• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Dobre chęci to za mało. O "Sądzie Ostatecznym" w Operze Bałtyckiej

Łukasz Rudziński
9 listopada 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 

"Sąd Ostateczny" Krzysztofa Knittla muzycznie i inscenizacyjnie jest godnym uwagi eksperymentem.

Próba stworzenia dzieła operowego od podstaw (zamówienie kompozytorskie), które będzie promować Gdańsk, jest godna uznania i warta kontynuacji. Niestety, "Sąd Ostateczny" czyli trzecia produkcja cyklu "Opera Gedanensis", cierpi na chorobę poprzednich oper z tej serii - znacznie przerastającą słabe libretto muzykę, popartą tym razem szeregiem niekonsekwencji reżyserskich.



Nim wybrzmiały pierwsze dźwięki opery Krzysztofa Knittla widzowie premierowego przedstawienia "Sądu Ostatecznego" stali się świadkami strajku pracowników Opery Bałtyckiej. Pracownicy Opery już przy wejściu rozdawali kartki z informacją o proteście w formie 15-minutowego opóźnienia rozpoczęcia spektaklu od momentu wyciemnienia widowni. Z każdym kolejnym przedstawieniem czas ten, wedle ich deklaracji, będzie wydłużał się o kolejne pięć minut, więc w czwartek 9 listopada widzów czeka 20-minutowe oczekiwanie na przedstawienie, zaś widzów ostatniego tegorocznego pokazu - w niedzielę 12 listopada - aż 35-minutowe opóźnienie.

Zmierzenie się z obrazem-arcydziełem Hansa Memlinga i symbolem Gdańska powierzono duetowi Krzysztof Knittel - Mirosław Bujko. Pierwszy stworzył bogatą brzmieniowo, pełną muzycznych odniesień do poszczególnych epok, w których rozgrywana jest akcja, muzykę. Drugi przygotował libretto składające się z dwóch, bardzo różniących się od siebie aktów, ukazujących fikcyjną genezę powstania "Sądu Ostatecznego" (akt I) i oparte na faktach losy obrazu - obiektu pożądania wielu wpływowych ludzi, pragnących mieć dzieło Memlinga u siebie (akt II).

Spektakl udanie łączy sacurm i profanum, co reżyser podkreśla m.in. grą z motywem złotej kuli, trzymanej pod stopami przywódców z różnych epok. Spektakl udanie łączy sacurm i profanum, co reżyser podkreśla m.in. grą z motywem złotej kuli, trzymanej pod stopami przywódców z różnych epok.
Opera współczesna cieszy się wielką różnorodnością formy i swobodą twórczą. Krzysztof Knittel chętnie z tego korzysta, zanurzając swoje dzieło w muzyce najnowszej. Klimat budują brzmienia elektroniczne puszczone z taśmy, w które wkomponowano Orkiestrę Opery Bałtyckiej, rozbudowaną o efektowne partie perkusyjne, instrumenty klawiszowe i gitarę elektryczną. Połączenie muzyki klasycznej z brzmieniami elektronicznymi pozwala zbudować operę wyraźnie inspirowaną realiami poszczególnych epok (usłyszymy m.in. średniowieczne chorały, muzykę renesansu, baroku, klasycyzmu - m.in. fragmenty "Marsylianki", aż po rockowe brzmienia pod koniec dzieła). Efektem jest urozmaicona i udana muzycznie opera, kompozycyjnie spójna i zaskakująco przystępna w odbiorze.

Z kolei librecista Mirosław Bujko dołożył do muzyki literacką opowieść, składającą się z dwóch niemal nieprzystających do siebie części. W pierwszej towarzyszymy załamanemu po powrocie z wojny Memlingowi, który nie wie co zrobić, by odkupić winy. Przystaje więc na propozycję ojca Arago, by wrócić do malowania i korzysta z propozycji bankiera Portinariego, który proponuje mu namalowanie obrazu religijnego, ufundowanego przez bogatą Katarzynę Tanagli. Malarz coraz bardziej uzależniony od tej dwójki traci kontrolę nad swoim dziełem. W drugim akcie obserwujemy już wędrówkę obrazu - od jego zagrabienia przez kapra Paula Benecke, przez próbę zdobycia go przez cara Piotra I, cesarza niemieckiego Fryderyka III, Napoleona Bonaparte, Adolfa Hitlera i Stalina - niekiedy pojawiających się na scenie osobiście, niekiedy usiłujących przejąć dzieło przez pośredników.

Inteligentnie w tkankę spektaklu wkomponowano Balet Opery Bałtyckiej. Na zdjęciu Filip Michalak w roli pilnującego obrazu diabła/fatum. Inteligentnie w tkankę spektaklu wkomponowano Balet Opery Bałtyckiej. Na zdjęciu Filip Michalak w roli pilnującego obrazu diabła/fatum.
O ile zamysł libretta jest oryginalny i ciekawy, o tyle jego wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Podstawowym problemem jest niedopasowanie partii solowych do instrumentalnych oraz niemiłosiernie rozwleczone konstrukcje językowe, które zarówno w śpiewie, jak i w melorecytacji wypadają sztucznie, uniemożliwiając solistom zaprezentowanie pełni swojego potencjału. Przegadane libretto utrudnia śpiew, który niektórzy soliści starają się uzupełniać szerokimi operowymi gestami i pełną patosu grą aktorską.

Najbardziej poszkodowany jest kreujący główną partię pierwszego aktu, Hansa Memlinga, Robert Gierlach, obdarzony pięknym barytonem, bezradnie usiłujący przykryć braki libretta aktorską emfazą. Nie ma możliwości do zaprezentowania swoich nieprzeciętnych możliwości wokalnych sopranistka Anna Mikołajczyk (świetna Marie Curie z "Madame Curie", pierwszej opery gdańskiego cyklu). Rola Katarzyny Tanagli to rola lalki w efektownej purpurowej sukni. Nieco więcej przestrzeni (tyle, że aktorskiej) Mikołajczyk ma w drugim akcie w roli Barona Denon.

Interesujące, niekiedy bardzo efektowne kostiumy przygotowała Anna Chadaj. Interesujące, niekiedy bardzo efektowne kostiumy przygotowała Anna Chadaj.
Najlepiej z grona solistów wypada kontratenor Jan Jakub Monowid, czyli demoniczny Portinari - przebiegły, odpychający, a jednocześnie intrygujący, co dobrze podkreślono tembrem głosu. Zestaw głównych partii uzupełnia bas Piotra Lempy, grającego Ojca Arago. W akcie drugim podziwiamy bohaterów pojedynczych scen, które również nie dają śpiewakom szans na rozwinięcie skrzydeł i skazane są na dominujący w tej części opery (nie zawsze fortunnie) groteskowo-komediowy sznyt.

Mocnym punktem spektaklu jest scenografia Damiana Styrny. W pierwszej części artystom na scenie towarzyszą ruchome konstrukcje, efektowne podświetlone i stanowiące tło projekcji przygotowanych przez Eliasza Styrnę (te zyskują za każdym razem, gdy twórcy uciekają od dosłowności i prezentowania fragmentów obrazu). W drugim akcie w centralnym punkcie jest globus nawiązujący wprost do umieszczonej na "Sądzie Ostatecznym" Memlinga złotej kuli. Jednak to nie Jezus Chrystus (jak na obrazie Memlinga), a możni tego świata mają go pod nogami.

Właśnie połączenie sacrum i profanum w drugim i trzecim planie udaje się reżyserowi Pawłowi Szkotakowi najlepiej. Towarzystwo przy złotej kuli pije wódkę, gra w karty, płynnie zamieniając się miejscami zgodnie z kolejami losów obrazu. Świetnym motywem jest też "zdjęty" wprost z dzieła Memlinga służący w akcie pierwszym (tancerz baletu Ruaidhri Maguire). W drugim akcie bohaterów z kolei konsekwentnie kompromituje brak spodni.

Pracownicy Opery Bałtyckiej już przy wejściu rozdawali ulotki z informacją, którą później powtórzył dyrektor i przedstawiciele związków zawodowych. Pracownicy Opery Bałtyckiej już przy wejściu rozdawali ulotki z informacją, którą później powtórzył dyrektor i przedstawiciele związków zawodowych.
Gra z konwencją obrazu, miniaturyzacja (karaka Peter von Danczk), czy jawny kicz niektórych scen bawią, ale tylko do czasu. Repertuar pomysłów inscenizacyjnych szybko się reżyserowi wyczerpuje, więc zaczyna je powtarzać (np. kolejny ożywiony po służącym portret z "Sądu Ostatecznego" - Archanioł Gabriel we wspaniałym kostiumie autorstwa Anny Chadaj). Groteska scen napoleońskiej i hitlerowskiej wydaje się przesadzona i niepotrzebna. Zaś sceny mówione, wbijające się klinem w kompozycję muzyczną, potraktować można jako wyraz kapitulacji wobec trudności libretta.

"Sąd Ostateczny" Opery Bałtyckiej podszyty jest ogromnymi ambicjami, które obrazuje m.in. konstrukcja chóru (ciekawie ubranego, podzielonego na głosy, mądrze wprowadzonego na scenę i uzupełnionego dziećmi z Chóru Dziecięcego Canzonetta Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej I i II stopnia w Gdańsku). To chyba najciekawsze użycie tego zespołu Opery Bałtyckiej od dobrych kilku lat. Poprawnie, w dużej mierze skryta za elektroniką, wypada Orkiestra dobrze prowadzona przez Szymona Morusa. Najlepiej z zespołów Opery Bałtyckiej kolejny raz prezentuje się jednak Balet, ożywiający senny pierwszy akt.

Historia "Sądu Ostatecznego" opowiedziana w dwóch skontrastowanych ze sobą częściach (statycznej pierwszej i dynamicznej, pełnej wyrwanych z kontekstu scen w akcie drugim) nie prowokuje jednak do odpowiedzi na pytania o naturę człowieka czy kwestie dobra i zła. Pomimo kilku błyskotliwych scen (bardzo dobre wkomponowanie postaci diabła/fatum pilnującego obrazu w postaci tancerza Filipa Michalaka) spektakl nie wywołuje zbyt wielu emocji. Wspaniała symbolika dzieła Memlinga w warstwie teatralnej spłaszczona została do wymiaru kilku ciekawostek, komiksowej wręcz groteski i napuszonej tezy ujawnionej w finale. Bogata, warta odsłuchania w wersji koncertowej, muzyka Krzysztofa Knittla, pozostaje atutem, nie mającym w gdańskim spektaklu, niestety, konkurencji.

Spektakl

8.0
3 oceny

Sąd Ostateczny

opera / operetka

Miejsca

Spektakle

Opinie (100) ponad 10 zablokowanych

  • (4)

    Weiss?
    Przecież Kunc robi dokładnie to co Weiss
    Ludzie opamiętajcie się!!!!!!

    • 18 24

    • Weiss (1)

      Weiss to był, jest artystą

      • 20 10

      • Uprzywilejowany związkowiec

        • 6 10

    • Raczej nie ta liga

      • 11 2

    • Żarty?

      To przedstawienie to jakiś jaśniejszy punkt, ale do przedstawień Weiss'a dzielą go lata świetlne jeśli chodzi o pomysły, wykonanie, przesłanie.

      • 18 7

  • Teatralna Opera

    Na tle wcześniej prezentowanych przez nowa dyrekcję spektakli, statycznego i pozbawionego reżyserii „Nabucco” i klasycznie ugrzecznionej „Cyganerii” realizacja „Sądu Ostatecznego” stanowi solidnie wyreżyserowaną przeciwwagę. Z dużym zaciekawieniem śledziłem kolejne epizody inspirowane historią obrazu i pomimo wielowątkowości, mnogości alegorii, użycia wielu środków wyrazu to spektakl jest spójny i czytelny. Pochwała dla reżysera i chóru za drugoplanowe epizody. Bogata i wciągająca warstwa muzyczna to czysty eklektyzm. Od chorałów po niepokojące elektroniczne drone – robi wrażenie. Całość dopełnia strona wizualna .Oniryczne, płynnie przechodzące kolejne obrazy, zbudowane z udanego połączenia projekcji, świateł i scenografii. Łyżka dziegciu za akcje strajkową, że musiało do niej dojść.

    • 20 7

  • Panie Łukaszu, świetny tekst. Oby więcej takich.

    • 16 28

  • czytając między wierszami - znowu klapa !

    p.dyrektor potrafi zawsze zwalić porażkę na innych .Weiss wracaj już zniosę Twoje garnitury ale nie zniosę mikroportów i kuncowej bylejakości

    • 42 18

  • Co za laik

    Ranking, który z zespołów opery wypada najlepiej???...pisze pan pod z gory ustaloną (chyba nie zamówioną?) tezę głoszoną od licznych ostatnio artykułów. Co? Balet najlepiej zrealizował zadania? Czy według pana recenzenta MUZYKA Knittla jest po prostu słabsza od choreografii? Chyba ma pan recenzent kłopot... dla mnie wypada to tak jakby porównał pan smak zupy do muchy kelnera

    • 51 12

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak nazywa się styl architektoniczny, którego przykładem jest Zielona Brama w Gdańsku?

 

Najczęściej czytane