• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Zagubiona Kasia z Heilbronnu

Łukasz Rudziński
4 lutego 2011 (artykuł sprzed 13 lat) 
aktualizacja: godz. 04:50 (5 lutego 2011)
Miłość góry przenosi... ale czy zawsze? (na zdjęciu Michał Kowalski - Fryderyk, Hrabia von Strahl oraz Katarzyna Kaźmierczak - Kasia z Heilbronnu) Miłość góry przenosi... ale czy zawsze? (na zdjęciu Michał Kowalski - Fryderyk, Hrabia von Strahl oraz Katarzyna Kaźmierczak - Kasia z Heilbronnu)

Piękna baśń o miłości pozostaje po prostu... baśnią o miłości. "Kasia z Heilbronnu" Teatru Wybrzeże nie niesie za sobą nowych znaczeń, nie uwspółcześnia, nie rozjaśnia dość zawiłej fabuły romantycznego dramatu z początku XIX wieku. Przeciwnie. Grzęźnie w chaosie. Ale pozwala spędzić przeszło półtorej godziny w bajce dla dorosłych. Mało?



Jak na intrygę dworską przystało nie obędzie się bez listów, konwenansów i zachowań na pokaz. Jak na intrygę dworską przystało nie obędzie się bez listów, konwenansów i zachowań na pokaz.
W sztuce Heinricha von Kleista sen ma funkcję... proroczą. W sztuce Heinricha von Kleista sen ma funkcję... proroczą.
Świat bohaterów odbija się w lustrze, ze wszelkimi małymi i większymi niegodziwościami. Świat bohaterów odbija się w lustrze, ze wszelkimi małymi i większymi niegodziwościami.
Fryderyk za wszelką cenę chce się oczyścić z zarzutów o nadużycia wobec Kasi. Posunie się w tym celu do najbardziej radykalnych metod. Fryderyk za wszelką cenę chce się oczyścić z zarzutów o nadużycia wobec Kasi. Posunie się w tym celu do najbardziej radykalnych metod.
Tekstowi Heinricha von Kleista można z marszu przypisać uniwersalne wartości, które uratowały go od zapomnienia, chociaż sam Goethe uznał tę sztukę za "zadziwiającą mieszaninę sensu i bezsensu" i nie dopuścił do premiery w niemieckim Weimarze. W "Kasi z Heilbronnu" odnajdziemy pogoń za pięknem i przemijającą młodością, ludzkie namiętności, kobiecą zazdrość i zawiść czy bezwzględną walkę o mężczyznę, który, jak na dramat rycerski, okazuje się wyjątkowo niemęski.

Reżyser Krzysztof Rekowski swój spektakl traktuje jak baśń. Rządzą w nim więc baśniowe prawa, poetyka snu dominuje nad rzeczywistością, to co realne miesza się z fantazją. Jedna oniryczna wizja goni drugą, jeszcze bardziej oniryczną. Nic dziwnego, że w gąszczu przeróżnych wspomnień i retrospekcji naprawdę trudno się połapać.

W postaciach Kasi i Kunegundy, rywalizujących, każda na swój sposób, o względy Fryderyka, dostrzec można baśniowe wzory dobra i zła, prawości i niegodziwości. Wykpiony przez von Kleista dramat rycerski w spektaklu Rekowskiego staje się udaną parodią rycerskiego pojedynku, w wyniku którego Fryderyk ocala Kunegundę, późniejszą narzeczoną. Z pewnością można też w osobie Fryderyka (oprócz karykatury rycerza) dopatrzeć się diagnozy współczesnego mężczyzny - wycofanego, biernego, miotającego się bez celu wiecznego chłopca. Można, tylko po co? Rekowski nie prowokuje do myślenia, zaprasza widzów do teatru po to, aby pokazać im romantyczną bajkę.

Spektakl rozgrywa się we wspaniałej, monumentalnej przestrzeni, wykreowanej przez Macieja Chojnackiego. Na niemal pustej scenie widać jedynie drewniane krzesła, a w tle niebieskie bramy kontrastujące z smutną, czarną kolorystyką całości oraz pałacowe kolumny, "ścięte" dokładnie na wysokości piętra. Jednak tym, co wypełnia scenę, jest ogromne "lustro weneckie", umieszczone ukośnie nad sceną, nadające wydarzeniom efekt synchronizacji świata rzeczywistego i fikcji, a kiedy trzeba, przepuszczające światło i ukazujące postaci umieszczone za nim lub spełniające funkcję ekranu dla wizualizacji.

W tej scenografii rozgrywa się typowy romans. Ona kocha jego, on kocha ją, ale tylko na pokaz, bo w rzeczywistości on kocha inną, tylko jeszcze o tym nie wie. W śnie poznaje prawdziwą wybrankę swego serca, a ona w bliźniaczym samym śnie poznaje jego. Reżyser w tę historię stara się tknąć powiew grozy, co niekiedy pozwala strawić pozbawione przeważnie logiki wydarzenia, kiedy indziej nadaje im wymiar niezamierzonej groteski.

Rekowski sięga po techniki filmowe, melodramat, posiłkuje się estetyką kiczu. Im bardziej pobudza maszynerię sceny i pompuje efektami swoją inscenizację, tym bardziej rozpaczliwe wydają się umizgi aktorów, jakby nieco zagubionych, odklejonych od bohaterów, pozostawionych samym sobie. Trudno przekonująco odegrać monolog do kuli bilardowej, albo kilkuminutowe duszenie krzesłem. Tym bardziej, że tempo siada już w drugiej scenie (sąd kapturowy). Szkoda, gdyż obiecujący, dwuznaczny początek, rozbudza nadzieje. Po precyzyjnej, wycyzelowanej konstrukcji bohaterów polskiego pierwowzoru "Kasi..." w reż. Jerzego Jarockiego (1994), z Kingą Preis w roli tytułowej i Mariuszem Bonaszewskim jako Fryderykiem nie ma tutaj śladu.

Nie oznacza to, że aktorzy gdańskiego spektaklu grają źle. Katarzyna Kaźmierczak buduje jedną z najciekawszych swoich ról w Wybrzeżu - jej Kasia jest wiernopoddańcza i irytująca niczym Gombrowiczowska Iwona, a zarazem budzi dużą, niewytłumaczalną sympatię. Małgorzata Brajner daje Kunegundzie determinację i osobowość "wampirycznie" łaknącej miłości kobiety, a w wyniosłą jaśniepańskość ubiera postać Hrabiny Marzena Nieczuja-Urbańska. Tylko Michał Kowalski (Fryderyk) jest spętany w swojej roli i zagubiony jak jego bohater.

Krzysztof Rekowski miał do dyspozycji sporo atutów. Działający na wyobraźnię tekst, świetną scenografię, dobrą, niebanalną muzykę (Marcin Mirowski) i ambitnych, nieco mniej grających ostatnio aktorów, ale zwyczajnie nie znalazł pomysłu na spektakl. Jednak historie miłosne zawsze są w modzie. Jedna mniej, czy więcej nie robi specjalnej różnicy. Ale właśnie "Kasia z Heilbronnu" mogła tę różnicę zrobić. Mogła.

Spektakl

7.5
28 ocen

Kasia z Heilbronnu

spektakl dramatyczny

Miejsca

Spektakle

Opinie (30)

  • OCZEKIWANIA (1)

    Jestem w Wybrzeżu raz w miesiącu, chyba obejrzałam wszystko, co w moim przekonaniu warte było zobaczenia. "Kasia...." to najgorszy spektakl, jaki zdarzyło mi się ogladać. Zgadzam się z przedmówcami, że wiało nudą - ani śmiechu, ani złości, ani smutku, ani nawet chęci do głębszych przemyśleń w czasie i po przedstawieniu. A gra aktorska? Z wielką sympatią do aktorów naszego teatru, ale szczególnie mnie nie zachwyciła, bo i wykazać się specjalnie nie mogli. Szkoda czasu, aktorów i widzów. Chyba pora sięgnąć po coś naprawdę porywającego, aby nie zniechęcić tych, którzy wiernie uczestniczą w kolejnych odsłonach Wybrzeża i zachęcić tych, którzy wracają do teatru po wielu latach.

    • 3 0

    • "Kasia z Heilbronnu" faktycznie nie jest porywająca, ale są zdecydowanie gorsze spektakle. Najgorsza trójka wg mnie to:
      1. "Ożenek" (bezkonkurencyjny, totalna masakra)
      2. "Zawisza Czarny"
      3. "Wiele hałasu o nic"

      • 3 0

  • Dziękuję

    Mam taki zwyczaj: nigdy przed obejrzeniem spektaklu nie czytam recenzji. "Po" i owszem- wtedy mam już swoje zdanie i mogę porównać z opiniami innych. Dziś obejrzałam "Kasię..." i bardzo mi się podobało. Scenografia świetna, gratulacje za pomysł z lustrem weneckim i wizualizacje.Świetna gra aktorów. Mnie szczególnie podobała się Kasia ze swoją bezgraniczną miłością (czy są jeszcze takie dziewczyny w rzeczywistości?). Choć konwencja bajkowa to jednak hrabia bardzo współczesny- duży chłopiec co nie wie czego chce (najlepiej obie- bardzo różne). Pozdrawiam.

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Znany trójmiejski zespół, który nagrał utwór "Ciągnik" to:

 

Najczęściej czytane