- 1 Co robić w długi weekend w mieście? (23 opinie)
- 2 Orzechowski: Szukam dziur w rzeczywistości (5 opinii)
- 3 Tysiące osób odwiedziło Twierdzę Wisłoujście (69 opinii)
- 4 Komiksy, polityka i SF. Lektury na wiosnę (17 opinii)
- 5 Tu nie spodziewasz się sztuki, a jednak! (9 opinii)
- 6 Wręczono Pomorskie Nagrody Artystyczne (19 opinii)
Lalka w Muzycznym: spełnione marzenie
Teatr Muzyczny ma szczęście do Wojciecha Kościelniaka, a Wojciech Kościelniak ma szczęście do Teatru Muzycznego. "Lalka" - najnowsza premiera Muzycznego - to jeden z najlepszych spektakli tej sceny w ostatnich latach.
Nazwisko Wojciecha Kościelniaka znane jest każdemu miłośnikowi Teatru Muzycznego w Gdyni. To on wyreżyserował tutaj kultowy "Hair", pamiętną trans-operę "Sen nocy letniej", czy uroczy, autorski musical "Francesco". Teraz kojarzyć się będzie również z błyskotliwą, świetną inscenizacyjnie i muzycznie "Lalką" na motywach powieści Bolesława Prusa.
"Lalka" zaskakuje wiernością wobec powieściowego oryginału, ale nie jest to sceniczna kopia książki Prusa. Ogromnym skrótom podlegają wywody Rzeckiego z "Pamiętnika starego subiekta", znika silnie antysemicka wymowa przemian w sklepie Wokulskiego, w ogóle nie ma postaci Heleny Stawskiej, a kamienica Łęckich zostaje sprowadzona tylko do przedmiotu licytacji między Wokulskim i baronową Krzeszowską.
Reżyser, wspólnie z autorem piosenek Rafałem Dziwiszem, najważniejsze fakty z powieści Prusa prezentuje w postaci wypowiadanego przez aktorów tekstu albo niezwykle skondensowanych (i rewelacyjnie napisanych) piosenek. Dzięki temu fabuła musicalu jest spójna, łatwa do zrozumienia dla osób znających powieść Prusa i dla tych, którym losy Wokulskiego i Łęckiej były dotychczas zupełnie obce.
Wokulski wjeżdża na scenę w skrzyni, z której po chwili wyłania się niezdarnie i niczym marionetka udaje się w kierunku drabiny, na której spostrzega Izabelę Łęcką. Po chwili wspina się za nią na górę. Ten wiele mówiący prolog spektaklu określa dwa podstawowe zabiegi formalne przedstawienia - każda z postaci w swoim sposobie poruszania się ma coś nienaturalnego (najbardziej karykaturalne rozmiary przybiera "chód" Tomasza Łęckiego, Barona Krzeszowskiego i Subiekta Mraczewskiego), w czym przypominają one bardziej tytułową lalkę niż człowieka.
Drugim bardzo istotnym chwytem jest narzucony już w tej scenie porządek wertykalny (góra - dół), jaki od początku do końca spektaklu staje się udziałem Stanisława Wokulskiego. Wokulski w każdej kolejnej scenie wyłania się z piwnicy (w powieści w ten sposób Rzecki przedstawia swoje pierwsze spotkanie z młodym Stasiem, charakteryzując jego charakter - Wokulski bez niczyjej pomocy, samodzielnie wydostaje się z piwnicy, w której został zamknięty), by zakończyć scenę wspinając się w górę po symbolicznej drabinie społecznej i szczeblach kariery.
Spektakl błyskawicznie nabiera tempa dzięki świetnej, pulsacyjnej, dixielandowej (rodzaj jazzu) muzyce Piotra Dziubka i żywiołowym piosenkom. Rozmach inscenizacyjny (w rewelacyjnej scenie obiadu u Łęckich działają jednocześnie dwie sceny obrotowe obracające się w przeciwnych kierunkach) idzie w parze z detaliczną pracą nad każdym szczegółem spektaklu. Znamienne, że niemal każda postać jest wyrazista, a aktorzy świetnie czują się w groteskowej, przerysowanej konwencji. Dzięki temu mamy festiwal aktorstwa rzadko oglądanego na scenach musicalowych.
Wielką kreację tworzy Rafał Ostrowski jako tytułowy Wokulski - jego postać to faktyczny kręgosłup spektaklu, a finałowy numer "Trzy kwadranse" stanowi wspaniałą sumę wszelkich emocji mieszczonych w postaci poczciwego Stasia. Tak wyczekiwany powrót do najwyższej formy zanotowała Renia Gosławska - jako Izabela Łęcka jest zimna i niedostępna, ale pod posągową twarzą-maską skrywa wulkan emocji wydobywanych na powierzchnię podczas kolejnych utworów (z pierwszym, mistrzowskim "Snem" na czele). Znacznie słabiej prezentuje się druga Łęcka, Darina Gapicz. Jej chichocząca bohaterka z przyklejonym na twarzy uśmiechem wydaje się zwykłą pustą kokietką, "lalką" właśnie, zaskakującą tylko nietypowym, zupełnie nie-musicalowym i pełnym ozdobników głosem, stanowiącym intrygujący dysonans w stosunku do wokali pozostałych solistów.
Nowy musical Muzycznego to również szereg wyśmienitych epizodów i celnych zabiegów inscenizacyjnych (dwie identyczne, stepujące panie Meliton - Aleksandra Meller, Magdalena Smuk; zdziwaczały Łęcki Andrzeja Śledzia; występ Rossiego Krzysztofa Żabki, czy wyścigi konne i późniejszy pojedynek Wokulskiego z Baronem Krzeszowskim Tomasza Gregora). Niemal każdy z solistów Teatru ma swoje pięć minut. Nie można zapominać o nazwanych "lalkami", świetnie przygotowanych choreograficznie aktorach Muzycznego i studentach Studium Wokalno-Aktorskiego, którzy tańczą w tle niemal każdej sceny.
Spektakl Muzycznego niewiele ma słabych punktów. Nazbyt dosłownie reżyser chce wydobyć sztuczność swoich postaci, co zwłaszcza w przypadku posągowej Łęckiej i Wokulskiego wygląda niekiedy na nieskoordynowane drgawki. Najsłabsza inscenizacyjnie jest wizyta Wokulskiego u Profesora Geista, gdy spada poziom i jakość widowiska, a scenografia (laboratorium w kapeluszach) jedyny raz ociera się o banał.
Bez wątpienia jednak powstał w Gdyni wysmakowany plastycznie, inteligentny musical, będący przedsięwzięciem wysokiej próby artystycznej. Gratulacje dla realizatorów i wykonawców.
Miejsca
Spektakle
Opinie (39) 1 zablokowana
-
2010-03-01 10:32
SUPER!!! (3)
taki teatr można sponsorować w 100% z podatków bo warto!
- 36 9
-
2010-03-01 21:23
ja p .....
super teatr - i co tu wpisać ? ze miekkie faje nsame na portalu
- 0 1
-
2010-03-01 15:22
teatro el lechijka
i tak wole mecze lechii gdańsk
- 2 8
-
2010-03-01 11:32
no właśnie nie: takiego teatru nie trzeba sponsorować, bo sam się utrzyma ;-)
- 8 2
-
2010-03-01 15:55
Nie-oryginalne, bo: Koscielniakowe (3)
"Lalka" bedzie oryginalna dla kogos, kto nie zna Koscielniakowej "Opery za trzy grosze". Natomiast dla tych, ktorzy "Opere" widzieli, "Lalka" nie jest zaskakujaca; jest jakby kalka "Opery" - podobne makijaze, podobne ruchy postaci, podobny pomysl. Szkoda, bo znajac "Opere" i ogladajac "Lalke" czuje sie, jakby sie to juz znalo, nie ma w tym nic nowego.
- 6 8
-
2010-03-01 16:17
(1)
Główna różnica jest taka, że "Opera za trzy grosze" - przynajmniej w obsadzie którą zaprezentowano w Gdyni, była lepszym musicalem. Ale gdyński Muzyczny długo (za długo) takiego spektaklu własnej produkcji nie miał.
A Kościelniak robi praktycznie same oryginalne produkcje. Pobielenie twarzy i ostra forma nie ma tu nic do rzeczy - te spektakle są z dwóch różnych światów (także literackich).- 8 1
-
2010-03-01 19:10
Ja nie wiem. Widziałem opere i mi szczerze mówiąc to nie odebrało mowy tak po operze jak po Lalce. Czyli jak widac jest to pojęcie względne co było lepszym musicalem...
- 3 0
-
2010-03-01 16:00
No ja jakoś widzialem opere i nie sadze żeby to było kalowane. to jest poprostu ta sama stylistyka, ale bez przesady myzyka inna, zespół inny i nie można porównywac tych dwóch spektakli tylko dlatego, że oba sa robione formą.
- 2 1
-
2010-03-01 15:45
lee
Na reszcie coś oryginalnego, bo już mi niedobrze od tych brodwayowskiej tandety, na pewno sie wybiorę :)
- 9 5
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.