• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wstać czy nie wstać? Kilka refleksji na temat owacji na stojąco

Ewa Palińska
5 października 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Owacje na stojąco to wyraz najwyższego uznania dla artystów. Trójmiejska publiczność jest w swoich ocenach nad wyraz szczodra i podrywa się z miejsc po większości imprez kulturalnych. Owacje na stojąco to wyraz najwyższego uznania dla artystów. Trójmiejska publiczność jest w swoich ocenach nad wyraz szczodra i podrywa się z miejsc po większości imprez kulturalnych.

"Publiczność nagrodziła wykonawców owacją na stojąco" - po przeczytaniu takiej informacji w nagłówku artykułu możemy śmiało przypuszczać, że recenzja będzie dotyczyła jakiegoś wybitnego wydarzenia. Co jednak, kiedy od tego zdania zaczyna się większość relacji? Tak bardzo podniósł się poziom artystyczny imprez czy może publiczność zgłupiała i nie potrafi się poznać na prawdziwej sztuce? Odpowiedź wcale nie jest taka jednoznaczna.



Owacje na stojąco to wyraz najwyższego uznania dla artystów. Takie owacje, szczególnie zgotowane w najbardziej renomowanych salach koncertowych, stawały się niegdyś przepustką do międzynarodowej kariery. Ocena publiczności, wyrażona właśnie poprzez intensywność owacji, znaczyła więcej niż opinia grona wybitnych specjalistów. Weźmy za przykład karierę Ivo Pogorelicia, która zapewne nie nabrałaby takiego rozpędu, gdyby podczas Konkursu Chopinowskiego w 1980 roku publiczność, wbrew opinii większości jurorów, nie uznała jego prezentacji za genialną. Niestety - kredyt zaufania, jakim go wówczas obdarzono, nie okazał się zbyt trafioną inwestycją. Po latach powrócił i zawiódł. Choć i tym razem melomani wstali z miejsc, krytycy zachowali zdrowy rozsądek i nie dali się nabrać.
Artur: Zazwyczaj siedzę i zastanawiam się, dlaczego inni stoją i co robią po wysłuchaniu naprawdę wybitnego koncertu... Owacja na stojąco to najwyższa forma uznania (i podziękowania) dla artysty ze strony publiczności i powinna być zarezerwowana na wyjątkowe okazje. Obawiam się jednak, że w miejscach/sytuacjach, w których bywam, jest nadużywana i ulega dewaluacji, niestety.

- To była po prostu jedna wielka żenada. I druga żenada - publiczność, która w części oczywiście wstała i krzyczała, no bo jak tu nie wyrazić entuzjazmu legendzie - nawet jeśli król jest nagi... - pisała wówczas Dorota Szwarcman na swoim blogu.
Czy publiczność zachowała się żenująco? Ja nie użyłabym tak ostrych słów. Było to raczej znakiem czasu i efektem tego, że na przestrzeni przeszło dwóch dekad, jakie dzieliły oba koncerty, owacje na stojąco się mocno zdewaluowały. Co więcej, dziś wstajemy z zupełnie innych powodów, niż robiono to przed laty.

Po pierwsze, sztuka wysoka przestała być elitarna i w filharmonicznych fotelach nie zasiadają już wyłącznie wyedukowani, mniej lub bardziej, muzycznie melomani. Można by się zatem pokusić o stwierdzenie, że dzisiejsza publiczność po prostu się nie zna i nie potrafi słusznie ocenić wartości sztuki. Ten egalitaryzm sztuki wysokiej sprawia jednak, że ci, którzy naprawdę lubią posłuchać dobrej muzyki, mają do niej łatwy dostęp i są z nią osłuchani lepiej niż niejeden "specjalista". Wystarczy przejrzeć fotogalerie z trójmiejskich festiwali, żeby dostrzec powtarzające się twarze. Takie osoby spotkamy zarówno na koncertach promenadowych na Kamiennej Górze, na Mozartianach, na koncertach kameralnych, organowych czy na abonamentowych w filharmonii.

Choć osoby te często nie posiadają muzycznego wykształcenia, mają coś, czego może pozazdrościć im niejeden wielbiciel nagrań płytowych - są osłuchane z muzyką wykonywaną na żywo, ergo - mają wielką skalę porównawczą i są w stanie na tej podstawie wysnuć własne wnioski. Niestety, często same przed sobą nie mają odwagi się do tego przyznać bądź też brak im pewności siebie. Zamiast zatem zamanifestować własną opinię, papugują zachowania innych w obawie, że "nie trafiając" z opinią narażą się na śmieszność. A szkoda.

Nawet najlepsze nagrania płytowe nie zastąpią kontaktu z muzyką wykonywaną na żywo. Na szczęście kultura wysoka przestała być elitarną i dziś dostęp do jej wytworów mają wszyscy, których najdzie na to ochota, na przykład podczas darmowych, letnich koncertów organizowanych w ramach festiwalu Mozartiana. Nawet najlepsze nagrania płytowe nie zastąpią kontaktu z muzyką wykonywaną na żywo. Na szczęście kultura wysoka przestała być elitarną i dziś dostęp do jej wytworów mają wszyscy, których najdzie na to ochota, na przykład podczas darmowych, letnich koncertów organizowanych w ramach festiwalu Mozartiana.
Są również osoby, które słuchają wyłącznie nagrań wybitnych wykonań (bo kto kupi np. symfonię w wykonaniu małomiejskiej orkiestry, skoro obok niej na sklepowej półce leży płyta "berlińczyków" czy "wiedeńczyków"). To niestety wypacza ich osąd, bo nic nie zastąpi muzyki słuchanej na żywo. Osoba, która wiedzę na temat muzyki czerpie wyłącznie z nagrań wybitnych artystów i uczestnictwa w koncertach wyłącznie renomowanych orkiestr, nigdy wiarygodnie nie oceni naprawdę dobrego koncertu filharmoników gdańskich czy sopockich, o Gdyńskiej Orkiestrze Symfonicznej nie wspominając. A tak - te orkiestry również mają prawo do owacji na stojąco.

Przykład Pogorelicia pokazuje, że podczas wykonań na żywo poziom artystyczny nie zawsze musi być najistotniejszy. Niedawno uczestniczyłam w koncercie, podczas którego wybitny pianista wykonywał jeden z koncertów Chopina. Zrobił to po mistrzowsku, a jednak to wykonanie mnie nie porwało. Nie porwało mnie i już, choć byłam świadoma, że koncert został wykonany z wielkim artyzmem.

Pamiętam również koncert muzyki filmowej w wykonaniu Gdyńskiej Orkiestry Symfonicznej sprzed kilku lat, kiedy do owacji na stojąco poderwałam się jako jedna z pierwszych. O poziomie artystycznym w ogóle wówczas nie myślałam, koncentrując swoją uwagę na niesamowitych emocjach, jakie targały muzykami. Ich ekscytacja, radość ze wspólnego muzykowania, pasja i zaangażowanie rekompensowały w pełni wszelkie techniczne niedociągnięcia.

Kinga: Niezmiennie mnie bawi, gdy dyrygent wychodzi z kanału, kłania się, "podnosi "orkiestrę, a publiczność myśli, że to ruch dla niej i podnosi się z miejsc.

Wracając jednak do meritum, to faktem jest, że dziś znacznie częściej publiczność podrywa się z miejsc, niż miało to miejsce chociażby kilkanaście lat temu i bardzo często ma się to nijak do poziomu artystycznego wydarzenia. Z drugiej jednak strony, kto ludziom zabroni?

Każdy odczuwa muzykę indywidualnie i każdy ma prawo poczuć się wspaniale nawet podczas kiepskiego koncertu. Ma zatem prawo okazać tę radość, podrywając się z miejsca. Jest oczywiście grupa lanserów, którzy wstają zawsze. Są również i tacy, którzy wstają, bo wstają inni i nie chcą się wyróżniać. Jest grupa osób, które owacją na stojąco nagradzają wyłącznie wybitne wykonania oraz takich, które przeciwnie - bazują wyłącznie na emocjach, jakość uważając za wartość drugorzędną. Są tacy, którzy nie wstają nigdy oraz tacy, którzy wstają tylko dlatego, że stojące podczas owacji osoby zasłaniają im to, co dzieje się na scenie.

Odnosząc się do wydarzeń bieżących, wiele skrajnych emocji wywołała niedawna premiera "Poloneza" Krzysztofa Pendereckiego podczas inauguracji XVII Konkursu Chopinowskiego, a w zasadzie reakcja publiczności, która ową premierę nagrodziła okrzykami i owacją na stojąco. Zdaniem znajdujących się na sali autorytetów (piszę to bez ironii, bo osobowości faktycznie zacne), całkowicie niezasłużenie. Ja słuchałam transmisji w telewizji, dlatego ciężko mi ocenić atmosferę, jaka panowała na widowni, a jednak znając siebie śmiem przypuszczać, że mimo wszystko również bym wstała. Chociaż wykonanie nie było najlepsze, a i sama kompozycja, moim zdaniem, pozostawiała wiele do życzenia. Choćby z szacunku dla kompozytora, który znajdował się na sali. A z całą pewnością dlatego, że byłabym podekscytowana samym faktem uczestniczenia w tak wielkim wydarzeniu, jakim jest inauguracja kolejnego Konkursu Chopinowskiego.

Każdy ma prawo do własnej opinii. Chcesz? Wstań z miejsca i nagrodź wykonawców owacją na stojąco. Nie masz na to ochoty? Nie rób tego. Najważniejsze to być fair wobec samego siebie. Każdy ma prawo do własnej opinii. Chcesz? Wstań z miejsca i nagrodź wykonawców owacją na stojąco. Nie masz na to ochoty? Nie rób tego. Najważniejsze to być fair wobec samego siebie.
Magda: Istnieje też takie wstawanie dla lansu. "Ach, pokażę, że się znam, niech mnie zobaczą". Żałosne, ale dostarcza ciekawych refleksji.

Skoro kultowa mediolańska La Scala, za sprawą wybrednej i ostentacyjnie manifestującej swoje niezadowolenie publiczności, stała się ikoną kulturalnego hejterstwa, może Trójmiasto, za sprawą publiczności tak chętnie podrywającej się z miejsc, stanie się artystycznym eldorado, do którego zaczną zjeżdżać się wszyscy ci, którzy z La Scalą kontakty zerwali? Ja koncertami Roberta Alagni czy Piotra Beczały bym nie pogardziła.

Opinie (32) 3 zablokowane

  • Owacje

    A co uważacie na temat owacji po zakończeniu przedstawienia w stylu indiańskich okrzyków. Z czymś takim spotykam się od pewnego czasu na przedstawieniach teatralnych,operowych,baletowych a również na koncertach w filharmonii.Dla mnie takie zachowanie jest żenujące.

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Czy Czarna Sala Teatru Wybrzeże im. Stanisława Hebanowskiego to inicjatywa zupełnie nowa?

 

Najczęściej czytane