• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Zbyt grzeczni na sukces

Łukasz Rudziński
1 lutego 2010 (artykuł sprzed 14 lat) 
Anna Iwasiuta i Beata Buczek-Żarnecka jako dwie lesbijki "po przejściach" usiłują grać przejmująco i agresywnie. Niestety, tylko usiłują... Anna Iwasiuta i Beata Buczek-Żarnecka jako dwie lesbijki "po przejściach" usiłują grać przejmująco i agresywnie. Niestety, tylko usiłują...

Nowy spektakl Teatru Miejskiego to kolejna próba wprowadzenia trudnego repertuaru tego teatru i ponownie efekt nie jest zadowalający. Dlaczego?



Ingmar Villqist nieoczekiwanie zdecydował się wrócić do własnych jednoaktówek, które napisał kilkanaście lat temu. Dziś, jak tłumaczył swój wybór, są one jeszcze bardziej aktualne niż w momencie powstawania, ponieważ o tematyce gejowskiej w Polsce mówiło się z dużo większą rezerwą niż obecnie. Podjął się reżyserii spektaklu, który w tym kształcie realizował nie dwa, nie trzy, ale dziesięć razy licząc polskie i zagraniczne produkcje. Ale efekt jest mizerny.

Wszyscy mamy jakąś przeszłość. Kochający mąż, czuła kochanka czy samotna wdówka. Nie ważne czy wolimy kolor tęczowy, niebieski czy czarny. O człowieczeństwo i godność warto walczyć w każdej sprawie. No i o swoje szczęście, co akurat bohaterom sztuk Villqista średnio wychodzi. Villqist opisał ludzi nieszczęśliwych, bo przecież o nich w gruncie rzeczy jest "Kostka smalcu z bakaliami". Jedna z kobiet (Beata Buczek-Żarnecka) żyje miłością do tej drugiej, tylko że ta druga (Anna Iwasiuta) ma dom, dzieci i wcale nie chce z tego rezygnować. Żadna nie czuje się w tym związku dobrze, ale też żadnej nie stać na jakiekolwiek rozwiązanie tej sytuacji.

Bardziej skomplikowana jest relacja dwójki partnerów, wychowujących malutką dziewczynkę. I tutaj przeszłość jednego z nich (Mariusz Żarnecki) mocno uwiera tego drugiego (Filip Frątczak), choć co innego wydaje się zagrożeniem dla ich wspólnej przyszłości...



Reżyser postanowił ostrzej rozegrać "Kostkę smalcu..." - Buczek-Żarnecka i Iwasiuta tarzają się po łóżku, dotykają to czule, to drapieżnie, wykrzykują sobie w twarz fakty z przeszłości. Są jednak przy tym zbyt delikatne, zbyt uładzone, aby uwierzyć w emocje ich bohaterek. Markowanie namiętności z odległości metra czy dwóch (widzowie podobnie jak na innym spektaklu Villqista "Kompozycja w słońcu" znajdują się tu obok aktorów) przynosi nie najlepsze skutki.

Nieoczekiwanie bohaterka Buczek-Żarneckiej okazuje się oszalałą z miłości lesbijką, która swoje szaleństwo oznajmia m.in. miotaniem się i drapaniem łóżka. To jej kolejna - po Blanche z "Tramwaju zwanego pożądaniem" - rola wariatki, z którą zupełnie sobie nie radzi. Warta zapamiętania jest za to bardzo udana, wyciszona scena telefonu bohaterki Buczek-Żarneckiej do męża swojej ukochanej. Te kilka minut przekonuje, że można było rozegrać "Kostkę smalcu..." o wiele ciekawiej.

"Beztlenowce" rozgrywają się w tej samej przestrzeni, co "Kostka smalcu...". Miejsce dwóch kobiet zajmują mężczyźni - jeden z nich z laptopem, w nienagannym stroju i stanowczej postawie (Mariusz Żarnecki). Drugi (Filip Frątczak) jest męskim wcieleniem idealnej mamy - czuły, wrażliwy, zakochany w niemowlaku po uszy. Temat "współojcostwa" potraktowany został delikatnie, z wielką życzliwością, wręcz z rozrzewnieniem. Żarnecki i Frątczak grają dużo lepiej niż chwilę wcześniej koleżanki z zespołu. Jednak z czasem to On Żarneckiego okazuje się ciekawszą postacią. On Frątczaka jest od początku do końca taki sam - z wielkim wdziękiem opiekuje się dzieckiem, ale z partnerem układa mu się coraz gorzej. Tu - odwrotnie niż w pierwszej sztuce - puenty niestety nie ma. Pozostaje psychologizująca opowieść dla wielbicieli klimatu innej sztuki Villqista - "Kompozycji w słońcu", do których zdecydowanie się nie zaliczam.

Villqist własne jednoaktówki potraktował trochę jak scenariusz przeciętnego serialu. Jego zabiegi przeniesienia uwagi na jednego z bohaterów sztuki (nie ma m.in. wózka inwalidzkiego, który pozwalał zreinterpretować jedną z jednoaktówek praktycznie już po jej zakończeniu), nie został poparty ani zdecydowanym działaniem, ani odważną wizją sceniczną. Jeden świetny pomysł na "Pussy" Rammsteina to stanowczo za mało. Szkoda.

Miejsca

Opinie (15) 3 zablokowane

  • Nareszcie jakiś postępowo-analny spektakl w tym mieście

    • 9 6

  • Fatalny spektakl

    Stare odgrzewane kotlety, fatalny tekst, reżyseria, scenografia i gra.
    Po co komu taki gniot. Szkoda państwowych pieniędzy.
    A tyle pięknych rzeczy można zrobić w teatrze.
    GDYNIO nie wstyd ci.

    • 10 6

  • A gdzie zdjęcia scen miłosnych?

    • 4 2

  • niestety (1)

    Spektakl jest nieudany. Lepszy wprawdzie od "Woyzecka" i "Urodzin Stanleya", ale o to akurat nie było trudno. Za to aktorkom zupełnie brakuje przekonania - graja bo grają. Faceci co innego. Plus dla Filipa Frątczaka za przejmującą mimo wszystko kreację.

    Niestety intelektualnie była to klasyczna teatralna wata (udajemy, że to jest mądre i pożyteczne, to może faktycznie tak będzie). :(

    • 5 2

    • przejmująca kreacja Frątczaka?

      to żart? Frątczak zrobił z tego farsę, żenującą farsę. ciężko to było znieść, oj ciężko. Smalec jeszcze jakoś, ale do rewelacji też daleko.

      • 2 0

  • Ortografia (2)

    Nie ważne czy wolimy kolor tęczowy, niebieski czy czarny. Jak się chce recenzować, trzeba nauczyć się ortografii:)

    • 4 2

    • nie ma...

      koloru tęczowego...

      • 0 0

    • co do ortografii miszczu

      Nieważne pisze sie razem, przed czy stawia sie przecinek. Poniał?

      • 0 0

  • najsłabsze ogniwo (1)

    Akurat Frątczak jest zdecydowanie najsłabszym ogniwem tej sztuki. Ciężko było znieść jego infantylność i zachowanie przypominające osobę niedorozwiniętą. Szkoda że sztuka na tak ważny temat, i naprawdę całkiem nieźle napisana, została tak zepsuta.

    • 2 0

    • Frątczak

      Zgadzam się z pierwszą tezą - w istocie Frątczak ciągnie to wszystko w kierunku farsy (ku uciesze widzów, niestety). Ale sztuka też jest słaba. Villqist napisał jedną dobrą sztukę - "Noc Helvera". Na tym powinien poprzestać.

      • 2 0

  • ogniwa (1)

    elba - co do pierwszej części zgodzę się, z pozostałą nie do końca. Sztuka to rzecz subiektywnego odbioru, mi się podoba, zwłąszcza ta pierwsza część, cięższa, która wdziera się i zostaje na dłużej.

    • 3 2

    • elba

      Ja widziałam tę sztukę w Teatrze Telewizji już ładnych parę lat temu, znakomicie zagraną i autentycznie poruszającą. To co teraz zobaczyłam w Teatrze Miejskim było dużym rozczarowaniem właśnie dlatego, że wiem jak mogłoby to być zrobione.

      • 3 1

  • wystarczy posluchac onanistow

    w wieczornych programach medialnych po co mieszac do tego teatr

    • 0 0

  • swierszcze

    naucz sie najpierw jak trzeba postrzegac rzeczywistosc

    • 1 1

  • Frątczak- BOSKI!

    Frątczaka infantylność była jego pomysłem na postać. Frątczak jest dla mnie największą gwazdą w Teatrze. Zwróciłam na niego uwagę już w słabym moim zdaniem "Tramwaju zwanym pożądaniem", gdzie miał maleńką rólkę Mitcha, a przysłaniał swoją osobą cały zespół aktorów- wspaniała kreacja! Tutaj miał większe pole do popisu, co wykorzystał. Brawa na stojąco!

    • 1 3

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

Ile metrów liczy zabytkowy piec kaflowy w Dworze Artusa?

 

Najczęściej czytane