Świat bez rodziców z pozoru wydaje się rajem na kształt Nibylandii z "Piotrusia Pana". Jednak wystarczy wypadek, by przekonać się, że mama i tata są dzieciom niezbędni. Podróż w ich poszukiwaniu obfituje w przygody, które mali i duzi widzowie śledzą z prawdziwą przyjemnością. "Wikingowie. Musical nieletni" to najdojrzalszy i najlepiej skomponowany spektakl Teatru Komedii Valldal.
Zespół twórców skupiony wokół Tomasza Valldala-Czarneckiego, reżysera i pomysłodawcy Teatru Komedii Valldal, w stałym składzie przygotowuje kolejne spektakle. Znajdują się w nim autor tekstu Szymon Jachimek, autor muzyki Artur Guza, odpowiadająca za scenografię i kostiumy Monika IKA Wójcik oraz Vilde Valldal-Johannessen, przygotowująca ruch sceniczny. Żelaznym punktem zespołu jest także Jeremiasz Gzyl, aktor, który chętnie łączy na scenie siły z dzieciakami kilku- i kilkunastoletnimi, stanowiącymi trzon Teatru Komedii Valldal. W tym roku w przygotowanie premiery teatralnej - "Wikingów. Musicalu nieletniego", zaangażowanych jest około 70 dzieciaków, grających spektakl w dwóch obsadach.
W spektaklu dzieciaki mieszkają same w wiosce wikińskiej. Czas upływa im beztrosko, ale nie bezproduktywnie. Ćwiczą sztuki walki, by być godnymi miana wikingów, jak ich rodzice. Tych w wiosce nie ma. Odeszli i nie wrócili, co zdaje się nikomu specjalnie nie przeszkadzać - do czasu. Gromadce dzieciaków przewodzą najstarsi - Eryk i Astrid. To oni podejmują wszystkie ważne decyzje, wraz z pozostałymi "starszymi". Właśnie podział na młodszych i starszych w tej dziecięcej społeczności jest bardzo wyraźny. Jeden mały Jon nie chce go respektować, bo czuje się dojrzalszy i silniejszy od młodszych dzieci. Awans społeczny okaże się trudnym przedsięwzięciem wymagającym wielkiego hartu ducha i odwagi.
Spektakl Tomasza Valldal-Czarneckiego to oczywiście przytyk pod adresem rodziców, którzy pracują przez całe dnie, nie mając po powrocie do domu dostatecznie dużo czasu i sił, by zajmować się swoimi pociechami. Jest to także aluzja do sytuacji części dzieci, wyczekujących na powrót któregoś z rodziców z zarobkowej emigracji. Twórcy spektaklu przysługują się metaforą złotych jabłek, odpowiednika pieniędzy i majątku, za którym oślepieni podążają dorośli. Dlatego też scenariusz Szymona Jachimka uderza w dużo poważniejsze niż dotąd tony i chociaż znajdują się w nim wątki humorystyczne (kapitalny pomysł na Trolle), cała produkcja ciąży ku poważnemu, momentami wzruszającemu obrazowi dziecięcego osamotnienia (oniryczna, bardzo dobitna scena marzeń sennych i zabawy z tatą).
To jednak nieletni wykonawcy pracują na sukces przedstawienia. Prym wśród nich wiedzie Iga Szubelak jako Astrid, przewodniczka gromady, obdarzona talentem aktorskim (zwraca uwagę jej przemowa do pozostałych po wypadku Kirsten). Wyróżnia się Piotr Zamudio-Zeidler w roli Jona, chłopca, którego wszędzie pełno i który czuje się wykluczony z powodu warunków fizycznych i wieku. Zabawną rolę ma Pola Król wcielająca się w Siv, dziewczynkę wpatrzoną w Jona jak w obrazek. Wartościowym uzupełnieniem "starszyzny" jest wyrazista Yngvild (Aleksandra Junak) i spokojniejsza Frigg (Anastazja Madej). Nieco więcej przebojowości przydałoby się za to Erykowi, granemu przez Ignacego Lissa.
Reżyser, mając wszystkie elementy, zadbał o niezbędną dynamikę spektaklu i energię młodych wykonawców. Niektóre z nich wsparte są świetnymi tekstami piosenek (z czego zwłaszcza "Złote jabłko" budzi duże uznanie z powodu świetnej aranżacji). Właśnie wtedy z pełną mocą ma szansę wybrzmieć przesłanie spektaklu - to nie rzeczy, które gromadzimy, nas wzbogacają, tylko ludzie, z którymi żyjemy.
Słabością scenariusza Szymona Jachimka są sztywne, serialowe dialogi między bohaterami (wątek miłosny również przypomina telenowelę), Broni go jednak bardzo istotny przekaz musicalu - rodzice, bądźcie bardziej otwarci na potrzeby swoich dzieci i "nie zostawiajcie" ich dla pieniędzy czy nowszego sprzętu. Straconego czasu nie da się przecież nadrobić.