• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Klasyczny "Otello" z przemocą w rodzinie. O premierze Opery Bałtyckiej

Łukasz Rudziński
26 kwietnia 2015 (artykuł sprzed 9 lat) 
Otello (Jacek Laszczkowski) na tle pozostałych wyróżnia się porywczym charakterem i czarnym strojem (w taki też ubiera swoją żonę). Kocha Desdemonę (Katarzyna Hołysz) pełnym namiętności, ale pozbawionym zaufania uczuciem. Otello (Jacek Laszczkowski) na tle pozostałych wyróżnia się porywczym charakterem i czarnym strojem (w taki też ubiera swoją żonę). Kocha Desdemonę (Katarzyna Hołysz) pełnym namiętności, ale pozbawionym zaufania uczuciem.

Ponura opowieść o porywczym Otellu, który z zazdrości niszczy wszystko, co ma dla niego wartość, w Operze Bałtyckiej zainscenizowana została klasycznie i minimalistycznie. Statyczna, prowadzona z rozmysłem inscenizacja, skupiona jest na trójce solistów. Szkoda, że ubarwiono ją uporczywym podkreślaniem przemocy mężczyzn wobec kobiet, postrzeganych jako obiekty seksualne.



"Otello" Giuseppe Verdiego z librettem Arrigo Boity to mocno uproszczona, w stosunku do dramatu Szekspira, opowieść o Maurze Otellu, który przez sugestie przebiegłego Jago, zaczyna podejrzewać swojego zdegradowanego (w wyniku podstępu) kapitana Cassia i ukochaną Desdemonę o romans. Zazdrosny Otello nie ufa małżonce, która uporczywie prosi go o darowanie win Cassia, podsycając w ten sposób jego podejrzenia. Wściekły szuka jedynie ostatecznych dowodów jej winy. Dzięki chustce znalezionej przez żonę Jagona, Emilię (odebranej jej siłą przez męża), Otello pozbawia się złudzeń. Zarzuca Desdemonie niewierność i poniża ją publicznie. Żona Maura spodziewa się jaki będzie finał, więc przygotowuje się do niego przez cały ostatni akt. Z kolei Jago, choć jego plan się nie powiedzie, nie skończy tak, jak w Szekspirowskiej tragedii.

Jago umiejętnie roznieca ogień zazdrości i pożądania w Otellu, a kreując się na przyjaciela, rozbudzi przy okazji fascynację Desdemoną u Cassia (Mirosław Niewiadomski, po prawej), którego zamierza zniszczyć. Jago umiejętnie roznieca ogień zazdrości i pożądania w Otellu, a kreując się na przyjaciela, rozbudzi przy okazji fascynację Desdemoną u Cassia (Mirosław Niewiadomski, po prawej), którego zamierza zniszczyć.
Marek Weiss, znany z licznych uwspółcześnień swoich spektakli operowych, tym razem postawił na inscenizacyjny minimalizm. Z dobrym skutkiem. Charakterystycznym i wielokrotnie powtarzanym w spektaklach Opery Bałtyckiej elementem scenografii Hanny Szymczak jest umieszczona ukośnie, na kształt pochylni scena, na której rozegra się część zdarzeń. By uniknąć rozpraszającego schodzenia i wchodzenia postaci, sceny rozgrywane na pochylni często "zamyka" opuszczany z góry parawan z pleksi. Nad sceną dominuje wielki żyrandol, wyróżniający się nietypowym kwadratowym układem lamp, w drugim akcie tworząc wraz z pochylnią piękną wizualnie kompozycję.

Bohaterowie spektaklu ubrani są na biało. Tylko Otello nosi czarny kostium i ma rozczochrane włosy, co odróżnia go od pozostałych i sugeruje jego porywczy charakter. To człowiek nieokrzesany, na swój sposób pierwotny, pełen namiętności, którą reżyser podkreśla, zmuszając kreującego tę postać Jacka Laszczkowskiego do śpiewania duetu "Già nella notte densa" (z Desdemoną), dotykając pupy wykonującej partię ukochanej Otella Katarzyny Hołysz i tykając palcem jej piersi czy podbrzusza. Otello pociera też jej dłonią o łono, by potem ją wylizać. Wcześniej jednak Maur ubiera Desdemonie czarną suknię, symbolicznie biorąc ją w posiadanie (nakłada tę suknię na białą).

Erotycznych, wulgarnych odniesień znajdziemy tu więcej. Podczas sceny upijania Cassia (Mirosław Niewiadomski), oficerowie zabawiają się ładując swoje szpady w karafki z winem, trzymane przez półnagie dziewczyny na wysokości pasa. Z niewybrednym traktowaniem kobiet wiąże się też przemoc. Poza Otellem prym wiedzie w tym Jago, który, by uzyskać chustkę Desdemony znalezioną przez jego żonę Emilię, jest brutalny i ciągnie żonę za włosy, nie zważając na to, że Emilia jest w zaawansowanej ciąży.

Zazdrość i podejrzenia nieświadomie podsyca w Otellu sama Desdemona - nieczuła na niezręczne, wulgarne przejawy erotycznej fascynacji męża,  za to bardzo zaangażowana w sprawę Cassia. Zazdrość i podejrzenia nieświadomie podsyca w Otellu sama Desdemona - nieczuła na niezręczne, wulgarne przejawy erotycznej fascynacji męża,  za to bardzo zaangażowana w sprawę Cassia.
Na szczęście, pomijając chybione i niesmaczne skojarzenia erotyczne (najbardziej żenującym z nich jest obmywanie przez Desdemonę krocza podczas przygotowań na przyjście Otella) spektakl prowadzony jest dobrze. Ponieważ inscenizacja nie ma rozmachu, uwaga widzów skupia się na solistach. Kreujący główne partie: Jacek Laszczkowski w roli Otella, Katarzyna Hołysz jako Desdemona oraz Tomasz Rak wykonujący partię Jagona, wypadają bardzo dobrze zarówno wokalnie, jak i aktorsko. W interpretacji Tomasza Raka Jago jest błyskotliwym, a przy tym bezwzględnym, fałszywym karierowiczem, z szerokim uśmiechem od ucha do ucha. Jego "Credo in un Dio crudel" brzmi stanowczo i złowieszczo. Z kolei Katarzyna Hołysz zachwyca swoim sopranem, szczególnie przejmującym, gdy śpiewa piano, delikatnie, a przy tym niezwykle emocjonalnie. Nie przypominam sobie, bym słyszał ją kiedykolwiek w tak doskonałej formie - wspaniale brzmi jej pieśń o wierzbie ("Canzone del salice") i duet z Otellem "Dio ti giocondi, o sposo", w którym wydobywa cały wachlarz emocji zrozpaczonej, odrzucanej kobiety. Jedynie "Ave Maria" w jej wykonaniu jest przesadnie patetyczna, ale głównie dzięki dosłowności gestu modlitwy.

Głównym bohaterem spektaklu jest jednak Jacek Laszczkowski - świetny w roli Otella. Jego bohater jest zrujnowany psychicznie przez intrygę Jagona, co tenor umiejętnie ukazuje w postępującej degradacji Otella z dumnego władcy we wrak człowieka. Maur miota się po scenie niczym ranny niedźwiedź, szaleje z rozpaczy, cierpi w samotności. Swojej ukochanej nie dopuszcza do głosu. W gruncie rzeczy kobietę traktuje jak trofeum, instrumentalnie, jednak gdy myśli, że ktoś go jej pozbawia, rozsypuje mu się cały świat. Pełne mocy "Dio! mi potevi scagliar" czy "Niun mi tema" budowane są olbrzymimi emocjami.

Obraz przemocy w rodzinie funduje nam reżyser zarówno w przypadku Otella i Desdemony, jak i Jagona (Tomasz Rak, na zdjęciu) i jego żony Emilii (Karolina Sikora, na zdjęciu), znajdującej się w zaawansowanej ciąży. Obraz przemocy w rodzinie funduje nam reżyser zarówno w przypadku Otella i Desdemony, jak i Jagona (Tomasz Rak, na zdjęciu) i jego żony Emilii (Karolina Sikora, na zdjęciu), znajdującej się w zaawansowanej ciąży.
W "Otellu" wyraźnie słychać też efekty pracy maestro Tadeusza Kozłowskiego, pod wpływem którego zespół orkiestry wyraźnie odżył, gra z energią, lekko, pięknie oddając muzykę Verdiego, niezwykle bogatą w emocje. Tak dobrze grającej orkiestry nie było w Operze Bałtyckiej od czasu Jose Marii Florencia, co potwierdza, że potrzebny był jej dyrektor muzyczny, na co dzień pracujący z muzykami w Gdańsku.

Spektakl Marka Weissa prowadzony jest w miarowym, jednostajnym, momentami sennym rytmie. Reżyser zawierzył solistom, a ci odwdzięczyli mu się kreując ciekawe, dobrze wykonane role. To klasyczna, pozbawiona inscenizacyjnych fajerwerków, udana opera, na której cieniem kładzie się niepotrzebnie przerysowana, pozbawiona wiary w inteligencję widzów, próba ukazania relacji damsko-meskiejch, jako pełnych przemocy, agresji i niskich pobudek, kierujących mężczyznami. Sądzę, że ten jednowymiarowy ogląd świata można by od czasu do czasu urozmaicić. Panie Marku, świat nie jest taki zły. Naprawdę.

Spektakl

4.4
29 ocen

Otello

opera / operetka

Miejsca

Spektakle

Opinie (71) 3 zablokowane

  • niestety, zdegustowana i rozczarowana (2)

    Również miałam możliwość obejrzenia opery w trakcie próby generalnej i z przykrością muszę podzielić niekoniecznie pochlebne opinie na temat odbioru sztuki.
    Sceny "miłosne" jak i te z podmywaniem się Desdemony, były zdecydowanie niesmaczne i nie na miejscu!! Nie tylko w moim odbiorze nie miały one nic wspólnego z estetyką, której widz oczekuje udając się do opery. Jeśli już zaistniała potrzeba ukazania erotyki to proszę bardzo, ale dlaczego zostało to zaprezentowane w tak nieapetycznej formie? Nawet mój partner, po pierwszym akcie powiedział, że to co właśnie zobaczył było niesmaczne. Piszę o spostrzeżeniu mężczyzny w celu uniknięcia oceny, iż jako kobieta być może nie jestem obiektywna w "tej seksualnej materii"
    Współczuję artystom, że muszą odgrywać tak krępujące, wręcz uwłaczające sceny.
    Najjaśniejszym elementem, a raczej solistą i aktorem tego nieciekawego i nieco nudnawego widowiska okazał się Tomasz Rak!! Świetna gra oraz wyrazistość kreowanej postaci, sprawiły, że zdecydowanie wyróżniał się na scenie, zwłaszcza aktorsko!! Oglądanie pana Tomasza to czysta przyjemność. Zresztą nie jestem w tym zdaniu odosobniona. Pochlebne opinie w jego kierunku można usłyszeć zarówno od kobiet jak i mężczyzn. Oby tak dalej!!
    Scenografia. Prosta i minimalistyczna. Hm, bardzo w moim guście, niestety nie tym razem. Ciekawy pomysł z lustrem i ścianą/ kurtyną to jedyna idea, która jest na plus widowiska. Kostiumy. Niestety również nieudane, zwłaszcza staniki oraz chusty na biodrach chórzystek... No, jak już jest taka potrzeba ukazania kobiecych wdzięków to w porządku, ale dlaczego w takiej wersji?? Niektóre panie wyglądały jakby wprost z łazienki wyszły... Pytam więc i zastanawiam się: dlaczego takie to wszystko wizualnie nieciekawe? Jakby czasu na stworzenie projektów nie było?
    Aha, na uwagę zasługuję świetnie prowadzona orkiestra!! Brawo!!
    Reasumując, chyba za wysoko postawiłam poprzeczkę twórcom Otella? Po spektaklu na podstawie Szekspira spodziewałam się zdecydowanie "innych wrażeń"
    Niestety tym razem nie polecam.

    • 35 4

    • Niech się Pani oświadczy swojemu partnerowi, bo chyba tchórzy.

      A może nie chce się z Panią wiązać na całe życie?

      • 4 9

    • Spoko, i tak marszałek przyzna nagrodę.

      • 11 1

  • Jaki "Maur"?

    Fakt, że Otello miotał się po scenie, nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości. Natomiast nie widziałem na scenie żadnego "Maura", a jedynie niewysokiego, rozczochranego faceta, z dużym trudem śpiewającego partię Otella.

    • 17 9

  • Otello (6)

    Po spektaklu spodziewałem się większego uduchowienia, ale przekonałem się że sztuka teatralna będzie zawsze bliżej profanum niż sakrum!

    • 23 3

    • Otello to nie Requiem (5)

      "Otello" - ten szekspirowski, jak i verdiowski - porusza problem sfery profanum. Nie bardzo więc rozumiem czego oczekiwałeś.

      • 1 5

      • oczekiwania (4)

        Oczekiwałem oczyszczenia z "codziennego śmiecia" ,ale jednak teatr nigdy nie zastąpi instytucji kościoła mimo jego niedoskonałości.

        • 0 4

        • chyba kogoś tu ponosi? rozumiem, że od sztuki wymaga się pewnego rodzaju sacrum, ale to porównanie do instytucji kościoła i oczekiwań z nim związanych?? w operze?? jest zdecydowanie na wyrost??!! pozdrawiam

          • 5 1

        • W takim razie polecam (2)

          uduchowione homilie pijaczyny Flaszki-Głódzia. "Actimelek" da Ci z pewnością to, czego oczekujesz.

          • 1 6

          • Aktimelek (1)

            Widzę markusie, że jesteś doskonały w swoim mniemaniu, może to przerost formy nad treścią? nie będę ci tego odbierał, a homilii wysułucham tam gdzie uznam za stosowne , bo na tym przecież między innymi polega demokracja, że wybiera się to co dla każdego sensowne i wartościowe :)

            • 5 2

            • Słusznie

              Dlatego idąc do teatru nie oczekuj uduchowienia od dramatu, opowiadającego o mrocznych stronach ludzkiej natury.
              Kopnij się lepiej do spowiedzi i tam, w konfesjonale, pozbędziesz się "codziennego śmiecia". Mam też nadzieję, że orientujesz się kiedy i w jakim celu "spowiedź na ucho" została w kościele papieskim wprowadzona.
              W demokracji każdy wybiera to - co go kręci. Ale nie powinniśmy zapominać o różnych celach, stojących przed instytucjami działającymi w naszym państwie. Nie oczekuj więc, że świecki teatr operowy zostanie zamieniony na kościół, bo tych ostatnich jest ci u nas dostatek. Pozdrawiam. m

              • 2 3

  • Nie mam szans widziec tego spektaklu i nie zaluje nawet gdyby (1)

    interpretacje rownaly sie najwiekszym wykonawcom tych postaci scenicznych jak Mario del Monaco, Renata Tebaldi i Leonard Warren w 1958 roku. Dlaczego? Poniewaz bardzo raza mnie te przeniesione do wspolczesnej rzeczywistosci realia lacznie z tymi mocno uwypuklonymi scenami intymnymi z zycia malzenskiego. Styl muzyki Verdiego i innymi jemu wspolczesnych pasowal na czasy kiedy ci kompozytorzy pracowali nad swoimi dzielami a nie czasami i obyczajami dzisiejszymi. To co Verdiemu, Pucciniemu czy Ponchielliemu przyswiecalo kiedy komponowali swoje niesmiertelne opery nie wolno zmieniac w zaden sposob. Uplyca to sens dramatyczny calego utworu. Jezeli wedlug dyrekcji teatru takie wywnetrzanie scen intymnych ma pomoc w przyciagnieciu publicznosci to zenujaco zle swiadczy o obecnych "melomanach". Wielki kompozytor Giuseppe Verdi chyba w grobie sie przewraca.

    • 18 5

    • Muzeum "opera"?

      Nie wydaje mi się, żeby Verdi przewracał się w grobie. To był - pomimo geniuszu którym dysponował - szalenie skromny człowiek. Przypuszczam, że nie oczekiwał tej nieśmiertelności, która jest jego udziałem.
      Dzieła sceniczne nie są muzeum. Każda nowa epoka widzi je po swojemu. Dotyczy to zarówno teatru Szekspira, jak i oper Verdiego. Problem Otella jest uniwersalny i ponadczasowy. Czy rozgrywa się on na Cyprze pod panowaniem Wenecji, czy też w slumsach Rio de Janeiro, nie ma większego znaczenia.
      Dlatego nie podzielam Twojego zdania.

      • 3 8

  • wulgarny? (10)

    Wulgarny erotyzm? Hahaha... Albo jestem zepsuta albo faktycznie wpisuje się tutaj specyficzna grupa "świętoszków". Wg mnie miłość dwojga ludzi musi być pikantna. Sceny były estetyczne... Czy Otello miał być zniewieściały i głaskać Desdemonę po główce? Współczuję Pani której mąż był oburzony...

    • 13 33

    • Świętoszki (6)

      Do opery chodzą ludzie o dość konserwatywnych poglądach. Nie powinno więc dziwić Cię, że w ich pojęciu "miłość małżeńska" ograniczać się powinna do "pozycji misjonarskiej" przy zgaszonym świetle.
      Czy erotyzm w tej inscenizacji był "estetyczny"? To kwestia gustu. Mnie nie przeszkadzał, ale też nie zachwycił. Widywałem już w inscenizacjach operowych lepsze sceny erotyczne.
      Jedyne, co uważam za nietrafne, to kolejność ablucji Desdemony w ostatnim akcie. Najpierw powinna ona była umyć sobie krocze, a stopy w drugiej kolejności, jako, że dysponowała jedną miską wody. No, ale może zbytnio się "czepiam"?

      • 2 9

      • (2)

        Sceny erotyczne w inscenizacjach operowych. Zna ktoś jeszcze inny dobry dowcip?

        • 16 4

        • Widać, że znasz niewiele współczesnych inscenizacji operowych.

          Więc sięgnij chociażby do klasycznej już wersji filmowej Madame Butterfly z Placido Domingo i Mirellą Freni, w której duet z pierwszego aktu jest stosunkiem seksualnym, zakończonym wspólnym orgazmem na wysokim c.

          • 3 5

        • sceny erotyczne nie są złe!! zła może być tylko forma w jakiej zostaną zaprezentowane!!

          • 8 1

      • świętoszki (2)

        Markusie, owszem opera nie jest dla każdego natomiast szufladkowanie widzów do ludzi konserwatywnych nie powinno mieć miejsca. Czy zatem operę trzeba traktować jako miejsce dla "wybranych"? Zdecydowanie tylko garstka osób wie po co naprawdę stworzono operę i z pewnością jesteś jedną z takich osób.Lecz nie odbierajmy widzom emocji, możliwości refleksji nad wartościami które reżyser chciał ukazać na swój sposób. Nie jestem tutaj żadną wyrocznią natomiast podczas spektaklu towarzyszyło mi wiele skrajnych emocji i doceńmy fakt, że pośród pustego, masowego przekazu mamy okazję zobaczyć tak magiczną formę ukazania ludzkich uczuć, która zmusza nas do zastanowienia się kim naprawdę jesteśmy. Ocenę zostawmy Markusowi :) Chodź podtrzymuję swoją opinię to jest to tylko wpis mało znaczącego widza. Dla osób którzy piszą" nie bo nie", którzy potrafią stworzyć tylko stolec w toalecie mówię głośno"stop"!!!

        • 3 3

        • Nie pisałem "nie bo nie", (1)

          tylko, że widywałem już lepsze sceny erotyczne w teatrach operowych. Pozdrawiam. m

          • 0 2

          • markus...

            Słowa "nie bo nie" absolutnie nie były kierowane w Twoją stronę. Miałam tutaj na myśli jad ludzi którzy anonimowo i bezpodstawnie (brak sensownych argumentów) wypowiadają się o tworzeniu spektaklu.
            Pozdrawiam Weronika

            • 3 5

    • (1)

      są różne środki ukazania miłości, na które chętnie popatrzę, ale te zaprezentowane podczas spektaklu niestety do takich nie należą.
      PS Nie ma czego współczuć. co dozwolone w alkowie to niekoniecznie jest apetyczne na deskach opery. widocznie każdy ma inny poziom estetyczny. pozdrawiam

      • 8 2

      • pozorni asceci...

        Z pewnością całe Pani życie opiewało w czystości czynu i myśli... Jedyne co mogę zrobić to szeroko się uśmiechnąć:)

        • 3 4

    • Takie jest życie...

      Bardzo się cieszę, że nareszcie ktoś wziął w obronę zdrowe przejawy życia,
      przez niektórych uważane za obsceniczne.
      Co, jak nie teatr, w tym opera, ma przybliżać nas do prawdy, fałszowanej na co dzień
      przez płytkie seriale i filmy rodem z Hollywood, gdzie człowiek przedstawiany jest jako postać całkowicie ubrana, pachnąca, jedząca, lecz nie wydalająca.
      Nie widziałem spektaklu, jednak informacje że znalazły się tam sceny obmywania genitaliów,
      wzbudza moją nadzieje, że drgnęło coś na polskiej scenie i sprawy idą w dobrym kierunku.
      Przed oblucją Desdemona była zapewne w toalecie.
      Jakże ciekawym byłoby zobaczyć, czy stolec był stały, a mocz klarowny,
      czy bohaterka jest zwolenniczką metody papieru toaletowego, czy bidetu, a może popularnego marketingowo 2x1.
      Bez takich danych nie ma mowy o postaci ludzkiej w pełnym wymiarze.
      Mam nadzieję, że już niedługo, dzięki sponsorom świadomym co to prawdziwa sztuka,
      zobaczę Butterfly rodzącą syna Pinkertona, bo świadomość,
      że zwykle udaje go dziecko któregoś z pracowników opery (nie zawsze chłopiec!!!)
      uniemożliwia mi identyfikowanie się z bohaterką.
      Naturalną konsekwencją tej drogi będzie likwidacja wszelkich materiałów amortyzujących samobójcze skoki Toski, Halki i innych nieszczęśnic.
      To przecież koszmarna szmira i niedorzeczność, że po samobójstwie taka desperatka wychodzi bezczelnie do ukłonów!
      Mam nadzieję, że oczekiwane przeze mnie reformy pozwolą grać Operze Bałtyckiej
      30 spektakli w miesiącu i nie będę musiał odchodzić spod kasy bez biletu, jak w wypadku Otella.

      • 2 1

  • PaNI HOŁYSZ

    Farbowany sopran z mezzosopranu, siłowe góry i obrzydliwa barwa

    • 40 9

  • Spektakl jest bardzo dobry,z pewnoscia jeden z lepszych,jakie obejrzalam w Operze Baltyckiej. Rzeczywiscie niektore "momenty" moga co poniektorych razic,ale tez dodaje to smaku.

    • 5 21

  • (1)

    widziałem i słuchałem "Otella" w 2008r. jako plenerowe superwidowisko operowe we Wrocławiu... Była to wspaniała inscenizacja, bardzo romantyczna i zarazem tragiczna, a "Ave Maria" (które to dzieło jest moją ukochaną arią operową) w wykonaniu Ewy Vesin doścignęło nawet mistrzowskie wykonania Marii Callas. Niestety, po przeczytaniu recenzji, opinii, a wczesniej zapowiedzi samego "reżysera" wiem, ze jak zwykle nie ma po co zaglądać do opery bałtyckiej. Uboga scenografia, durnowate kostiumy z lumpeksu, pornokawałki, obsceniczność i brak pomysłu na przedstawienie to znak rozpoznawczy gdańskiego teatrzyku operowego. Od kilku lat jeżdżę do oper w innych miastach i widzę ciekawe inscenizacje - klasyczne czy nowoczesne, ale nie odbierające magii operze. (...)

    • 25 11

    • Pani Ewa Vesin już dawno nie śpiewa w Operze Wrocławskiej, bo to Mega-kiczowisko!

      Drogi Panie!
      Zgadzam się co do wspaniałej pani Ewy Vesin! Niestety, już dawno w tej kiczowatej operze nie śpiewa, bo i po co? Szkoda jej pięknego głosu w tych głupich inscenizacjach! Ma rację! Do "KRÓLOWEJ MICHNIKOWEJ" należy przyjechać tylko na wyjątkowego i mądrego "KRÓLA ROGERA" Karola Szymanowskiego, w reż. Mariusza Trelińskiego! Poza tym nie polecam. ZDzJ

      • 0 0

  • Opera Bałtycka (5)

    rzadko grywa przedstawienia, należało by więc może część pomieszczeń, wynająć na agencję towarzyską .
    Twórczość pana Weissa, ciągle obraca się na granicy skrajnego erotomaństwa,
    można więc by było, pozyskac statystów, do tych zboczonych przedstawień.

    • 27 8

    • stary człowiek (1)

      związany z młodą kobietą, to prowadzi do skrajnych stanów emocjonalnych
      i dlatego te przedstawienia są pełne zboczonych scen.

      • 2 1

      • Stary człowiek?

        Otello to nie król Lear, a jego "starość" jest wymysłem Marka Weissa.
        Trudno mi wyobrazić sobie starowinę o lasce, śpiewającego triumfalnie Esultate.
        "Zboczone sceny" są raczej wynikiem erotomanii Otella, będącej też jedną z przyczyn jego upadku.

        • 1 1

    • stary człowiek

      związany z młodą kobietą,to rodzi skrajne emocje i dlatego te przedstawienia są takie zboczone.

      • 2 1

    • Panie Weiss (1)

      czas już odejść, wszyscy są zmęczeni pan podejrzewam też .
      Może zajął by się pan kręceniem filmów pornograficznych, wydaje mi się że w tej dziedzinie odniósł by pan spore sukcesy .

      • 6 5

      • Do Pana pracownika Opery!

        Taki pan odważny? W hejtera się zabawiasz?Polecam na nocny seans ciekawy i mądry film w reż. Lilianny Cavani pt. "Nocny portier", Panie Nocny Stróżu! Miłego seansu! To prawie porno, z dużą ilością SM!

        • 3 1

  • Opera Bałtycka tradycyjnie na poziomie morza (1)

    Totalnie infantylna scenografia w stylu Bachusa. Drinki all inclusive. Erotyka lała się jak w szczycie sezonu na Ibizie. Wspaniała muzyka Verdiego nieważna , ginie gdzieś w tle oblizywanych dłoni. Wielki Verdi przewraca się w grobie. Spektakl nierówny , technicznie słaby. Soliści wielokrotnie nie mogli się przebić przez orkiestrę. I te szpadelki zrobione z kawałka drutu . Wstyd. Opera Bałtycka to dziwny twór. Działa sama na swoje potrzeby. Ale przy tej bryndzy kulturalnej w Gdańsku to i rak ryba. Szkoda.

    • 18 9

    • Przesadzasz z krytyką

      Orkiestra rzeczywiście wielokrotnie "przykrywała" scenę, ale odnosiłem wrażenie, że było to zamierzone i przyczyną tego stanu rzeczy była niepewność dyrygenta, czy Otello wytrzyma fizycznie do końca spektaklu.
      Reszta Twoich zarzutów powinna być skierowana w stronę dzisiejszych decydentów kultury, bo "krawiec tak kraje, jak mu materiału staje".

      • 6 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Hanna Raniszewska występuje pod pseudonimem:

 

Najczęściej czytane