• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Średnio udana "My Fair Lady" w Teatrze Muzycznym

Łukasz Rudziński, fot. Łukasz Unterschuetz
6 kwietnia 2009 (artykuł sprzed 15 lat) 
Eliza Doolittle (na zdjęciu Karolina Trębacz) z łatwością skupia na sobie uwagę zarówno jako prosta dziewczyna i jako dama wielka dama. Eliza Doolittle (na zdjęciu Karolina Trębacz) z łatwością skupia na sobie uwagę zarówno jako prosta dziewczyna i jako dama wielka dama.

Reżyser Maciej Korwin wprowadził do repertuaru musicalowy szlagier, który wyłamuje się z sztywnych prawideł gatunku. Niestety premiera "My Fair Lady" rozczarowuje.



Wydaje się, że "My Fair Lady" to pewny hit. Ogromny sukces ekranizacji z 1964 roku (zdobyła osiem Oscarów) w reżyserii George'a Cukora i ze świetną kreacją Audrey Hepburn przyniósł temu broadwayowskiemu musicalowi gigantyczny rozgłos. Dodać trzeba jeszcze świetny tekst "Pigmaliona" George'a Bernarda Shawa, z którego Alan Jay Lerner po niewielkich skrótach wykroił swoje libretto.

Uliczna kwiaciarka Eliza (Aleksandra Meller) przypadkowo poznaje profesora Higginsa (Marek Richter). Spisuje on uliczne rozmowy i niczym magik potrafi wskazać miejsce pochodzenia każdego z przechodniów. W ten sposób poznaje również pułkownika Pickeringa (Jacek Wester). Dziewczyna słysząc, że Higgins uczy poprawnej wymowy, postanawia oddać się w jego ręce, aby móc zrealizować marzenia o pracy w kwiaciarni. Profesor godzi się na to skuszony przez Pickeringa zawarciem prestiżowego zakładu o skuteczność swojej nauki. Eliza musi poddać się prawdziwej tresurze i znosić wszelkie kaprysy nauczyciela, który sympatię do kobiet zna tylko z książek.

Oglądamy naprzemiennie dwa plany - biedotę miejską umieszczoną w głębi sceny i elitę reprezentowaną przez salon profesora Higginsa, usytuowany bliżej widzów. Płaska, jednowymiarowa scenografia Jerzego Rudzkiego (również autora efektownych kostiumów), przypominająca koszmarne dekoracje z wczesnego PRL-u, także ustawiona jest w dwóch częściach - w tle jako szara makieta miasta, a w połowie sceny - bezpłciowa makieta salonu, składającego się z ogromnego (jak w wersji filmowej) regału wypełnionego książkami. Z kolei samą kurtynę udekorowano zarysem Pałacu Buckingham - fantazmatycznego ideału dobrych manier i poprawnej wymowy, do którego zmierzać ma nieszczęsna Eliza. Spuszczana kilkakrotnie w czasie gry kurtyna wyznacza w ten sposób kolejny plan gry - metaforyczny.




Spektakl Teatru Muzycznego ma trzy prawdziwe atuty: tekst dramatu Shawa zaskakujący ciętymi ripostami i filozoficznymi przemyśleniami Higginsa na temat kobiecej i męskiej natury; piękną muzykę, żywiołowo zagraną przez orkiestrę pod batutą Dariusza Różankiewicza oraz grę Bernarda Szyca. Jego Alfred Doolittle zdecydowanie góruje wokalnie i aktorsko nad niemrawą resztą zespołu. To w dużej mierze dzięki niemu w tym spektaklu są udane, ciekawe momenty.

Maciej Korwin postanowił pożenić musical z operetką i teatrem dramatycznym. To ambitne zadanie przerosło większość solistów Muzycznego. Nie radzą sobie z rytmem spektaklu, a reżyserowi brakuje pomysłów, aby ich sceniczną obecność wyposażyć w jakieś działanie (największą ofiarą jest zupełnie bezbarwny Pickering Jacka Westera, który większość spektaklu bezradnie spędza w fotelu). W efekcie aktorzy odgrywają role i czekają na koniec utworu, by rozpocząć kolejne kwestie. W pozbawionej dramaturgii akcji mizernie wypadają też utwory muzyczne większości z nich.

Najważniejszy duet również nie wypada zbyt okazale. Zupełnie nijaki początkowo Marek Richter jako Higgins z czasem się rozkręca, natomiast odważna Eliza utalentowanej Aleksandry Meller niedostatki w konstrukcji postaci nadrabia głównie ambicją i animuszem. Jednak to do niej (i do Bernarda Szyca, który zdecydowanie najlepiej ze wszystkich radzi sobie podczas "śpiewo-mówienia") należą najlepsze interpretacje wokalne ("Just you wait", "I could have dance all night", "Without you"). Ożywienie wprowadzają sceny taneczne (efektowny walc podazas balu w ambasadzie, czy taniec węgierskich huzarów) oraz zbiorowe choreografie (sceny uliczne).

Szkoda, że reżyser gdyńskiej realizacji stara się nie dostrzegać wszelkich dwuznaczności i niuansów sztuki. Historia Elizy i Higginsa stanowi nadspodziewanie wierne odwzorowanie filmowej realizacji, a ślady inwencji twórczej pojawiają się niemal tylko wtedy, gdy proste przeniesienie filmu na scenę jest niemożliwe (np. galop dżokejów bez koni, ale z siodłami w rękach podczas wyścigów konnych). Korwin nieszczęśliwie łączy różne wątki pretensjonalnym tonem mieszczańskiej komedii o farsowym odcieniu (np. poszukiwanie Elizy po balu). Potencjał "My Fair Lady" dawał nadzieje na więcej niż przeciętny musicalowy produkcyjniak broadwayowskiego chowu. Może następnym razem?

Miejsca

Spektakle

Opinie (22) 3 zablokowane

  • Średnio udana recenzja...

    Po pierwsze polecałabym Panu Łukaszowi podszkolić warsztat zarówno recenzenta jak i dziennikarza, gdyż to co przeczytałam nie świadczy o wysokim poziomie i należytym wykształceniu osoby zatrudnionej na takim stanowisku. Dzieinnikarz powołujący się na wnikliwą lekturę dramatu, zarzucający jednocześnie reżyserowi jej nienależyte zrozumienie dla mnie jest śmieszny, zwłaszcza, że to właśnie ów recenzent chyba nie zrozumiał należycie zarówno formy, jak i treści "my fair lady"...

    Może "My fair lady" nie spełnia wielu oczekiwań osób, które raczej z teatrem mają niewiele wspólnego, może też nie zachwycić znawców, ale moim zdaniem realizuje nadrzędny cel tego przedstawienia - dostarczyć rozrywki widzom. Osobiście byłam na sobotniej premierze i publiczność nie dość, że dobrze sie bawiła to wyglądała na zadowoloną.

    ps Żeby uniknąć przyszłych zbędnych postów, nie jestem rodziną, pracownikiem czy kimkolwiek skoligaconym z Teatrem Muzycznym.

    • 10 5

  • owszem mierotna ale nie sztuka tylko recenzja

    odnoszę wrażenie ze piszący recenzję, sztuki nie widział. pisze o jednym a zdjęcia wstawia z innego spektaklu... żenada
    chyba sztuka przerosła chyba pana recenzenta.

    • 7 2

  • zgadzam się z opinią w 100% - miernota

    MIERNOTA I TYLE

    • 5 1

  • Średnio udana

    Panie Łukaszu. Średnio udana a co to jest za język!!! Bzdury pan wypisujesz:)

    • 7 3

  • najgorszy w muzycznym...

    ale nie bylo, az tak zle...

    • 1 0

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku został założony sopocki Teatr Atelier im. Agnieszki Osieckiej?

 

Najczęściej czytane