• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Na czym polega performans? Wywiad z Honoratą Martin

Aleksandra Wrona
21 grudnia 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 
"Moje działania wynikają z długotrwałych przemyśleń na dany temat. Często sama nie rozumiem, "dlaczego" robię to, co robię, ale czuję, że powinnam wykonać właśnie takie gesty."
"Moje działania wynikają z długotrwałych przemyśleń na dany temat. Często sama nie rozumiem, "dlaczego" robię to, co robię, ale czuję, że powinnam wykonać właśnie takie gesty."

Prace Honoraty Martin mogą wzbudzać kontrowersje, często są jednak celnym odbiciem polskiego społeczeństwa. Artystka nie boi się wychodzić do ludzi lub wręcz przeciwnie, zaprosić ich do siebie i dać im więcej, niż się spodziewają. Malarka, performerka, artystka multimedialna, absolwentka Malarstwa na gdańskiej ASP, wielokrotnie nagradzana i wyróżniana za swoje prace, w rozmowie z nami opowiedziała o tym, jak powstaje sztuka, gdzie leżą jej granice i czego nauczyła ją wędrówka po Polsce.



Aleksandra Wrona: Największy rozgłos zyskałaś dzięki swoim performansom, jednak na gdańskiej ASP ukończyłaś malarstwo.

Honorata Martin: Nigdy nie przestałam malować i podejrzewam, że tak się nie stanie. Zawsze będę do tego wracała. Wszystkie moje aktywności artystyczne są ze sobą powiązane, każda daje mi coś innego. Od dziecka dużo malowałam, jednak w pewnym momencie poczułam, że nie wystarcza mi to, żeby wyrazić wszystko, co mam do powiedzenia, dlatego zaczęłam szukać dalej.

Jaki był twój pierwszy performans?

Na drugim roku studiów miałam zajęcia z prof. Zamiarą, który dał nam za zadanie wykonanie performansu. Nie miałam pojęcia, jak ugryźć ten temat, działałam spontanicznie i intuicyjnie. To była zima, minus 27 stopni, a ja wyszłam na dach kamienicy moich znajomych w samym stroju kąpielowym i zaczęłam czytać na głos książkę Ryszarda Kapuścińskiego. Był to opis bardzo gorącego dnia w Afryce, autor opisywał, jak jego ciało reagowało na upał, co okazało się być bardzo spójne z tym, co przeżywałam na mrozie. Po wszystkim wydawało mi się, że nie dałam rady, że trwało to minutę. Okazało się, że wytrzymałam aż dziewięć minut, myliły mi się słowa, drżałam, nie byłam w stanie czytać dalej.

Wtedy poczułaś, że to twoja forma wyrazu?

Zupełnie nie. Profesorowi spodobało się "Zimno" - pokazał nawet tę pracę w kilku miejscach, była też pokazywana w byłej modelarni na "Zimno 4 you tu". Było to dla mnie duże przeżycie, ale też duży stres. Ta praca właściwie "zrobiła się sama", miałam tak duże wrażenie jej przypadkowości, że poczułam, że nie zasługuje na bywanie na wystawach. Wycofałam się z performansu na najbliższe dwa lata.

Czytając o twoich performansach i oglądając film "Zimno" zastanowiło mnie, czy są dla ciebie jakieś fizyczne granice w poświęcaniu się dla sztuki?

Nie jestem w stanie jednoznacznie określić swoich granic. Definiuję je na nowo planując każdą z realizacji. Myślę, że zależą też od momentu życia, w jakim się znajduję. Teraz, kiedy mam małe dziecko, nie mogę myśleć już tylko o sobie.

Zdziwiło mnie też, że ludzie nie chodzą. Wszędzie jeździ się samochodem i to, że idę wzdłuż drogi krajowej z wózkiem było dla ludzi totalną abstrakcją. Zdarzało mi się nikogo nie spotkać przez cały dzień.
A co z granicami społecznymi i emocjonalnymi?

Mam granice, których nie przekroczę, jest to ingerencja w czyjąś wolność. Nie chcę wyrządzić nikomu krzywdy lub szkody. Nie chciałabym też, żeby ktoś zrobił to mnie. Podczas performansu "Wyjście", który trwał ponad dwa miesiące, myślałam o tym cały czas - kogo zapytać o nocleg, kto wzbudza moje zaufanie, gdzie będę czuła się bezpiecznie.

Wspomniałaś o "Wyjściu", które polegało na tym, że samotnie wyruszyłaś w pieszą, dwumiesięczną wędrówkę po Polsce. Czego nauczyłaś się o Polakach?

Minęły już cztery lata, a ja wciąż uświadamiam sobie nowe fakty związane z tą wyprawą. Ostatnio myślałam o tym, że ludzie często byli nieprzychylni księdzu, który prowadził ich parafię, mieli mu sporo do zarzucenia, ale opowiadali mi o tym tylko w domu, poza nim charakteryzował ich pewien rodzaj uniżonego szacunku wobec tej osoby. Wizyty w różnych miejscach Polski dały mi pewien ogląd na to, jak powtarzalne są pewne zachowania i postawy ludzi, niezależnie od tego, gdzie mieszkają.

A czego dowiedziałaś się o sobie?

Poznałam swój strach i zrozumiałam, jak ważne jest dla mnie poczucie bezpieczeństwa. Wcześniej dużo podróżowałam po świecie, jeździłam autostopem, nie rezerwowałam noclegów, więc zdarzało mi się przespać noc np. na dworcu, ale zazwyczaj miałam obok siebie drugą osobę i to zupełnie zmieniało postać rzeczy. Wiedziałam też, że jestem turystką, czy jak niektórzy wolą podróżniczką, to mnie określało, nadawało mi jakiś cel. Ludzie, których spotykałam wiedzieli, czemu tam jestem i czego się po mnie spodziewać.

Podczas "Wyjścia" nie odwiedzałam terenów interesujących krajoznawczo, nie miałam plecaka tylko wózek. Ludzie zupełnie nie wiedzieli kim jestem, więc zarzucali mnie pytaniami: czy zbieram na coś pieniądze, czy pielgrzymuję, czy chcę pobić jakiś rekord. Zaprzeczałam. Ten brak celu był paraliżujący zarówno dla mnie, jak i dla innych. Czułam się bardziej obco w Polsce niż w krajach, gdzie byłam jedynym białym człowiekiem w okolicy. Tam chronił mnie wizerunek turysty.

Co zaskoczyło cię podczas podróży?

Dużo wydarzeń było przewidywalnych, zarówno to, że ktoś mnie zaprosi do domu i odstąpi pokój, jak i to, że pojawią się ludzie, którzy wzbudzą we mnie strach. W jednej z miejscowości poznałam panią Wiolettę, z którą się zaprzyjaźniłam. Zostałam u niej 3 dni, po czym ruszyłam w drogę. Zaczęło się ściemniać i strasznie padało, a ja nie mogłam znaleźć schronienia. Pani Wioletta telefonicznie pokierowała mnie do domu swojej znajomej, powiedziała też, że zadzwoni i ją uprzedzi. Znalazłam ten dom, stanęłam w progu przemoczona i zziębnięta i zapytałam, czy mogę przenocować pod wiatą na rowery, na co usłyszałam: "Nie". Byłam zaskoczona, bo rzadko ktoś mówił mi "nie" prosto w twarz, zazwyczaj ludzie byli speszeni, podawali mi argumenty, powody... Wybiło mnie to z tropu, rozpłakałam się i poszłam dalej, wtedy zadzwoniła pani Wioletta i powiedziała, że przyjedzie po mnie jej kuzynka. Przyjechała, wpakowała mnie do auta, zrobiła ciepłą kąpiel i poczęstowała kolacją.

Zdziwiło mnie też, że ludzie nie chodzą. Wszędzie jeździ się samochodem i to, że idę wzdłuż drogi krajowej z wózkiem było dla ludzi totalną abstrakcją. Zdarzało mi się nikogo nie spotkać przez cały dzień.

  • Szałas, w którym mieszkała Honorata Martin w Parku Bródnowskim.
  • Rysunki, które powstały podczas performansu "Wyjście"
  • Rysunek, który powstał podczas performansu "Wyjście"
  • Obraz z wystawy "Bóg małpa"
  • Obraz z wystawy "Bóg małpa"
Jaki obraz ludzi masz po tych wszystkich doświadczeniach? Jesteśmy z natury bardziej dobrzy czy źli?

Sama się nad tym zastanawiam... Wydaje mi się, że strach wyzwala w ludziach bardzo złe cechy, a ten strach często jest nieracjonalny, jest efektem czyjejś manipulacji. W performansie "Zadomowienie" zamieszkałam w parku Bródnowskim. Zbudowałam sobie szałas z drewna i folii budowlanej. Bałam się tam zamieszkać, ale spotkałam się z taką życzliwością mieszkańców, że postanowiłam zostać na dłużej. Żyłam w bańce mydlanej, wydawało mi się, że wszyscy ludzie są tak serdeczni i otwarci. Nagle w dwóch tabloidach ukazały się artykuły o tym, że "artystka za państwowe pieniądze urządza sobie wakacje", opatrzone fotomontażem, na którym widniało moje zdjęcie z ubiegłorocznej gali, gdzie byłam wystrojona i umalowana. Jakby nie było lepszych wakacji niż w szałasie z drewna i śmieci na blokowisku...

Nagle spotkałam się z agresją ludzi. Pytali, co robię w parku za ich pieniądze, zarzucano mi, że przeze mnie nie ma środków na nowe śmietniki. Przez kilka dni musiałam się non stop bronić. Po rozmowie ze mną ludzie zmieniali nastawianie, ale wykończyła mnie ta sytuacja. Podobnie dzieje się teraz w Polsce. Ludzie mają potencjał dobra, dopóki nie zacznie się nimi manipulować.

Podczas performansu "Przyjdź i weź co chcesz" zaprosiłaś ludzi do siebie do domu i pozwoliłaś im zabrać swoje rzeczy. Jak czułaś się patrząc, jak znikają cenne dla ciebie przedmioty?

Teraz zrobiłabym ten performans inaczej. Powiesiłbym na przykład plakaty na ulicy, żeby przyszło więcej osób. Nie wiem, czy odważyłabym się na to dzisiaj, ale wiem, że ogromnym ułatwieniem było to, że moje pamiątki związane z najdalszymi wspomnieniami zostały w domu rodzinnym, nie pozbyłam się fotografii czy pamiętników, a to pewnie byłoby dużo mocniejsze przeżycie. Cała ta akcja była dla mnie bardzo wyzwalająca. Oczywiście, było mi żal mojego ulubionego kredensu czy niektórych ubrań, ale kiedy wszystko zaczęło znikać, poczułam się lżej. Przyznam, że trochę oszukałam, bo przed akcją zawiozłam do mamy jednostkę centralną mojego komputera, na którym były wszystkie moje prace. Co ciekawe, jakiś czas później padł mi dysk i zostałam bez nich. Po kilku dniach od tego wydarzenia poczułam się bardzo wolna.

Dla mnie sztuka jest tam, gdzie pojawia się intencja jej zrobienia. Szukanie barier i stawianie granic sztuce zabiera jej to, co jest jej największą ideą, czyli wolność.
Skąd wziął się pomysł na tę akcję?

Podczas warsztatów na Stranger Festiwal w Amsterdamie poznałam chłopaków z Bangladeszu, którzy zaprosili mnie do siebie, żebym przeprowadziła tam warsztaty dla dzieci. Miałam już wcześniej kupione bilety do Indii, ale zabrakło mi pieniędzy, żeby kupić potrzebny do warsztatów sprzęt. Byłam sfrustrowana, że pochodzę z kraju dobrobytu, a nie mogę zorganizować głupiej kamery, dlatego postanowiłam sprzedać wszystkie moje rzeczy. Podczas "Przyjdź i weź co chcesz" w pokoju stała puszka, do której ludzie mogli wrzucić tyle, ile zechcą, ale uzbierało się tam może z 200 złotych. Ostatecznie nie mogłam pojechać do Bangladeszu, ale pieniądze te zostawiłam organizacji kobiecej działającej w Nepalu.

Czy potrafiłabyś wytłumaczyć komuś, kto niewiele ma wspólnego ze sztuką, dlaczego robisz rzeczy, które z jego perspektywy mogą wydawać się dziwne, niebezpieczne, niepotrzebne?

Moje działania wynikają z długotrwałych przemyśleń na dany temat. Często sama nie rozumiem "dlaczego" robię to, co robię, ale czuję, że powinnam wykonać właśnie takie gesty. Moje wyjście w Polskę mogło zakończyć się już na Oruni, gdybym spotkała kogoś, kto by mnie zaciekawił na tyle, że postanowiłabym zostać tam i nakręcić o nim film. Tak samo nie planowałam zamieszkać w parku Bródnowskim, intuicja mi podpowiedziała, że żeby zrobić coś dla ludzi z okolicy, muszę ich poznać.

W takiej dziedzinie jak performans granica tego, gdzie zaczyna się sztuka, jest płynna. Umiesz ją umiejscowić?

Dla mnie sztuka jest tam, gdzie pojawia się intencja jej zrobienia. Szukanie barier i stawianie granic sztuce zabiera jej to, co jest jej największą ideą, czyli wolność. Profesor Zamiara mówi, że nie uczy swoich studentów sztuki bo to, co najlepsze w sztuce dopiero się wydarzy. Nikt więc tego jeszcze nie zna. Daje im natomiast narzędzia do pracy. Ja też zdaję sobie sprawę z tego, że mogę coś zbagatelizować, dlatego, że tego jeszcze nie rozumiem. Historia rozstrzygnie, czy było to ważne. Ja skupiam się na intencjach mojego działania.

Pod naszą rozmową pewnie pojawią się komentarze w stylu "Co to za sztuka? Też mogę zaprosić ludzi, żeby zabrali moje rzeczy albo wybrać się na spacer po Polsce".

Super! Niech się wybierze! Tylko że będzie to już powtórzeniem pewnego gestu. Ludzie mówią, że też mogli namalować coś takiego jak Pollock, a jednak nie zrobili tego wtedy, kiedy on to zrobił. Też mogłabym wstawić pisuar do galerii, ale teraz byłoby to nic nieznaczącym gestem, wtedy było przełomem. Po podróży po Polsce zostały fotografie, rysunki i nagrania wideo - to można nazwać dziełem sztuki, choć dla mnie ważniejsze jest to, co się wydarzyło.

Skąd biorą się pomysły na twoje działania?

Zazwyczaj chodzi mi po głowie jakiś temat, który staram się rozpracować. Czytam, piszę, maluję, szukam informacji... Inspiracją dla mnie są zarówno gorące społecznie tematy, jak i moje osobiste przeżycia. Dużo osób namawiało mnie do stworzenia pracy o macierzyństwie, ale to dla mnie przeżycie tak osobiste, szczęśliwe i jednocześnie pełne, że nie mam potrzeby przekształcać go na sztukę.

Inaczej było ze śmiercią bliskiej osoby, nie mogłam zrozumieć "Dlaczego?" i musiałam to jakoś przepracować. Na ten moment dręczy mnie sytuacja uchodźców. Czuję, że ten temat wiąże się z ogromnym bólem i wciąż nie umiem znaleźć odpowiedniej formy. Nie mogę też przestać myśleć o tym, co dzieje się u nas w kraju, póki co działa to na mnie niestety paraliżująco. Marzy mi się, żeby sztuka miała znaczenie i wpływ na to, jak ludzie postrzegają świat.

Opinie (53) 7 zablokowanych

  • ujadacie w tych komentarzach jak typowi frustraci

    Ale do brzegu: człowiek ma potencjał dobra dopóki nie zacznie się nim manipulować.
    Wbijcie sobie to zdanie w wypełnione złością i agresją głowy a może coś z was jeszcze bedzie.

    • 17 22

  • Jeżeli ta Pani ma potrzebę wyrażania się w performance

    to niech to robi, jestem za. Warto czasem potrząsnąć naszymi szarymi, rutynowo działającymi umysłami i postawić nas w obliczu czegoś, czego nie rozumiemy :) Natomiast jestem zdecydowanie przeciwny performance z samookaleczaniem się artystów, bo takie też występowały.

    • 13 16

  • Rady na przyszłość (1)

    "Marzy mi się, żeby sztuka miała znaczenie i wpływ na to, jak ludzie postrzegają świat."

    To proszę zajmij się prawdziwą sztuką. Na początku wyrzeknij się marksizmu kulturowego i zacznij tworzyć. Nie bełkot i dno, które nic nie oznacza, nic nie wnosi. Performance oznacza pustkę i nowomowę - idealna forma marksizmu w sztuce.

    • 26 11

    • Ależ sztuka wpływa na świat. Obrazy w kościołach kształtowały i kształtują postrzeganie religii. Rzeźby postaci bohaterów i króli kształtowały postrzeganie naszej historii, wspólnoty narodowej, kulturowej, religijnej...

      Ale to była sztuka. A nie "performens".

      • 4 3

  • Polecam kanał historia sztuki na YouTube (1)

    Historia marksizmu i marksizmu kulturowego.
    Otworzą się Wam oczy. Polecam

    • 13 4

    • Serio, te 5 godzin bełkotu otworzyło Ci oczy? Współczuję braku samodzielnego myślenia.

      • 5 8

  • był sobie prekursor (2)

    pół wieku temu!~~~ szedł młody człek po ulicznych torach tramwajowych; ubrany w garnitur z oderwanym rękawem wydając dźwięk: dzyń,dzyń, dzyń. Za nim cierpliwie posuwało się: furmanka z węglem , tramwaj (oczywiście) i pojazd marki SYRENA. Chód młodego człowieka przypominał gęste rzeczne meandry.
    Po latach myślę, że to był prawdziwy artysta.

    • 10 1

    • artyści to byli furman i kierowca Syreny, skoro umieli jechać po ówczesnych torach tramwajowych (1)

      • 2 0

      • to była ulica Rybołowców w Nowym Porcie - szyny ułożone były na środku ulicy

        • 0 0

  • Sztuka

    Sztuka Wielka wypływa z wnętrza i omija stan chwili rzeczywistej. Gdy sztuka wykonywana jest jedynie dla potrzeb jak pieniądze w tym momencie przestaje nią być

    • 10 0

  • Bardzo ciekawie mówi

    Ci, którzy hejtują, pewnie nie przeczytali całego wywiadu, a tam sporo mądrych słów o ludziach, relacjach i braku zrozumienia dla drugiej osoby. Pozdrowienia dla Pani Honoraty :)

    • 13 19

  • Świetny artykuł, daje odpowiedź młodzieży, czy warto studiować na Asp

    • 12 2

  • LEON

    lubię jak leon lata nago, na proszku, po sfinksie - to są dopiero performensy!

    • 9 1

  • Ja bym się rozebrał do naga. Drewniane krzesło rozwaliłbym o ziemię, następnie przybił poszczególne części młotkiem i 10cm gwoździami do ściany. Performers nazwałbym Karnawał. Bilety normalne 50zł, 25zł ulgowy.

    • 9 3

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Pierwsza nazwa Muzeum Miasta Gdyni to:

 

Najczęściej czytane