• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

'Men's Dance' - trzy oblicza tańca

Łukasz Rudziński
7 lutego 2009 (artykuł sprzed 15 lat) 
W "Tango Life" Romana Komassy zmysły rozpala przede wszystkim Beata Giza (na pierwszym planie). W "Tango Life" Romana Komassy zmysły rozpala przede wszystkim Beata Giza (na pierwszym planie).

Państwowa Opera Bałtycka konsekwentnie odświeża swój repertuar. Trzy jednoaktówki składające się na "Men's Dance" zabierają nas w odmienne obszary tańca, które z klasycznym baletem niewiele mają wspólnego. Każdy w tym wielogłosie może znaleźć coś dla siebie.



Roman Komassa w otwierającym wieczór "Tango Life", pogodził taniec współczesny z tańcem towarzyskim, wzbogacając to jeszcze o elementy klasycznego baletu. Taneczny synkretyzm wsparty jest rewelacyjną, przenikającą człowieka na wskroś, pulsacyjną muzyką, którą na żywo na scenie odgrywa trójmiejski zespół Tangueros Balticos. Artyści swoją muzyką inspirowaną tangiem argentyńskim i twórczością Astora Piazzolli, prowadzą tancerzy i widzów przez typową historię miłosną ze wzgardzonym przez oblunienicę kochankiem. Siłą rzeczy pojawia się też "ten drugi".

Dopracowany choreograficznie pokaz ma jedną wadę - ascetyczna scenografia Izabeli Stronias oprócz efektownej ekspozycji konstrukcji teatralnych reflektorów (które w trakcie spektaklu pokazywane są jako projekcje w tle dla zmagań tancerzy, a w finale "Tanga" ich rzeczywista konstrukcja nakłada się na projekcję), składa się właściwie tylko z rzadko uzasadnionej gry świateł. Częste zmiany oświetlenia pozostają pustym, niepasującym do wydarzeń na scenie znakiem. Stanowi to niepotrzebny dysonans wobec żywiołowego występu baletowego zespołu Opery, którego w "Tangu" niewątpliwą gwiazdą jest świetna technicznie Beata Giza.

Odważne kostiumy wykonawców nie niosą za sobą właściwej tytułowemu tańcowi namiętności. Jednak Komassa i Tangueros Balticos zdają się tworzyć spektakl w oparciu o muzykę i perfekcyjne umiejętności taneczne zespołu, a płomienne tango traktują tylko jako bazę dla tanecznych i muzycznych wariacji.

"Kilka krótkich sekwencji" Jacka Przybyłowicza dryfuje w kierunku karykatury tańca klasycznego. Wyśmiewamy się więc z baletowej maniery dzięki wesołym podrygom szóstki wykonawców, którzy w bufiastych pantalonach przypominają raczej paziów niż wytrawnych tancerzy.

Klawesynowe rytmy przenoszą nas do baroku. Tam spotykamy tancerzy-nie tancerzy, których ruch z wesołego hasania po scenie, potrafi zmienić się w elektryzujący i pełen napięcia intymny kontakt podczas "zawieszenia" muzyki. Nieco monotonny występ ożywia parodystyczna wideoprojekcja Katarzyny Kozyry - oglądamy taniec na plaży w wykonaniu ufryzowanej damy w dworskiej sukni na stelażu oraz mężczyznę w bokserkach i podkoszulku, niezdarnie naśladującego jej ruchy. Groteskowe zderzenie wzniosłości z pospolitością stanowi główny składnik widowiska przygotowanego przez Przybyłowicza.

Największe nadzieje wiązano z miniaturą "Tamashi" Wojciecha Misiury, który wrócił do samodzielnej pracy artystycznej po 12 latach przerwy. Spektakl zaczyna się bardzo obiecująco - w ciemnościach widzimy zarys postaci samuraja (Jacek Krawczyk), który solowo wykonuje partyturę ruchów wywiedzionych z japońskich technik tańca. Tak jak pozostałe postaci przedstawienia, jego rysy ukrywa biały makijaż. Podobnych śladów i tropów odsyłających do kultury japońskiej jest bardzo dużo.

Imponująca scenografia Katarzyny Zawistowskiej przez kilka minut stopniowo wyłania się z półmroku. Po dłuższej chwili dostrzeżemy ogromną projekcję pni bambusowych ciągnącą się do sklepienia sceny. Projekcja bambusów w dolnej części sceny ginie za półprześwitującymi parawanami, zza których wychodzą niezwykłe ludzkie i zwierzęce stwory.

Labirynt odniesień i znaków, jakie w swojej inscenizacji umieścił Misiuro, przytłacza. Wizyjne, piękne plastycznie obrazy wzmacnione są przez zaskakujące dźwięki i odgłosy natury, wydobywane przez Piotra Pawlaka. Prawdziwy ocean brzmień, przechodzących momentalnie w gwałtowny, przenikliwy, kakafoniczny krzyk, w trakcie przedstawienia wzmaga się. Widz atakowany drapieżnym dźwiękim i obrazem może, jak ja, stracić orientację, w którym kierunku ta rozbuchana inscenizacja zmierza.

Jeśli Wojciech Misiuro chciał dotknąć rytuału, to czemu nie pozwala się zatrzymać, znaleźć czas na pozbieranie skołatanych, przygniatanych przez rozmach tego organicznego spektaklu myśli? Brakuje momentów wyciszenia. Dotyczy to również muzyki, która niejednokrotnie odrywa się od materii sceny. A trudno uwierzyć komuś, kto na potwierdzenie swoich przekonań krzyczy nam do ucha.

Są w "Tamashi" obrazy urzekające, jak wędrówka wszystkich uczestników widowiska - owo wieczne dążenie, któremu Wojciech Misiuro nadał wielką siłę w wybitnym "The Aegypto" już kilkanaście lat temu. Jest zachwycająca scenografia, oryginalna warstwa brzmieniowa, przemieszanie tradycji japońskiej z zachowaniami człowieka pierwotnego. Niestety w żadnym z miejsc choreograf nie pozwala się zatrzymać.

Trudno pisać o "Men's Dance" jako o jednym dziele, ponieważ nazwa ta oznacza trzy spektakle taneczne, stworzone w zupełnie innej estetyce, o różnych tematach i przy wykorzystaniu innych środków. Pluralizm twórczy umożliwia tak potrzebną sztuce różnorodność. Zaproponowana przez Operę Bałtycką formuła grupowania różnych spektakli w jeden cykl okazuje się więc bezpiecznym i udanym pomysłem na zaprezentowanie tanecznego recitalu.

Miejsca

Opinie (39) 1 zablokowana

  • hmmm...

    • 0 1

  • żenada

    Łatwiej chyba zrozumieć kobietę niż geja artystę

    • 0 1

  • tańczący facet dla mnie jest równoznaczne z gejem (4)

    • 2 47

    • Twoja Kobieta nie będzie zadowolona

      skoro masz takie poglądy... Kobiety lubią tańczyć i chcą mieć do tego tańca partnera. Poza tym trochę więcej tolerancji!!!

      • 0 0

    • Opinia została zablokowana przez moderatora

    • (1)

      A ja uwielbiam gdy facet dobrze tańczy. Bardzo mnie to kręci. I tak dla ścisłości - jestem kobietą.

      • 9 1

      • Asia, ja dobrze tańcze i przy okazji nie jestem gejem

        shall we dance ? ;)

        • 6 3

  • dopisek (1)

    wydaje mi się , że poniekąd z tego błędu wynika Pana mylna interpretacja. Ruch Jacka Przybyłowicza wywodzi techniki conteporary , to bardzo piękny styl modern dance i bynajmniej nie chodzi w nim o karykaturę jakiejkolwiek techniki tańca w tym również a być może zwłaszcza tańca klasycznego. Zwrot - WESOŁE HASANIE PO SCENIE - sprawia mój naprawde duży niesmak, do ubogości słownictwa i nie tylko...

    • 7 1

    • dopisek

      Czytając zwrot - sprawia mój naprawdę duży niesmak - także odczuwam pewien niesmak :-)

      • 1 0

  • W tych buciorach i portasach...

    ...to nie paziów tylko raczej beztroskich uczniaków. No ale ja się nie znam:)

    • 0 1

  • PRZECZ Z ZIMą!----FUUUUUUJ! (1)

    Wojciech Misiuro to postać kultowa - tancerz, mim i choreograf. Urodził się w Gdańsku. Mieszka w Sopocie. Jest absolwentem Gdańskiego Studia Baletowego oraz Studia Pantomimy przy Teatrze Pantomimy Henryka Tomaszewskiego. W 1987 roku założył autorski Teatr Ekspresji, z którym zrealizował własne spektakle: "Umarli potrafią tańczyć" (1988), "Dantończycy" (1989), "ZUN" (1990), "Idole perwersji" (1991), "College No 24" (1992), "Miasto mężczyzn" (1994), "Pasja" (1995), "Kantata" (1997) i "Tango" (1999)--BRAVO VOJTKU!--TAAK DALEJ!

    • 1 6

    • LIZUS!

      i klakier!

      • 1 1

  • Komassa-nadal nie potrafi wyjść z poziomu harcerskiej"Gawędy",brawo dla autora muzyki. Przybyłowicz-to nie jest nawet liga okręgowa,jego układ to tragedia.Co kilka sekund tancerze zwijaja sie jakby "kopał"ich prąd a taniec w piórach to już zupełnie mnie rozwalił. Misiuro-czyli samuraj Jack i męskie kabuki w jednym zapowiadało sie interesująco ale niestety japońskie fascynacje"made in Poland"rozczarowują jednak z tych trzech części chyba tylko ta zostaje w pamięci chociaż spodziewałem się czegoś więcej po tak znanym twórcy.Ogólnie -kiepsko.

    • 5 6

  • Drodzy internauci wpisujący tu swoje wątki - też widziałem "Men s Dance" i każdy tu może mieć swoją osobistą recenzję z tego spektaklu. Ale od początku - "Tango Live" momentami ciekawe duety , zespół baletowy wogóle niewykorzystany , co to jest 3 krótkie wyjścia zespołowe i z tego 2 bardzo niezgrane i nierówne - miałem niedosyt, kolejne sekwencje powtarzające się - wielkie brawa dla muzyków i tylko ono obronili tą część - czyli część muzyczną - reszta tanecznie jak i choreograficznie niedopracowana.
    "Przybyłowicz" tych jego kilka krótkich sekwencji czy jakoś tak - ciekawa plastyka ciała od pasa w górę ,natomiast te ciągłe kicki nogami zaczęły mnie drażnić w tych ciężko wygladąjących butach, ciekawy efekt piór w dywanie ,projekcja hm - to już kiedyś było - nie do konca to mi sie podobało .Generalnie nastawiłem się na wow , a było weee ,czyli wcale nie powalił mnie na kolana .
    "Tamashi" coż nastawiłem się na teatr tańca i specyficzną choreografię znając już realizację tego choreografa W.MISIURO przed kilkunastoma laty i był jakiś pomysł i troszkę zbyt drażniące dzwięki i środkowa częśc z t 3 tancerzami ,która ciągle się powtarzała była dość nudna , najlepszy był jednak finał tej czesci oraz 2 tancerki które chyba były perełką tej części , nie przebił ich nawet samuraj ciągle skaczący i fikający - wręcz popisujący sie - chyba nie o to chodzi. Generalnie - to mozę być jako wieczór choreografów zdecydowanie na jeden wieczór bądź dwa ,ale nie jako pozycja repertuarowa. Podumowując były kiedyś lepsze wieczory baletowe - premiery.

    • 6 2

  • hm...

    "Tango Life" było piękne, lekkie, zwiewne, pełne namiętności natomiast jesli chodzi o Tamashi.... ledwo wysiedziałam do końca, gdybym wiedziała, że to bedzie takie psychodeniczne to wyszłabym po drugim akcie, porażka

    • 5 5

  • Dziękujemy za przychylny artykuł (1)

    Dziękuję za przychylny artykuł. Jednak muszę zaznaczyć, że koncepcja scenograficzna, także oświetlenie, to wizje choreografa, a nie Izy Stronias, która była dobrym duchem przedstawienia Tango Life, i której najwięcej zawdzięczamy.

    • 4 0

    • ja Wam dziękuję za tę muzykę - Przemo, to było piękne!

      • 2 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Od kiedy Muzeum Narodowe w Gdańsku funkcjonuje pod obecną nazwą?

 

Najczęściej czytane