- 1 Znamy laureatów nagród teatralnych (5 opinii)
- 2 Ryciny powróciły do Muzeum Narodowego (16 opinii)
- 3 Grzyb i brak prądu. Znany budynek się sypie (242 opinie)
- 4 Świetny musical Teatru Komedii Valldal (30 opinii)
- 5 Zmarł twórca Teatru Ekspresji (18 opinii)
- 6 "Oscarowy" wieczór z muzyką fimową (7 opinii)
Podróż sentymentalna. O "Znaczy kapitan" Teatru Miejskiego
Morskie opowieści zaserwowane przez Teatr Miejski w Gdyni są prapremierową adaptacją słynnej książki gdynianina Karola Olgierda Borchardta "Znaczy kapitan". Powstał zgrabny teatr narracyjny, chociaż momentami mocno anachroniczny. Jednak urok przywoływanej historii i ciekawie zbudowana relacja Borchardta z kapitanem Mamertem Stankiewiczem przeważają nad mankamentami. To spektakl skrojony na potrzeby starszej publiczności, która opowiadania Borchardta zna z własnej lektury.
Poszukaj spektaklu teatralnego dla siebie
Spektakl "Znaczy kapitan" miał być pierwotnie wystawiony na fregacie "Dar Pomorza", który jest wyjątkową sceną Miejskiego, szczególnie odpowiednią do wystawienia spektakli związanych z tematyką morską. Z powodów epidemicznych spektakl wystawiono na Dużej Scenie Miejskiego, z nadzieją, że na jego "naturalną" scenę uda się go przywrócić. Pisarz i dramaturg teatru Paweł Huelle swoją adaptację pisał cztery lata. Trzeba było z wielu anegdotycznych opowieści wyłonić sens, stworzyć akcję, która będzie w jakimś sensie opowieścią o Karolu Olgierdzie Borchardzie oraz o kapitanie Mamercie Stankiewiczu. W końcu postać kapitana była bezpośrednią motywacją autora do napisania "Znaczy kapitan".
By uporządkować fakty, Huelle wprowadza postać Narratora, któremu zadania nie ułatwia, ponieważ historii nie śledzimy w porządku chronologicznym: przenosimy się z rejsu Borchardta-oficera na MS Piłsudskim do czasów, gdy stawiał pierwsze kroki w roli marynarza na polskim żaglowcu szkolnym STS Lwów, by po chwili trafić na SS Polonia. Na każdym z nich pływał zarówno Borchardt, jak i kapitan Stankiewicz. Wokół ich męskiej, nieco szorstkiej przyjaźni stworzona jest cała historia. Poza Narratorem (Dariusz Szymaniak) w spektaklu opowieść snują również inni bohaterowie - sam Borchardt oraz jego koledzy marynarze.
Reżyser Krzysztof Babicki sięga po sprawdzony środek - ilustracyjny, pełen marynarskich anegdot teatr opowieści. To opowieść przez cały czas przez kogoś relacjonowana, co bywa nużące, jednak dynamika scen i bohaterowie przywołani przez Borchardta budzą sympatię. Nawet jak w inscenizację wkrada się anachroniczny teatr sprzed kilkudziesięciu lat (np. podczas scen sztormu), to trudno odmówić skuteczności tej opowieści prowadzonej w bardzo oszczędnej scenografii Marka Brauna, bazującej na elementach burty statku oraz projekcjach Wojciecha Kapeli (najciekawszych podczas prezentacji elementów żeglarskiego olinowana czy morskich fal). Nie ma za to muzycznego folkloru - szant.
W certum uwagi jest więź między kapitanem a jego wiernym kompanem Borchardtem. W tych rolach podziwiamy Piotra Michalskiego i Mariusza Żarneckiego. Michalski kreuje Mamerta Stankiewicza na powściągliwego, małomównego, bystrego i charyzmatycznego "znaczy kapitana", którego nie sposób nie polubić. Żarnecki ociepla wizerunek Borchardta, czyniąc z niego przyjacielskiego gawędziarza. Widzowie mają wiele okazji by obdarzyć go sympatią także dzięki wspomnieniom-anegdotom z młodości, gdy jako osiłek wykonywał na statku pracę kilku ludzi, popełniając przy tym gafę za gafą. W wykonaniu Żarneckiego autor opowiadań "Znaczy kapitan" jest szczerze oddanym, zafascynowanym swoim kapitanem marynarzem. Reżyserowi udaje się żołnierski dryg i dyscyplinę zaprezentować w formie pogodnej anegdoty.
Udaje się również oddać ducha morskiej przygody. Nieoczekiwanie im dłużej trwa spektakl, tym lepszą ma dramaturgię. Kulminacją zaś jest przejmująca scena pożegnania z kapitanem. Po drodze czeka nas jednak kilkadziesiąt epizodów, rozgrywających się na trzech różnych statkach, w czym widzowie mają prawo się gubić. Dla zachowania ciągłości opowieści wprowadzono miniaturowe modele kolekcjonerskie opisywanych statków. Ich obecność ułatwia rozeznanie, na którym z nich się właściwie znajdujemy. Mimo wszystko rwana chronologia zdarzeń utrudnia widzom "wejście" w spektakl. Zdecydowanie za dużo kwestii jest tu przegadanych, niektóre brzmią bardzo sztucznie (jak dialog Borchardta z Rewą Janowicz, graną przez Martynę Matoliniec, streszczającą mu swoje życie chwilę po poznaniu).
Z plejady drugoplanowych aktorów żaden nie wybija się ponad innych. Pewnym rozczarowaniem są kreacje gwiazd MS Piłsudski - Zosi Bielskiej (Martyna Matoliniec), Hanki Kwiecińskiej (Marta Kadłub) i Olgi Szaciłłówny (Weronika Nawieśniak). Panie, niestety, podczas "śpiewania" szlagierów polskiej piosenki międzywojennej mają pełny play back, co wygląda kuriozalnie. Niestety, cały zespół Miejskiego nie najlepiej czuje się też w układach tanecznych przygotowanych przez Katarzynę Marię Migałę.
Szkoda, że tym nie do końca udanym popisom gwiazd "Piłsudskiego" towarzyszą nieznośnie tandetne projekcje kwiatów czy rybek, nie licujące z jakością pozostałych treści multimedialnych (również mocno ilustracyjnych, ale dużo ciekawszych wizualnie). Niczym szczególnym nie wyróżnia się też muzyka Marka Kuczyńskiego, mocno ilustracyjna, ale pogodna, bazująca na muzyce tanecznej dwudziestolecia międzywojennego. Nie ma zaskoczenia również w kostiumach Jolanty Łagowskiej-Braun, w których dominują mundury marynarskie i jasne, zwiewne sukienki kobiet.
Zaczytane Trójmiasto. Polecamy książki dla dzieci i młodzieży
Przeważa jednak urok pełnej chłopackich przygód historii Karola Olgierda Borchardta, dobrze osadzonej w realiach teatru przez Pawła Huelle. Z przyjemnością podziwia się dwójkę głównych bohaterów, a tempo i sposób prowadzenia akcji nikogo nie przytłoczy. Wręcz przeciwnie - pozwala podążać za losami bohaterów, wzruszyć się ich wyborami czy postawą. Dlatego spektakl ten z pewnością trafi do tej części publiczności Miejskiego, oczekującej statecznego, przemyślanego teatru nieco starszej daty, opartego na znanej literaturze. Wszystkie te aspekty z pewnością przesądzą o frekwencyjnym sukcesie spektaklu, w którym udało się zaprezentować dwie intrygujące, bardzo od siebie różne, a bliskie sobie osobowości.
Spektakl
Znaczy kapitan
Miejsca
Spektakle
Opinie wybrane
-
2021-06-08 10:07
Mam podstawowy problem z obsadą. Borchardt poznał Stankiewicza na "Lwowie" jako uczeń Szkoły Morskiej, mając 20 lat. W momencie śmierci Stankiewicza po katastrofie "Piłsudskiego" miał lat 34 (Stankiewicz - 50). Patrząc na zdjęcia, nie widzę ucznia/podkomendnego i nauczyciela/kapitana. Widzę dwóch mężczyzn dobrze po pięćdziesiątce. Wśród anegdot zapomniany został istotny fakt (wielokrotnie zresztą podkreślany przez Borchartda): Polskę na morzu w II RP tworzyli ludzie młodzi.
- 9 0
-
2021-06-06 12:36
Książka super (1)
Bilety już mam więc się przekonam:) Wielka szkoda ze nie na "Darze", to by było coś... Wiadomo że każdy po przeczytaniu książki ma w głowie swoją wersję obu bohaterów i każdy ma nadzieję że interpretacja będzie zbliżona. Ja myślę że tak czy inaczej warto zobaczyć
- 6 0
-
2021-06-06 13:10
No właśnie tak sobie myślę że chyba poczekam aż będą wystawiali na "Darze".
Tam jest klimat :)- 2 0
-
2021-06-06 10:49
sztuczni "bohaterowie" (5)
K.O.Borchardt napisał 3 książki, każdą 10 lat, pracując jako wykładowca w Państwowej Szkole Rybołóstwa Morskiego, nigdy nie awansowano go na kapitana, chociaż taki stopień posiadał. Załogi nie lubiły kpt. Mamerta Stankiewicza, stąd nawet sprawy sądowe w Sądzie Pracy w Gdyni. W czasie wojny, gdy jego statek tonął, kpt. Stankiewicz usiłował ratować się jako pierwszy, ale zatrzymał go żołnierz brytyjski krzycząc "kapitan schodzi ostatni".
- 3 15
-
2021-06-06 12:21
jeszcze powinieneś dodać,
że chodzi o fakty z wojny ,którą wywołali Polacy złym słowem ,,poprawiaczu'' historii i faktów ulubionej książki większości Polaków. Mogło by się jeszcze przytrafić, że wybitna osobowość kapitana Mamerta Stankiewicza stałaby się godna do naśladowania.
- 16 2
-
2021-06-06 12:52
Jakieś źródła tych rewelacji o "ucieczce" z okrętu? Czy to tylko zawistny bełkot kogoś kto najdalszą swoją wycieczkę odbył z Gdyni do Wejherowa kolejka SKM i o życiu i świecie wie tyle co mu w TVP powiedzą
- 20 0
-
2021-06-06 13:09
"załogi nie lubiły" Mamerta Stankiewicza???
Załogi go wręcz uwielbiały.
Nie lubili go różni kombinatorzy bo wymagał by robota była zrobiona porządnie. Tacy trafią się wszędzie.- 16 0
-
2021-06-06 19:27
A może powiesz coś
o rozstrzygnięciach spraw w sądzie pracy? Bo zawsze potrafił uzasadnić swoje postępowanie (chodziło o dyscyplinarki). Co do tego, żeby kpt. Stankiewicz miał się pierwszy ratować z tonącego okrętu - o tym wątpię. Wystarczy przeczytać wspomnienia Znaczy Kapitana "Z floty carskiej do polskiej", żeby takie posądzenie potraktować jako nonsens albo "przyprawianie gęby" przez jakichś zawistników.
- 8 0
-
2021-06-07 07:36
Znaczy kapitan
Wiem że historie
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.