- 1 Pełna sala na benefisie prof. Januszajtisa (20 opinii)
- 2 Tych spektakli nie możesz przegapić (11 opinii)
- 3 Filharmonia zaczyna sezon (19 opinii)
- 4 Oto najlepsza książka dla dzieci 2022 roku (26 opinii)
- 5 Aktorki okradzione podczas spektaklu (88 opinii)
- 6 Recenzja musicalu "Dziewczyny z kalendarza" (42 opinie)
Zwyciężyła normalność, czyli o 2. Gdańskim Festiwalu Muzycznym
Dużo świetnie wykonanej muzyki, sporo dobrych tropów, kilka absolutnych rewelacji i w zasadzie tylko jedno rozczarowanie - tak w skrócie można by streścić tegoroczny 2. Gdański Festiwal Muzyczny.
I od rozczarowania rozpocznijmy, by najgorsze mieć jak najszybciej za sobą. Mowa o występie Jerzego Maksymiuka na koncercie inauguracyjnym, podczas którego poprowadził on concertino na harfę elektroakustyczną z orkiestrą South Shore Elżbiety Sikory (rezydenta Festiwalu) oraz VII Symfonię Beethovena. O interpretacji pierwszego utworu trudno się wypowiadać, natomiast w przypadku Beethovena nie ma najmniejszej wątpliwości, że było to wykonanie bardzo słabe, bezbarwne i nijakie - żywa legenda polskiej dyrygentury zanudziła nas śmiertelnie.
I tyle narzekań, bo o reszcie występów można pisać tylko dobrze lub bardzo dobrze. Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na znakomitych solistów, których udało się ściągnąć na tegoroczny festiwal: harfistkę Isabelle Perrin (wykonawczynię inauguracyjnego cocncertina Sikory), klarnecistę Wolfganga Meyera (który oczarował słuchaczy swą interpretacją koncertu klarnetowego A-dur Mozarta), gitarzystę Marcina Dyllę (przejmująco zagrał słynne Concierto de Aranjuez Rodriga), wiolonczelistę Siergieja Antonowa, flecistę Łukasza Długosza oraz członków duetu fortepianowego Genova i Dimitrov.
Od razu wspomnijmy też o znakomitych dyrygentach - Wojciechu Rajskim i jego fenomenalnie brzmiącej orkiestrze, godnych partnerach wspomnianego Wolfganga Meyera podczas koncertu poniedziałkowego, oraz o Holendrze, Ernście van Tielu, który w piątkowy wieczór udowodnił, że gdańscy filharmonicy, tak źle zapamiętani z inauguracji, potrafią być kompetentnymi, pełnymi życia i werwy muzykami, których słucha się z zapartym tchem (szczególne brawa za uwerturę Cyrano de Bergerac Johana Wagenaara).
Na koniec kilka słów o zjawisku z kategorii "dobry trop" i zarazem "wielka nadzieja" - chodzi o... normalność. Na koncercie symfonicznym oprócz Beethovena zagrano utwór napisany w zeszłym roku. Na kolejnym obok dzieła Mozarta pojawia się kompozycja współczesna. I to jest w cywilizowanych krajach normalne. Mam więc nadzieję, że tak piękna obecność muzyki najnowszej na Festiwalu nie wynika jedynie z faktu, iż akurat rezydentem jest kompozytorka, i że taka normalność stanie się codziennością kolejnych festiwali.
Miejsca
Wydarzenia
Opinie (1)
-
2009-05-29 09:04
"...piekna obecnosc muzyki najnowszej.."
"...poprowadzil on concerto na harfe elektroakustyczna z orkiestra South Shore Elzbiety Sikory{rezydenta Festivalu}oraz VII Symfonie Beethovena.O interpretacji pierwszego utworu trudno sie wypowiadac.."
rzeczywiscie piekna muzyka!ha,ha!...
a o tej interpretacji lepiej nie wypowiadac sie?
Czyzby Anna Pecherzewska -Hadrych myslala ze tego nie bylo ani widac ani slychac gdy orkiestra rozminela sie,a raczej podzielila sie na dwa obozy?
Chyba najlepiej wie sama kompozytorka-rezydentka Festiwalu i prowadzacy ten koncert Maestro Jerzy Maksymiuk,a moze nie?
a czy bylo slychac podczas transmisji radiowej,bo podobno mialo byc live?ale coz nie da sie zrobic w XXI wieku?
a moze w tej pieknej najnowszej muzyce wszystko ujdzie plazem?
Jednak my,stali melomani obecni na tym koncercie nie tylko ze slyszelismy co tam w tym South Shore dzialo sie,ale przede wszystkim widzielismy.
I jestesmy pewni ze nie tylko my,bo nawet bylismy swiadkami gdy czesc widzow zaczela wychodzic z tego koncertu.- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.