• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rubaszna satyra na zdradę małżeńską. O "Wesołych kumoszkach z Windsoru" w GTS

Łukasz Rudziński
29 czerwca 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 

Zobacz fragmenty spektaklu "Wesołe kumoszki z Windsoru" - pierwszej produkcji na scenę elżbietańską, przygotowanej przez Gdański Teatr Szekspirowski i Teatr Wybrzeże.


Pierwszy spektakl przygotowany w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim na scenę elżbietańską jest mieszanką teatru elżbietańskiego z teatrem jarmarczno-ulicznym, farsą z humorem kreskówek dla dzieci i teatrem dramatycznym. Wszystko to w szekspirowskiej komedii "Wesołe kumoszki z Windsoru" funkcjonuje na scenie bardzo sprawnie.



Z premierą "Wesołych kumoszek z Windsoru" w reżyserii Pawła Aignera wiązało się wiele obaw i znaków zapytania. Jak aktorzy wypadną w zupełnie nowym dla siebie stylu gry, skierowanej na trzy strony? Czy spektakl będzie na tyle dynamiczny i brawurowy, by widzowie chcieli stać w jego trakcie przez blisko dwie i pół godziny, bowiem specyfiką sceny elżbietańskiej jest gra na otwartym dziedzińcu (dlatego spektakl grany jest, o ile pozwala na to pogoda, przy otwartym dachu) dla stojącej wokół sceny publiczności. Wreszcie, czy przedstawienie stylizowane na epokę Williama Szekspira sprosta wymogom współczesnego widowiska, a spektakl nie okaże się szlachetną, ale wręcz muzealną próbą przywołania na współczesną scenę teatru sprzed wieków? Okazało się, że teatr broni się zarówno pomysłem, jak i wykonaniem przez zespół Teatru Wybrzeża wsparty aktorami gościnnymi.

Spektakl zagrany jest dobrze przez cały zespół, jednak najlepiej wypadają Grzegorz Gzyl jako Falstaff (po prawej) i mający kilka ról Marcin Miodek (za jego plecami). Spektakl zagrany jest dobrze przez cały zespół, jednak najlepiej wypadają Grzegorz Gzyl jako Falstaff (po prawej) i mający kilka ról Marcin Miodek (za jego plecami).
Sztuka opisuje losy wyrachowanego, cwanego egocentryka, sir Johna Falstaffa, który postanawia poprawić swoją sytuację finansową przez uwiedzenie dwóch statecznych żon - Małgorzaty Page i Alicji Ford - i wyłudzenie od nich pieniędzy ich majętnych mężów. Pisze więc obu damom listy miłosne, nie widząc, że są przyjaciółkami i od razu wykryją spisek. Panie decydują się dać lubieżnikowi nauczkę. Jednocześnie zazdrosny o żonę pan Ford postanawia sprawdzić wierność małżonki i udaje się w przebraniu sir Strużki do Falstaffa, nakłaniając go do uwiedzenia własnej żony dla rzekomego Strużki. Zaś córka państwa Page nie chce słyszeć o ślubie z dogadanym z ojcem kandydatem, Abrahamem Mizerkiem, ani o faworycie matki, Doktorze Caiusie, bo upatrzyła sobie młodego Fentona.

Paweł Aigner całą intrygę wyreżyserował z dystansem, co raz "puszczając oko" do publiczności. Dlatego zdecydował się na rubaszny, jarmarczny charakter spektaklu, w którym bohaterowie chętnie rozdają sobie kopniaki, ganiają się po scenie, bezpruderyjnie obściskują kobiety, skaczą sobie do gardeł, bawiąc przy tym widzów swoim charakterem (jak szlachcic Mizerka, w spektaklu Aignera w pełni zasługujący na swoje nazwisko, czy niemiłosiernie kaleczący język polski pleban Hugo Evans, zwracający innym uwagę jak mają się wysławiać).

Cała opowieść ubarwiona jest szeregiem gagów, w zdecydowanej większości zbudowanych bez rekwizytów, a dzięki pomocy ubranych na czarno aktorów-pomocników, udających "niewidzialnych" jak obsługa sceny w teatrze kabuki. Dzięki nim aktorzy odbijają się m.in. od wyimaginowanych drzwi, nie mogą wejść lub wyjść z umownego (ale czytelnego dla widzów) miejsca akcji, a Falstaff może szukać ucieczki przed wściekłymi mężami ofiar swoich miłosnych podbojów np. w kominie, piecu czy kufrach, których rzecz jasna na scenie nie ma.

Przedstawienie, gdy tylko pozwolą na to warunki atmosferyczne, rozgrywane będzie przy otwartym dachu, otwieranym na oczach publiczności tuż przed spektaklem. Na zdjęciu: Piotr Biedron jako Doktor Caius (po lewej) i Michał Jaros w roli plebana Hugo Evansa (po prawej). Przedstawienie, gdy tylko pozwolą na to warunki atmosferyczne, rozgrywane będzie przy otwartym dachu, otwieranym na oczach publiczności tuż przed spektaklem. Na zdjęciu: Piotr Biedron jako Doktor Caius (po lewej) i Michał Jaros w roli plebana Hugo Evansa (po prawej).
Na widowiskowość spektaklu pracują też efektowne, a wyjątkowo proste zabiegi - jak pojedynek między plebanem Evansem a Doktorem Caiusem z "poklatkową" animacją lecącego miecza lub pojedynkiem na wymyślne ciosy zadane własnym sługom. Świetnie sprawdza się również "żywe" lustro, w którym przegląda się sir Falstaff. Szalonych, zabawnych i komicznych pomysłów w spektaklu znajdziemy całe mnóstwo.

Jednak głównymi architektami niewątpliwego sukcesu "Wesołych kumoszek z Windsoru" są aktorzy, którzy bardzo dobrze odnajdują się w zupełnie nowych dla siebie realiach. Brawurowo, niezwykle skutecznie, a przy tym nieefekciarsko gra Falstaffa dawno niemający w Trójmieście głównej roli Grzegorz Gzyl. Choć aktor wciela się w odrażającą kreaturę, dodaje jej tyle wdzięku, że nie da się jego bohatera nie polubić, choćby za spektakularne ucieczki z domu pani Ford. Jednak klasą sam dla siebie jest grający gościnnie Marcin Miodek - przezabawny jako Piotr Tuman, z mimiką rodem z kreskówek i energią scenicznego fajtłapy oraz niezwykle plastyczną fizjonomią, pozwalającą mu z miejsca przeistoczyć się w Quasimoda. Miodek, choć gra postać marginalną, gdy tylko jest na scenie po prostu kradnie show pozostałym aktorom.

Niezwykle ważną rolę pomocniczą mają Marcin Miodek (po lewej) i Daniel Kulczyński (po prawej), którzy np. za pomocą drążka wyznaczają "ramy" pozostałym bohaterom spektaklu. Niezwykle ważną rolę pomocniczą mają Marcin Miodek (po lewej) i Daniel Kulczyński (po prawej), którzy np. za pomocą drążka wyznaczają "ramy" pozostałym bohaterom spektaklu.
Przyznać jednak trzeba, że wszyscy oni stanęli na wysokości zadania. Kolejny raz błysnął talentem komicznym Piotr Biedroń, bezbłędny w roli zmanierowanego francuskiego Doktora Caiusa, zgrabnie i konsekwentnie postać plebana Evansa tworzy Michał Jaros, podobnie jak Marek Tynda zazdrosnego pana Forda, a Piotr Łukawski prostolinijnego pana Page'a. Bawi kokieteryjna, odważnie korzystająca z własnych wdzięków Pani Chybcik w wykonaniu Katarzyny Figury. W roli Pani Ford odnajduje się też Marta Herman, a w roli Pani Page Anna Kociarz (ta ostatnia podczas premiery była niestety zdecydowanie najsłabiej słyszalna). Dobrym, choć nie tak wyrazistym jak Marcin Miodek wsparciem dla bohaterów jest drugi ze sług (i "niewidzialnych" pomocników) - Daniel Kulczyński.

Chociaż spektakl grany jest niemal bez rekwizytów, ich każdorazowe użycie ożywia akcję. Duża w tym zasługa scenograf Magdaleny Gajewskiej, która scenę elżbietańską dobrze udekorowała, nadając jej ciepły klimat, a w centralnym punkcie nad sceną umieściła czaszkę jelenia z imponującym porożem z gałęzi - oczywistą aluzję do głównego tematu spektaklu. Świetnie sprawdzają się też efektowne kostiumy przygotowane przez Zofię de Ines (szczególną uwagę budzą kobiece suknie nawiązujące zarówno do czasów elżbietańskich, jak i współczesnych trendów modowych). Również zawierająca elementy muzyki dworskiej i teatru jarmarcznego muzyka Piotra Klimka stanowi doskonały komponent przedstawienia.

Spektakl cierpi jednak na dłużyzny, szczególnie w drugim akcie (temperatura spektaklu wyraźnie spada przed "leśnym" finałem spektaklu), a farsowo-komediowy potencjał tej inscenizacji również po pewnym czasie staje się nieco monotonny. Mimo to pierwsza koprodukcja Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego i Teatru Wybrzeże jest przedsięwzięciem bardzo udanym. Okazuje się też, że miejsca na galeriach niekoniecznie są wygodniejsze niż najtańsze miejsca stojące tuż pod sceną, umożliwiające swobodne przemieszczanie się wokół grających aktorów i podziwianie ich z bardzo bliskiej odległości. I choć "Wesołe kumoszki z Windsoru" to komedia daleka od najlepszych tekstów Szekspira, mam wrażenie, że jej potencjał w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka wykorzystany został w gdańskim przedstawieniu do maksimum.

Spektakl

7.3
192 oceny

Wesołe kumoszki z Windsoru

spektakl dramatyczny

Miejsca

Opinie (40)

  • Jestem na TAK

    Serdecznie polecam sztukę!
    Widziałam poniedziałkową wersję premierową. Gra aktorska robi wrażenie! Widać, że każdy dał z siebie 100%. Prawie 3 godziny fantastycznej zabawy.
    Teatr to konwencja i nie do końca rozumiem krytyczne uwagi recenzentów. Widziałam i słyszałam wszystko. Akustyka świetna nawet przy otwartym dachu. Czułam się częścią wielkiego wydarzenia. Sztuka przez "S".

    • 11 1

  • Świetny spektakl w pseudoteatrze zaprojektowanym przez pseudoarchitekta. (2)

    Tak się kończy, jak na polityczne życzenie projekt robi jakiś schizofrenik, dla którego ważniejsze jest nawiązanie do Bóg jeden wie czego niż wygoda widza, który ma tam spędzić ponad 2 godziny.

    Byłem na otwarciu i obiecałem sobie nie wracać. Złamałem się i mam karę. Tyłek i plecy do dziś mnie bolą, tak samo głowa od wiecznego wychylania się, bo nic z tych lóż nie widać.

    Dogadajcie się z parlamentem, niech dyskotekę zrobią, do niczego innego ten obiekt się nie nadaje.

    • 95 30

    • (1)

      to jest właśnie Budyń ze swoją megalomanią w praktyce.

      • 9 5

      • Nie przepadam za Pawłem A. (nazwisko znane prokuraturze) ale jak się czyta (a o to coraz trudniej) materiały jak powstawała Fundacja Theatrum Gedanensis, jak prof. Limon czarował istnieniem takiej trupy w Gdańsku, jak postawiono ks. Karola honorowym patronem itd, to A. ten kit kupił w pełni.
        Potem, kiedy zaczęły się pojawiać (udowodnione) argumenty, że z tym teatrem to lipa, że nie chodziło o Salę Fechtunku II znaną z rys. Willera a o Salę Fechtunku I, znajdująca się przy ul. Zbytki, kiedy dokonano zamiany działek z gminą żydowską, aż wreszcie dokonano manipulacji, dopuszczając się unieważnienia konkursu na projekt a następnie dokonując wyboru (z wolnej ręki) projektu Rizziego który niczego nie wygrał a jedynie przyznano mu nagrodę specjalną POZAKONKURSOWĄ!!! to wtedy pewnie dotarły do niego myśli, że coś jest nie tak ale jak to w PO bywa, "raz oddanej władzy nie oddamy" i tym samym machina puszczona w ruch, choć bez żadnego uzasadnienia, dokonała dewastacji przestrzeni kulturowej jak i miejskiej.

        Po prostu, nie umiał przyznać się do błędu, za co będziemy płacić przez wiele lat jeszcze.

        • 11 3

  • Spektakl świetny. Wartka akcja, doskonałe kreacje aktorskie, dynamika, zaskakujące gagi. Przedstawienie trwa prawie 3 godziny, miałam miejsce stojące i naprawdę warto! Przy samej scenie gdzie jest świetna widoczność można się dowolnie przemieszczać, obserwować spektakl z różnych stron. Wszystko doskonale słychać, a otwarty w pierwszej części spektaklu dach robi niesamowite wrażenie i nadaje klimatu całemu przedsięwzięciu. Aktorzy grają również między publicznością stojącą pod sceną. Na szczególną pochwałę i uwagę zasługują animacje zrobione przez Marcina Miodka i Daniela Kulczyńskiego - pomysł i wykonanie rewelacyjne. W czasie antraktu można wyjść na zewnątrz, zwiedzić zakamarki teatru, wejść na dach lub skorzystać z kawiarenki. Super.

    • 20 4

  • (1)

    jak długo trwa spektakl??

    • 0 2

    • prawie 3 godziny a i tak za krótko. super zabawa

      • 2 1

  • Ciekawe czy przy otwartym dachu to słychać aktorów? (1)

    • 23 8

    • Bylem dzisiaj.
      Slychac bez zadnego problemu. Zarowno w pierwszej czesci przy otwartym dachu, jak i w drugiej, gdy dach jest zamkniety.

      • 9 1

  • Mnie uczono, że w teatrze Szekspirowskim stroje są ubogie.

    Może coś się zmieniło ostatnio.

    • 3 12

  • Oby nie było jak na narodowym...

    • 7 4

  • Oby tylko przelatujący ptaszek nie nas.ał na pana aktora.

    • 7 15

  • Czy w ogóle było coś słychać? (2)

    Pytam, gdyż teatr znajduje się u zbiegu dwóch głównych arterii gdańskich, a otwarto ten dach... W czasach Szekspira, gdy teatry tak wyglądały, nie było samochodów, więc nie było co się bać o hałas... :)

    Ps. Co do projektu, to zgadam się z opisem - budynek wygląda strasznie :(

    • 68 19

    • wszystko dobrze słychać (1)

      stałem w trzech różnych miejsca na dole i na górnej galerii; słyszałem każde słowo bez problemu

      • 14 8

      • organizator nie powinien wpisywać komentarzy - to nieetyczne

        • 14 16

  • Czeka nas taki sam problem jaki mieli w Wa-wie przy rozbiórce stadionu 10-lecia, gdzie wywieźć gruz..

    • 46 14

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Najmłodszym teatrem w Trójmieście spośród niżej wymienionych jest:

 

Najczęściej czytane