Michał Kowalski wcielił się w bohatera telewizyjnej sztuki Andrzeja Stasiuka
"Solo". W Teatrze "Wybrzeże" w nowych, świetnie zaaranżowanych wnętrzach piwnicznych rozegrał się dramat skazańca w celi śmierci.
- Śmierć to jest wielkie nic, gówno, puste w środku i trochę wstrętne, mało się różni od życia, za dużo szumu dookoła tego wszystkiego - mówi Jasiu, bohater tekstu Andrzeja Stasiuka "Solo". A czym jest życie? Nad tym zastanawia się jakby mimowoli, szamocząc się i szalejąc w celi śmierci. Jasiu został skazany za wyjątkowo okrutne morderstwo. Groźny przestępca, zwyrodnialec, ale także człowiek, który się boi.
Michał Kowalski, aktor Teatru "Wybrzeże" do tej pory raczej mało widoczny na naszej scenie, choć zagrał w bardzo dobrym spektaklu "Jan Jakub Borkman" - tym razem udowodnił, że jest iskrzącym wrażliwcem, aktorem bardzo wytrzymałym, który potrafi absolutnie skupić na sobie uwagę. Na niewielkiej przestrzeni, w celi - świetny pomysł aranżacyjny Teodora Sobczaka - miota się, krzyczy, wrzeszczy, szydzi, robi kupę, onanizuje się, wspomina dzieciństwo, a to go rozkleja - skazaniec. Opowiada swoje "za i przeciw", buduje wizerunek, drażni, poraża, odpycha, a równocześnie zmusza, by zobaczyć, że on tu jest. Ogląda Jasia zza krat równocześnie 20 osób, bo tyle jest miejsc na tej miniscenie.
I wszyscy są blisko, jak najbliżej jego napięć, dramatu i jego okrucieństwa. Agnieszka Olsen - debiutująca reżyserka - narzuciła niesłychane tempo temu spektaklowi. Wycisnęła z Michała Kowalskiego dosłownie "ostatnie soki". Proza Stasiuka pozwala na wiwisekcję i tak został poprowadzony monodram "Solo". Zresztą autor - obecny na premierze - wyraził aprobatę dla tej wizji. To spektakl dla ludzi o mocnych nerwach. Ciekawe teatralne doświadczenie z muzyczną frazą Mikołaja Trzaski. Premiera odbyła się 24 maja w teatrze na Targu Węglowym.
Filmy