- 1 Co robić w długi weekend w mieście? (39 opinii)
- 2 Maj miesiącem festiwali (7 opinii)
- 3 Wystawa trójmiejskiej malarki w Wenecji (69 opinii)
- 4 Komiksy, polityka i SF. Lektury na wiosnę (19 opinii)
- 5 Orzechowski: Szukam dziur w rzeczywistości (14 opinii)
- 6 Tysiące osób odwiedziło Twierdzę Wisłoujście (69 opinii)
Historia malowania ścian. Jak powstawało graffiti nad Wisłą?
- W czasie okupacji informacja przekazywana w formie graffiti była dla ludzi bardziej wiarygodna niż ta z prasy propagandowej. Myślę, że społeczeństwo ma nadal większe zaufanie do tego, co widać na ulicach, niż do mediów - mówi Tomasz Sikorski, prekursor polskiego graffiti artystycznego i autor książki "Graffiti w Polsce", której promocja odbędzie się w czwartek, 8 grudnia, w sopockim klubie SPATiF.
Tomasz Sikorski: W 1984 roku wyjechałem do Nowego Jorku i tam zobaczyłem ogromną ilość graffiti, które mnie zachwyciły. Były one dla mnie bardziej interesujące niż galerie. Nie było tam graffiti politycznego, tak jak w Polsce, było natomiast dużo indywidualnej ekspresji i wielki rozmach. Ale po raz pierwszy zobaczyłem graffiti w roku 1970 w Warszawie. Były to tajemnicze postacie namalowane białą i czarną farbą na murach starych kamienic, które przetrwały wojnę. Krążyła wokół nich legenda, że namalował je świadek egzekucji wykonywanych w tamtej okolicy przez nazistów. Wiele lat później okazało się, że ich autorem był mój kolega z klasy, Włodek Fruczek. Rok 1970, w którym je wykonał, uznałem za początek graffiti artystycznego w Polsce.
Pan także ma na swoim koncie dzieła graffiti. Co Pan malował?
Pierwszy szablon odbiłem w 1985 roku w Nowym Jorku, na Manhattanie, za co groziła wysoka grzywna. Tego samego roku wróciłem do Warszawy, w której odczuwało się zniechęcenie i utratę nadziei na to, że kiedyś będzie lepiej. Postanowiłem wnieść coś nowego do mojego miasta. Odbijałem szablony, które w przeciwieństwie do powszechnego w tamtym czasie nurtu graffiti w Polsce, czyli graffiti politycznego, z polityką nie miały nic wspólnego. Tworzyłem niewinne obrazy, które przywoływały normalność. Pokazywałem na przykład całujące się pary, ludzi zajętych nie polityką, ale po prostu życiem. Ważna była też Syrenka Warszawska, która wyrzucała miecz i tarczę do góry w taki sposób, że jej ramiona układały się na kształt znaku zwycięstwa, czyli "V". W kontekście ówczesnej ponurości te szablony wyglądały jak z innego świata.
Jak można scharakteryzować polskie graffiti?
Jasna odpowiedź na to pytanie nie jest możliwa. Ja widzę pewną specyfikę, ale w okresie do 1989 roku. Wtedy można było mówić o pewnej charakterystyce: o szablonie zaangażowanym, na przykład w przemianę świata, czy świadomość ludzi. Po transformacji, za sprawą kultury hip-hopu nastąpił import graffiti z Ameryki do Polski, co było często bezmyślnym kopiowaniem gotowych wzorców, a mnie to nie interesuje. Tę część, czyli ostatnie dwie dekady, w tym styl amerykański, opisał w książce mój wspólnik, Marcin Rutkiewicz.
Czy możemy być dumni z graffiti walczącego, czyli tego, które powstawało od czasów okupacji, aż do zmiany ustroju politycznego?
Nie lubię postrzegać zjawisk w danej kulturze przez pryzmat narodowości, uważam, że takie podejście jest dziś anachronizmem. Pojęcie narodowości samo w sobie jest dla mnie mętne. Dumni możemy być jako społeczność, niekoniecznie jako cała niezdefiniowana nacja. Polscy graficiarze okazali się ogromną odwagą i wielkim zaangażowaniem. Podczas okupacji hitlerowskiej zdarzały się takie sytuacje, kiedy w ciągu jednego dnia, w marcu lub kwietniu 1942 roku, 400 młodych ludzi malowało w Warszawie znak polski walczącej! Nastoletnie dzieciaki narażały się na śmiertelne niebezpieczeństwo, a wiadomo, że za to nie groziła wtedy żadna grzywna, ale śmierć na miejscu. Mój ojciec był członkiem Szarych Szeregów. Mając 17 lat malował graffiti antyhitlerowskie. W czasie okupacji wiarygodne informacje można było czerpać nie z gadzinowej prasy czy radia, ale właśnie z ulicy. Graffiti było wówczas bardziej wiarygodne niż to, co było w mediach. I myślę, że to przyzwyczajenie zostało w społeczeństwie polskim, zaufanie do tego, co jest manifestowane spontanicznie na ulicach, wbrew władzy. To się powtórzyło w dekadzie "Solidarności".
Kto jest obecnie największym twórcą graffiti?
Ja nie lubię rankingów działalności artystycznej, to nie jest sport, ale odsyłam do książki. Mamy szereg wybitnych postaci, których nie chcę teraz wymieniać, żeby kogoś nie pominąć. Są to osoby tak dobre, że obecnie realizują swoje street-artowe projekty na całym świecie.
Wydarzenia
Wywiady
Miejsca
Opinie (41) 2 zablokowane
-
2011-12-07 23:42
Vera King (1)
- 1 0
-
2011-12-08 17:11
tak Vera
Vera prezentuje absolutnie indywidualna forme malarstwa sciennego dodajac,ze jest bardzo mloda sukces ma murowany i z calego serca jej tego zycze.King do konca:))
- 2 0
-
2011-12-08 00:16
graffiti=kicz uznany przez najmniej wymagających za sztukę
Dodę czy Wiśniewskiego też wielu nazywa artystami.....
- 5 4
-
2011-12-08 08:19
maluj mury - swiat ponury (1)
i ja tez jestem wlascicielem tych budynkow
dlatego moglem malowac. uniwersytety i inne budynki publiczne sa do zamalowania dla kazdego podatnika.- 3 2
-
2011-12-08 14:50
świat jest pełen palantów ,w Polsce szczególnie......
- 0 2
-
2011-12-08 12:13
apartamentowi goscie
sa pozbawieni grafitti a to sztuka dla nich
- 2 0
-
2011-12-08 14:00
są artyści graffiti.. (1)
..i są wandale bez talentu wyobrażni i kreatywności.nie mylić tych osobowości ,bo puszkę z farbą może każdy kupić..
- 0 1
-
2011-12-15 09:27
nie ma żadnych artystów - chyba ze sobie kupią kamienice i sobie ją pomalują
od cudzego wara i precz.
- 0 0
-
2011-12-08 15:05
wole ładne grafitti
niż obskrobane i poszczrbione tynki, oblane na dodatek psim i żurskim moczem
- 0 1
-
2011-12-09 13:05
Grafitti tak, ale za zgodą właścicieli budynków
lub na zamówienie.
Reszta kryminał- 2 1
-
2011-12-15 09:26
Graficiarzom kulka w łeb a przynajmniej koszty remontu całej elewacji budynku
Precz z wandalizmem, barbarzyńcy do dżungli.
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.