- 1 Co robić w długi weekend w mieście? (39 opinii)
- 2 Maj miesiącem festiwali (2 opinie)
- 3 Orzechowski: Szukam dziur w rzeczywistości (13 opinii)
- 4 Komiksy, polityka i SF. Lektury na wiosnę (18 opinii)
- 5 Tysiące osób odwiedziło Twierdzę Wisłoujście (69 opinii)
- 6 To niesamowite znalezisko ma... 600 lat (17 opinii)
Najnowsza premiera gdyńskiej sceny dramatycznej jest trzecią próbą zmierzenia się z wielką literaturą na scenie Teatru Miejskiego. I po raz trzeci pozostaje żal, że świetny materiał literacki nie został wykorzystany.
"Tramwaj zwany pożądaniem" Tennessee Williamsa należy do kanonu najważniejszych dramatów ubiegłego wieku i jak ulał pasuje do wizji dyrektora teatru Ingmara Villqista, by przybliżać widzom prawdziwe perełki literatury światowej. Niestety reżyser przedstawienia Piotr Kruszczyński zrobił wiele, by nie wykorzystać potencjału sztuki Williamsa, w czym dzielnie sekundują mu aktorzy Teatru Miejskiego.
Blanche DuBois przyjeżdża do siostry tramwajem o nazwie "Pożądanie" niemal wprost na scenę - zanim na nią wejdzie, widzimy w parominutowej projekcji jak wysiada z tramwaju. Biel i ekskluzywny, rewiowy charakter jej ubrań ostro kontrastują z długą przyczepą kempingową w jakiej mieszka siostra Blanche - Stella i jej mąż Stanley Kowalski. Witająca od lat niewidzianą siostrę Stella nie wie, że właśnie wprasza się do jej domu rozkapryszona i niezrównoważona psychicznie awanturnica, która w krótkim czasie zmieni życie państwa Kowalskich w koszmar.
Realia Ameryki lat 50-tych reżyser przeniósł do dzisiejszych czasów, odświeżając nieco tekst sztuki Williamsa. Stanley z kumplami - Mitchem i Stevem - nie spotyka się więc po to, by pograć w pokera, a w gry komputerowe, zaznaczone za pomocą joysticków i retuszy w tekście. Małostkowe, prymitywne życie pochodzącego z Polski Stanleya, wpisuje się raczej w sposób życia dzisiejszej młodzieży zarobkowej w Wielkiej Brytanii, jednak reżyser nie dostrzega tych zależności. Koncentruje się na tym, by dramat pasował do "nowych" czasów - wplata do sztuki Williamsa takie dodatki jak np. "rusz tę wielką dupę". Zabiegi te wystarczają jednak tylko na powierzchowne odświeżenie tekstu, który mentalnie tkwi w połowie ubiegłego wieku.
Scenografia (Piotr Kruszczyński) przypominająca dom z "Urodzin Stanleya", nasuwa skojarzenia z dostojnymi sztukami warszawskiego Ateneum. Wyróżniają się szyny znane z produkcji Sceny Letniej (np. z "Procesu" w reż. Waldemara Śmigasiewicza), po których wjeżdżają elementy scenografii, odpowiadające za wnętrze domu Kowalskich. A w nim władać ma nieokrzesany, brutalny Stanley, jednak do tej roli Kruszczyński wybrał sympatycznego, niepozornego chłopca o cukierkowej buzi - występujący gościnnie Jarosław Sacharski, budując swoją postać zgodnie tekstem Williamsa jest więc z góry skazany na niepowodzenie. W tej sytuacji nachalnie "gwiazdorząca", emfatyczna Beata Buczek-Żarnecka jako Blanche nie ma na scenie żadnej przeciwwagi. Na ich tle całkiem nieźle wypada cicha i spokojna Stella (Katarzyna Bieniek) - wyrozumiała, pogodzona ze swoim losem żona i kochająca siostra.
Zagadką jest dla mnie próba wżenienia w spektakl dusznego klimatu filmów Davida Lyncha, z popisowym utworem "Mulholland Drive", czyli "Llorando", które w "Tramwaju..." wykonuje sąsiadka Stelli i Stanleya - Inez (Dorota Lulka). Lynchowski świat świetnie przecież współgrający z sytuacją Blanche, reżyser podkreśla przyciemnionym światłem i specjalnie podświetlonym wentylatorem, który tworzy złudzenie zaciemnionego słońca, w określonych momentach pulsującego złowieszczo. Więcej recept na Lyncha Kruszczyński niestety nie ma.
Z prawdziwym żalem oglądam kolejne premiery Teatru Miejskiego. Nie udało się Barbarze Sass zachwycić dziełem Harolda Pintera - "Urodzinami Stanleya", a kuriozalny "Woyzeck" Georga Büchnera w reżyserii Katarzyny Deszcz bardziej zniechęca niż zachęca do "przygody z klasyką". Cieszący się w kraju uznaniem Piotr Kruszczyński miał wraz z nastaniem nowego sezonu odwrócić złą passę Miejskiego. Jednak miałki, pozbawiony rytmu, wypreparowany z emocji, pełen niekonsekwencji i bardzo słabej gry aktorskiej "Tramwaj zwany pożądaniem" trzeba usytuować po stronie dwóch wcześniej wymienionych.
Może następnym razem się uda?
Miejsca
Spektakle
Opinie (12) 1 zablokowana
-
2009-10-13 22:46
Totalne rozczarowanie!!!
Profesjonalni aktorzy Teatru Miejskiego grają w sposób dla mnie niewiarygodny i przesadzony, a czesem "wątpliwy"- ślepa nie zawsze jest ślepa, kobieta w ciąży jest ociężała by po chwili lekko fruwać, a do tego niemalże wciskać swój brzuch. Tekst jest raczej recytowany z dziwną manierą niż odgrywany. Nie byłabym zawiedziona, gdyby był to teatr szkolny amatorski, ale nie jest przecież. Po spektaklu zastanawiałam się czy aby taki nie był aktorów/reżysera zamysł, żeby grać w sposób przesadzony i sztuczny, żeby pokazać, że bohaterowie są nieszczerzy- nawet jeśli tak było, było to nieczytelne. Spektakl ciągnie się, jest przesadnie długi, dość duża część mniej-więcej w środku spektaklu nic nie wnosi. Pomysł na Meksykankę podobał mi się, piosenki były jakąkolwiek odmianą od nudy i od muzyki, która była absolutnie nie dopasowana, a wręcz niektóre poważne sceny, które mogłyby stanowić mocną część spektaklu czyniła błahymi. Jedyny mały plusik za jeżdżące po torach rekwizyty i śmieszne dialogi, całkiem niezła rola amanta Blanche. Wielka udekorowana scena, na której nic się nie dzieje, a po spektaklu człowiek jest zmęczony.
- 1 1
-
2009-10-15 23:10
KOLEJNA KLAPA
Jak długo Teatrem w Gdyni będzie rządził ten nieudacznik Świerszcz. Kolejny sezon stracony. Apelujemy do władz miasta, prezydenta Szczurka o natychmiastowe zwolnienie tego grafomana. Nie róbcie z nas widzów - idiotów. W ubiegłym sezonie same gnioty. Ludzie nie chodzą do teatru. Czyżby Gdyni nie zależało na dobrym teatrze?
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.