- 1 Grzyb i brak prądu. Znany budynek się sypie (236 opinii)
- 2 "Oscarowy" wieczór z muzyką fimową (7 opinii)
- 3 Świetny musical Teatru Komedii Valldal (27 opinii)
- 4 Tłumy na spotkaniu z autorem "Sopotów" (22 opinie)
- 5 Marszałek przyznał artystom stypendia (25 opinii)
- 6 Zmarł twórca Teatru Ekspresji (17 opinii)
Mroczna strona fana. O "Misery" Teatru Miejskiego
Raz na jakiś czas na deski Teatru Miejskiego w Gdyni trafiają realizacje inspirowane scenariuszami wybitnych filmów. Tak było ze znakomicie przyjętym "Lotem nad kukułczym gniazdem", tak jest w przypadku "Misery", której premiera miała miejsce 11 grudnia. Ta adaptacja Krzysztofa Babickiego jest dużo bardziej kameralna, ale również ma szansę na udany i długi sceniczny żywot.
Na co pójść do teatru?
Film wyreżyserowany przez Roba Reinera w 1990 r. powstał na bazie scenariusza Williama Goldmana według powieści Stephena Kinga. To zwarty, konsekwentny obraz psychofanki, której oblicze poznajemy stopniowo. Dzięki znakomitej Kathy Bates (rola w tym filmie przyniosła jej Oscara i Złoty Glob) obserwujemy, jak wydająca się początkowo uroczą, pomocną dziewczyną z sąsiedztwa, skromna "stara panna" Annie Wilkes przeobraża się w bezwzględną terrorystkę, obsesyjnie uzależnioną od ukochanej książkowej postaci, tytułowej Misery.
Jej autor, Paul Sheldon (w tej roli James Caan), właśnie przeżywa swój artystyczny przełom. Dopiero co udało mu się skończyć cykl książek o Misery i zamierza wreszcie zająć się "poważną literaturą". Oscarowy film to oczywiście popis Kathy Bates, którą kamera śledzi bardzo blisko i z wielu perspektyw.
W realiach teatralnych postać Annie musi być zbudowana nieco inaczej. I tak też jest w spektaklu Krzysztofa Babickiego, który tę kluczową rolę powierzył Dorocie Lulce. Dzięki temu zamiast czterdziestokilkuletniej kobiety śledzimy nieco zdziwaczałą, ale pełną energii sześćdziesięciolatkę, która po pracy jako pielęgniarka oddaje się wielkiej pasji - czytaniu książek Paula Sheldona. Lulka nie niuansuje roli tak jak Bates, za to w dużo większym stopniu wyposaża swoją bohaterkę w szaleństwo, obecne właściwie w każdym jej geście, zachowaniu czy spojrzeniu. Od pierwszych chwil Annie Doroty Lulki wydaje się niebezpieczna i niezrównoważona. Jako widzowie czekamy na wiszącą od pierwszych chwil nad tą dwójką katastrofę.
Krzysztof Babicki wraz ze sprawdzonymi współpracownikami (autorem muzyki Markiem Kuczyńskim, scenografką i kostiumografką Hanną Szymczak oraz autorką ruchu scenicznego Katarzyną Marią Migałą) skupia się całkowicie na głównym wątku i kluczowych bohaterach. W muzyce odnajdujemy przetworzone motywy z filmu, w kostiumach wariacje na temat jego bohaterów, a ruch sceniczny jest dopracowany pod kątem spójności z wizerunkiem i zachowaniem Annie. Scenografia składa się z właściwie z kilku rekwizytów, m.in. ze szpitalnego łóżka czy stolika na kółkach.
Na scenie pojawia się zaledwie troje aktorów, ale udział Mariusza Żarneckiego w roli szeryfa Bustera, jankesa szukającego Paula, a także w roli showmana prowadzącego spotkanie autorskie jest mało znaczącym dodatkiem. Cała intryga nakreślona jest między Annie a Paulem, którego gra Szymon Sędrowski.
Znany z talentu do ról komediowych aktor rzadko dostaje tak poważne wyzwanie (ostatnio bodaj w mrocznym, ale średnio udanym "Z życia glist" przed pięciu laty). Sędrowski (grając głównie jednym, zbolałym grymasem twarzy) precyzyjnie oddaje cierpienie swojego bohatera, który po wypadku w śnieżnej zamieci trafia do domu Annie, swojej wielkiej fanki. Paul początkowo nie zdaje sobie sprawy z tego, że znalazł się w pułapce. Uwielbienie Annie łechce jego ego. Szybko jednak ich relacja staje się bardzo przemocowa. Dorota Lulka dba o obecny od początku do końca niepokój, a reżyser dokłada sprawną dramaturgię, dzięki czemu spektakl ogląda się dobrze, a widzowie kibicują Paulowi w jego próbach ucieczki.
Pierwsze skrzypce zdecydowanie gra tu jednak Dorota Lulka, która wspaniale punktuje fanatyzm i uwielbienie Annie, tworząc wokół tego całą postać. To rzecz jasna mieszanka wybuchowa, bo fanami targają wielkie emocje, czego doświadczają choćby aktorzy popularnych seriali, notorycznie łączeni przez widzów z bohaterami, których grają.
Identyfikacja z Misery - bohaterką romansideł Paula Sheldona - u mieszkającej na odludziu samotnej kobiety przeradza się w niezdrową fascynację, która zaowocuje miłością i nienawiścią oraz gwałtownym sprzeciwem wobec każdego innego scenariusza niż ten wyobrażony przez psychofankę. Obecność zdanego na jej łaskę i niełaskę idola pozwala zmienić relację autora i czytelniczki w prawdziwie toksyczną udrękę, przy której połamane nogi i wybity bark to pestka.
Uczta dla zmysłów. O spektaklu "manRay. Barbarzyńca"
Skromne warunki foyer Teatru Miejskiego, gdzie rozgrywa się "Misery", nie pozwalają na zachowanie filmowej precyzji, nie zawsze też reżyserowi udaje się podtrzymać wiarygodność kolejnych scen i scenariuszowych skrótów, ale intrygę z powieści Stephena Kinga śledzi się z uwagą. Gęsta od emocji akcja i wiarygodna gra Doroty Lulki, dla której to z pewnością jedna z najlepszych ról w ostatnich latach, pozwalają sądzić, że ten spektakl, choć skromny i niepozbawiony wad, zagości na deskach Miejskiego na dłużej.
Spektakl
Misery
Miejsca
Spektakle
Opinie wybrane
-
2021-12-17 21:19
Widz opinia
Ja tu miłości nie widzę postaci granej przez Lulke, tylko obsesję na punkcie pisarza i Anny wydaje się być raczej szurnieta i zdziecinniala. Czyli psychopatka i w dodatku zlosliwa i apodyktyczna
- 0 0
-
2021-12-13 12:11
Stalkerów jest całkiem sporo
Niestety, jak ktoś tego w życiu doświadczył, to ma z pewnością traumę. I nie trzeba być nawet kimś znanym, wystarczy, że psychopata się uweźmie i zafiksuje.
- 6 0
-
2021-12-13 08:33
Polecam, bardzo dobre przedstawienie a Dorota Lulka świetna.
- 13 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.