- 1 5 wystaw, na które warto wybrać się w maju (7 opinii)
- 2 Sztuczna inteligencja w sztuce - tak czy nie? (58 opinii)
- 3 Maj miesiącem festiwali (7 opinii)
- 4 Co robić w długi weekend w mieście? (40 opinii)
- 5 Orzechowski: Szukam dziur w rzeczywistości (16 opinii)
Błogosławiony niedosyt po Dniach Muzyki Nowej
Tegoroczne Dni Muzyki Nowej można śmiało nazwać szermierczym pojedynkiem na smyczki. Jeśli festiwal można nazwać turniejem, to zwycięzcą, zgodnie z przewidywaniami został Kronos Quartet, którego występ okazał się niemal kompletnym podsumowaniem i zarazem kwintesencją tego, co mogliśmy zobaczyć w pozostałe dni. Trzymając się terminologii sportowej: cały festiwal zasłużył na bardzo wysokie noty, mimo potężnego rozczarowania, jakim okazał się występ Lucky Dragons.
Kwartet rozpoczął brawurowym wykonaniem I Kwartetu Smyczkowego Aleksandra Lasonia i Quantum Pawła Pietruszewskiego. Nie pozostawił żadnych wątpliwości, że nawet w zmienionym składzie prezentuje wyśrubowany poziom. Słuchacze mieli do czynienia z całą paletą brzmień, barw i technik wykonawczych. Zespół ze swobodą prowadził muzykę przez trudne i zgrzytliwe dysonanse do ciepłych, majestatycznych konsonansów. Aranżacje piosenek Grzegorza Ciechowskiego, które zaprezentowali po przerwie, wzbudziły już dużo mniej emocji. Kompozycje obdarte z charyzmy lidera Republiki i z jej charakterystycznego brzmienia i rockowego pazura okazały się dość płaskie i nudne.
Występujący drugiego dnia Johan Johansson z udziałem kwartetu smyczkowego zaprezentował typowo islandzkie reguły gry. Graniczący z autyzmem minimalizm sceniczny i oszczędne w formie, jednostajne kompozycje mogły odstraszyć miłośników mocnych wrażeń. Jednak ci, którzy dali się zaprosić do tej sennej krainy Johanssona mogli przeżyć naprawdę wspaniałą podróż. Kompozycje z pozoru słodkie, mogły dostarczyć głębokich duchowych doznań. Pod skórą miękkiego brzmienia kwintetu (lider grał na fortepianie i obsługiwał laptopa), dało się wyczuć jakiś niejasny niepokój potęgowany przez rozmyte wizualizacje przedstawiające przypadkowe obrazy jakby podejrzane przez okno.
Z tej zadumy wyrwał słuchaczy jeden z najbardziej oryginalnych polskich składów występujący pod wszystko mówiącą nazwą Małe Instrumenty. Kwintet wyposażony w całą baterię miniaturowych instrumentów zachwycał wszechstronnością, bogactwem brzmień, poczuciem humoru i wyobraźnią. Zespół zaprezentował kompozycje ze swoich dwóch wydanych albumów (Antonisza i Chopina) oraz najnowszego, czekającego na publikację. Gwoli ścisłości - Małe Instrumenty chętnie korzystają ze smyczków, używając ich do grania na instrumentach strunowych, dzwonkach, a także rzadkiego instrumentu o nazwie daksofon.
Zespół Lucky Dragons miał nomen omen szczęście, że występował po Małych Instrumentach. Gdyby nie to, część widzów z pewnością zażądałaby zwrotu pieniędzy za bilety. Ich półgodzinny koncert zapowiadany jako eksperyment socjologiczno-muzyczny okazał się potężnym rozczarowaniem. Dwoje Kalifornijczyków rozpoczęło od zbudowania monotonnej frazy elektronicznej, którą następnie zaczęło modulować, używając specjalnie spreparowanego urządzenia składającego się z dwóch nałożonych na siebie arkuszy z tworzywa sztucznego. Po kilku minutach aparaturę oddano w ręce trójki widzów i na tym szumnie zapowiadany "eksperyment interaktywny" się zakończył. Lucky Dragons stać z pewnością na znacznie więcej, wiedzą o tym ci, którzy widzieli ich występy w internecie lub na Off Festival w Katowicach. Po koncercie w Żaku wszyscy kręcili głowami z niedowierzaniem.
Uczucie rozczarowania wymazał z pamięci koncert Kronos Quartet. Amerykanie zaproponowali niezwykle szeroki wachlarz pomysłów wykonawczych i rozwiązań aranżacyjnych, w którym znalazło się miejsce na "twardą" współczesną kameralistykę, zabawy "małymi instrumentami", uduchowione piękno muzyki etnicznej (hinduskiej, arabskiej czy greckiej) i muzykę filmową (zagrali słynny motyw z "Requiem dla snu" Darrena Aronofsky'ego). Kwartet zasługiwał na nieco mocniejsze nagłośnienie (widzowie filharmonii siedzieli cichutko jak trusie, by nie przegapić żadnego dźwięku), niektórym partiom zabrakło mocy. Gorące owacje i potrójny bis nie pozostawiał jednak wątpliwości, że mamy do czynienia z fenomenem. Mało który zespół jest w stanie zgromadzić tak liczną publiczność, grając tak trudną muzykę.
Dni Muzyki Nowej to festiwal krótki, od czwartku do niedzieli zaprezentowano zaledwie pięciu artystów. Ma to swoje zalety - niemal każdy jest w stanie wybrać się na wszystkie koncerty, co w przypadku innych imprez jest w zasadzie niemożliwe. Niestety, tak jak w przypadku Jazz Jantaru, znów zabrakło karnetów, będących sporym udogodnieniem i ukłonem w stronę widza. I choć pozostawia pewien niedosyt, to mam przeczucie, że XXI wiek będzie epoką przesytu, w której niedosyt będzie, paradoksalnie, luksusem. Założę się, że większość uczestników Dni Muzyki Nowej już zastanawia się, co będziemy mogli zobaczyć za rok.
Małe Instrumenty w klubie Żaku podczas festiwalu Dni Muzyki Nowej.
Wydarzenia
Miejsca
Zobacz także
Opinie (20) 1 zablokowana
-
2012-01-16 15:16
Koncert Kronos Ouartet (1)
Nagłośnienie podczas koncertu Kronos Quartet było według mnie w sam raz, wymuszało na publiczności zachowanie ciszy, która niestety nie zawsze jest dla słuchaczy oczywistością.
- 5 0
-
2012-01-16 23:33
Kronos quartet totalne dno
Nie wiadomo bylo czy oni graja czy stroja intrumenty
- 0 5
-
2012-01-18 10:58
lucky dragons byli na offie w mysłowicach a nie katowicach
i dla mnie był to najlepszy występ tamtego offa. A teraz to było dno, nie wiem co sobie wyobrażali...
- 1 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.