- 1 Plenerowy koncert PG ściągnął tłumy (106 opinii)
- 2 Kabaret Starszych Panów na Scenie Letniej (11 opinii)
- 3 Ponad 200 książek trafi na bruk (69 opinii)
- 4 Koncertowe 10 lat Teatru Komedii Valldall (57 opinii)
- 5 Festiwal Dwa Teatry już w weekend (38 opinii)
- 6 Nowa galeria sztuki w Bankowcu w Gdyni (18 opinii)
Capuletti i Montecchi w rękach faszystów
Co mają wspólnego włoscy faszyści z parą najsłynniejszych kochanków w historii? Jacek Głomb z Teatrem im. Modrzejewskiej w Legnicy dramat "Romeo i Julia" odczytał bardzo oryginalnie. Akcję przeniósł w czasy kiełkującego we Włoszech faszyzmu.
Reżyser Jacek Głomb wspólnie z autorem scenariusza, Krzysztofem Kopką z dramatu Szekspira ocalili podstawową nić fabularną, rezygnując z niemal wszystkich wątków pobocznych, a wypowiadane ze sceny słowa ograniczyli do niezbędnego minimum. Więcej wydarza się w gestach i zachowaniu bohaterów, którzy swobodnie poruszają się w wymownej scenografii Małgorzaty Bulandy, przenoszącej akcję w lata 20-te minionego wieku, do typowego włoskiego miasteczka, z charakterystycznymi niskimi włoskimi okiennicami, wywieszonym gdzie się da praniem i licznymi dewocjonaliami.
W tym bogoojczyźnianym środowisku oglądamy przekrój społeczny ówczesnych Włoch, od możnych (księżna), przez bogatych mieszczan (Capuletti, Montecchi), po zwykłych ludzi (Tybald). Ginie gdzieś prawdopodobieństwo, nie ma też konsekwencji dramaturgicznej. Niektórzy bohaterowie poddani zostają odważnej reinterpretacji.
Sama Julia (Magda Skiba) nie przypomina zwiewnej, eterycznej kochanki Romea, utrwalonej na setkach malowideł. Poznajemy ją jako zbuntowaną, kompletnie pozbawioną seksapilu nastolatkę. Głomb podkreśla to podczas balu u Capulettich, przebierając ją za mężczyznę. Inaczej Romeo (Robert Cieluch). Ten pozbawiony wyrazu i męskości chłopak na balu występuje w damskich ciuszkach. Na tym właściwie kończą się pomysły reżyserskie na parę szekspirowskich kochanków. Romeo i Julia po chwili wracają do tradycyjnych ról, ale bardzo mocno okrojony tekst wymusza gigantyczne uproszczenia także w psychologii postaci, ze szkodą dla obojga. Ich miłość jest papierowa.
Najciekawszą postacią "Kochanków z Werony" jest jednak Parys (Paweł Palcat) - adorator Julii, kupujący właściwie dziewczynę od Capulettiego, kreowanego na tyrana i despotę. Parys to wyrachowany, zimny drań (dopisaną mu przez Kopkę w scenariuszu kochankę Violę traktuje jak śmiecia), nieprzypadkowo paradujący w czarnej koszuli, w obliczu śmierci Julii głęboko rozpacza, co kompletnie przeczy wcześniejszemu i późniejszemu jego postępowaniu. To zresztą jedna z licznych reżyserskich niekonsekwencji - Romeo w czasie wygnania z Werony znajduje pocieszenie w ramionach swojej byłej kochanki, Rosaliny. Dlaczego? Bo spektakl nie jest tragedią romantyczną a przeżartym złem tego świata dramatem budowy faszystowskich Włoch, z towarzyszącym temu upadkiem moralności.
Tylko czemu w momentach dramatycznych aktorzy popadają w straszliwy patos? Krzyki nad grobami zmarłych są manierycznie przerysowane, wręcz groteskowe. Z kolei w zakończeniu, gdy dwoje bohaterów ginie od strzału w głowę, bardzo dosłowne przedstawiony zostaje nowy, faszystowski porządek świata (również w formie projekcji filmowej). Staje się on jednak nieznośną karykaturą samego siebie, bowiem został sztucznie przyszyty do właściwej tkanki spektaklu, czyli intrygi szekspirowskiej.
Bardzo ciekawy zamysł uaktualnienia tekstu Szekspira i wpisania go w nurt wczesnego stadium faszyzmu, okazał się pomysłem tyle odważnym, co ryzykownym. Brakuje konsekwencji, momentów wstrzymania akcji, które - jak przekomarzanie się tytułowych bohaterów, który ptak właśnie śpiewa - ożywiłby senną atmosferę spektaklu.
Nie sposób odmówić reżyserowi autorskiej próby interpretacji sztuki Szekspira. Tyle, że do opowiedzenia o faszyzmie znacznie lepiej nadają się inne teksty stratfordczyka - np. "Makbet", "Król Lear", "Miarka za miarkę". Wpisanie tragedii dwojga kochanków w tragedię narodową wydaje się przesadą. Poprawne aktorsko, odważne przestawienie "Kochanków z Werony" z tak dalece posuniętą trawestacją mitu romantycznych kochanków zwyczajnie sobie nie radzi.
Spektakl
Kochankowie z Werony
Miejsca
Spektakle
Opinie (16) 3 zablokowane
-
2011-05-08 06:14
A współczesnym faszystą wiadomo kto jest. Ten, kto nie ma prenumeraty Gaz Wyb
i nie smieje sie z dowcipow Szimka i Kuby w zaprzyjaznionej stacji telewizyjnej.
- 13 1
-
2011-05-08 12:38
dlaczego gina posty
zydzi sie przebieraja juz od wojny w cierpiacych inaczej niz zwykli ludzie
- 5 3
-
2011-05-08 15:27
(4)
jak widać
nawet Szekspira można zmieszać z błotem
i wykorzystać do walki ideologicznej
i jakże "odważnych" ataków na rodzinę i tradycjne wartości rodzinne
jakże to typowe dla ludzi małych nie potrafiących nawet zbliżyć się do talentu nieśmiertelnego dramaturga
o ileż łatwiej założyć facetowi różowe majtki a babę ogolić na zero i mówić że to postęp i walka z "wykluczeniem"
tak na marginesie "gratuluję" autorowi użycia cudnego słowa "bogoojczyzniane" zawsze to dobrze wiedziedzieć z czym się kto identyfikuje i jakie wartości wspiera bądz neguje - coś mi się tu kojarzy z pewnym programem telewizyjnym...- 7 3
-
2011-05-08 22:50
to jest najlepsze (3)
"Reżyser stara się uświadomić, że jego spektakl nie jest tragedią romantyczną a przeżartym złem tego świata dramatem budowy faszystowskich Włoch z towarzyszącym temu upadkiem moralności' :)))))
reżyser nie ma pojęcia o moralności a już na 100% nie ma matury z historii. Niech wróci do szkoły i poczyta jak wyglądały Włochy "faszystowskie" warto też porównać tamte Włochy z dzisiejszym światem zachodnim czy też nawet z Polską- 5 1
-
2011-05-09 06:24
Historyk (2)
Tak się składa, że reżyser skończył historię, więc chyba ktoś się tu za bardzo mądrzy...
- 1 4
-
2011-05-09 09:16
(1)
Pewien Wielki Straznik Zyrandola tez skonczyl historie, a mimo to kompromituje sie stwierdzeniami, iz Konstytucja 3 maja byla druga konstytucja w Europie.
O "liberum veto" nie wspomne...- 2 1
-
2011-05-09 22:13
Co tak pyszczycie?
Przecież i tak do teatru nie chodzicie.
- 2 1
-
2011-05-08 15:27
(3)
jak widać
nawet Szekspira można zmieszać z błotem
i wykorzystać do walki ideologicznej
i jakże "odważnych" ataków na rodzinę i tradycjne wartości rodzinne
jakże to typowe dla ludzi małych nie potrafiących nawet zbliżyć się do talentu nieśmiertelnego dramaturga
o ileż łatwiej założyć facetowi różowe majtki a babę ogolić na zero i mówić że to postęp i walka z "wykluczeniem"
tak na marginesie "gratuluję" autorowi użycia cudnego słowa "bogoojczyzniane" zawsze to dobrze wiedziedzieć z czym się kto identyfikuje i jakie wartości wspiera bądz neguje - coś mi się tu kojarzy z pewnym programem telewizyjnym...- 7 2
-
2011-05-08 23:02
nie widziałam spektaklu (2)
ale słowo "bogojczyźniany" to normalne słowo, należące do języka polskiego nie od dziś. Nie rozumiem uprzedzeń Rejtana.
- 2 2
-
2011-05-09 00:46
(1)
ale dzisiaj jeśli ktoś hołduje wartościom takim jak Bóg, Honor i Ojczyzna, to znaczy, że jest wstecz myślący, ciemny, wieśniak po prostu; nowoczesny w tym sensie jest ten z różowymi gaciami i łysa baba - wyraziciele nowoczesności, a w zasadzie Nowi Ludzie,
o to zapewne chodziło Rejtanowi. i ma tutaj pełną rację- 2 1
-
2011-05-10 22:13
Bo jest
- 0 0
-
2011-05-09 00:12
tak to juz jest
gdy ideologia wdziera sie na scene i udaje sztuke
- 6 0
-
2011-05-09 01:20
A może tak..
.. Romcia i Julcia jako ponadczsowa miłość dwóch lesbijek w zapyziałym propisowskim grajdole?
Oskara z tego pewnie nie będzie, ale "Kosher Zeitung" na pewno będzie sie rozpływać nad "nowatorskim spojrzeniem" i "bezkompromisowością"
A i dotacje unijne pewnie się znajdą :)- 5 0
-
2011-05-09 11:59
strzały (1)
panie recenzencie, tylko Julia strzeliła sobie w głowę, Romeo wypił truciznę-dorobił pan historię do ideologii
- 3 1
-
2011-05-09 13:13
hmmm
tu chyba raczej chodzi o ojca Laurentego...
- 1 1
-
2011-05-09 21:46
konsternacja
niestety muszę zgodzić się z recenzentem, historię Romea i Julii znam doskonale a oglądając ten spektakl wielokrotnie się gubiłam. Tekst Szekspira okrojony do niezbędnego minimum, aby widz domyślił się o jaką sztukę chodzi. Myślę że gdy bierze się na warsztat klasykę o takiej wadze, to albo powinno się wiernie oddać tekst, albo wystąpić z interpretacją która broniłaby się w jakimś szerszym kontekście, konsekwentnie przeprowadzonym od początku do końca. Tutaj tego brakowało. Całemu spektaklowi brakowało napięcia, cała akcja poszarpana, równa bez tak potrzebnych w każdej sztuce jakichś momentów przełomowych, zwrotów akcji, czegokolwiek co sprawi że siedzący na przedstawieniu widz nie będzie chciał wyjść. A mnie się niestety chciało. Pomimo wtrącanych akcentów komediowych, które odrobinę ożywiały tę dziwną adaptację. Szkoda
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.