• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Chcieliśmy pokazać, że jesteśmy coś warci - więźniowie zagrali "Czekając na Godota" w Zakładzie Karnym

Łukasz Rudziński
2 lutego 2013 (artykuł sprzed 11 lat) 
W spektaklu wystąpiło dziewięciu więźniów. Niektórzy mieli dość trudne zadania aktorskie. Np. Sebastian (po prawej) w roli Lucky`ego - sługi i ofiary Pozzo - przez większość czasu gra bez słów. W spektaklu wystąpiło dziewięciu więźniów. Niektórzy mieli dość trudne zadania aktorskie. Np. Sebastian (po prawej) w roli Lucky`ego - sługi i ofiary Pozzo - przez większość czasu gra bez słów.

Sztuka w Zakładzie Karnym w Gdańsku-Przeróbce pojawia się (gościnnie) od pewnego czasu - raz jest to koncert, innym razem spektakl. Pierwszy raz jednak to więźniowie przygotowali przedstawienie dla swoich współwięźniów. "Czekając na Godota" pokazane w piątek 1 lutego więźniom i zaproszonym gościom to projekt niezwykły. Dlaczego?



Zawsze trzeba dawać ludziom szansę, nie odrzucać tylko dlatego, że tu jesteśmy. Chcieliśmy pokazać, że naprawdę jesteśmy coś warci - powiedział nam mający już doświadczenie w więziennych projektach teatralnych Jarosław. Zawsze trzeba dawać ludziom szansę, nie odrzucać tylko dlatego, że tu jesteśmy. Chcieliśmy pokazać, że naprawdę jesteśmy coś warci - powiedział nam mający już doświadczenie w więziennych projektach teatralnych Jarosław.
Liderem na scenie był Piotr (na pierwszym planie), który nie tylko zapamiętał najwięcej tekstu, ale też okazał się prawdziwym talentem aktorskim. Liderem na scenie był Piotr (na pierwszym planie), który nie tylko zapamiętał najwięcej tekstu, ale też okazał się prawdziwym talentem aktorskim.
Przedstawienie odbyło się na terenie Zakładu Karnego w Gdańsku-Przeróbce. Niestety nie ma możliwości by pokazać je poza murami więzienia. Przedstawienie odbyło się na terenie Zakładu Karnego w Gdańsku-Przeróbce. Niestety nie ma możliwości by pokazać je poza murami więzienia.
Więźniowie odsiadujący niewielkie wyroki mogli wziąć udział w trzymiesięcznych warsztatach połączonych z prezentacją spektaklu w świetlicy Zakładu Karnego przy Siennickiej 23 zobacz na mapie Gdańska z powodu pracy magisterskiej Małgorzaty Polakowskiej, pomysłodawczyni i koordynatorki projektu.

- Zawsze chciałam łączyć teatr i pracę społeczną. Możliwość, by zrealizować warsztaty teatralne w więzieniu, była dokładnie tym, o czym marzyłem - tłumaczy Małgorzata Polakowska. - Sama realizacja spektaklu okazała się ważniejsza, a zasięg projektu znacznie przekroczył początkowe plany. Myślałam, że ograniczę się do napisania pracy magisterskiej zaproszę wykładowców i na tym się skończy. Jednak byłam tak dumna z tego projektu, a panowie robili takie postępy, że postanowiłam opowiedzieć o tym światu i nagłośnić tę sprawę w mediach. Efekt artystyczny jest drugorzędny, ważniejszy jest sam proces i to, co ten projekt dał panom, którzy zdecydowali się wziąć w nim udział.

Do gry w "Czekając na Godota" Samuela Becketta zgłosiło się w sumie 15 chętnych. Ostatecznie przed widownią, składającą się z 80 więźniów i około 20-osobowej grupy zaproszonych gości wystąpiło dziewięciu odważnych.

- Nigdy nie miałem po drodze z teatrem. Przyszedłem tu dla zabicia czasu. Trzy miesiące zleciały, więc jestem zadowolony. Przed samym spektaklem był lekki paraliż. Każdy ma tu do siebie szacunek. Przyszli nas dziś oglądać ci, którzy byli ciekawi jak to wygląda. Każdy się mógł się z tym zmierzyć. Zostali najtwardsi - przyznaje Robert, wcielający się w postać Vladimira, jednego z dwóch głównych bohaterów dramatu.

Jak reagujesz na wieść, że osoba z którą rozmawiasz, siedziała w więzieniu?

Prawdziwym liderem zespołu okazał się inny Vladimir (kwestie dwóch głównych bohaterów odgrywało po trzech więźniów). Piotr miał do opanowania najwięcej tekstu, ale jako jeden z niewielu mówił go z pamięci, dyrygując przy tym poczynaniami kolegów.

- Przyszedłem z ciekawości, ale potem człowiek się jednak wczuwa. Z zapamiętywaniem tekstu nie ma problemu, ale w więzieniu trudno jest się skupić, więc trzeba było uczyć się wieczorami, gdy robi się cicho, jak wszyscy śpią - tłumaczy Piotr, który momentami bardziej niż kompletnego amatora przypominał na scenie doświadczonego aktora. - Na scenie bardziej się myśli o tym, żeby wszystko się udało, niż o tym, kto nas ogląda. Wiadomo, że jakby coś nie wyszło, to będzie potem na ten temat mowa, ale chodzi o to, żeby zrobić swoje.

Nieco innego zdania jest grający Estragona (towarzysza niedoli Vladimira) Jarosław, który kilka miesięcy temu wziął udział w innym projekcie - "Szekspir: produkt czasowo niedostępny", prezentowanym na Uniwersytecie Gdańskim.

- Jesteśmy w zakładzie karnym tylko fizycznie, myślimy co się dzieje w domu, z rodziną, myślimy o pracy. Tu się tak trudno czegoś nauczyć, nie idzie tego opisać. Można czytać książkę, ale pamięta się tylko krótkie fragmenty. My tak naprawdę nawet się nie znamy, ewentualnie tylko z widzenia, bo jesteśmy z różnych pawilonów. Każdy robi coś innego, więc zgrać się i odnaleźć się w roli to duże wyzwanie. Grałem Estragona, który prosi o kości, potem ogryza je. To jest upodlające, w realnym świecie czegoś takiego bym nie zrobił - uważa Jarosław. - Chcieliśmy jednak pokazać chłopakom, że na coś nas stać. Na zewnątrz myślą, że jak ktoś siedzi w więzieniu to jest kryminalistą i jest skończony. Zawsze trzeba dawać ludziom szansę, nie odrzucać tylko dlatego, że tu jesteśmy. Chcieliśmy pokazać, że naprawdę jesteśmy coś warci.

Więźniowie grali z dużym zaangażowaniem. Potrafili utrzymać koncentrację specyficznej przecież widowni od pierwszej do ostatniej kwestii i zebrali od niej zasłużone owacje po spektaklu. Nawet, jak w trakcie występu zapominali tekstu i sami go sobie podpowiadali, na widowni było cicho. Sama historia - oczekiwanie na Godota, który nie nadchodzi, przeżywanie kolejnych dni w nadziei na jego przyjście - i relacje między bohaterami wyraźnie wpisały się w realia więzienne. Słowa jednego z bohaterów: "tu jest przecież całkiem przyjemnie" skwitowano gromkim śmiechem i brawami.

- Wydaje mi się, że będąc zamkniętymi w celach my tutaj też szukamy Godota - mówi Sebastian, który w spektaklu był Luckym, stłamszonym i podporządkowanym brutalnemu Pozzo. - Chodziłem często na Scenę Letnią w Orłowie, ale jako aktor wystąpiłem po raz pierwszy. Musiałem chyba trafić do więzienia by zagrać w teatrze i to jest najciekawsze doświadczenie z całego mojego pobytu tutaj.

Nad kształtem artystycznych przedsięwzięcia czuwała Ida Bocian.

- Początkowo panowie dużo popisywali się między sobą, długo czytaliśmy i rozmawialiśmy o tekście. Później niektórzy chłopcy się śmiali, że była to dla nich najdłuższa lektura w życiu. Wielu przyznawało się otwarcie, że nigdy nie byli w teatrze. Było wiele śmiechu, czasem potrzebowaliśmy więcej dyscypliny, ale nie bałam się pracy z nimi. Zobaczyłam w nich po prostu fajnych chłopaków - przyznaje Ida Bocian, reżyserka spektaklu.

Jak zgodnie podkreślają realizatorzy skromnego inscenizacyjnie projektu (spektakl opierał się na grze aktorskiej, kilku rekwizytach i kostiumach) współpraca z władzami więzienia była bardzo dobra.

- Zadaniem służby więziennej jest nie tylko izolować groźnych przestępców i zapewniać bezpieczeństwo pozostałym obywatelom, ale też dbać o aspekt resocjalizacyjny. Chęć obejrzenia "Czekając na Godota" zadeklarowało aż 120 skazanych, niestety ze względów organizacyjnych i względów bezpieczeństwa spektakl mogło zobaczyć tylko 80 z nich. Zapraszamy tu różne grupy teatralne, muzyczne, aktorów czy sportowców, aby pokazać im alternatywne sposoby spędzania czasu wolnego na wolności. Szczególnie kierujemy to do osób młodych, które często w ogóle nie miały wcześniej takich doświadczeń - mówi Robert Witkowski, rzecznik prasowy Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Gdańsku.

O tym, jak wartościowe są takie projekty, przedstawicieli służby więziennej w Gdańsku nie trzeba przekonywać.

- Jeden z występujących w spektaklu więźniów powiedział mi, że w poniedziałek rozpoczyna naukę w szkole średniej, już na wolności. Jestem przekonany, że to nie jest jedyna taka dobra decyzja. I nie tylko jego. Tak kontakt ze sztuką powinien na nich działać. I dlatego jesteśmy otwarci na współpracę z artystami i działania artystyczne - kończy Robert Witkowski.

Miejsca

Opinie (37) 2 zablokowane

  • Zacna inicjatywa Milordzie

    • 23 2

  • PIĘKNA SPRAWA

    Bardzo wzruszające.Chylę czoła...

    • 34 2

  • Są ludzie, którzy pomagając okazują więźniom miłość i szacunek

    Warto poznać opisane relacje, przykładowo przypomnieć sobie artykuł

    gdzie czytamy: "Gepard" był kiedyś groźnym przestępcą, dilerem narkotyków, handlarzem bronią, pomagał nawet wywozić młode kobiety do domów publicznych we Włoszech, dziś, ma dom, żonę, dzieci i jeździ po Polsce z wykładami przestrzegającymi przed narkotykami, alkoholem i przestępczym półświatkiem. 12 lat temu, jak sam o sobie mówi, narodził się na nowo. Od tego czasu znów jest Piotrem Stępniakiem, porządnym człowiekiem.
    Piotr Stępniak: Sprzedawałem młodym ludziom narkotyki, zajmowałem się handlem bronią, handlowałem kobietami, pomagając w przemycaniu ich do domów publicznych na Zachodzie, byłem kibolem, byłem agresywny i nienawidziłem wszystkich, nienawidziłem drugiego człowieka, do tego stopnia, że życie ludzkie było dla mnie niczym - mówi.

    Tak żył przez wiele lat - aż 20 z nich spędził w zakładach karnych. W tym czasie próbował odebrać sobie życie osiem razy - podrzynając gardło, połykając nóż. W końcu, blisko 12 lat temu, stało się coś, co zmieniło jego życie. - Byłem na spacerze, ktoś mi powiedział, że Jezus mnie kocha. Pobiłem tego człowieka, znów trafiłem do więzienia, ale te słowa ciągle pulsowały mi w głowie. Nigdy nie chodziłem do Kościoła, w moim domu to butelka była Bogiem - opowiada.

    Jednak to był początek jego przemiany. Teraz Piotr Stępniak, kiedyś "Gepard", jeden z najniebezpieczniejszych przestępców we Wrocławiu, od pięciu lat jeździ po całym kraju i spotyka się głównie z młodzieżą by mówić im o tym czym jest uzależnienie od narkotyków, jak wygląda przestępczy półświatek, jak niewiele trzeba by stoczyć się na samo dno.

    • 13 6

  • dlamnie wiezniowie byli by cos warci gdybym niemusiał ich utrzymywac! (3)

    2 tys zł kosztuje utrzymanie miesięcznie jednego!!Ale to nie dokonca ich wina tylko POlityków bo to oni ustalaja przepisy.A powinien byc przymus pracy .Niech pracuja nawet za póldarmo ale niech pracują tym bardziej ze wiekszosc pewnie by chciała drogi mamy nie nieodmierzane niech zatrudniają wieżniów!!

    • 24 8

    • brawo za inicjatywę! (1)

      To w ogóle nie jest ich wina, że musisz ich utrzymywać, a kraju w którym żyjemy i praw. Więźniowie nie mają wpływu na to czy my ich utrzymujemy czy nie. I niejeden więzień chciałby pracować, ale nigdzie ich nie zatrudniają! A czy są warci? Są. Bo każdy człowiek jest warty i poddawanie tego w wątpliwość jest mocno niesmaczne!

      • 14 2

      • powiedz te swoje "kazdy człowiek jest warty"

        osobie, której te cwoki przejechali bliskich po pijaku. Pewnie zrozumieją ... są nic nie warci, skoro nie rozumieją tak zwykłych faktów, żeby prowadzic auto po trzeźwemu.

        • 6 1

    • 2 tysiace to było w 2009 roku

      teraz brakuje stówki do pełnych 3 tysiączków

      • 4 1

  • Może by tak zacząć resocjalizować naszych (2)

    polityków?

    • 34 0

    • niestety ale oni niedadzą sie zresocjalizowac:) (1)

      nawet za kratkami będą POLitykować

      • 4 0

      • Resocjalizacja nie polega

        na zamykaniu. Stereotyp, ktory produkuje przestepcow za kratami.

        • 1 0

  • Kiedyś (jakieś dwadzieścia lat temu) próbowałem to przeczytać. (6)

    Nie zdzierżyłem do końca.

    • 6 9

    • Nie ma się czym chwalić. (5)

      • 3 3

      • Ciekawe czy ty czytałeś cokolwiek Becketta? (4)

        • 2 5

        • Dlaczego to ciekawe? (2)

          • 4 3

          • Bo kretyńsko odpowiada. Gdyby sam (1)

            wziął się za Becketta, to też by pewnie nie wytrzymał. Nie macie zielonego pojęcia o temacie który komentujecie.

            Poza tym jest się czym chwalić. Przeczytałem może trzy jego książki. I zaliczyłem je w wieku dwudziestu lat. Wy mając tyle lat czytujecie może i trzy, ale rocznie.

            • 1 2

            • Z jednej strony prawda a z drugiej sam oceniasz ludzi, których nie znasz, oceniasz ich po tym co napisali, a wniosek z tego taki, że co z tego, że dużo czytasz jak i tak głupim cepem jesteś?

              • 1 0

        • yyy - ja tylko zmieżch czytauem

          • 1 0

  • Brawo chłopcy!

    • 14 0

  • Rózni są....

    Tak jak po tej stronie krat, tak również w więzieniu są różni ludzie. Wielu z tych na wolności powinno siedzieć, ale na razie im się udaje. Jest liczna grupa takich skazanych dla których, w obecnych warunkach - dużym bezrobociu, cenach mieszkań , więzienie jest sposobem na życie - dają jeść, jest gdzie spać, są kumple, telewizory, odtwarzacze,boisko, kontakt z kulturą. lekarze.
    Trzeba pamiętać, że każdy z nas może znaleźć się za kratami, np jako sprawca wypadku, zadłużony, broniący swego mienia / były takie przypadki /.No i wreszcie wsród skazanych jest wielu doskonałych fachowców, czasem wręcz artystów - wiem, bo skazani pracują w naszej firmie od kilkunastu lat.

    • 23 0

  • Super

    W końcu jakiś fajny news.

    • 17 0

  • Akurat na Przeróbce siedzą głównie alimenciarze, złapani na jeździe po pijaku i handlarze śmiercionośną marihuaniną (1)

    i inni wyłącznie odbywający karę po raz pierwszy

    • 22 7

    • zapomniałes dodac tylko 2 000 tys rowerzystów co ich policja po jednym piwku zatrzymała

      • 9 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Pierwszym gdyńskim kinem, otwartym w 1926 roku, było:

 

Najczęściej czytane