- 1 Sztuczna inteligencja w sztuce - tak czy nie? (33 opinie)
- 2 Co robić w długi weekend w mieście? (40 opinii)
- 3 Orzechowski: Szukam dziur w rzeczywistości (16 opinii)
- 4 Tysiące osób odwiedziło Twierdzę Wisłoujście (70 opinii)
- 5 Maj miesiącem festiwali (7 opinii)
- 6 Komiksy, polityka i SF. Lektury na wiosnę (20 opinii)
Jazzowy rezonans zabrzmiał w Gdańsku
Wspaniała, szalona podróż w świat nowych, zaskakujących dźwięków i harmonii. W sali gdańskiej Filharmonii Bałtyckiej na Ołowiance wystąpiła dziesięcioosobowa orkiestra muzyki improwizowanej pod kierownictwem Kena Vandermarka.
Przyznam szczerze, że z obawą w sercu wchodziłem do Filharmonii Bałtyckiej w sobotni wieczór. "Resonance" to przecież dziesięć osób na jednej scenie, mało tego - to dziesięciu pewnych siebie i swych umiejętności improwizatorów. Ken Vandermark wielokrotnie odwiedzał nasz kraj, w tym także Trójmiasto. Bałem się, że dialogi, które słyszeliśmy w zeszłym roku pomiędzy jego triem, czy też wiosenne dyskusje kwintetu Vandermak 5, przemienią się teraz w zwyczajną kłótnię i wzajemne przekrzykiwania. Czy słusznie się troskałem? Nie, rzecz jasna! Dodam jednak, że popisy tej freejazzowej orkiestry to dawka muzyki wymagająca od słuchacza dużej otwartości, a wręcz - odrobiny szaleństwa.
Vandermark dowodził całym przedsięwzięciem. To on odliczał, kiedy muzycy rozpoczną kolejny utwór i naliczał tempo, w jakim będą go wykonywać, z uśmiechem na twarzy wskazywał i przypominał o tym, co za chwilę się wydarzy. Powiedziałbym, że pełnił rolę "dobrego ducha dyrygenta", który doskonale prowadzi swoją jazzową orkiestrę.
Trudno bowiem "Resonance" traktować w kategoriach zespołu niezależnych instrumentalistów. Mimo dźwiękowej wrzawy dobiegającej ze sceny, wszystko było tam uporządkowane i podzielone. Każdy muzyk znał swoje miejsce i wiedział, w której sekcji się porusza. Radość grania, a przede wszystkim sugestywne porozumienie panujące pomiędzy twórcami, którzy przecież współpracują od niedawna, wprowadziło niezwykłą atmosferę.
Wywodzący się z Chicago improwizator, Ken Vandermark, twórca projektu "Resonance", popisał się również wspaniałą grą na saksofonie tenorowym i klarnecie. Jednocześnie, ceniąc sobie umiejętności scenicznych kolegów, co rusz ustępował im pola. Tym samym orkiestrowe frazy przeplatały się z solowymi improwizacjami instrumentalistów.
Moją uwagę przykuł grający na perkusji Michael Zerang, który z mistrzowską swobodą wędrował po swoim zestawie. Także pochodzący ze Szwecji Per-Ake Holmlander dał wspaniały popis gry na tubie. Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o saksofoniście Mikołaju Trzasce, który od dawna godnie reprezentuje w świecie Polskę i Trójmiasto. Dowiódł swoją pełną pasji grą, że niedługo będziemy mogli jednym tchem wymieniać jego nazwisko tuż obok Stańki, Urbaniaka i Dudziak - naszych światowych ambasadorów jazzu. A może już możemy?
Muzyka, którą usłyszeli licznie zebrani goście gdańskiej filharmonii, rzeczywiście stanowiła swoistego rodzaju rezonans - pochłaniający energię, składający się z impulsów, wahnięć i drgań o określonej częstotliwości. Jazzowa orkiestra Kena Vandermaka zabrała nas w przepełnioną emocjami i zaskakującymi dźwiękami szaloną podróż, w której pozorny chaos zderzał się z melodyką. Wspaniale, choć krótko, bo tylko ponad godzinę, było pławić się w tej harmonicznej nieoczywistości.
Miejsca
Wydarzenia
Zobacz także
Opinie (4) 1 zablokowana
-
2009-11-03 17:39
nikt nawet nie skomentuje??? czyzby JAZZ stalby sie az tak niepopularnym gatunkiem muzyki??? (2)
- 5 0
-
2009-11-03 18:03
Byłem
Byłem. Beznadzieja zupełna. Muzyka w ciągu około półtorej godziny brzmiała może przez 15 minut, reszta to mniej lub bardziej skoordynowany hałas. Szczególnie "ciekawe" były fragmenty, gdy jakiś gość dmuchał w trąbę wydając przy tym dzwięki zakatarzonego knura.
- 0 1
-
2009-11-03 23:44
Nie było to łatwe w odbiorze
Ale bardzo ciekawe, dużo się działo w powietrzu co czasami ciężko było pogodzić z wizją. Teraz czekam na płytę żeby to wszystko poukładać.
- 0 0
-
2009-11-04 13:01
resonance
Mam nadzieje że nie będzie to jednorazowy eksperyment - publiczność zgromadzona nie wyszla przed bisem, jej różnorodność świadczy o przynajmniej zaciekawieniu zjawiskiem tego rodzaju orkiestry, a stali odbiorcy twórczości KV mięli ogromną satysfakcję, iż koncert przyciągnął tak dużą liczbę uczestników.
Czekam na Chicago Tentet - z pewnościa ktoś sie odważy sprowadzić, wzorem niedoścignionego Krakowa, tę jazzową legendę.- 2 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.