- 1 Sztuczna inteligencja w sztuce - tak czy nie? (25 opinii)
- 2 Co robić w długi weekend w mieście? (40 opinii)
- 3 Tysiące osób odwiedziło Twierdzę Wisłoujście (70 opinii)
- 4 Orzechowski: Szukam dziur w rzeczywistości (16 opinii)
- 5 Maj miesiącem festiwali (7 opinii)
- 6 Spektakle z Trójmiasta w Teatrze Telewizji (10 opinii)
Panopticum Janusza Wiśniewskiego - recenzja "Martwych dusz" Teatru Wybrzeże
"Martwe dusze" są zaproszeniem do niezwykłego świata postaci-marionet, zbudowanego z blisko 30 aktorów Teatru Wybrzeże, z tekstów przeszło 30 autorów oraz teatru plastycznego w duchu Tadeusza Kantora.
Spektakle Wiśniewskiego dzielą krytyków i widzów. Jednych zachwyca nietypowa, doprowadzona do perfekcji forma spektakli, w których aktor jest fragmentem większej całości i gdzie każda ze scen zaskakuje dojrzałym, wręcz malarskim kształtem, jakby wyszła spod pędzla artysty opanowanego obsesją śmierci. Inni widzą tu bardziej lub mniej udane naśladownictwo Tadeusza Kantora, którego twórczość czasem w formie echa, czasem wprost, z szeregiem dosłownych cytatów ze spektakli mistrza, znajduje się w przedstawieniach Wiśniewskiego. Jeszcze innych razi język teatralny reżysera, któremu zarzuca się wtórność i powtarzanie się.
Tytułowe "Martwe dusze" reżyser potraktował jako pretekst do opowiedzenia o śmierci i piekle, na wzór "piekła" z "Boskiej Komedii" Dantego. W tym piekle znajdziemy opowieści porzuconych kochanków, zawiedzione miłości, ludzi opuszczonych, samotnych, cynicznych, chciwych i nieszczęśliwych. Znajdziemy też upersonifikowaną śmierć (kolejna bardzo dobra rola Sylwii Góry-Weber). Spektakl zbudowany jest z dziesiątków tekstów, od słów piosenki Edwarda Stachury "Jest już za późno, nie jest za późno" począwszy, przez fragmenty zaczerpnięte z twórczości m.in. Adama Mickiewicza, Williama Szekspira, Aleksandra Puszkina, Michaiła Lermontowa, Goethego, Anny Achmatowej, Sylvii Plath, Karola Wojtyły, po pieśni żałobne nieznanego autorstwa. To rodzaj teatralnego patchworku, w którym fragmenty "Martwych dusz" Gogola stanowią raczej punkt wyjścia spektaklu.
To jednak Cziczikow (przekonujący Robert Ninkiewicz) jest bohaterem pierwszych scen, gdy pojawia się na rosyjskiej prowincji, oczekiwany i adorowany przez kobiety. Nabywa on martwe dusze rewizyjne (zmarłych chłopów, za których trzeba płacić podatek), pozbawiając przy okazji złudzeń kolejne zakochane w nim damy. Wątek Cziczikowa w pewnym momencie się rozmywa, ustępując coraz częściej postaciom wierszem (stworzonym z fragmentów dziesiątek tekstów światowej literatury) opowiadającym o swojej nieszczęśliwej doli. Z czarno-białej kolorystyki spektaklu (scenografia Janusza Wiśniewskiego to czarna przestrzeń, z pięcioma jasnymi ramami drzwi) wybija się jaskrawo ubrany Dyrektor Teatru (Krzysztof Gordon) - klaun, konferansjer, demiurg świata bohaterów.
Wielką siłą spektaklu jest delikatna, idealnie dopasowana do nastroju muzyka Jerzego Satanowskiego oraz perfekcyjnie dobrany "pod bohaterów" ruch sceniczny Emila Wesołowskiego (np. w przypadku Kopiejkina, Żołnierza Co Kona czy Cudnego Konika i Ślicznego Konika). Bardzo wysoko ocenić należy także pracę Janusza Wiśniewskiego - jego inscenizacja bliska jest pracy malarskiej, zachwyca oprawą plastyczną jak spektakle Leszka Mądzika czy Józefa Szajny. Nie wszystkie wprawdzie fragmenty wyreżyserowane są z równie dużą precyzją (bywają też słabiej zagrane przez aktorów sceny), jednak tych udanych jest znacznie więcej.
"Martwe dusze" Teatru Wybrzeże stanowią niezwykle ciekawą i ambitną próbę dotknięcia tematu śmierci. To spektakl pełen tekstu, a na swój sposób afabularny. Dopracowany w szczegółach obraz Dantejskiego "piekła" w wizji reżysera staje się prawdziwą estetyczną perełką. Jak zawsze u Wiśniewskiego czuć tu bardzo wyraźny wpływ teatru Kantora, jednak tym razem jest on nienachalny, bez cytatów. Przedstawienie zachwyca warstwą wizualną i nawet, jeśli z gogolowskimi "Martwymi duszami" nie ma tak dużo wspólnego, jak sugerują nazwy ról aktorów, to jest popisową wariacją na ich temat.
Spektakl
Martwe dusze
Miejsca
Spektakle
Opinie (44) 2 zablokowane
-
2016-04-17 21:32
Dezorientacja kota
Czy dezorientowali państwo ostatnio swego kota? - Spytał weterynarz-
- Obawiam się, że nigdy go nie dezorienotowaliśmy - powiedziała właścicielka tonąc we łzach
- Cóż, polecę państwu specjalistów, ale obawiam się..... że może już być za późno! - powiedział weterynarz grobowym głosem.
Tak właśnie zaczyna się pamiętny skecz Latającego cyrku Monty Pythona "Confuse-a-cat" - i takie powinno być wejście do spektaktlu "Martwe Dusze". To, co dzieje się na scenie to czysta grotreska i nonsens. Nonsens to dobre określenie, bo próba ogarnięcia całości mija się z celem.
Muzyka, scenografia, gra aktorska - i oczywiście charakteryzacja - jest wprost rewelacyjna. Tylko nie ma to sensu. Jest kilka powracających wątków, ale nijak się ze sobą nie sklejają, oprócz banalnego vanitas vanitatum et omnia vanitas. A już zupełnie nie widać w tym Gogola. Niestety - forma świetna, treść gorzej. Gdyby całość była krótsza - była by genialna. Gdyby miała sens -w znaczeniu głębokiego powiązania ze sobą różnych historii, choćby i poprzez oryginalne wątki Martwych Dusz, lub inny sprytny sposób, ale umieszczający fabułę za szeregiem scen - ponownie, byłoby genialnie. Tak jak jest, jest pretensjonalnie. To farsa przebrana za dramat, nie odwrotnie. Rozumiem ulgę po opadnięciu kurtyny - gdyby kontynuować w tym stylu jeszcze 1.5h, to byłoby nieznośne. Tak - było ciekawe, i mimo wszystko zabawne.
Po tym spektaklu jestem jak ten kot ze skeczu - zdezorientowany.
Ale cóż - jako temat do rozmowy na przyjęciach (vide zespół Iwona) - ten spektakl jest wręcz nieoceniony!- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.