• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Dobre chęci to za mało. O "Sądzie Ostatecznym" w Operze Bałtyckiej

Łukasz Rudziński
9 listopada 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 

"Sąd Ostateczny" Krzysztofa Knittla muzycznie i inscenizacyjnie jest godnym uwagi eksperymentem.

Próba stworzenia dzieła operowego od podstaw (zamówienie kompozytorskie), które będzie promować Gdańsk, jest godna uznania i warta kontynuacji. Niestety, "Sąd Ostateczny" czyli trzecia produkcja cyklu "Opera Gedanensis", cierpi na chorobę poprzednich oper z tej serii - znacznie przerastającą słabe libretto muzykę, popartą tym razem szeregiem niekonsekwencji reżyserskich.



Nim wybrzmiały pierwsze dźwięki opery Krzysztofa Knittla widzowie premierowego przedstawienia "Sądu Ostatecznego" stali się świadkami strajku pracowników Opery Bałtyckiej. Pracownicy Opery już przy wejściu rozdawali kartki z informacją o proteście w formie 15-minutowego opóźnienia rozpoczęcia spektaklu od momentu wyciemnienia widowni. Z każdym kolejnym przedstawieniem czas ten, wedle ich deklaracji, będzie wydłużał się o kolejne pięć minut, więc w czwartek 9 listopada widzów czeka 20-minutowe oczekiwanie na przedstawienie, zaś widzów ostatniego tegorocznego pokazu - w niedzielę 12 listopada - aż 35-minutowe opóźnienie.

Zmierzenie się z obrazem-arcydziełem Hansa Memlinga i symbolem Gdańska powierzono duetowi Krzysztof Knittel - Mirosław Bujko. Pierwszy stworzył bogatą brzmieniowo, pełną muzycznych odniesień do poszczególnych epok, w których rozgrywana jest akcja, muzykę. Drugi przygotował libretto składające się z dwóch, bardzo różniących się od siebie aktów, ukazujących fikcyjną genezę powstania "Sądu Ostatecznego" (akt I) i oparte na faktach losy obrazu - obiektu pożądania wielu wpływowych ludzi, pragnących mieć dzieło Memlinga u siebie (akt II).

Spektakl udanie łączy sacurm i profanum, co reżyser podkreśla m.in. grą z motywem złotej kuli, trzymanej pod stopami przywódców z różnych epok. Spektakl udanie łączy sacurm i profanum, co reżyser podkreśla m.in. grą z motywem złotej kuli, trzymanej pod stopami przywódców z różnych epok.
Opera współczesna cieszy się wielką różnorodnością formy i swobodą twórczą. Krzysztof Knittel chętnie z tego korzysta, zanurzając swoje dzieło w muzyce najnowszej. Klimat budują brzmienia elektroniczne puszczone z taśmy, w które wkomponowano Orkiestrę Opery Bałtyckiej, rozbudowaną o efektowne partie perkusyjne, instrumenty klawiszowe i gitarę elektryczną. Połączenie muzyki klasycznej z brzmieniami elektronicznymi pozwala zbudować operę wyraźnie inspirowaną realiami poszczególnych epok (usłyszymy m.in. średniowieczne chorały, muzykę renesansu, baroku, klasycyzmu - m.in. fragmenty "Marsylianki", aż po rockowe brzmienia pod koniec dzieła). Efektem jest urozmaicona i udana muzycznie opera, kompozycyjnie spójna i zaskakująco przystępna w odbiorze.

Z kolei librecista Mirosław Bujko dołożył do muzyki literacką opowieść, składającą się z dwóch niemal nieprzystających do siebie części. W pierwszej towarzyszymy załamanemu po powrocie z wojny Memlingowi, który nie wie co zrobić, by odkupić winy. Przystaje więc na propozycję ojca Arago, by wrócić do malowania i korzysta z propozycji bankiera Portinariego, który proponuje mu namalowanie obrazu religijnego, ufundowanego przez bogatą Katarzynę Tanagli. Malarz coraz bardziej uzależniony od tej dwójki traci kontrolę nad swoim dziełem. W drugim akcie obserwujemy już wędrówkę obrazu - od jego zagrabienia przez kapra Paula Benecke, przez próbę zdobycia go przez cara Piotra I, cesarza niemieckiego Fryderyka III, Napoleona Bonaparte, Adolfa Hitlera i Stalina - niekiedy pojawiających się na scenie osobiście, niekiedy usiłujących przejąć dzieło przez pośredników.

Inteligentnie w tkankę spektaklu wkomponowano Balet Opery Bałtyckiej. Na zdjęciu Filip Michalak w roli pilnującego obrazu diabła/fatum. Inteligentnie w tkankę spektaklu wkomponowano Balet Opery Bałtyckiej. Na zdjęciu Filip Michalak w roli pilnującego obrazu diabła/fatum.
O ile zamysł libretta jest oryginalny i ciekawy, o tyle jego wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Podstawowym problemem jest niedopasowanie partii solowych do instrumentalnych oraz niemiłosiernie rozwleczone konstrukcje językowe, które zarówno w śpiewie, jak i w melorecytacji wypadają sztucznie, uniemożliwiając solistom zaprezentowanie pełni swojego potencjału. Przegadane libretto utrudnia śpiew, który niektórzy soliści starają się uzupełniać szerokimi operowymi gestami i pełną patosu grą aktorską.

Najbardziej poszkodowany jest kreujący główną partię pierwszego aktu, Hansa Memlinga, Robert Gierlach, obdarzony pięknym barytonem, bezradnie usiłujący przykryć braki libretta aktorską emfazą. Nie ma możliwości do zaprezentowania swoich nieprzeciętnych możliwości wokalnych sopranistka Anna Mikołajczyk (świetna Marie Curie z "Madame Curie", pierwszej opery gdańskiego cyklu). Rola Katarzyny Tanagli to rola lalki w efektownej purpurowej sukni. Nieco więcej przestrzeni (tyle, że aktorskiej) Mikołajczyk ma w drugim akcie w roli Barona Denon.

Interesujące, niekiedy bardzo efektowne kostiumy przygotowała Anna Chadaj. Interesujące, niekiedy bardzo efektowne kostiumy przygotowała Anna Chadaj.
Najlepiej z grona solistów wypada kontratenor Jan Jakub Monowid, czyli demoniczny Portinari - przebiegły, odpychający, a jednocześnie intrygujący, co dobrze podkreślono tembrem głosu. Zestaw głównych partii uzupełnia bas Piotra Lempy, grającego Ojca Arago. W akcie drugim podziwiamy bohaterów pojedynczych scen, które również nie dają śpiewakom szans na rozwinięcie skrzydeł i skazane są na dominujący w tej części opery (nie zawsze fortunnie) groteskowo-komediowy sznyt.

Mocnym punktem spektaklu jest scenografia Damiana Styrny. W pierwszej części artystom na scenie towarzyszą ruchome konstrukcje, efektowne podświetlone i stanowiące tło projekcji przygotowanych przez Eliasza Styrnę (te zyskują za każdym razem, gdy twórcy uciekają od dosłowności i prezentowania fragmentów obrazu). W drugim akcie w centralnym punkcie jest globus nawiązujący wprost do umieszczonej na "Sądzie Ostatecznym" Memlinga złotej kuli. Jednak to nie Jezus Chrystus (jak na obrazie Memlinga), a możni tego świata mają go pod nogami.

Właśnie połączenie sacrum i profanum w drugim i trzecim planie udaje się reżyserowi Pawłowi Szkotakowi najlepiej. Towarzystwo przy złotej kuli pije wódkę, gra w karty, płynnie zamieniając się miejscami zgodnie z kolejami losów obrazu. Świetnym motywem jest też "zdjęty" wprost z dzieła Memlinga służący w akcie pierwszym (tancerz baletu Ruaidhri Maguire). W drugim akcie bohaterów z kolei konsekwentnie kompromituje brak spodni.

Pracownicy Opery Bałtyckiej już przy wejściu rozdawali ulotki z informacją, którą później powtórzył dyrektor i przedstawiciele związków zawodowych. Pracownicy Opery Bałtyckiej już przy wejściu rozdawali ulotki z informacją, którą później powtórzył dyrektor i przedstawiciele związków zawodowych.
Gra z konwencją obrazu, miniaturyzacja (karaka Peter von Danczk), czy jawny kicz niektórych scen bawią, ale tylko do czasu. Repertuar pomysłów inscenizacyjnych szybko się reżyserowi wyczerpuje, więc zaczyna je powtarzać (np. kolejny ożywiony po służącym portret z "Sądu Ostatecznego" - Archanioł Gabriel we wspaniałym kostiumie autorstwa Anny Chadaj). Groteska scen napoleońskiej i hitlerowskiej wydaje się przesadzona i niepotrzebna. Zaś sceny mówione, wbijające się klinem w kompozycję muzyczną, potraktować można jako wyraz kapitulacji wobec trudności libretta.

"Sąd Ostateczny" Opery Bałtyckiej podszyty jest ogromnymi ambicjami, które obrazuje m.in. konstrukcja chóru (ciekawie ubranego, podzielonego na głosy, mądrze wprowadzonego na scenę i uzupełnionego dziećmi z Chóru Dziecięcego Canzonetta Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej I i II stopnia w Gdańsku). To chyba najciekawsze użycie tego zespołu Opery Bałtyckiej od dobrych kilku lat. Poprawnie, w dużej mierze skryta za elektroniką, wypada Orkiestra dobrze prowadzona przez Szymona Morusa. Najlepiej z zespołów Opery Bałtyckiej kolejny raz prezentuje się jednak Balet, ożywiający senny pierwszy akt.

Historia "Sądu Ostatecznego" opowiedziana w dwóch skontrastowanych ze sobą częściach (statycznej pierwszej i dynamicznej, pełnej wyrwanych z kontekstu scen w akcie drugim) nie prowokuje jednak do odpowiedzi na pytania o naturę człowieka czy kwestie dobra i zła. Pomimo kilku błyskotliwych scen (bardzo dobre wkomponowanie postaci diabła/fatum pilnującego obrazu w postaci tancerza Filipa Michalaka) spektakl nie wywołuje zbyt wielu emocji. Wspaniała symbolika dzieła Memlinga w warstwie teatralnej spłaszczona została do wymiaru kilku ciekawostek, komiksowej wręcz groteski i napuszonej tezy ujawnionej w finale. Bogata, warta odsłuchania w wersji koncertowej, muzyka Krzysztofa Knittla, pozostaje atutem, nie mającym w gdańskim spektaklu, niestety, konkurencji.

Spektakl

8.0
3 oceny

Sąd Ostateczny

opera / operetka

Miejsca

Spektakle

Opinie (100) ponad 10 zablokowanych

  • (1)

    Z tym opóźnieniem rozpoczęcia spektaklu, to chyba trochę przesadzają!

    • 42 41

    • Nic nie przesadzają. Strajk rządzi się swoimi prawami. Powinno zostać zupełnie odwołane przedstawienie, ale niestety większość pracowników OB zadecydowała o bardziej łagodnej formie strajku czyli o opóźnieniu przedstawienia.

      • 0 0

  • Święta prawda,cytat: (2)

    To jakieś żarty!!!!Sąąąaad to powinien się odbyć nad wszystkimi brakami w tej niby operze co nie jest operą. To nawet koło opery nie leżało. To nowy gatunek pod nazwą ,,pokaz multimedialny" albo jeszcze coś gorszego, co trąci seksizmem w tej produkcji.To tak jakby kobiety nie istniały, nie mają tu nic do roboty ,głosu też nie mają. .Bardzo mocno okrojony chór .Szczególnie w partiach tenorowych oraz sopranowych.Wszystko przykrywa warstwa orkiestry dętej,gdyby nie mikrofony dla solistów, to bym ich nie usłyszał.Co innego chór,bez mikrofonów był słyszalny.Baletowe fikołki też były fajne. Sceny zbiorowe zrobiły na mnie najlepsze wrażenie.Dobrze ,że artyści opery zaprotestowali przeciwko dyrektorowi,który ma zarzuty łamania praw pracowniczych.Popieram to. Jestem za.Uważam ,że dla tego typu traktowań nie ma miejsca w dzisiejszym nowoczesnym świecie, a szczególnie w instytucji, która tworzy kulturę. Taki dyrektor, co daje zły przykład nie jest dobrze postrzegany.Nie dostanie też nic od sponsorów , dlatego nie będzie lepszych premier, bo kto zechce dać pieniądz na jakieś pseudo opery?...... Ja nie !Sprzedanie ileś tam biletów więcej, nie daje poziomu i prestiżu, ani sukcesu nie gwarantuje.Nie ma już opery w operze, jaka była w Gdańsku do połowy ubiegłego roku.Bez urazy.To nie jest zasługa zespołów opery.To jest sprawa zarządzania oraz zgoda organizatora działalności kulturalnej na taki profil działalności ,bo takiej metropolii jak Trójmiasto, po prostu nie stać na utrzymanie zespołu operowego , prezydent miasta Gdańska nie daje pieniędzy na utrzymanie budynku.Opera, to nie jest Fabryka Cukierków,która się sama utrzyma .Chcemy mieć coś fajnego, to musimy za to płacić też fajnie.W całej recenzji nie znalazłem słowa, ile to pieniędzy kosztował ten sąd i kto ten koszt ponosi, no bo chyba nie Pan Marszałek?Myślę że to pieniądze pochodzą z naszych podatków ,które są wydawane w/g nieznanych potrzeb.Sam fakt ,że miasto Gdańsk przez 70 lat nie zbudowało nowego gmachu opery , przetrwoniło dogodne lokalizacje na budowę Nowej Opery, tylko świadczy negatywnie o byłych i dzisiejszych władzach.Czterysta sprzedawanych miejsc nie zapewni sukcesu i dodatniego bilansu ekonomicznego. Powiem nawet ,że zaprzepaszczono szanse w poprzednich latach,budując inne obiekty o mniejszym prestiżu i znaczeniu dla Gdańska.Włodarze Gdańska- do pokuty!!!.Nie zwalniajcie Polaków z pracy, bo to oni was utrzymują, a nie inne narody.Na to zgody nie ma od obywateli Gdańska. Mamy konstytucyjne prawa domagać się, od was odpowiedzialności za dobre zarządzanie dobrami społecznymi jakimi bez wątpienia jest Opera Bałtycka.Nie chcemy na spektakle operowe wyjeżdżać do innych miast. Wszak Gdańsk to jedno z największych miast na Pomorzu.Jak nie potraficie zadbać o byt Opery to oddajcie ją.Minister kultury każe zapłacić Wam stosowny odpis od naszych podatków. Z poważaniem dla Włodarzy Pomorza ,oby sobie przemyśleli moje słowa.

    • 14 3

    • niestety -racja

      bilety się nie sprzedają a wszystko trąci PRL-em ,produkcja jak ze STUDIO 2 komuszej telewizji.

      • 0 0

    • Brednie

      Związkowcy stosują mobbing wobec dyrektora i zwracają d... Nic nie wnoszą do opery poza zamieszaniem.

      • 3 5

  • (14)

    Pan Rudziński nie jest dla mnie wyznacznikiem.Widziałem i słyszałem nową jakość. Takiego spektaklu nie było od dawna w OB.To bardzo udana produkcja na każdej płaszczyźnie przypominająca najznakomitsze czasy tej sceny( Madame Curie,Gwałt na Lukrecji,Król Ubu,Czarna Maska,Salome czy Ariadna na Naxos).Mikroporty przy takiej warstwie muzycznej( elektronika,silna perkusja,gitara elektryczna i dużo kwestii mówionych,szeptanych) są nieodzowne i używa się ich na świecie we współczesnych operach.Czekam na recenzje dobrych,szanowanych w kulturze muzycznej recenzentów,czekam na merytorykę.

    • 25 30

    • Mikroporty maskują brak umiejętności (12)

      Wszystko drogi Wielbicielu, wszystko to da się osiągnąć bez mikroportów.
      Wystarczy nie iść na łatwiznę, mieć dobrych wykonawców i precyzyjnie sterować przedstawieniem.
      Ale po co, można przecież lecieć potencjometrami na konsoli.
      Tylko wstyd jest.

      • 13 5

      • Wyżej napisałem czemu zostały użyte mikroporty (11)

        • 5 3

        • Dla przykrycia braku umiejętności wykonawców (10)

          Niestety jak ktoś nie umie to nie umie, a jak ktoś nie ćwiczy, to nie umie dwa razy i to słychać.

          • 11 2

          • (9)

            To już przesada. Wykonawcy są z górnej półki, więc uzasadnij swoje zgorszenie w inny sposób

            • 6 7

            • wykonawcy z górnej półki z supermarketu (1)

              tam umieszcza się najtańsze produkty aby wzrokiem nie sięgnąć

              • 2 2

              • Tandeciarz

                • 2 0

            • zadowoleni (6)

              a nam sie podobalo wszystko. Bylismy cala rodzina i na ,,Sic itur ad deum,, -w sobote w kosciele sw. Jana i w operze baltyckiej na ,,sadzie ostatecznym,,. Odnosze wrazenie w tym naszy gdansku sa sami malkontenci. mamy wspaniale miasto, cudownych artystow, piekne wydarzenia. W obu przypadkach -i w janie i-operze baltyckiej- przezywalismy cudowne chwile uniesienia artystycznego. W obu przedstawieniach zagrali i zaspiewali wysokiej klasy wykoawcy. Sztuka jest dla wszystkich ludzi. Dla wszystkich ,,normalnych,, a nie dla wybrednych znawcow. Po co sie wyglupiac i analizowac szczegoly. Odbieramy sztuke w sposob ogolny i szanujemy naszych rodzimych artystow. Cieszymy sie ze zostali w gdansku i nnigdzie nie wyjechali

              • 10 7

              • całą rodziną? akurat !

                bilety strasznie drogie więc chyba raczej "całą rodziną" nie brzmi prawdziwie

                • 3 0

              • akustyka sali? (4)

                za czasow jak spiewali prochacka,skulski, szymanski,itd..akustyka nie sprawiala nikomu problemu. wszyscy spiewali bez naglosnienia.

                • 15 1

              • Ale zestawienie

                Skulski i ta dwójka ,przecież to nie ta liga.

                • 9 2

              • Teraz tez potrafią dobrze śpiewać. (1)

                Chorzysci pracujacy od lat nie potrzebują naglosnienia, chyba nowi maja z tym problem. Proszę nie wkładać wszystkich do jednego worka.

                • 13 4

              • prawda

                • 7 1

              • wreszcie ktos zadowolony. Nie wiem czy pan F.Skulski jeszcze spiewa, ale pana Jacka Szymanskiego mozna niekiedy uslyszec i zobaczyc rowniez w Gdansku

                • 9 2

    • To nie wystawiąć w operze

      lecz np w Centrum Św. Jana takie projekcje audio-wizualne.

      • 2 6

  • Klapa

    Czlowiek przyzwyczaja sie do Scarlattiego, Mozarta, Salieriego, Donizettiego i tak dalej, a potem idzie na... Knittla. Porażka.

    Choć Hitler i Stalin w tle bardzo zabawni.

    • 3 1

  • Wszystkie (2)

    akcje protestacyjne od wielu lat, są dziełem ludzi bez pomysłu .
    W tym nie pomoże rozpychanie się łokciami, pomysł się ma, albo się nie ma.
    Inicjatorzy serwują nam wygłupy a nie protesty,każda następna akcja to większy idiotyzm.
    A to wydłużanie przerw przed przedstawieniem,powinno trafić do księgi rekordów głupoty.
    Publiczność na pewno przestanie przychodzić na przedstawienia, trudno płacić za drogi bilet
    i być narażonym na nieprzyjemne sytuacje.
    Dlatego apeluję do władz, aby podjęły zdecydowane kroki, w celu położenia kresu tej anarchii .

    • 5 4

    • to pewnie wpis samego p.dyrektora wściekłego ,że kiepsko wypadł w debacie o OB w TVP3 (1)

      i nie znalazł tam nikogo kto poparłby jego tezy.Dlatego apeluję do władz,aby podjęły zdecydowane kroki ,w celu położenia kresu tej kłamliwej i beznadziejnej władzy w OB.

      • 6 2

      • A ja nie chcę kłamliwych związków zawodowych, które nie są obiektywne.

        • 1 4

  • Bylam, zobaczylam, rozczarowalam sie (UWAGA SPOILERY)

    Bylam na tej operze w piatek 10 listopada i strasznie sie rozczarowalam. Moim zdaniem potworna klapa. Ale od poczatku.
    Zaczelo sie 20-to minutowym opoznieniem i jestem w stanie to zrozumiec. Wyszedl dyrektor, wyszli przedstawiciele bodajze zwiazku zawodowego, przeprosili za utrudnienia, wyjasnili po co to. Wszystko super.
    Zaczelo sie przedstawienie.
    O ile sam pomysl jest fajny, to muzyka, ktora powinna byc najwazniejsza w spektaklu operowym byla okropnie monotonna i nudna, jakby wykonawcy spiewali wciaz te sama nute. W pierwszym akcie byly doslownie trzy miejsca, w ktorych utwor zdawal sie rozpedzac w jakas arie, ale juz po chwili to znikalo i znow brzmiala monotonia. Muzyka napisana dla orkiestry byla bardziej zajmujaca, pojawialy sie rzeczywiscie interesujace kontrasty miedzy instrumentami tradycyjnymi, a brzmieniami elektronicznymi. Bardzo podobalo mi sie rowniez uzycie kontratenora w roli bankiera Portinari (chociaz gdy wyszedl na scene wygladal raczej jak Adam Mickiewicz, niz wloch). Mocno podkreslalo to kontrast miedzy 15-wieczna Italia, a Niderlandami.
    W drugim akcie za to pojawil sie interesujacy element dekoracji, a mianowicie zywi aktorzy. Na wielkiej scianie ustawionej w glebi sceny siedzieli (tak jak napisano w artykule) m.in. Stalin, Hitler i Napoleon. Gdy zobaczylam jak dyktatorzy graja w karty, czy wznosza braterskie toasty, przestalam juz sluchac co jest spiewane, a skupilam sie tylko i wylacznie na akcji w tle. Szczerze mowiac, to oddychalam z ulga, gdy milknal spiew i pojawialy sie normalne, mowione kwestie. Oczywiscie nie jest to wina spiewakow, ktorzy radzili sobie z rolami, a raczej kompozytora.
    Jesli idzie o choreografie, nie przeszkadzala mi zbytnio, mimo, ze nie jestem amatorka baletu. Mozna powiedziec nawet, ze jako tako komponowala sie ze spektaklem.
    Pod wzgledem libretta opera byla dziwaczna. Z Memlinga zrobili sadyste i okrutnika (ktorym nie twierdze, ze nie byl, bo jako zolnierz mogl); Portinarego wykreowali na intryganta, z Katarzyny (zony fundatora) zrobili dewiantke, a archaniol Michal byl kobieta :/
    Jednymi z niewielu dobrych stron byly piekne dekoracje i kostiumy.
    Podsumowujac, mimo, ze dobrze sie bawilam (z powodu obecnosci moich znajomych) to nie polecam tej opery. O wiele lepiej wypadlo "Sic itur ad Deum" wystawiane niecaly tydzien wczesniej przez artystow Teatru Otwartego w centrum sw Jana. Opowiesc o zyciu sw Wojciecha prezentuje sie, moim zdaniem, o wiele lepiej pod wzgledem muzycznym, jak i tresciowym. Jesli ktos chce milo i kulturalnie spedzic wieczor, to zdecydowanie polecilabym wybranie "Sic itur ad Deum".

    • 4 3

  • skoro taki dobry to dlaczego pustki na widowni? (2)

    czy ktoś z UM mógłby wreszcie zauważyć ten mały szczegół-pustki na widowni

    • 6 1

    • (1)

      Może dlatego, że ludziom nie chce się czekać 25 min na blokujących rozpoczęcie spektaklu artystów?

      • 3 9

      • Może dlatego,że ludzie czekają na inny repertuar i przystępne ceny biletów,

        co chyba nie jest możliwe z p.Kuncem?

        • 10 2

  • Brawa dla Opery i wykonawców, realizatorów!!! (3)

    Byłam wczoraj na przedstawieniu i wyszłam zachwycona. Na pewno będę chciała jeszcze raz zobaczyć i usłyszeć to dzielo. Nic mnie nieraziło. Bardzo interesująca muzyka Knittla, piękna scenografia, ciekawa rezyseria. Jest w tym przedstawieniu głębia przesłania, wieloznaczność poruszanych tematów, dzialanie symbolami, groteską, fascynująca wizualizacja. Jest wiele wartości, ktore nadają klasę i poziom temu spektaklowi. Wcale nie raża mnie mikroporty. Są bardzo potrzebne i zrozumiale wobec intensywności muzyki elektronicznej oraz wobec melorecytacji śpiewaków. Te partie mówione, trochę śpiewane, były mocnym punktem przedstawienia, dzieki nim obcowaliśmy z materią opery-teatru. Wszyscy wykonawcy stanęli na wysokości zadania. Libretto również bylo świetne! Brawa dla Opery!!!

    • 7 11

    • zobaczysz pewnie nie raz przecież pracujesz w biurze (1)

      i piszesz to na polecenie

      • 8 4

      • A ty, co teraz robisz?

        • 0 2

    • ?????????????????

      • 0 1

  • mikrofony w operze?? (20)

    Czy ktoś wie dlaczego śpiewacy szkoleni do pracy na scenie używają mikroportów? Rozumiem, że np. artyści musicalowi nie muszą dysponować siłą głosu jak ci operowi, ale skoro nawet oni używają nagłośnienia, czy oznacza to przyszły spadek jakości wykonawców? Jak to wygląda w porównaniu z scenami wysokiej klasy, La Scali itp., ktoś się orientuje?

    • 44 5

    • aby publika tak jak ostatnio nie krzyczała"głośniej,głośniej!" ?

      • 3 3

    • (2)

      Opera Bałtycka dysponuje budynkiem, w którym akustyka występuje tylko z nazwy. Nie jest to budynek przygotowany do wystawiania jakichkolwiek dzieł operowych. Głos śpiewaka ginie w nim bezpowrotnie. Ze sceny trzeba się "drzeć" żeby było to dobrze słyszalne. Jak wówczas uzyskać przekaz emocjonalny? Na scenach takich jak La Scala akustyka jest fantastyczna i słychać tam na widowni nawet gniecioną na scenie chusteczkę. W Polsce niebywałą wręcz akustyką może pochwalić się np. sala NOSPR w Katowicach. Tam mikroporty zwyczajnie są zbędne. Pomijając fakt fatalnego przenoszenia dźwięku ze sceny na salę w OB, w operze "Sąd Ostateczny" występuje spora ilość mówionych dialogów, libretto jest w języku polskim a napisów nie ma. Tekstu zwyczajnie nie byłoby słychać. Może z tego powodu zdecydowano się zastosować wzmocnienie głosu. Nie jest to przypadek odosobniony. W wielkich europejskich teatrach często korzysta się z podobnych zdobyczy techniki, a w większości oper na świecie dookoła sceny znajdują się ukryte dla widowni mikrofony pojemnościowe, które w razie potrzeby wykorzystuje się do wzmacniania głosu solistów.

      • 2 5

      • bzdura- a warszawkę Weissa było

        słychać doskonale !

        • 5 1

      • No i fajnie

        A więc mikroporty okazały się konieczne. Brawo dyrektor

        • 0 3

    • śpiewamy po cichu

      bo strajkujem , gardeł żdzierać za grosze nie będziem

      • 3 3

    • Mikroporty były używane że względu na muzykę elektroniczną Pana Knittla (12)

      orkiestra również była dogłośniona. Co nie zmiena faktu że nieciekawie się sluchało solistów :-/

      • 12 1

      • ale dlaczego niby? istnieje cos takiego jak konsola, operator/muzyk nie potrafi dostosować (8)

        głosności?

        no chyba ze jest głuchy, jak wiekszość piosenkarzy/muzyków spoza muzyki klasycznej

        • 6 0

        • zapomniałem o istotnym słowie: "GŁOŚNĄ muzykę elektroniczną Pana Knittla" (7)

          a czemu tak jest ustawiona, to chyba Pytanie do samego kompozytora

          • 5 1

          • (6)

            Warsztat, warsztat, warsztat. Kompozytorzy nie maja elementarnego wyksztalcenia muzycznego przeznaczonego dla kompozytorow. Znajomosc skali poszczegolnych instrumentow, skali glosu wokalistow-to nie wszystko. Nie wszystko dlatego ze jest cos takiego jak ,,optymalne i wygodne brzmienie,, -tak dla samego wykonawcy ale tez dla odbiorcy. Poza tym laczenie glosow tez jest wazne oprocz harmonii i to niekoniecznie klasycznej.

            • 7 0

            • (5)

              Estetyka brzmienia utworu

              • 4 0

              • Melomanka (4)

                Niedawno bylam na przedstawieniu ,,Sic itur ad Deum,,-wspolczesna opera o sw. Wojciechu. Cudowne przedstawienie, ktore zawieralo wszystko powinna posiadac wspolczesna opera. Cudowne brzmienia muzyczne, drapiezna momentami harmonia, ale przede wszystkim wspaniali wykonawcy ktorzy zmierzyli sie z materia wspolczesnosci. To byl wielki sukces Teatru Otwartego i realizatorow. Opera Baltycka ma rowniez potencjal ale przez jej organizatorow -zaprzepaszcza te mozliwisci.

                • 11 7

              • muzyka wspolczesna (3)

                ...ma swoje prawa, ale trzeba fachowcow, ktorych brakuje. ,,Wojciech,, to wykorzystal, a ,,Sad ostateczny,,- nie w pelni zrealizowal potencjal ludzi...

                • 5 0

              • (2)

                Text pana redaktora swietnie napisany ale nie ujmuje zasadniczego problemu ktory nazywa sie recenzja

                • 6 2

              • (1)

                Vox populistyczna jest również cenny

                • 2 0

              • Populi

                • 2 0

      • (2)

        TAK-pan redaktor opisujacy spektakl NIE JEST WYZNACZNIKIEM. Prawdziwi recenzenci skonczyli sie na takich nazwiskach jak Waldorff czy w Gdansku-Obniska. To co napisal szanowny pan-jest to tylko sprawozdanie. Recenzja opisuje fakty danego przedstawienia. Ogolniki opisujace lepsza lub gorsza muzyke, ewentualnie libretto to nie wszystko. Prawdziwa recenzja zawiera-oprocz opisu tresci, oceny lepszej czy gorszej muzyki lub libretta-rowniez fakty takie jak spiewa chor(czysto lub brudno, krzywo czy prosto), jak spiewaja solisci(brzmiaco lub-nie, ladnie lub brzydko, czysto,lub krzywo itp...) Jezeli w danej materii spektaklu sa braki warsztatowe realizatorow-to jednak -tych najbardziej zapracowanych nalezy podkreslic w jakis sposob optymistyczny zachecajac ich samych ale tez melomanow aby zechcieli z ewentualnymi trudnosciami danego ,,dziela,, - nadal sie zmierzac... Opis historyczny lub enigmatyczna ocena spektaklu nie jest recenzja. To gnebienie ZESPOLOW Opery. recenzent powinien tez wiedziec ze nadeszly trudne czasy dla operowego gdanska i w sposob (niekoniecznie polubowny) elegancki powinien napisac o zaslugach kazdego zapracowanego czlowieka teatru operowego. Nie widzialem spektaklu ale trzymam kciuki za wszystkich ARTYSTOW ktorzy borykaja sie z trudnymi problemami; i wszystko jedno czy to dobre czy-zle przedstawienie nalezy miec swiadomosc ze ta OPERA sie konczy. A co z ludzmi?

        • 18 5

        • (1)

          mikroporty w operze to jakas chora wspolczesna sytuacja. czegos takiego nigy nie bylo

          • 16 1

          • współczesna opera - współczesne środki

            • 1 8

    • co prawda jakiś czas temu bywałem w La Scala ale wtedy nikt nie używał mikrofonów

      • 13 0

    • Mikrofony to porażka

      Wszystko psuły. WSZYSTKO.Czasami nie było wiadomo kto śpiewa. I wszystko w lewego głośnika, żadnej głębi, dynamiki. Gdy Mikolajczyk wsiadł przy rozwijani bandaży -szarf mikrofon to byla to chwila prawdziwej sztuki

      • 18 2

  • Napewno nie jedna opinie tu pisał,ale takimi uogolnieniami bym nie szarżował

    • 3 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Ile metrów pod ziemią znajduje się wystawa główna w Muzeum II Wojny Światowej?

 

Najczęściej czytane