.

    • 20 2

  • Nieudany spektakl... raczej recenzja

    Miałam przyjemność obejrzeć spektakl i nie zgodzę się z recenzją autora. Jest ona według mnie wyolbrzymiona. Nie wiem czy czytał Pan kiedyś tę powieść, ale jest to utwór o dojrzewaniu młodego, lecz zagubionego chłopaka.Dlatego obecnych jest tu wiele filozoficznych rozpraw nad sensem świata, życia, cywilizacji, co wiąże się oczywiście z tym, że nie jest to teatr dla każdego. Adaptacja ta skierowana jest dla widzów, którzy chcą przeżyć coś głębokiego, dla tych, którzy chcą pomyśleć. Zauważam ostatnio, że społeczeństwo wszędzie się spieszy, goni za czymś. Chce zagarnąć jak najwięcej z jak najmniejszym wysiłkiem, a przy tym oczywiście jak najszybciej. Dlatego Czarodziejska góra w TM to nieudany eksperyment, ale tylko dla tych, którzy przyszli się ,,odmóżdżyć" - tu niestety, ale chyba bardziej stety, nie popatrzymy bezmyślnie na scenę.
    Co więcej, świetna gra aktorska. Ciekawy pomysł z użyciem instrumentów, a te chórki... ciarki przechodziły w niektórych momentach.
    Główna aktorka cudownie wcieliła się w postać oziębłej ukochanej (nie rozumiem, dlaczego autor artykułu wnioskuje, że powinien pojawić się gorący romans. W powieści motyw ten był ukazany bardzo podobnie).
    Przykro, że spektakl został tak źle opisany, ale może to oznacza, że był zbyt zaskakujący dla naszego społeczeństwa?
    Chyba warto zastanowić się czy to sztuka była zła, czy może po prostu teatr nie jest dla każdego?

    • 21 1

  • Panie Łukaszu

    niech Pan coś wyryzesuruje. Chętnie zobaczę

    • 11 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Pierwszym teatrem powojennym w Trójmieście jest...?

 

Najczęściej czytane